FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Widmo przeszłości
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Jedi » Widmo przeszłości
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Śro 20:55, 02 Sie 2006    Temat postu:

Samuel słuchał. Samuel słuchał jak ten człowiek zachęca ich, by uczynili zło, coś, co pewne kręgi jasno definiują jako zło.
Ale czym jest zło?
Pogrążył się na chwilę we wspomnieniach.

Przypomniał sobie rozmowę z jego Mistrzem-tym pierwszym i prawdziwym Mistrzem, nie Tholme'em, do którego jako mistrza nie mógł się przyzwyczaić-Tholme mógł być dowódcą, mógł być przydatnym mentorem, który wprowadzi go w wyższe kręgi wtajemniczenia, ale nie mógł być Mistrzem-czymś, czego Samuel nie potrafił nawet zdefiniować. Dla niego Mistrzem na zawsze pozostał Sirion...żywy czy martwy.
Pamiętał, gdy Mistrz wrócił z pewnej misji. Miał zapobiec pewnemu konfliktowi-Silverword nie pamiętał dokładnie, o co chodziło. Chodziło o to, że pewien człowiek pociągajac za sznurki doprowadzał do konfliktu, w którym mogły się przelać hektolitry krwi niewinnych. Mistrz po tej misji przybył i choć tylko Radzie musiał to opowiedzieć-innym niekoniecznie-opowiedział Samuelowi o przebiegu zadania. Tak jak zawsze, mówiąc mu czasem nawet to, co subtelnym niedomówieniem ukrywał przed Radą Jedi.

Wtedy opowiedział mu o tym, jak subtelnie zbierał informacje, sugestiami, rozmowami, kłamstwami, groźbami próbował doprowadzić do tego, by konflikt skończył się zanim się rozpocznie.
Ale to wszystko było na nic-mistrz marionetek był człowiekiem upartym i ślepo zapatrzonym w to, co czyni. W dodatku był jednym z najbardziej wpływowych na planecie. Miał czyste konto, więc pozbawienie go władzy drogą prawną było niemożliwe.
Dlatego też pozorując samobójstwo, zrzucił go z dachu jego biura.
Śmierć tej dżentelistoty sprawiła, że bardziej...podatni na wpływy Jedi zajęli jego miejsce, a następnie bezkrwawo dogadali się z ich przeciwnikami.
Ale dla młodego padawana nie miało to znaczenia.
"Ależ Mistrzu, uczyniłeś wtedy Zło!"
"Zło, Samuelu? Zrobiłem, co zrobić musiałem-nie uczyniłem mu bólu, nie zadałem cierpień. Za to, gdy zginął, istnienia znacznie większej ilości istot nie zostały zagrożone. To czysta matematyka, Samuelu."
"Ależ Sirionie!"-Samuel i jego Mistrz byli sobie zawsze na ty"To nie usprawiedliwia tego...Zła, przecież to był czyn Ciemnej Strony!"
"Zła? A czym jest Zło czy Ciemna Strona, Samuelu? Zło jest tym, czym je czynimy-wykorzystajmy je do wyższych celów, a zmienimy jego charakter. Nie traktuj tego jak morderstwa-traktuj to jako czyn godny uznania i poszanowania, jako narzędzie do ocalenia wielu bytów. A czy ratowanie tysięcy istnień jest Złem? Nie sądze, a ty?"
Samuel nie potrafił mu odpowiedzieć, gdyż nie potrafił znaleźć kontrargumentu.

Pamiętał to tak dobrze...i dzisiaj musiał uznać, że jeśli Tholme usłucha króla, to uratuje życia innych. Ale czy na pewno? Uratuje tylko ich życia, ponieważ aktualny władca rządzi całkiem sprawnie...
Czy cała władza w rękach króla i kapitana jest warta tego, by zabić?
Samuel nie był tego pewien...

Gdy Tholme skończył mówić, Samuel odwrócił się do niego.
- Uczynie jak sobie życzysz, choć nigdy nie byłem doskonałym hakerem. I nie zdziwie się, jeśli nie zastosujesz się wcale do mojego planu. Samuel leciuteńko się uśmiechnał Mistrz powinien zrobić własny plan znacznie lepszy, a następnie pokazać padawanowi że jego nie był dostatecznie dobry. Chyba że sam nie potrafi wymyślić niczego lepszego i zastosuje się do planu swego ucznia...tylko kto w takim wypadku powinien być uczniem? Drwiący uśmiech chwileczke jeszcze zatańczył na ustach padawana, po czym znikł, zastąpiąny zwykłym, nic nie wyrażającym uśmiechem. A co do Torlana....dlaczego mamy *naprawdę* go zabić? Możemy się go pozbyć, porywając go, udając zabójstwo, a następnie zmieniając ponownie jego twarz całkowicie syntciałem, czyniąc go fizycznie innym człowiekiem niż jest, a następnie wysłać go w galaktykę z inną tożsamością, dając mu szansę na nowe narodzenie, nowe życie? Lepsze to niż zabójstwo tylko dla zaspokojenia czyjeś żądzy krwi.
Po chwili już zabawiał się w ściąganie mapy, wyraźnie jednak czekając na to, co powie Tholme.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Tholme
Mistrz Jedi



Dołączył: 30 Cze 2006
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Poznań

 Post Wysłany: Sob 20:27, 05 Sie 2006    Temat postu:

Tholme przechadzał się powoli o pomieszczeniu, spojrzenie kierując raz na prawdiwego króla, a rz na uwijającego sie przy terminalu Samuela. Wtedy usłyszał małą tyradę swojego padawana. Była to rzecz, która wywoływała usmiech. specyficzny sposób mówienia tego uznia był sam w sobie bardzo śmieszny.
dnocześnie jednak była to rzecz, której musiał sie oduczyć. Jdi odzywa się wtedy, gdy ma coś waznego do powiedzenia. Zwłaszca w takiej sytuacji. Kto wie, może w podobnej scenerii słowa jego zdyskredytowałyby Tholme'a w oczach jakiejs waznej persony? Młodzieniec potrzebował szorstkiej odpowiedzi.
-Nie do ucznia nalezy rozstrząsanie kwestii będcyh poza jego sferą wpływów-odpowiedział Tholme beznamiętnie-A teraz pospiesz się z ta mapą, mamy robote do zrobienia.
Widział, że nie spodobało się to jego uczniowi. Odczekał chwię po czym powiedział:
-Nie powiedziałem jeszcze, że kogokolwiek zabiję i nie wkładaj swoich myślli w moje usta. Zrobię to, co uznam za słuszne i odpowiednie w danej sytuacji.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Sob 20:45, 05 Sie 2006    Temat postu:

Jedną z wad Samuela było to, że lubił irytować i denerwować ludzi. Była to rzecz, którą próbowano już od dawna usunąć z jego charakteru...i jak na razie nikomu się to nie udało.
Silverword wiedział, że Tholme stara się mu dać do zrozumienia, żeby się zamknął i robił to, co ma do zrobienia.
Ale nie powiedział tego dosłownie...na razie. Dlatego Samuel nie miał ochoty na razie przestać mówić. Gdy mówił, lepiej mu się pracowało.
-Rzeczywiście, nie powiedziałeś jeszcze-jak sam przed chwilą podkreśliłeś, mistrzu-że kogokolwiek zabijesz. Niektórzy jednak trwają w nadziei, że to uczynisz, a inni wręcz przeciwnie. A skoro te decyzja podlega jeszcze zmiennym-chyba, że została podjęta już decyzja, tylko nie chcesz się nią podzielić, a jeśli tak, to przepraszam, naprawdę-i to na ich podstawie prawdopodobnie osądzisz co jest słuszne i odpowiednie, można wypowiadać własne sugestie...własnymi ustami? Oczywiście, jeśli należy to do mojej sfery wpływów. Jeśli nie należy, to ponownie przepraszam-poprostu jako Jedi, obrońca życia, chcę nakłonić kogoś, kto może się stać katem, by zrezygnował ze swojej decyzji pozbawienia kogoś głowy na rzecz mniej...agresywnych metod. Poprostu chcę jako Jedi chociaż spróbować wpłynąć na decyzje odnośnie życia bądź śmierci człowieka. Oczywiście jednak, lepiej pozostawić to osądowi jednego człowieka, bo lepiej poprostu pokierować się swoim osądem i tylko swoim, jeśli chodzi o tak błahe sprawy jak życie bądź śmierć. A mapa będzie zaraz...
Samuelowi przyjemniej się pracowało rozmawiając. To fakt.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Tholme
Mistrz Jedi



Dołączył: 30 Cze 2006
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Poznań

 Post Wysłany: Sob 20:49, 05 Sie 2006    Temat postu:

-Któregoś dnia, Samuelu twój język sprowadzi na ciebie zgubę-odparł krótko mistrz-Póki co nie kaz mi dosadnie sobie mówić, abyś zajął się swoim zadaniem. I tylko nim.

Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Wto 19:15, 08 Sie 2006    Temat postu:

Mimo iż Samuel nie był najbieglejszy w sztuce włamywania się do banków danych, zwłaszcza rządowych, to jednak zadziwiająco dobrze mu poszło. Najwidoczniej moc miał młodego padawana w opiece i pokierowała jego dłońmi i palcami tak, że błyskawicznie natrafił na to, czego szukał. Albo Planeta Hoeth, na której powierzchni mieszkały miliony i posiadali bardzo zaawansowana technologie biologiczną i możliwe nie tylko, posiadała bardzo słabych informatyków i techników.

Tymczasem król, siadając ciężko na fotelu powiedział:

- Wierze w was, zwłaszcza w ciebie Mistrzu Tholme. Że moc poprowadzi was ku jedynej słusznej ścieżce. Ale musicie się spiszyć, za nieco ponad pół godziny zacznie się ceremonia i tuz po niej kapitan Karesh, już jako doradca Karesh, zostanie zamordowany, prze tego tyrana i samozwańca.

W tym momencie Tholme mógł wyczuć jak w moc uderzyła w jego ciało, niczym taran przynosząc tak pożądane informacje. Do tej pory Mistrz mógł wyczuwać wielkie zaniepokojenie od dochodzące od Faith, teraz, mimo iż nadal silne i niepokojące, było inne. Jakby… dziewczyna znalazła kierunek, w którym powinna zmierzać. Pojawiła się determinacja. Przeczucie mogło mówić tylko jedno. W pałacu rozegra się wszystko i wszyscy Jedi się tam spotkają.

Po chwili na rzutniku holograficznym wyświetliły się dokładne mapy pałacu na Hoeth. Cały budynek był zbudowany na dużym wzniesieniu. Mimo iż miał dwa, trzy pietra, to górne kondygnacje były niewielkie i wszystko opierało się na podstawowej, gdzie umieszczone były wszystkie potrzebne do życia pomieszczenia.

[link widoczny dla zalogowanych]

Dane:
1. Centrum informatyczne pałacu. Generatory zasilające i wszystkie środki komunikacji.
2. Sala tronowa, obok pokoje króla i niżej pokoje jego dzieci.
3. Medyczny wraz z salą operacyjną i magazynem środków.
4. Główny hol, po bokach pokoje służby.
5. Kostnica i dodatkowe magazyny.
6. Pokoje chorych
7. Kuchnia, obok trzy jadalnie, główna królewska i dla służby.
8. Sala balowa


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Śro 20:28, 09 Sie 2006    Temat postu:

Samuel zadowolony ze swojego sukcesu dokładnie przyjrzał się mapie i spróbował stworzyć jej obraz w swoim umyśle za pomocą Mocy. Miał nadzieję, że mu się to uda. Po chwili odwrócił się do Tholme'a, popatrzył krzywo na króla, który nadal namawiał Jedi do mordowania.
- Gotowe. Tak jak sobie życzyłeś... Uśmiechnął się szeroko. Czy gdy skończyłem już swoje zadanie mogę dalej pracować swoim językiem na swoją zgubę, mistrzu Tholme? Cóz, według Samuela miał to być żart...Zadowolony z siebie czekał na reakcję Tholme'a.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Tholme
Mistrz Jedi



Dołączył: 30 Cze 2006
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Poznań

 Post Wysłany: Pią 23:40, 25 Sie 2006    Temat postu:

Tholme nie dał po sobie niczego poznac, ale był już lekko zirytowany postawą młodzieńca Z początku całe jego zachowaie było nieco zabawne, ale teraz zaczynało być już denerwujące.
Niewspominając o tym, że dyskredytowało mistrza Jedi w ocach władcy tej planety. Zepchniętego z tronu, ale jenak. I kto wie, czy niedługo na niego nie wróci.
-Nie pozwolę na twoja zgubę, więc zamilknij-[/ipowiedział Thole i wykonał lekki gest ręką, bez patrzenia na kogokolwiek, więc pozornie niewazny.
Przyda mu sie mała nauczka, poyslał mistrz.
Samuel, który zapewne ponownie chciał się odezwać nagle zwarł swe sczęki i z przerażeniem odkrył, że nie moe ich otworzyć. Spojrzenie na swojego mistrza uświadomiło mu, co się stało. a raczej uczynił to jego specyficzny uśmiech.
-[i]To moje małe zwycięstwo, Samuelu-
odezwał się mistrz po paru minutach delektowania się ciszą-Czas na twoje Przystaję na twój lan. zas go wykonać.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Ragnus
Rebel Scum



Dołączył: 24 Gru 2005
Posty: 1339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Bydgoszcz

 Post Wysłany: Sob 11:40, 21 Paź 2006    Temat postu:

[off] No to jademy[/off]

Mistrz Tholme przewodnik, którego tak bardzo potrzebował Samuel ostatnimi czasy, ł właśnie miał wyruszyć podjąć się trudnego zadania, gdy jeszcze raz przeanalizował plan. Tak dużo czasu spędzili nad jego układanie,. Że pozostało niespełna trzydzieści minut na wykonanie zadania. Nawet umiejętności Jedi nie są tak zdumiewające by zdążyć to wszystko zrobić:
- Mój padawanie chyba czas zrezygnować z tej zabawy w chowanego, inaczej nigdy nie zdołamy przywrócić porządku na Hoeth. Mam nadzieję, że jeszcze nie zapomniałeś jak korzysta się z miecza świetlnego.

Widząc reakcję ucznia i grymas na jego twarzy szybko dodał:
- Nie martw się, to nie będzie trudne. Jesteś doskonale zespolony z Mocą. Pozwól by to ona kierowała Twoimi ruchami. Będziesz musiał tylko osłaniać króla, musimy zabrać go ze sobą
- Ależ.. ja siiił nie mam na taki trud.
- Królu nie robisz tego dla siebie tylko dla poddanych. Mój uczeń
– to mówiąc Tholme położył dłoń na ramieniu Silverworda – jest najodpowiedniejszą do tego osobą. Tylko udając się razem do pałacu zdołamy przywrócić tu na Hoeth prawo i porządek.

Nie mając odpowiedzi na te argumenty, stary schorowany człowiek tylko pokiwał ze smutkiem swą głową. Nim Samuel zdołał cokolwiek dodać dwójka rycerzy wyczuła rozbłysk potęgi mroku. Ktoś właśnie powoli zaczynał pogrążać w otchłani ciemności.

*****************

- Stać pokazać jakieś dowo… zaraz czy ty nie jesteś…
- Faith pomóż, od tego zależy los całej planety.


Miecz błyskawicznie pojawił się w dłoni księżniczki. Zanim żołnierze zdołali radę zareagować pierś jednego z nich trafiła laserowa wiązka wystrzelona przez kapitana. Celny szybki strzał uśmiercił służbistę podległego zdrajcy na miejscu. Na twarzy drugiego natychmiast pojawił się zdziwienie, ale szybko przeszło w grymas bólu. Śmierć od miecza świetlnego jest błyskawiczna, ale nie bezbolesna. Wlewające się ciepło najpierw parzy, by następnie niszcząc komórki nerwowe powodując uczucie niewiarygodnego chłodu.

Ostatni dwaj próbowali walczyć, ale dwójka gwardzistów nie miała wielkich szans z uzbrojoną Jedi. Odbiją jednocześnie oba strzały Jelena odbiła wiązkę prosto w twarz oponenta. Kości i skóra szybko stopiły się w jedność stając się ohydną maską śmierci. Czwarty z ludzi widząc twarz towarzysza wrzasnął głośno, jedno cięcie miecza starczyło by krzyk natychmiast się urwał.

- Dobrze. Wiem, że to bezsensowna śmierć. Sama jednak wiesz, że czasem trzeba wybrać mniejsze zło. Dzięki temu unikniemy wojny domowej. Opłaczemy tych nieszczęśników później oraz bliskim wynagrodzimy to. Teraz się śpieszmy.

******************

- To już chyba wiemy gdzie musimy się udać, wydaje mi się.

[off] W posiadłościach w jakich jesteście macie na pewno jakiś speeder. Spam akurat na tyle potrafisz takie pojazdy, że zostałeś mianowany pilotem. Możesz opisać wszystko do spotkania z kapitanem i Faith[/off]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Nie 18:24, 22 Paź 2006    Temat postu:

Zamknięto mu gębę w dosłownym znaczeniu. Hrmpf. A nie będzie się z Tholme'em sprzeczał...jak można prowadzić dyskusję z kimś, kto używa takich dziecinnych metod, huh? Ech. Co za mistrz mu się trafił...
Młody padawan stał, nieco obrażony. I zamyślony. Ta misja była taka dzwina...to miały być negocjacje. A jak się skończyło? Nawet nie na negocjacjach-raczej na spiskowaniu i kryciu się w cieniach. Na walce o tron. Jedi przybyli i poparli "prawdziwego władcę"...ale czy zrobili słusznie? Nie wyglądało na to, by Hoethanom żyło się źle-ba, wszystko było tutaj tak piękne, tak wspaniałe...a oni przybyli i przynieśli chaos. I śmierć. Wtrącili się w machinacje i rozgrywki, popierając jedną stronę. Ale dlaczego akurat właśnie tą?
Prawda była taka, że to było korzystne dla Repubilki. Niekoniecznie dla mieszkańców tej planety-ale za to było korzystne dla Kanclerza. Jedi ze sprawiedliwych stali się agentami Senatu. Intrygujące.
Tylko czy mu się to podobało? Nie lubił...ponure rozmyślania przerwał mu jego "wspaniały mistrz". Że było to nagłe i ogólnie niespodziewane, zapomniał o kontrolii mimiki i pozwolił sobie na grymas. Hrmpf. Korzystanie z miecza świetlnego? Nie lubił korzystać z tej zabawki...może miał zadatki na dobrego wojownika. Ale poprostu zaparł się i NIE CHCIAŁ ćwiczyć. Jak to mówią-można zaprowiadzić banthę do wodopoju, ale nie można zmusić jej do picia. Z nim było podobnie. Uwaga szpiega odnośnie idealnego zespolenia padawana z Mocą udobruchała Silverword'a. W tym akurat się zgadzali...chociaż Samuelowi średnio się uśmiechało bycie kierowanym przez Moc. To on wolał kierować...ale jak to powiedział jakiś wrażliwy na Moc pisarz "Myślisz, że popychasz, a jesteś popychany".

Tylko gdzie mają jechać, czym, kiedy...jak zwykle to on musiał o wszystko zadbać. Kto tutaj był mistrzem? On czy...
Marudzenie i psioczenie Samuela przerwał błysk w ciemności. A może zgaśniecię światła? Poeci pisali przeróżnie o Mocy-jednak praktycznie nic nie mogło oddać tego, co czuła zespolona z nią istota. Manifestacja mroku była jednocześnie przerażająca i...podniecająca. Moc tak wielka, wywołująca zimny pot.
Moc zakazana. I właśnie dlatego tak pociągająca. Ile razy młody pozwalał jej się lekko ponosić w samotności, nie szkodząc nikomu, niczym mały dzieciak rajcując się z tego, że robi to, czego nie wolno? Teraz jednak to, co się tam działo poza wspomnianymi uczuciami przyzywało jeszcze coś innego-wspomnienie tego, jak użył ciemności, by uratować siebie. I innych. Sprawiało, że powracało natrętne pytanie-czy tego żałował?
Nie, nie żałował.

Być może właśnie te odczucia sprawiły, że normalnie wygadany młodzian teraz tylko pokiwał głową i w zadumie ruszył zaprowadzać na Hoeth rządy Prawa i Sprawiedliwości.


Ruszyli możliwie najkrótszą drogą do hangaru. Nie zastanawiał się zbytnio nad tym, co robi. Raz czy dwa jakiś strażnik zatrzymał ich...jednak argument związany z typowym dla Jedi machnięciem ręki i kilku słowom (w tym i ostrzeżeniem, że jeśli jeszcze raz takie coś się powtórzy, pan Torlan bardzo niechętnie pociągnie po wypłacie) zamykały usta najemnikom. W końcu oni mieli tylko pilnować starucha, nie? Że miał ochotę na spacer z tymi kupcami tutaj to jego sprawa. Tak, to wszystko nabierało dla strażników sensu, gdy ten dziwny chłopak machał ręką i coś tam gadał...

No ale w końcu udało im się bez problemu na speederze opuścić posiadłość. I znowu Samuel był unieszczęśliwiony-bo Tholme znowu się nudził i go wykorzystywał...prowadź Samuelu, prowadź. Pfff. Gdy prowadził, powoli znowu zbierało mu się na narzekanie. Ale szybko mu przeszło, gdy dotarli na miejsce. W sumie, skąd wiedział, że tam są? Chyba wcześniej o tym wiedział, niż to dostrzegł...
Moc jest zaiste wspianiałym narzędziem!


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Ragnus
Rebel Scum



Dołączył: 24 Gru 2005
Posty: 1339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Bydgoszcz

 Post Wysłany: Pon 14:41, 23 Paź 2006    Temat postu:

Ruch pojazdu daleki był od płynności i swobody, ale najważniejsze, że speeder poruszał się nieustannie w kierunku pałacu. Tholme wraz z padawanem mieli aktualnie znacznie więcej szczęścia niż Faith. Podczas całej drogi w kierunku pałacu nie natknęli się na ani jeden patrol gwardzistów. Wydawało się to tym bardziej dziwne, że prawdopodobnie opiekunowie prawowitego króla zdążyli już zauważyć zniknięcie swego podopiecznego.

Czy była to kwestia farta czy mocy nie miała to znaczenia w każdym razie w odległości niecałego kilometra od kompleksu zamkowego wyczuli bliskość swej towarzyszki. Rezygnując z dalszego poruszania się pojazdem zmotoryzowanym pokonali ostanie kilkadziesiąt metrów przemykając wąskimi uliczkami miasta.

Pierwsze spotkanie ojca i córki dalekie było od wyobrażeń wielu ludzi. Poza dość lakonicznie rzuconymi hasłami przez obie osoby:

- Witaj ojcze.
- Nareszcie córko...


Ani Jedi ani kapitan nie ujrzeli rzucenia się tej dwójki w swoje ramiona. Król wprawdzie wyciągnął obie ręce, ale padawanka stała nieruchoma i tylko smutnym wzrokiem patrzyła na tego nieszczęśliwego człowieka. Człowieka, który jak jej powiedziano był jej ojcem, ale prawie nie przypominał już istoty ludzkiej. Raczej stare, schorowane, wymęczone i zniszczone... coś. Pomimo łzy na jego policzku, Faith nie ruszyła do przodu. Cały czas tylko wpatrywała się w swego „ojca”. Tak naprawdę to niczym emocjonalnie nie różnił się dla niej od Torlana, żadnego z nich nigdy nie widziała. Obaj mogli być albo ojcem, albo nikim.

Niezręczna cisza została dopiero przerwana przez zachowującego przytomny umysł kapitana:

- Cieszę się, że widzę Ciebie całego na ciele i umyśle mistrzu Tholme. To tyczy się także i ciebie Samuelu.
- Podzielam twoje zdanie...
- Nie mamy jednak czasu. Skoro widzę z wami króla domyślam się, że znacie już prawdę. Czy pomożecie przywrócić sprawiedliwość na naszej planecie oraz ukarać niegodziwców.
- Takie jest nasze zadanie. Czy masz jakiś plan.
- Tak musimy dostać się jak najszybciej do mojego ojca zanim ludzie Torlana dobiorą się do nas. Jednak teraz mając do pomocy trójkę Jedi powinniśmy bez problemu tego dokonać. Kiedy już zostanę doradcą, prawdziwy król wyjawi prawdę, ludzie mając dość życia w kłamstwie, niestety nasz pan nie może w takim stanie przejąć władzy.
- Jako prawowity władca Hoeth zwracam się do was z prośbą o pomoc. Nie zależy mi na powrocie na tron. Chcę tylko pokoju i wolności dla moich ludzi. Czy obiecujecie mi swą pomoc.
- Tak ojcze
– mówiła Faith patrząc na kapitana. Tholme tylko pokiwał ze smutkiem głową. Proszono go o udział w morderstwie. Jako szpieg musiał dokonywać wiele niegodnych miana Jedi czynów. Gdzie leżała granica, której nie wolno przekroczyć mistrzowi. Czy daleko przed nim? Może już dawno ją przekroczył i teraz nie miało to znaczenia?
- Dobrze, dziękuje ci mistrzu. Wiedz, że prawowity władca Hoeth nie zapomni tego nigdy tobie ani Republice. Jak wiecie – mówił wyjmując holograficzną mapę – do pałacu jest kilka wejść. Ja wraz z Faith i Samuelem możemy wejść od południa. Wy możecie udać się od północy od razu do centrum łączności. Tuż po moim zaprzysiężeniu cała planeta powinna poznać prawdę.
- To dobry plan.
– stwierdził Mistrz – Samuelu, jesteś gotowy, wypełnić swoje zadanie na tym odległym od Coruscant świecie?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Śro 14:36, 25 Paź 2006    Temat postu:

Szło im dobrze. Nadspodziewanie dobrze...może powinni uznać to za podejrzane? Może. Ale Samuel zbyt pogrążony w różnych rzeczach-rozmyślaniach i irytowaniu się własnymi brakami jeśli chodzi o umiejętność prowadzenia pojazdów-by zastanawiać się nad tak błahymi rzeczami jak "szczęście". W końcu nie ma szczęścia-jest Moc. A Moc jest posłuszna Jedi...znaczy się-Jedi są posłuszni Mocy.
Ważniejsze w sumie było to, że wyczuwali padawankę Faith gdzieś w okolicy...a Tholme zapewne bardzo chciałby się z nią spotkać, czyż nie? Mu to osobiście średnio odpowiadało. Decyzja była szybka-po chwili już (ku uldze Samuela) przemieszczali się na własnych nogach ku (ku mniejszej uldze) drugiej Jedi. Zastanawiał się, jak zareaguje na to wszystko Tor...znaczy się król. Ciekawostką było to, że przez prawie całą drogę Samuel się nie odzywał-czyżby postęp? Zmieniał się...i wyglądało na to, że przez najbliższe miesiące zmieni się jeszcze bardziej.
Pierwszą zmianą wydawało się to, że jego usta powoli zaczynały otwierać się rzadziej i zamykać częściej. Czy była to nadzieja dla galaktyki, czy...chyba jednak to tylko chwilowa zmiana.

Jedi w milczeniu obserwował jakże ciepłe i utrzymane w rodzinnej atmosferze powitanie ojca i córeczki. Córeczki, dla której ostatnie zdarzenia to było za wiele...zbyt wiele. To było smutne.
Zastanawiał się, jak by ON zareagował, gdyby nagle pokazać mu jakiegoś mutanta...z całym szacunkiem dla prawowitego króla...i objawić mu, że to jego ojciec. Uch, to prawie tak jakby wspaniałemu Jedi pokazać zakutego w czarną zbroję, nieludzkiego Sitha i powiedzieć "Jest twoim ojcem"...
Ojciec. To słowo nie przywoływało dla Samuela nic-żadnych obrazów bądź uczuć...przynajmniej chciał, by tak było. Bo wbrew jego najszczerszym chęcią wspomnienia kogoś się pojawiały.
Kogoś, kogo nie ma. Zawsze gdy o tym myślał, budził się w nim cichy gniew i protest...tego kogoś nie było przez tych...idiotów...którzy zaplanowali akcję na Geonosis. I nie tylko przez nich. Winowajcą była ta cała durna wojna, do udziału w której go zmuszono.

Po chwili obecni zaczeli sobie rozmawiać, a padawanowie milczeli. Mieli zaprowadzić tutaj prawo i sprawiedliwość...bo to było przydatne dla Kanclerza. Ciekawe, czy KTOKOLWIEK zainteresowałby się tą planetą, gdyby nie jakże cenne syntciało? Oczywiście, w końcu oni byli dobrem wcielonym, a zysk to sprawa drugorzędna. Oczywiście. A Sithowie są łagodni jak banthy.
Uwaga o zdrowiu psychicznym nieco rozbawiła Silverword'a. Tak...to miejsce mogło doprowadzić do zachwytu. I do szaleństwa. Szczególnie, gdy przeżywa się tutaj takie rzeczy, jak trójca delegantów Galaktycznej Republiki...
Mieli też objawić Hoethańczykom prawdę. Prawdę, czymże jest prawda? ICH wersją wydarzeń...a dokładniej-kapiatana i spółki. Bo biedni Jedi nie mogli tego zweryfikować. Musieli zaufać im...dlaczego akurat im? Bo jeśli im pomogą, to Republika będzie miała dobrze. Hmm...gdy zapytano ich o "udzielenie pomocy", Samuel zachował idealnie bezemocjonalny wyraz twarzy i leciuteńko kiwnął głową.

Będą musieli walczyć...ta myśl napełniała go jednocześnie lekkim przerażeniem, ekscytacją i zadumą. Samuel zawsze tworzył wokół siebie "aurę" kogoś, kto nie lubi walczyć. Nie lubi walki. Stronił od rozwiązań siłowych, to prawda...ale prawda była nieco inna niż to, co wszystkim przedstawiał. Nie lubiał starć nie dlatego, że uważał je za głupie czy bezcelowe-unikał ich, gdyż...lubił je. Lubił walczyć, lubił ten dreszcz potęgi, gdy używając Mocy pokonywał kogoś bądź coś. Lubił atakować i wygrywać...i bał się tego. Bał się tych uczuć i dlatego tworzył wokół siebie opinię silnego pacyfisty. A tak naprawdę był...
Tchórzem. Tchórzem, który bał stanąć do walki oko w oko z samym sobą. Ale to się zmieni...miał zamiar zmienić wiele rzeczy. I to podejście było pierwsze na liście. Przestanie być tchórzem.
-Tak, jestem gotów. Niezależnie jak daleko od Coruscant-Jedi zawsze jest gotów...czyż nie, Mistrzu?
Zbliżał się punkt przełomu tej misji. Ciekawe tylko, czy w odpowiednim momencie będzie miał odwagę podjąć odpowiednie działania?
Postanowił zacząć już teraz-przypomniał sobie o pewnej technice...co prawda, nigdy nie miał okazji jej przećwiczyć-ach, te zapominalstwo-ale przecież był pojętny i całkiem potężny...przynajmniej według siebie. Najwyżej mu się nie uda...tak więc uznał, że próba stworzenia w umyśle obrazu pałacu, pomieszczeń i przebytych korytarzy, jest całkiem dobrym pomysłem. Przecież mapa takowa przydać się wielce może, czyż nie?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Ragnus
Rebel Scum



Dołączył: 24 Gru 2005
Posty: 1339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Bydgoszcz

 Post Wysłany: Wto 10:09, 31 Paź 2006    Temat postu:

Wszyscy uczestniczy małego spisku spojrzeli po sobie. Wszystko co miało być powiedziane było już czasem przeszłym. Teraz czekała na nich tylko przyszłość. Musieli działać jak najszybciej i dokładnie tylko mogli. Mniejsze zło? Czy istnieje takie pojęcie, czy każde zło nie jest złem i nie da się go podzielić? Patrząc na siebie bez słów może niektórzy tak o tym myśleli, pozostali tylko kiwnęli głowami i rozbiegli się do wyznaczonych miejsc.

Przemykając w ukryciu cienia wspomaganego przez Moc trójka młodych postaci zdawała się wręcz niewidoczna dla postronnych osób. Przez te kilka minut potrzebnych na dostanie się do południowej bramy Samuel mógł mieć nadzieję, że nie będzie musiał uciekać się do aktywacji miecza świetlnego. Wystarczyło wejść do kompleksu, odszukać marszałka, przekazać władzę. Mając ze sobą legalnego doradcą oraz cieszącego się szacunkiem byłego na pewno zdołaliby radę jakoś dostać się do króla.

Oczywiście Jedi nie ma co liczyć na łatwe rozwiązania. Ta mistyczna i niezbadana siła która kieruje tym całym światem, zawsze okaże się na tyle wredna, że im bliżej celu znajdzie się istota tym więcej trudności ujrzy przed sobą. Nie odnosiło się to tylko do tej bieżącej misji, tak było po prostu zawsze. W takich sytuacjach mogło się wydawać, że całe to życie jest odgórnie sterowane przez jakieś przeznaczenie, jeśli ktoś nie chciał być kierowany przez Moc.

Tym razem tą przeszkodą była szóstka żołnierzy przy bramie prowadzącej do hangarów pałacu. Oczy kapitana skierowane w to miejsce świadczyły o jednym. Nawet jeśli istniała jakaś inna droga on jej nie znał bądź była zbyt trudna do przebycia. Ręka Jeleny powędrowała do rękojeści miecza, oczy natomiast zapraszająco skierowała na swego towarzysza ze świątyni. Ta planeta zmieniła ich wszystkich, każde doświadczenie wpływa na sposób postrzegania świata, jednak w tym miejscu te zmiany dokonywały się dużo szybciej.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Nie 17:05, 05 Lis 2006    Temat postu:

Spiskowcy ułożyli plan, a pionki ruszyły by wykonać swój ruch w odpowiednim momencie. Czy jednak rzeczywiście plan był odpowiedni? Czy im się uda? Cóż...
Jedi mógł mieć tylko nadzieję, że z pomocą Mocy wszystko się uda. Tyle, że Moc zdawała się być czasem jak kobieta-zmienna. Raz nam sprzyjała, a raz nasyłała na nas
głodnego Rancora. Samuel nie lubił takich momentów-takich, w których musiał poddać się Mocy. Wolał by to Moc poddawała się mu, a nie na odwrót...ogólnie, nie lubił być marionetką. A czy Jedi nie byli lalkami, których mistrzem marionetek nie była Moc?

No ale trzeba było być dobrej myśli (choć nadzieja, nawet ta nowa, to ponoć matka głupich) i iść przed siebie. Choć Samuel nie był dobrym cichociemnym, miał jeden niesamowity atut-Moc sojusznikiem jego była. Co czyniło go lepszym od wielu innych "skradaczy" (i ludzi w ogóle). Przynajmniej w jego własnym mniemaniu...
Miał nadzieję, że nie będzie musiał łapać się za miecz i nim machać. Nie lubił tego ostrza-było nieprzyjemne w dotyku, a kolor klingi był irytujący jak diabli. Dlaczego takiego używał? Bo miał się nauczyć korzystać nawet z tego czego nie lubił, hrm. Ale skoro Mistrza nie było...chyba będzie musiał zmienić kolor swego ostrza. I najlepiej zroibć nowy miecz...

I tak sobie myśląc, trzy pionki natrafiły na pierwszą przeszkodę. Wyzwanie...cóż. Sugestie zawarte w zachowaniu innych i wzrok Sedayi (który wcale nie mówił "Sammy, ale jesteś wspaniały, och!" niestety) dały mu do zrozumienia, że "Samuel leniu do roboty". Dlaczego on?
Od niechcenia wyciągnął rękę, do której poszybował miecz świetlny. Hm...zrobił to automatycznie. Zły odruch. Kontrolować trza nauczyć sie kiedy w pobliżu Mistrz jest. Co by im tu zrobić...
Wyciągnął drugą rękę, tym razem w kierunku strażników, których w imię Prawa i Sprawiedliwości mają spacyfikować. Co by tu...
Skupił się i zagłębił w przenikającą na wskroś przestrzeń i czas Mocy. Objął swoją wolą pewne niebezpieczne przedmioty znajdujące się w posiadaniu strażników. I szarpnięcie w swoją stronę...powinny równie gwałtownie zacząć się przemieszczać w jego stronę. A potem ruch w ich stronę i troszkę w góre. Żeby bron zawróciła i po pyskach im dała. I to mocno...
Samuel wiedział, że połowa tych ruchów to niepotrzebny popis. Ale Samuel lubił to uczucie potęgi, gdy nagina rzeczywistość do swoich potrzeb...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Shinigami
Gość







 Post Wysłany: Śro 22:42, 15 Lis 2006    Temat postu:

Let’s get this party started

Teraz nie było już odwrotu, wszelkie za i przeciw musiały zostać za nimi i tylko Moc, a przynajmniej tylko w mniemaniu Samuela mogła im pomóc. Ale i Moc miewa swoje kaprysy, a czy dzisiaj pokaże jeden z nich? Los raczy wiedzieć, a jak wiadomo jest on równie okrutny co inni.

Strażnicy spojrzeli na nich poruszając się lekko nerwowo, najwyraźniej na widok kapitana i jedi nieco się uspokoili, a przynajmniej takie sprawiali wrażenie.
- Kapitanie… Co do…?- najbliżej stojący strażnik popatrzył na nich podejrzliwie. Może i można by obejść się bez ofiar jednak w obecnym stanie rzeczy było to wielce nieprawdopodobne. Odgłos aktywowanych mieczy świetlnych jedynie przekonał strażników do intencji jedi, momentalnie w nich wycelowali, niezbyt pewni siebie z lekkim strachem w oczach. Cześć z nich, jeżeli nie cała szóstka nigdy nie miała do czynienia w otwartej walce, zapewne nie jedna z typowych dla odległych światów legend krążyła właśnie po ich głowach, w końcu Jedi zjadają dzieci, prawda?

Walka, coś czego Samuel nie lubił i co najwyraźniej nie lubiło i jego. O ile Faith skoczyła już w stronę jednego ze strażników, odpychając go silną falą Mocy do tyłu, wprost na kwieciste, ciężkie donice, które jedynie dodały jej małemu zwycięstwu smaku, o tyle mocno ekspresywne gestykulacje Samuela nie dały chyba do końca pożądanego efektu. Fakt faktem, broń została wyrwana niczego nie spodziewającym się strażnikom jednak wszystkie ruchy, zwody w prawo i lewo, niepotrzebne młynki dały im czas na skromne uchylenie się, na szczęście dla młodego padawana nie byli już oni na tyle spostrzegawczy, aby odsunąć się jeszcze bardziej. Trzech kolejnych strażników opadło z łoskotem na ziemię kiedy ciężkie bronie uderzyły ich w tył głowy.

Jednemu udało się uniknąć losu, jego umysł był zamknięty dla jedi zupełnie tak jakby sam władał mocą, chociaż nie w tak wielkim stopniu jak oni, a tak naprawdę mógł być co najwyżej kimś kto łutem szczęścia nie trafił do świątyni jedi. Mężczyzna w strachu wycelował niezgrabnie w Samuela, wystrzelił jednak chybił o mały włos przypalając mu jedynie wiązką parę włosów na czubku głowy. Chciał strzelić jeszcze raz jednak kapitan uderzył w niego z całej siły, zwalając osobnika z nóg. Jedynie ostatni strażnik ostał się przytomny, widząc jak jedi sprawnie radzą sobie z jego współtowarzyszami chyba tylko siłą woli trzymał się jeszcze na posterunku, gdy Faith wyciągnęła ku niemu dłoń nie wiadome było czy to za jej sprawą, czy z emocji osunął się nieprzytomny po kolumnie.

- Poszło gładko, ale w Pałacu nie będzie już tak łatwo.- sapnął Karesh zbierając od nieprzytomnych strażników broń.- Miejmy nadzieję, że mistrz Tholme równie dobrze sobie poradzi, chodźmy. Nie ma czasu do stracenia.

W hangarze było przyjemnie chłodno, jednak nie było czasu, aby się tym delektować, nie mogli pozwolić sobie na postój, szybko i sprawnie przebiegli między stacjonującymi tutaj pojazdami, na szczęście nikogo nie było. Żadnego mechanika, droida ani strażnika, jedynie cisza i spokój. Na razie. Kapitan przyczaił się przy drzwiach czekając aż Faith i Samuel do niego dołączą, przygotował broń i spojrzał na nich nasłuchując.

- Możliwe, że z powodu ceremonii zwiększyli liczbę strażników. Zwykle stoi ich dwóch, teraz ilu… Nie wiem. Jeszcze tylko oni…Później pójdziemy na…skróty.- powiedział spokojnym tonem, Samuel wyczuł jednak, że za drzwiami stoją co najmniej dwie istoty żywe. Drzwi otworzyły się z sykiem, po ich obu stronach stali rośli strażnicy ubrani w obszerne szaty przywodzące na myśl najbliższą straż samego Kanclerza. Niestety, nikt nie wziął pod uwagę faktu, że prócz standardowych żołnierzy znienawidzony król może mieć w szeregach swojej obrony także droidy, jeden z nich lewitując obrócił się w ich kierunku. Nie wyglądał na jednostkę bojową, przynajmniej z pozoru.


[off] Ok., mam nadzieję, że uda mi się skończyć twoją misję oraz poprowadzić ją na poprzednim poziomie. Zasada nr1- nie ma sępienia. Aha i pamiętaj- nie śpiesz się Smile[/i]
 Powrót do góry »
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Pon 21:34, 20 Lis 2006    Temat postu:

Samuel wziął głęboki wdech. Zaczynamy zabawę! Nie mają szans, mimo tego że ta planeta była prawdziwą wylęgarnią mocowrażliwych. Mimo wszystko, potęga jakiegokolwiek użytkownika Mocy nie szkolonego w obrządku Jedi...czy Sith (ale to nurt martwy, nie licząc oczywiście Mistrza Dooku...znaczy się, Hrabiego) nie jest zbyt wielkim zagrożeniem dla przeszkolonego i pewnego siebie Jedi.
To, że jeszcze Jedi do końca nie jest uświadomił Samuelowi fakt, że ma zepsutą fryzurę i omal nie stracił głowy. W sumie...nie potrzebnie wykonywał tyle ruchów, w końcu można to samo zrobić jednym machnięciem dłonią, ha!
Samuelu...góry nie przeniesiesz mimo wszystko. Przynajmniej nie teraz, ale żeby to zrobić musisz przeżyć na tyle długo, by opanować odpowiednie techniki. Wspomnienie upomnienia Mistrza po tym, gdy popisując się nową mocą zwrócił jego uwagę przypomniałą mu, że mimo wszystko musi bardziej uważać...
Bo to jest życie. Prawdziwe, a nie pseudożycie wśród Świątynnych Murów. Och, Mistrzu...gdyby żył...gdyby żył, Samuel gotów byłby odwrócić się od Republiki, od wszystkich ideałów, by znaleźć się u boku swojego Mistrza, który był dla niego jak ojciec...
Skup się na chwili, a nie na gdybaniu o różowych landrynkach. Przyjrzyj się otoczeniu, bądź skupiony-każdy może być potencjalnym wrogiem. Analizuj sytuację i spodziewaj się niespodziewanego. Wszystko wydaje ci się normalne i w porządku? To albo jesteś zbyt pewny siebie...a jeśli nie, to jest to najlepszy symptom tego, że coś jest NIE w porządku. W sumie jego Mistrz czasem bredził...zobaczymy, czy jego nauka w tym momencie się sprawdzi.
Popatrzmy...strażnicy zobaczyli Jedi, Kapitana, wszystko ok. "Jak zwykle" Jedi byli agresorami...zaraz zaraz. Przecież tutaj nienawidzono Jedi, a przynajmniej panowały poglądy skrajnie aajedijstyczne. Czy jak to się tam nazywało. Powinni się rzucić na nich z krzykiem BIĆ ZABIĆ CZAROWNIKÓW a tu co? A może to byli ludzie Marszałka, albo...hm. Dziwne. A takie zwyczajne się wydawało! Spodziewaj się niespodziewanego, hm. No dobra...
Możesz być Mistrzem, możesz być Lordem Sith. Możesz myślą zabijać innych sobie podobnych...a odpowiednią taktyką i zaskoczeniem nawet ewok cię zabije. Nie śmiej się Samuelu! Nie doceniasz potęgi tych stworzeń.
By wygrać musisz być przygotowany i skoncentrowany. Jeśli nie jesteś-jesteś martwy.
O, coś się zbliża...dwa umysły? Dwóch przeciwników ma być wyzwaniem dla Jedi? Phew.
Spodziewaj się niespodziewanego. Niech Moc otwiera ci oczy, a nie je zamyka. Zadufanie w potęge naszego narzędzia-znaczy się, naszego przewodnika niejednego Jedi zmusiło do przedwczesnego z ową Mocą się zjednoczenia...i to mówił ktoś, kto gryzie piach Geonosis!!
Drzwi otworzyły się. I rzeczywiście, było dwóch strażników...plus droidy. Droidy? Jednostku abojowe. Zerowe zagrożenie. Nie można było się po nich spodziewać żadnego zagrożenia...mówiłem, by spodziewać się niespodziewanego? I nie mędrkuj, do ciężkiej cholery i tysiąca ewoków, bo podczas walki w między czasie odstrzelą ci głowę. Pozwól by Moc zrobiła swoje za ciebie.

Samuel skupił się. Uniósł się w Mocy, całkowicie powierzając swoje ciało jej kontroli, część jego umysłu stała się częścią Mocy. Z zapalonym mieczem świetlnym gwałtownie zmienił pozycję wykonując...akrobatyczne coś...w bok. Wszystko z zamkniętymi oczyma, odcięty od śmiesznych zmysłów fizycznej percepcji. Gdy on i Moc była jednym, zacisnął pięść. A przed tym objął latające droidy, całą ich masę. Dla niego były tylko obiektami, które poddać się miały jego woli. Jego i Mocy. Dla strażników zaś były zapewne metalem który nagle postanowią zmienić nieco kierunek swojego lotu i zbić się w jedną masę w jednym punkcie. Szkoda tylko, że położenie tego punktu kolidowało fizycznie i "interesownie" ze Strażnikami...
Ale umysłu Samuela to nie interesowało. Umysł Samuela był teraz pogrążony w stanie, który w starożytnych podręcznikach zapisano w jakimś tam języku jako "battlemind" . Ale czy to tego przeklętego Jedi obchodziło?

[off] Akurat o poziom się nie martwię, Tobie sępić nie będe a mojej misji nie miał skończyć żaden mąż. Tyle że tutaj jest ten sam kruczek co w słynnej "niepokonalności Nazgulowej" Smile [/off]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Żbik
Wredny kocur



Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Twojego najgorszego koszmaru

 Post Wysłany: Wto 0:53, 02 Sty 2007    Temat postu:

Hangary

Robot zaskrzeczał Intruzi, Intruzi w sektorze C12 zaraz potem jednak wykonał dość efektowny lot w stronę jednego z strażników, ów zdąrzył się uchylić jednak przed wielkim pociskiem. Tymczasem drugi nie zamierzał próżnować i wyciągnął blaster, zielona kulka energii pomkneła w stronę Jedi jednak Samuel był na to gotowy, szybki ruch mieczem i promień został przechwycony. Tymczasem kapitan Kersh wystrzelił ze swojej broni, z tej odległości nie sposób było nie trafić i już po chwili ciało strażnika leżało na ziemi, ciągle żył, ale nie sposób było ocenić jak długo to potrwa. Pozostał tylko drugi strażnik, ale Padawanka zdołała rzucić tak Mieczem by wyłączyć jego broń.
- Lepiej nie próbuj nic zrobić, dobrze ci radze - powiedziałą zimno, Samuel wyczuł delikatny impuls strachu w stronę strażnika, co poskutkowało na tyle, że przestał myśleć i walce, tylko pobladł i zaczął coś bełkotać. Być może właśnie uratowano mu życie. Resztki droida rzucały niebieskimi iskrami, droga była wolna.

W hangarze krzątało się kilku mechaników, ale w momencie pojawienia się uzbrojonych osobników wszyscy uciekli, nikt nie chciał skończyć jak strażnicy. Lądowisko nie było duże, tak właściwie jedynym obiektem na nim był biały jacht, zapewne luksusowy bowiem liczne oznaczenia Hoeth sprawiały, że wyglądał jak Hoeth Air Force One. Od celu odgradzały ich już tylko grube drzwi, jednak metal nie był na tyle wytrzymały by oprzeć się sile świetlnego ostrza.

Pokoje królewskie

Wyczuwali kilka istnień, w większości przestraszonych lokajów i pokojówki. Czuliście też zawirowania emocji i walki, a zwłaszcza silne tło Mocy Mistrza Tholme, znajdował się po lewej stronie, jednak odgradzał was gru by mur, zgodnie z mapą, musiał już dotrzeć do sali tronowej, nie było to do końca zgodne z planem, ale taka była wada planów, że w którymś momencie zawodziły.

Biegli, Tholme był zdolnym Jedi, jednak nawet Mistrz nie był niepokonany, a w sali znajdowało się prócz niego też kilkunastu strażników, zapewne dlatego korytarze były takie puste, wszyscy gwardziści pospieszyli na ratunek władcy planety, aby ochronić go przed zamachem. Troche mogło dziwić, że nauczyciel Spama dopuścił do starcia, to nie było w jego stylu, ale musieli liczyć się z możliwością, że został do tego zmuszony przez okoliczności, przez Króla. Jego również rozpoznawali na siatce Mocy, błyszczał jasno, choć może właściwszy byłby kolor żółtozielony. Nie czas był to na badanie natury aury, bowiem im oczom ukazała się

Sala Tronowa

[link widoczny dla zalogowanych]

Mistrz znajdował się dokładnie w środku pomieszczenia, otoczony przez strażników, tak samo ubranych jak gwardziści przy lądowisku. Część z nich dzierżyła karabiny blasterowa inni trzymali nieco staroświeckie w wyglądzie włócznie energetyczne, jednak na blizki dystans mogły one być groźne, co prawda kilka z nich leżało na ziemi przeciętych na pół, jednak pozostali byli bardziej ostrożni i mierzyli w Jedi z broni palnej. Na razie nie strzelali, obawiali się ze moga się wzajemnie zranić, lub że zamachowiec odbije strzał tak jak tuo już nieraz zrobił, jednak wykonywali manewr który miał im dać wolne pole do stzrału, a THolme był osaczony i nie mógł tego powstrzymać. Nie mógł też powstrzymać walki, choć próbował.
- Powstrzymaj to, to zwykli ludzie, ich śmierć nie uratuje Ciebie, ani twego spisku. Jeśli jesteś Królem tak jak mówisz to okaż to rozsądkiem a nie okrucieństwem
- Milcz Jedi, zbyt wam ufałem, trza było was śledzić jak doradzał Qar, przysło mu za to zapłacić teraz przyszła by na mnie pora, jednak przeliczyliście się, wkrótce dotrze tu Marszałek a wówczas wasz spisek umrze. Co to? - zapytał Król, gdy wasza trójka wkroczyła do sali. Spojrzał również Tholme i to był bład, chwila nieuwagi którą wykorzystał gwardzista, świat zwolnił na chwilę strażnicy zamarli, Jedi zamarli cisza wypełniła srebno białe ściany komnaty, teraz oświetlane jeszcze światłem słońca wpadającego przez olbrzymie okna. A potem bieg wydarzeń ruszył dalej, porywając wszystkich czy tego chcieli czy nie.
Ciało Mistrza Tholme upadło ciężko na drewnianą posadzke o skomplikowanym wrzorze mandali, echo odbiło głuchy odgłos od ścian i kolumn.

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

- Za Hoeth - krzyknął Kapitan i posłał serie w stronę gwardzistów, samemu odskakując za jedną z kolumn. Feith milczała, jednak nie potrzebny były słowa by wyczuć co działo się w jej umyśle, choć moze niewiele łączyło ją z Mistrzem, to jednak upadek kogoś z Zakonu w boju wyzwala emocje, emocje czasami niewłaściwe dla Jedi, jednak dające też siłe. Skoczyła w stronę Króla, jednak nie był to zwykły skok, tylko potężne pchnięcie Mocy dla którego nawet kilkanaście metrów nie stanowi przeszkody. Przeszkodą okazał się być gwardzista, który własnym ciałem chciał zasłonić Króla, na niewiele się to zdało, ale powstrzymało na chwilę Padawanke.
- Brońcie mnie, zabijcie ich, zabijcie ich wszystkich! - rozkazał Król, a Gwardziści nie śmieli się sprzeciwiać, przeciwnie z zapałem przystąpili do realizacji rozkazu...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Wto 14:23, 30 Sty 2007    Temat postu:

Pocisk jakim stał się latający droid nie spełnił do końca swojego zadania, ale Jedi był na to przygotowany. Szybki ruch pomarańczowej klingi zmienił tor lotu zielonej, zabójczej wiązki energetycznej. Pomarańczowa klinga...Samuel zdał nagle sobie sprawę, że brzydzi się tego koloru. Tego światła. Tej broni. Podobno miecz jest częścią Jedi, elementem jego istnienia. Czyżby więc poprzez swoje obrzydzenie do tej broni (zabawne, że traktował ją jak broń! Do nie dawna nie śmiał nawet tak pomyśleć, a każdego kto tak twierdził, uważał cicho za barbarzyńce) czuł to samo do samego siebie?
Może. Teraz Silverworda niezbyt to obchodziło. Miał, cóż, ważniejsze rzeczy na głowie. A rozważanie nad kolorystyką swojego miecza i uczuciami skierowanymi na siebie do "ważniejszych" się nie kwalifikowały.
Sedaya poradziła sobie ze strażnikiem, przerażając go i być może doprowadzając do obłędu. Może i chwilowego...a może i paranoi, która będzie go prześladować do końca życia. Jedi rozejrzał się po pomieszczeniu, a jego twarz wykrzywił lekki grymas. Strach. Do niedawna krzątało się tutaj kilka pluskiew, nic nie znaczących mechaników, którzy-póki ich żywota nie były zagrożone-nie stanowili nawet jednej setnej interesów rycerzy. Rycerzy? Bach, byli tylko zagubionymi uczniakami, dufnymi w swoją siłę. W którą zapewne wierzyli też ci ludzie. Ludzie, który uciekli. Tak...Samuela i jego "siostrę" otaczała aura strachu. Gdzie się nie pojawili (przynajmniej na tym zapomnianym przez Moc skrawku galaktyki), wywoływali strach. Gniew. Nienawiść. Zabawne, ale ta aura strachu była powodem owego grymasu na twarzy Samuela.
I nie był to grymas niezadowolenia czy smutku. To był uśmiech.
I choć Silverword nie przyznał się sam do tego przed sobą, podobało mu się to. Być może nawet siła płynąca z tego upajała go. Czy tak powinien reagować Jedi? Silverword nie dbał o to. Nie dbał też o to, że jego znienawidzone od niedawna pomarańczowe ostrze wraz z mieczem Faith przepalało właśnie grube drzwi, które stanęły im na drodze. Dzielni pacyfisci ruszyli więc dalej.

Poszerzona poprzez Moc percepcja Samuela wyczuwała kilka istnień. Istnień przepełnionych strachem. Zmysł Jedi wysondował również Tholme'a. Był już na miejscu? Cóż, jak widać, Moc nie chciała by Jedi się zgrali. A może jednak Mocy to, nieprzymierzając, zwisało i powiewało? Wszyscy Jedi prawili tyle o wielkich planach Mocy, blah blah. Samuel czasem mocno w to wątpił.
I zazwyczaj wtedy właśnie po nią sięgał, biorąc sprawy w swoje ręce. W kleszcze swojej woli.
Pustka wypełniająca korytarze nie była niczym dziwnym. W końcu wszyscy dzielni ojcowie i mężowie ruszyli bronić swojego władcę przed potwornym czarownikiem. Za krew i honor, ha! Jak widać Tholme nie okazał się tak genialnym Jedi i dopuścił do walki. Intrygujące było to, czy poniesie konsekwencje starcia.
W końcu dotarli na miejsce.

Tholme był osaczony przez bandę żołdaków, zbyt przerażonych, by nacisnąć spust. Przynajmniej do tej pory. Fałszywy władca gadał i gadał, a przybycie następnych złych czarowników musiało nieco zbić go z tropu...
Na nieszczęście mistrza, Tholme również się zagapił. A któryś z pachołków, albo odważniejszy niż reszta, albo sprowadzony na skraj desperacji, nacisnął spust.
Wszystko potoczyło się jak w jakimś starym holofilmie. Jedi widział dokładnie wszystko, jednak na tyle spowolnione, by nie być w stanie zareagować. Tholme upadł.

Dla innych może wtedy wszystko wróciło do normy. Jednak dla Silverworda wszystko nadal było inaczej niż powinno, a cały świat wstrzymał oddech. Nadal wszystko było szare i bez wyrazu, nadal wszystko trwało w bezruchu. Samuel zacisnął pięść. Musiał stoczyć własną walkę.
A cały świat zaczął głośno liczyć do dziesięciu.
Raz...Byłeś tak blisko, próbowałeś tak ciężko. Ale to i tak się nie liczy, prawda? Twoje starania są bez znaczenia.
Dwa...Czujesz napływający gniew i nienawiść, jednak wstydzisz się ich. Dlaczego? Czemu nie sięgniesz po nie i nie zaczerpniesz z nich siły? Dlaczego nie użyjesz ich, by osiągnąć swój cel?
Trzy...Wypierasz się jej. Nazywasz ją ciemnością. Odcinasz się od niej. Dlaczego? Po co?
Cztery...Ciemność jest częścią całej twojej istoty. Nie możesz bez niej funkcjonować, odrzucając ją nie jesteś istotą o całej sile, ograniczasz się. Nie akceptujesz sam siebie?
Pięć...Oszukujesz się. Wmawiasz sobie że jesteś kimś, kim nie jesteś. Osłabiasz się. Wszyscy tak robicie. A efekty potem leżą na podłodze jak tutaj.
Sześć...Dlaczego nie zagłębisz się w tą ciemność? Co cię ogranicza? Tylko ty. Tylko ty i twoje śmieszne doktoryny narzucone ci przez innych, które nie pozwalają ci decydować o samym sobie.
Siedem...Ach, uważasz że jedyne co można uczynić Mrokiem to ukręcić komuś głowę czy cisnąć w kogoś piorunem. Jak naiwny! Jak zagrzebany w kłamstwie!
Osiem...Samuel podnosi rękę z zaciśniętą pięścią Zrób to! Użyj jej! Bądź jednak roztropny.
Dziewięć...Boisz się jej. Wiesz, że to nie jest droga Jedi. Ale kto powiedział, że musisz nią podążać? Udaj się swoją drogą. Drogą Samuela Silverworda.
Dziesięć. Samuel otwiera dłoń i używa swojej siły. Tak! Zrób to! Nie tak jak robiłeś to do tej pory, tonąc w niej i odrzucając twoją drugą część. Użyj ich obu! Bez niej jesteś tak bardzo słaby i niekompletny.
Choć dla Silverworda trwało to nieskończony ułamek wieczności, dla wszystkich innych było to mrugnięcie okiem. Jedi (?)wiedział co robi, wiedział skąd czerpał swą siłe. Czerpał ją z siebie. Całego siebie. Oto nadchodził czas, gdy Silverword być może pierwszy raz w życiu był zdecydowany.

Wraz z otwarciem dłoni użył Mocy, oplatając broń wszystkich tu obecnych i starając się wyrzucić ją w powietrze, uniemożiwiając im zrobienie sobie bądź komuś krzywdy. Podobne ćwiczenia wykonywał wielokrotnie, a waga broni nie mogła przekraczać przecież 600 kg. W dodatku Silverword działał w harmonii z samym sobą i odkrył być może swoje nowe możliwości. Odrzucił ograniczenia. Ale na jak długo?
-Królu. A może powinienem powiedzieć Torlanie? Z tego co widzę, twoja jedyna metoda rozwiązywania jakiegokolwiek problemu jest taka sama-zabić! Ale nie tym razem. Tym razem zrobimy to naszymi metodami.


[Offtop] Mam nadzieję, że opis jest wystarczający by zrobić coś takiego Wink. No i wg. mechaniki mogę swobodnie manipulować telekinezą bodajże masą do 600kg w promieniu 100m, więc powinno isę udać. A jak nie, to przynajmniej inech śmierć nie będzie zbyt bolesna Wink [/offtop]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Żbik
Wredny kocur



Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Twojego najgorszego koszmaru

 Post Wysłany: Czw 18:58, 01 Lut 2007    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych] wypełniła Padawana i czuł, że z jej pomoca mógł przekroczyć granice swoich możliwości, jednak choć wiele razy słuchał mądrości starszych mistrzów, to mimo to w tej chwili zapomniał, że gdy Jedi próbuje zapanować nad wielką energią, ona także stara sie go wykorzystać do swoich celów. Mimo treningu, medytacji skupienia efekt nie był taki jak zamierzał, choć bez wątpienia imponował, ale i przerażał.

Gdy tylko rozwarł pieść, żółnierze a także król i kapitan zachwiali się, jedynie Sedaya zniosła fale Mocy. Reszta po chwili oporu musiałą ustąpić przed ogromną siłą i jeden po drugim żołnierze padali odrzuceni w tył. Ci którzy znajdowali się najbliżej ucierpiali najbardziej. Niektórzy zostali z wielką siłą pchnięci na kolumny lub ściany i z jękiem bólu osuneli się na posadzke, u innych fala Mocy zdawała się rozrywać mundury a nawet skóre sprawiając, że kamienna podłoga przybrała kolor królewskiego szkarłatu. Spamuel patrzył z niedowierzaniem na zniszczenie, którego był źródłem. Faith patrzyła również z niedowierzaniem, strachem ale i podziwem, a także odrobiną zazdrości. Torlan - Król był przerażony:
- Nie ośmielisz się, czarowniku, rządam możliwości obrony mych racji przed senatem. - bronił się władca
- Twój czas się skończył, wkrótce sprawiedliwość zostanie wymierzona - odpowiedziałą Sadaya, hardo, choć Spamuel czuł, ze odparcie ataku Mocy kosztował ją wiele sił, Padawan również osiagnął kres swych możliwości. Do tego w wypowiedzi kobiety czaiła się nutka niedomówienia: "Sprawiedliwość! Tylko jaka?" można było zadać pytanie. Pytanie jednak padło inne, z ust najmniej spodziewanych w tym momencie:
-[link widoczny dla zalogowanych]- do sali tronowej wszedł Marszałek. I nie był sam...



Starszy mężczyzna rozejrzał sie po pobojowisku, tymczasem kolejni żołnierze zabezpieczyli teren, było ich kilkunastu, niektórzy z nich próbowali pomóc najbardziej rannym inni osłaniali Króla, pare mierzyło w Jedi i Kapitana groźnie wyglądających blasterów. Wreszczie dowódca ujrzał Kapitana:
- Ty także mój Syni? - zapytał z niedowierzaniem, chwilę zadumy przerywaną jękami rannych przerwał Król, który najwyraźniej dość szybko doszedł do siebie:
- Dobrze, że jesteś. Tylko na tobie można polegać. Czarnoksiężnicy Republiki pokonali me straże, jeden z nich próbował mnie zabić - Król kłamał, jednak tylko Jedi mogli to wyczuć - Trzeba ich pojmać i osądzić, nie można im ufać są niebezpieczni
- Ojcze nie słuchaj go - wtrącił się Kapitan - Ten pomiot Hutta oszpecił władce i sam zajął Tron, tylko tu obecna Jedi może przywrócić Hoeth jej władców, a ja jej chce w tym pomóc. Przez tyle lat służyliśmy złudzeniom teraz jednak nadszedł czas byśmy przejrzeli na oczy, to jedyna szansa, możemy przejąć władze i sprawić że nie będzie biedy, głodu, korupcji i Separatystów. Niczego nie będzie. - Marszałek najwyraźniej się wachał, jednak nie sposób było przewidzieć, którą ścieżkę ostatecznie wybierze, choć można było starać się wpłynąć na jego wybór.

[off] Statystyki są ZŁEEEE, ale opis ok, no i DarkSide :->
Muzyczki nie będzie bo [/off]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Sob 15:14, 03 Lut 2007    Temat postu:

Doskonale. Czuł w sobie nową siłę, doskonale nad nią panował. No dobrze, to ostatnie nie było do końca zgodne z prawdą. Wykorzystanie Mocy przez Samuela (choć nasuwa się pytanie, kto kogo wykorzystał w tym przypadku) było nieco...zaskakujące dla niego samego. Czyżby nieco przesadził? Chyba tak...to było szokujące, przerażające, zabawne i satysfakcjonujące. Ale...czy to nie była Ciemna Strona? Czy nie była to tylko destrukcyjna siła Mroku (choć Samuel czasem wątpił czy istnieje Mrok i Światłość, szczególnie wtedy gdy podział na takowe mu przeszkadzał w aktualnej chwili)? A gdzie miejsce na światłość? Gdyby to była czysta siła Ciemnej Strony, to oni już by nie żyli.
Cóż, w sumie racja.
Wziął głęboki wdech i przez nieznaczną chwilę spojrzał na Sedayę. Tylko kontem oka, dla kogoś z boku było to niezauważalne. Doskonale widział jej reakcje. Bała się go odrobinę, ona...
Zaimponowałeś jej, Samuelu. Pokazałeś jej prawdziwą siłę i choć sam nie jesteś tego świadom, sprawiłeś, że pociąga ją coraz bardziej. Biernie i przypadkowo sprawiasz, że dryfuje ona coraz bliżej Mroku. Czy ci się to podoba czy nie...Jedi.
Tak...podobno samo przebywanie w obecności Lorda Sith sprawia, że jest się coraz bliżej swojej mrocznej natury. Sama jego obecność "korumpuje" (...bądź "otwiera oczy"). Czyżby Silverword powoli stawał się podobny do takiego źródła korupcji, węża sączącego jad wyżerający duszę i umysł? Hah...
Na pewno był źródłem tego małego tajfunu destrukcji jaki tutaj się odbył. Ciężko było mu w to uwierzyć.

Gdy fałszywy Król zaczął jęczeć o obronie przed Senatem, Samuel uśmiechnął się lekko i chciał już rzucić "Och, czyli JEDNAK przystępujesz do Republiki?" (przecież Hoeth jej częścią nie było), ale się wstrzymał.
Sprawiedliwość. Jaka? Prawa i Sprawiedliwa! Co prawda zależy ona od punktu siedzenia, ale...
Jedi dyskretnie objął wzrokiem sytuację w pomieszczeniu. Tholme...był pogrążony w letargu, przynajmniej tyle Samuel był w stanie wyczuć. Uśmiechnał się w duchu. Jeśli Sedaya się nie wygada, Tholme nie ma prawa dowiedzieć się, o tym małym użyciu Mocy. Hah.
Oczywiście nie było to jedyną rzeczą, jaką zarejestrował.

Inną było dla przykładu to, że wpadł na imprezę Marszałek i jego ludzie. Uśmiech znikł z twarzy padawana, ogólnie jakiekolwiek emocje z niej znikły. Zastanawiał się troszkę przez chwilę, co Faith czuje do tego człowieka, który podawał się za jej ojca i za jej plecami zapewne planował jej morderstwo...
Ciekawe, czy mroczne wibracje Silverworda miały na jej myśli jakikolwiek wpływ.
Jedi cisnął swój miecz na podłogę, zupełnie tak jakby ten nie był już mu do niczego potrzebny. Następnie bez strachu wbił się wzrokiem kamiennym w twarz Marszałka. Pozwolił sobie tylko na lekki uśmiech.
-W końcu prawdziwa ostoja Hoeth, jedyny rozsądny w morzu szaleństwa, pan Marszałek się pojawił. Doskonale. Postarałem się zrobić to, co obiecałem-odnaleźć prawdę i przywrócić pokój na tej planecie. Co prawda nie mogło obyć się bez małych trudności, ale rewolucja zawsze rodzi się w bólach. Nie będę próbował jak jakaś przekupka na międzygalaktycznym targu przekonać cię do mojego, jedynego prawdziwego wyjścia. Stwierdze tylko fakty. To co widzisz na tronie, to czemu wierzyłeś przez tyle lat, jest kłamstwem. Efektem manipulacji syntciałem, ułudą i iluzją. Oszustwem. Ty i wszyscy Hoethanie. Nie służysz jednak osobie króla, prawda? Służysz planecie. Jej dobru. A jak dla mnie, powinno się pozbyć jadu i zarazy, jaka została tutaj zasiana przez tego pana na tronie. Oczywiście, w przeciwieństwie do tego co mówi prawdziwy Król, ukrywany w ciele Torlana, nie powinno się tego tutaj zabijać. Nie zasługuje na to. Jedynym rozwiązaniem jest chyba tylko nowa władza. W osobie tych młodzików, panny Sedayi i pana Kapitana. Czy jednak sami sobie poradzą? Potrzebują przewodnika, kogoś z doświadczeniem. Potrzebują pana. Pańska decyzja jest pańską decyzją, pewne rzeczy zostały już zmienione i lawiny nie da się powstrzymać, nie ma raczej szans by aktualny rząd się utrzymał. Najwyżej w nowym może zabraknąć pańskiej osoby, co byłoby bardzo przykre. Pytanie brzmi-czy wybierze pan lojalność do planety i ludności, czy do fałszywego króla, który przez lata karmił pana kłamstwami? Ach. Porównanie próbki krwi panny Sedayi i pana "Torlana" zapewne wykazałoby pokrewieństwo, w dodatku pański syn jest usilnie przekonany, że Faith jest tym kim ma być. Jaki jest pana wybór? Bo wybrać może tylko i wyłącznie pan, nie zrobi za pana tego ani pański syn, ani król, ani ja.
Oto była ostateczna rozgrywka.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Żbik
Wredny kocur



Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Twojego najgorszego koszmaru

 Post Wysłany: Śro 23:58, 07 Lut 2007    Temat postu:

Twarz marszałka wykazywała wielkie skupienie, niepewność ale i lekką nutę dumy, oto od niego zależała przyszłość planety. Teraz on mógł decydować o losie innych. Choć gardził rządnymi władzy politykami, których musiał tolerować pełniąc swoja funkcje to jednak słowa Padawana podziałały na jego ego. Czuł że nadeszła jego era. Jednak Król nie podzielał jego zapału, a nawet z oburzeniem zaprotestował:
- Ty gadzi języku, teraz sączysz jad w umysł mego wiernego sługi. Nie dość ci było zniszczenia jakie wyrządziłeś obrońca Hoeth? - władca przemilaczał dyskretnie fakt, że obrońcy Hoeth mieli rozkaz uśmiercić Jedi - Nie słychaj go, oni chcą przjąć władze, chcą ciebie wykorzystać udało już się im omamić twojego syna, jeśli ich posłuchasz usuną ciebie gdy przestaniesz im być potrzebny, musisz ich pojmać a najlepiej uśmiercić tu i teraz - brwi marszałka ściągneły się gdy wspomniano o wykorzystaniu, jako zwolennik porządku przeciwny był wszelkim rewoltom i wolał ich za wszelką cene uniknąć, gdy natomiast wspomniano o usmiercaniu pokręcił sugestywnie głową:
- O nie, już nikt więcej nie zginie. Wystarczy mi widok tego co zostało z Torlana, twego poprzedniego doradcy, moi ludzie mieli go przesłuchać w sprawie Qara, jednak znaleźli go martwego, teraz widzę, że i tu doszło do mordu. Wszyscy muszą zostać przesłuchani i uwięzieni. Ty także mój synu. - sytuacja zaczynała się robić coraz bardziej nieciekawa, bowiem nie ważne było kto ma racje, tylko kto jest sędzia, a na tej planecie pozycja Jedi była zdecydowanie niższa niz Króla. Jednak Padawan nie miał czasu zareagować bowiem tylko wyczuł impuls gniewu i oburzenia ze strony Faith, który został wysłany w stronę... Króla. Skutek był niemal natychmiastowy, ziarno niezgody kiełkowało w umyśle władcy by wydac zatruty owoc, którego jad zaczął wylewać sie na Marszałka.
- Co! Veto, nie pozwala. Mnie króla sądzić jak zwykła łachudre z Coruscant. Nigdzie nie dam się zaprowadzić, a już na pewno nie przez swego sługe - ta ostatnia uwaga nie była zbyt rozważna, ale i stan Króla uniemożliwiał rozważne decyzje, w rezultacie i Marszałek zaczął unosić się gniewiem:
- Jeśli wasza wysokośc nie zechce pójść po dobroci będe zmuszony użyć siły!
- Nie ośmielisz się, chyba że... od początku to planowaliście, przewrót, ugryźć ręke która was karmiła przez tyle lat. Ale tak jak psa można nauczyć posłuszeństwa, tak i ja wam pokaże... - nagle z bransolety na jego nadgarstku wysunał się mały blaster. Wszyscy zamarli.
- Za Hoeth - wyszeptał Król i odpalił pocisk, energia uderzyła w Marszałka i ten natychmiast osunął się na ziemię.
- A teraz zdradzieckie nasienie - władca wycelował swoją broń w Kapitana, co wywołało nową falę strachu w sercu Padawanki.
- Nieee... - zaprotestowała i jednocześnie użyła Mocy by odepchnąć Króla najmocniej jak się dało, za mocno. Ciało Władcy z wielką siła poszybowało w tył, wprost na sięgajace szczytu okna przebijając je z trzaskiem. Jeszcze przez chwilę było słychać krzyk ostatniego z dynastii nim ciało uderzyło w ziemię.

W sali tronowej również panowała cisza, strażnicy pozbawieni Króla i Dowódcy nie wiedzieli co myśleć i co robić. Keresh próbował ocudzić ojca, jednak wojskowy nie był już tak młody by wytrzymać trafienie i jego śmierć była nieuchronna. Fadai przez chwile stała nieruchomo, po policzkach spływały jej łzy. Nagle jednak otarła je gwałtownym ruchem i odwróciła się do zebranych.
- Niech wszyscy odłożą broń, dość ofiar na dzisiaj. Jako nowa władczyni Hoet... rozkazuje Wam! - luka została zapełniona. Umarł Król, niech żyje Królowa.

***

Przez kilka kolejnych dni na dworze szalała burza, różne stronnictwa miały własne wizje i preferencje. Często polegały one na uznaniu ich lidera za najlepszego kandydata na kolejnego władce. Spam śledził te rozgrywki niezbyt uważnie, zajęty był swym Mistrzem, którego stan był co prawda stabilny, jednak ciągle nie wyszedł z śpiączki. Ważne było by jak najszybciej znalazł się na Coruscant, również Faith nalegała by ze względu na wątpliwości związane z Zakonem Jedi Padawan powrócił w miare szybko do Światyni, tym bardziej że Kanclerz obiecał przysłać cywilnego dyplomate.

Sama zaś Padawanka, choć teraz należało mówić Faith Seday, bowiem swego powiązania z Zakonem starała się nie eksponować, radziła sobie z każdym dniem coraz lepiej. Nie bez znaczenia był jej romans z Kereshem Marshallem i wynikające z tego poparcie wojska, oraz innych sojuszników Rodu Marszałka. Ale i jej działalność w Holonecie i lokalnym senacie mogła budzić podziw. I budziła, gazety donosiły o rosnącym choć ciągle niewysokim poparciu dla jej frakcji. I choć niewiele się mówiło o poparciu dla Republiki prognozy były pomyślne. I to musiało Spamowi wystarczyć.

***

Krążownik Konsularny powoli unosił się nad lądowiskiem, przez iluminatory z jego pokładu młody Jedi mógł po raz ostatni przyjrzeć się planecie i przemyśleć to co na niej sie wydarzyło. Myślał o swoim Mistrzu, który podróż i zapewne jeszcze długie tygodnie miał spędzić w słoiku z Bactą, ale i o byłej Jedi - przyszłej królowej Hoeth - i choć wszystko wskazywało na to, iż Republika zyska kolejnego sojusznika to pewne było, że w czasie misji Zakon Jedi stracił coś więcej niż zdrowie Tholme i Padawanke, a przyszłość miała jeszcze pokazać jak wiele.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Jedi » Widmo przeszłości
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Strona 9 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group