Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ragnus
Rebel Scum
Dołączył: 24 Gru 2005
Posty: 1339
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Śro 10:17, 18 Paź 2006 Temat postu: Wpadka bohatera |
|
|
GRACZE: Anakin Skywalker
GM: Żbik
Ciemność. Chłóc. Ciasno. Cela... przez ostatnie godziny, może dni padawan mógł zdążyć znienawidzić słowa na literę "c". Jego pobyt na tej planecie gdzieś na totalnym skraju znanej przestrzeni był dziwny. Żadnych pytań, zero kontaktu z innymi osobami. Tylko raz na jakiś czas przez otwór u dołu metalowych drzwi pojawiała się taca z jedzeniem. Jeśli można to było oczywiście nazwać jedzeniem, takich pomyj to nawet mistrz Yoda nie wziąłby do ust.
Cisza. Kolejne słowo na tę przeklętą literę, które nie dawało mu spokoju. Żadnych odgłosów z zewnątrz. Brak krzyków innych więźniów. Może po prostu wytłumiono to pomieszczenie, ale opcja, że Anakin był tu sam była tak samo prawdopodobna. Tu? Gdzie jest tu? To pytanie pozostawało bez odpowiedzi. Cisza zalewała go także z wnętrza, po wyjęciu zasilania z jego prawej ręki nawet układy sterujące były martwe. Kończyna zwisała bezwładnie utrudniając nawet tak proste czynności jak posiłek oraz potrzeby fizjologiczne, które musiał załatwiać w kącie.
Wszechobecny smród, przynajmniej nie był „c”. Najgorsze, że do tej pory nic od niego nie chcieli. Kazali czekać na coś, czego nie sposób było przewidzieć. Na coś co mogło nigdy nie nadejść. Skywalker po raz kolejny wspomniał bitwę o kawałek pustki kosmicznej bez absolutnie żadnego znaczenia. Pułapka zastawiona przez Konfederację, miała tylko jedno zadanie: odbić Dooku. Niewiedza jakim sposobem przeciwnik zdobył trasę przelotu jeszcze bardziej potęgowała ból w skroni padawana.
Wybraniec. Tak o nim mówiono, tak sam myślał o sobie. Był lepszy we wszystkim co robił, ale mimo to najpierw stracił rękę. Teraz zabrano mu także wolność. Padme, kobieta, dla której był gotów zrobić wszystko pewnie nawet nie wiedziała w jakiej był teraz sytuacji.
Błysk
Wspomnienia przemocą wdarły się do umysłu. Choć Jedi nie chciał o nich teraz myśleć, nie mógł przestać. Tyle razy już oglądał tę scenę, tyle razy próbował zrozumieć co zrobił źle:
Anakin napisał: |
Skywalker rozglądał się. Za stertą rupieci ujrzał windę i byłaby to chyba najlepsza opcja ucieczki. Poza tym gdzie nie gdzie wystawały dyszle od korytarzy wentylacyjnych. Anakin schował miecz świetlny i podszedł do drzwi windy. Po naciśnięciu przycisku zapaliła się dioda, ale drzwi nadal się nie otwierały. Jedi pomyślał chwilę. Szybkim ruchem mieczem odciął przednią część konsolki z przyciskami. Teraz wystawały tylko kable. Padawan przyjrzał się kablom. Spięcie wywołane połączeniem czerwonego i zielonego przewodu powinny otworzyć drzwi. Po krótkiej chwili Jedi udało się dostać do środka. Ani spojrzał na nazwy poziomów jakie widniały na panelu. Najbardziej ciekawie prezentował się "mostek kapitański". Skywalker użył Mocy do włączenie urządzenia po czym starał się odprężyć się i uspokoić. |
Winda błyskawicznie pokonała tę odległość. Młodzieniec wiedział, dzięki szeptom Mocy, że musi wyskoczyć z windy trzymając miecz świetlny w swoich dłoniach. Droidy typu B-2 może i były lepsze od tych używanych ponad dziesięć lat temu na Naboo, ale i tak nie stanowiły żadnego zagrożenia dla Jedi uzbrojonego w miecz świetlny. Pierwsze dwa zostały zniszczone przez odbite strzały. Kolejne trzy nie miały szans wytrzymać cięć miecza. Nawet wzmocniony pancerz nie potrafił zatrzymać czystej energii generowanej przez kryształ.
Teraz padawan ujrzał swój cel. Komandor Separatystów pochodzący z Muunlist wydawał panicznie rozkazy starając się powstrzymać pędzącego w jego kierunku demona. Zaraz obok niego stał kapitan nieznanej Skywalkerowi rasy. Czerwone gorejące oczy dziwnie kontrastowały z opanowaną wręcz chłodną niebieską skórą. Pokonanie tejże dwójki powinno znacząco przyczynić się do zwycięstwa. „Skywalker! Jedi, który w pojedynkę zdobył okręt przeciwnika” - wraz z kolejnymi złomowanymi droidami wizja stawała się coraz bardziej realna. 20 metrów... 15 metrów... znowu one.... Porażka zupełna, nawet Jedi nie mógł nic zdziałać przeciwko dziesiątce Droidek. Silne pola ochronne i potężna moc w działkach była przeszkodą nie do pokonania.
Ulga u żywych oficerów. Strzał z blastera. Sen.
Potem bez zbędnych pytań wtrącono go do jakiejś celi na statku. Stan snu musiał być cały czas podtrzymywany, ponieważ od chwili przebudzenia minęło tyle czasu, a on ciągle tkwił w tym jednym małym pomieszczeniu. Na pewno nie był ciągle na jakimś okręcie, chłod kosmosu był zupełnie inny. Skuwalker przebywał na jakieś planecie. Dawało to na pewno większe nadzieje na ucieczkę, musiał tylko wyczekać na odpowiednią chwilę.
[off] To tylko post wprowadzający dla Żbika. Zanim zaczniesz grać musisz na niego poczekać[/off]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
|
|
Żbik
Wredny kocur
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Twojego najgorszego koszmaru
|
Wysłany: Śro 23:48, 18 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Pustka ????: ???? - Ciemna cela
Nagle ruch, zgrzyt, szuranie syntetyku o kamienne podłoże, po chwili rozbłysła mała czerwona żarówka gdzies przy ścianie, w tej sugestii światła młody Jedi mógł dojrzeć niewyraźne kontury pomieszczenia. Światełko zaczeło bardzo szybko migać co po chwili zamiast przynosić ulge, jedynie drażniło zmysły Padawana. Podszedł do tacy, jak zwykle leżała na niej breja podobna do surowego ciasta. Wolał nie wiedzieć z czego ja robiono, wolał nie wiedzieć jakich chemikaliów i narkotyków do niej dodawano. Był głodny i spragniony, tak jakby od co najmniej trzech dni nie miał nic w ustach.
Próbował się skupić, otworzyć na Moc, pozwolić by go poprowadziła i wskazała gdzie jest i co go otacza. Bezskutecznie, nie wyczuwał nawet cienia życia, jedyne co widział to niewielką cele w denerwującym migającym na czerwono świetle. Przy jednej ścianie był niewielki otwór przez który wyrzucano jedzenie. Na innej znajdowąły się lite dzwi, pozbawione jakichkolwiek otworów, nie mógł być tego pewien, ale były zapewne bardzo grube. Było coś jeszcze, przez chwilę nie wiedział co, w końcu dojrzał kontury na suficie, czujniki, kamery. Obserwowali go, badali kiedyśpi, kiedy wstaje. Były też głośniki, natychmiast przypomniał sobie o kolejnym koszmarze jego więzienia, nieustanny pisk, coraz głośniejszy atakujący uporczywie jego słuch, czerwone migoczące światło. Chcieli by oszalał? A moze coś jeszcze gorszego.
***
[off] Witam nowego gracza, mam nadzieje że miło będzie się grało. Jak zapewne wiesz należe do brutalnych MG ale doceniam łądne posty i odgrywanie postaci. Z każdej sytuacji jest wyjście, a nawet parę. Powodzeia [/off]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Anakin Skywalker
Padawan
Dołączył: 12 Lis 2005
Posty: 795
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 2/5
|
Wysłany: Śro 19:42, 25 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Skywalker zabrał się za jedzenie. Głód doskwierał mu na tyle, że nie był wstanie skoncentrować się na obecnej sytuacji. Reka Jedi brodziła po tacy w poszukiwaniu jak najpożywniejszych kawałków pokarmu. Resztę Padawan odrzucił, bojąc się, że narkotyki, które prawdopodobnie podawali mu jeszcze bardziej go osłabią. Anakin próbował wstać i rozprostować kości. Pomimo wycieńczenia Jedi stopniowo regenerował siły. Mógł wyglądać jak ostatnia pokraka, ale tak naprawdę nikt nie wiedział ile Mocy w nim tkwi oraz jakie są jego możliwości.
Sytuacja wydawała się tragiczna. Republika nie wie, gdzie go szukać. A on został porwany przez nieznane mu wojska. Co do jednego Anakin miał pewność: w całej sprawie maczali palce Sithowie i Separatyści. Jedi pokręcił się jeszcze po celi. Cierpliwość nigdy nie należała do największych zalet Padawana.
" To bez sensu. Gdzie jakiś przedstawiciel separatystów? Przecież nie wiezią mnie bez celu. A gdyby mieli mnie zabić, już by to zrobili." - pomyślał.
Myśląc racjonalistycznie Wybraniec powinien być cennym jeńcem, jednak patrzać na przebieg wojny, Anakin szczerze wątpił w rozsądek separatystów.
- HEJ! Czy zejdzie wreszcie ktoś tutal?! Ile mam siedzieć bezczynnie?? A może boicie się mnie, co? DOOKU, POKAŻ SIĘ TCHÓRZU!
Chwila ciszy i brak efektów zmusił Padawana do dorzucenia jeszcze jednego zdania.
- Znam tajne plany Rady Jedi...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Żbik
Wredny kocur
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Twojego najgorszego koszmaru
|
Wysłany: Pon 13:53, 30 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Padawan krzyczał w swojej celi, jednak jedyne co mu odpowiedziało to nieustanne wycie syreny oraz migotanie czerwonego światła. I tylko tyle. Mijały godziny na bezczynności.
***
Nagle mimo zmęczenia wyczuł, że gdzieś w pobliżu pojawiły się istoty żywe. Nawet mógl powiedzieć więcej, byli to adepci Mocy, jednak jej mrocznej strony. A przynajmniej jeden z nich był tworzył czarną otchłań w sferze Mocy. Czyżby Dooku miał go zaszczycić swoja osobą? Druga osoba nie zaszła jeszcze tak daleko w drodze ku ciemności, owszem była w niej złość, była chęć zemsty, bewzględność, wojowniczość i żądza władzy, jednak nie mógł sie równać z Mistrzem. Gdy tylko Anankin próbował wysondować ciemniejszy z umysłów, ów zniknął. W jednej chwili rozpłynął się w aurze Mocy stając się niewidocznym dla zmysłów Padawana.
Nagle dzwi zaskrzypiały i szczek zamkna oznajmił, iż dzwi są otwartę. Jakis posępny głos w głowie Anakina rozkazał: Chodź
[off]W czasie kilku godzin w celi migało czerwone światło i wyły syreny masz 3 opcje:
a) Ignorujesz je
b) Próbujesz się skoncentrować i je wyłaczyć (nie udaje się)
c) wkurzasz się i niszczysz
Odpowiedź napisz w poście w formie fabularnej, potem trzy gwiazdki i piszesz od momentu otwarcia dzwi
[/off]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Anakin Skywalker
Padawan
Dołączył: 12 Lis 2005
Posty: 795
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 2/5
|
Wysłany: Pon 21:12, 30 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Skywalker miał wiele wad, ale jedną z największych była nieposkromiona ciekawość, przez którą często pakował się w kłopoty. Dlatego Jedi nie byłby sobą, gdyby nie skorzystał z 'zaproszenia' i nie przeszedł przez drzwi.
"Ten ryk" - pomyślał Padawan o syrenie, która męczyła go przez tyle godzin. Anakin należał do bardzo nadpobudliwych Padawanów, ale prawdę mówiąc, jedyne co go obchodziło to rozwiązać zagadkę. Kto go porwał? Skąd się tu wziął? I co zamierzają z nim zrobić?
Niszczenie urządzenia byłoby bez sensu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Żbik
Wredny kocur
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Twojego najgorszego koszmaru
|
Wysłany: Nie 2:03, 05 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Padawan posłusznie podążał za głosem, zew prowadził go poprzez ciemne korytarze. Gdzie mógł być? Miejsce na pewno było starę, miało co najmniej 20 lat, chociaz może i więcej. Kamienne korytarze, po pewnym czasie przeszły w drewno, choc prawdopodobnie pod spodem ciągle było metalowe wzmocnienie, nawet na pewno. Całość wyglądała jak baza na księżycu, w czasie swej podróży nie natknąl się na ani jedno okno, czy cokolwiek przypominajacego wyjscie na zewnątrz.
Już po minucie błądzenia po kompleksie trafił do większej sali, wyglądała trochę jak pomieszczenie kontrolne, bowiem było tam mnóstwo zbitych ekranów, przewalonych foteli i resztek aparatury, wszystko było pokrytę warstwą kurzu, zapewne nic z tego nei działało. Jednak to nie szczegóły architektoniczne były ważne, lecz osoby które się tam znajdowały, dwie istoty. Teraz gdy był bliżej bardzo wyraźnie czuł iż obydwie są naznaczone ciemną stroną. Jedi pomyślał, że spotkał chyba dwójke najbrzydszych Sithów jakich ktokolwiek mógł sobie wyobrazić.
Jednym z nich był wysoki Trandoshanin, w niemal całkowicie czarnym stroju i płaszczu, drugą osobą był zapewne Weequay o pomarszczonej twarzy i samotnym warkoczu czarnych włosów, Anakin natychmiast rozpoznał w nim byłego nauczyciela szermierki z Świątyni - Sore Bulq - rozpoznał też miecz świetlny, który wisiał przy jego pasku, była to jego broń.
- A więc posiadasz ważne plany Zakonu, a można to wiedzieć w jaki sposób je poznałeś? Czyżbyś przypadkiem stał sie członkiem tego zacnego gremium? A moze to Mistrz twój powiedział ci zbyt wiele? - Sora najwyraźniej szydził z Padawana - Wątpię. W zakonie nikt ci nie ufa, bo czy można ufać komuś tak dumnemu? Jedi nie są do tego zdolni
- A moze istnieje inny powód dla którego mielibyśmy cię zwolnic, wątpię w to jednak uczymy się całe życie, jak krótkie ono by nie było - drugi Jedi milczał i słuchał, za to patrzył bardzo uważnie na człowieka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Anakin Skywalker
Padawan
Dołączył: 12 Lis 2005
Posty: 795
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 2/5
|
Wysłany: Pon 18:19, 06 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Twarz Sore Bulq przypominająca drzewią korę była odrażającym widokiem, więc Skywalker po krótkim czasie oderwał wzrok od dawnego Mistrza i zaczął chodzić po pomieszczeniu. W końcu spojrzał wymownym wzrokiem w oczy Bulq'a przemówił:
- Blefowałem. Nie mam żadnych planów. Ale mam ogólny podgląd na sytuację wśród Jedi i władz Republiki. A to też dużo. Wiem, na przykład, że porażka Republiki w pojmaniu Dooku na pewno jest wielką stratą. Niestety, ale wśród naszych szeregów znajdował się pewien Jedi - Filen - który okazał się totalną pomyłką i głupkiem. Wiem, że mistrz Kit Fisto został ciężko ranny, nie wiadomo czy przeżyje. Siły republiki coraz niechętniej patrzą na ingerencje Rady Jedi. Republika - przyjaciele - jest słaba i podzielona. Czas aby przeprowadzić ostateczne natarcie, atak który będzie decydujący dla losów wojny... - spojrzenie Skywalkera spotęgowało napięcie - [i] Czas uderzyć na Courscant!
I ja powinienem pokierować tą bitwą...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Ray Venger
Ciemny Jedi
Dołączył: 04 Lis 2006
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 5/5
Skąd: Tatooine
|
Wysłany: Wto 16:30, 07 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Osoba odziana w mrok siedziała na skórzanym fotelu wewnątrz statku, wpatrując się w wielkie, metalowe drzwi hangaru, ozdobione dziesiątkami ostrzeżeń. Były nieco pordzewiałe, posiadały kilka wgnieceń. Choć podobne widziała setki razy, zdawała się być w nie zapatrzona, jakby ujrzała jakiś głębszy sens egzystencji. Oczy ogniskowały się na jednym punkcie, niestety niewidzialnym dla szarego widza, który stanął by z boku. Obraz ten był jednak bardzo mylący. Mężczyzna skupiał się na powierzonym mu zadaniu. Było nim zaś pilnowanie więźniów na pokładzie statku. I chociaż jego wzrok zajmował się obecnie czymś innym, czuły słuch doskonale wystarczył w tym przypadku. Więzione persony wydawały się spokojne, sprawiały wrażenie dawno pogodzonych ze swym losem. Strażnik wiedział jednak, że pozory często mylą. Przekręcił się więc wolno na swym fotelu, następnie powstał i powolnym, acz pewnym chodem wkroczył w wąski snop światła, aby mieć dokładniejszy „wgląd” na ową sprawę. Jego sylwetka niezaprzeczalnie, wyjątkowo dobrze wykształcona, co było doskonale widoczne, nawet pod czarnym jak smoła strojem assasina, w który był odziany. Uwypuklenia na nogach i ramionach były aż nadto widoczne, zaś zbroja i naramienniki przyozdobione o rozmaite grawerunki nadawały dodatkowego majestatu. Część ciemności przenosiła się także na głowę, skutecznie zakrywając jej górną cześć w tym włosy. Twarz była osłonięta metalową maską. To czy pełniła jedynie funkcję ornamentalną, czy też miała zapewnić nosicielowi dodatkowe „udogodnienia” w nieokreślonej postaci, nie było wiadome. Oczy i wyraz nie zakrytej części twarzy doskonale współgrały z resztą tej nietypowej postaci. Biły od nich niespotykany spokój i bezemocjonalność. Męzczyzna niezaprzeczalnie należał do rasy ludzkiej, choć jego świecące lekko karmazynem oczy poddawały ten wniosek nieznacznej wątpliwości. Automatyczne drzwi otworzyły się, a on wkroczył do większego pomieszczenia. Znajdowało się w nim sześć droidów, oraz osoby, które miały zdecydowanie aktywniejszą i zawierającą mniej metalowych elementów budowę ciała. Więźniowie. Zamknięci w specjalnych klatkach, przyozdobieni o stylową biżuterię w postaci kajdanek. Pozbawieni jakiejkolwiek nadziei, niektórzy zaś nawet zdrowych zmysłów. Tajemniczy człowiek uraczył ich wzrokiem, który nie miał w sobie ni to politowania, ni to żadnej wyższej emocji. Ślepia zdawały się mówić: jesteście dla mnie niczym. Po części była to prawda. Niewielu było jednak w stanie psychicznym aby pozwolić sobie na luksus ich zobaczenia. Ci jednak którym się udało, natychmiast opuścili głowy, zrównując wzrok z metalową podłogą. Ta wydawała się jedynym bezpiecznym miejscem na które mogli patrzeć. Jedna z tych biednych zniewolonych jednostek przejawiała więcej zaradności i pewności siebie niżeli inne, jednak mężczyzna nie szczególnie się nią przejął. Ostatni raz poddawszy wszystkich zniewolonych dokładnej inspekcji, z równym zapałem jak wcześniej opuścił to pomieszczenie i wróciwszy na wcześniejsze miejsce osunął się na fotel. Przez moment dumał tak, podpierając swoją żelazną maskę czarną rękawicą, jego oczy ponownie wpatrzone w nicość. Więźniowie byli doskonale strzeżeni. Nawet gdyby zdołali pokonać przeszkodę w postaci klatki, byli nieuzbrojeni, wobec czego droidy skutecznie by się z nimi uporały. Funkcja jaką pełnił tu obecnie była zbyteczna. Zastanawiał się więc nad jej ważnością. Z pewnością nie było to zadanie dla którego został skierowany na tą misję. Do trzymania „opieki” nad zniewolonymi wystarczyły wspomniane wyżej roboty. Musiała więc istnieć druga opcja. Coś co nie zostało mu jeszcze powiedziane przez innych, jednak z pewnością miało większe „znaczenie” niż ta farsa w której obecnie brał udział. Ktoś mógł by pomyśleć, że był zirytowany, czy nawet oburzony. Nic bardziej mylnego. On po prostu skrupulatnie analizował całą sytuację w której się znalazł. I czynił to ze stoickim spokojem, co z pewnością było dziwne jak na stereotypowego przedstawiciela jego „profesji”. Minuty mijały. Jego zmysły postrzegania zewnętrznego świata na ułamek sekundy nieco otępiały. Wysoce interesowało go co w tej chwili robi Sora Bulq, osobnik wraz z którym został tu oddelegowany. Miał szczerą nadzieję, że tamten został pokarany takim samym rodzajem stagnacji i znudzenia jak on w tym momencie. Nie mniej jednak, wciąż siedział na fotelu, pogrążony w dalszych rozważaniach o rozmaitej treści….
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Żbik
Wredny kocur
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Twojego najgorszego koszmaru
|
Wysłany: Śro 23:29, 08 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Przemówienie Padawana z pewnością zdziwiło Mrocznego Jedi, jednak tylko przez chwilę, bowiem dość szybko rozwiał złudzenia Anakina co do jego wartości dla Konfederacji:
- To wszystko? To są cenne informację, które posiadasz? Garść plotek z Corusańskich kantyn i informację o dwóch Mistrzach? Nie wiele, zbyt mało by nie tylko przekonać kogokolwiek by powierzył ci ofensywę na Corusant, ale by w ogóle pozostawić cię przy życiu. - lodowate spojrzenie Sitha tkwiło w twarzy Padawana - Jednak być może tkwi coś w tym co mówisz, może okażesz się jeszcze przydatny. Twoje życie i śmierć zależą od tego, czy jesteś w stanie przełamać pewne... bariery. Jeśli chcesz zyskać szansę przysłużenia sie Konfederacji, czas byś pokazał, iż jesteś gotów zwalczać jej wrogów, nawet ludzi którzy do niedawna byli na usługach Zakonu i WARu - odpiął komunikator od paska i uruchomiwszy urządzenie nadał krótka wiadomość
***
Ciemne myśli, krążyły wokół głowy mrocznego Jedi w spowitej czernią kajucie, z rozmyślań wyrwał go sygnał komunikatora. Z głośnika popłynął zachrypnięty głos bez wątpienia należący do Sory:
- Nadszedł czas byś użył swego miecza, chodź do sali kontroli i weź ze sobą 3 więźniów, tylko nie Mako, on będzie jeszcze potrzebny
***
Chwilę później do zrujnowanego pomieszczenia wkroczyła mężczyzna, oraz 3 humanoidalne roboty prowadzące trzech wymizerniałych więźniów, noszących mundury i odznaczenia wskazujące na elitarną formację Auxillia. Anakin czuł przerażenie bijące od nich. Droidy ustawiły skazańców w szeregu w pewnej odległości od ucznia i Weequea, ten przemówił
- Jeśli chcesz poprowadzić uderzenie na Corusant, pokaż że potrafisz zabić żołnierzu Waru, zabij ich zabij ich wszystkich
[off]
Oczywiście nie masz ze sobą świetlowki, ma ją Sora i raczej nie da w tym poście, twoja postać na tyle biegle włada Mocą że może zabić tych trzech w dowolny sposób. Np udusić połamać kości albo zatrzymać akcje serca. Oczywiście nie będzie to czyn który pochwali Mistrz Yoda
[off]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Ray Venger
Ciemny Jedi
Dołączył: 04 Lis 2006
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 5/5
Skąd: Tatooine
|
Wysłany: Czw 17:34, 09 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Osobnik dalej siedział w fotelu. Przynajmniej jego fizyczna powłoka. Umysł był wyjątkowo daleko, zajęty własnymi, mrocznymi sprawami, które niejednemu zjeżyły by włosy na głowie. Pustka. Ciemność. Jedyne co dało się usłyszeć, to kobiece krzyki. Błagania o pomoc, wołanie o litość. Sprawcy jednak nie było widać. Mały chłopiec stał tam, pośrodku nicości trzymając się za głowę. Nie mógł już tego słuchać. Oddałby wszystko aby odgłosy ustały. Tak się jednak nie stało. Dźwięki nadal kołatały się wokół niego, on skulony cicho kwilił. Gdzieś w oddali, w kolorze szarości, widział jak jego matka jest katowana, bita, upokarzana. Przez jego ojca. Nie. To nie był ojciec. Nie zasługiwał na pełnienie tej funkcji. Był żałosnym potworem. Zerem, które pastwiło się na innych, lecząc swe kompleksy. Choć był słaby i nic nie warty, chciał udowodnić wszystkim dookoła, że to oni są niczym. I wtedy młodzian poczuł jak coś w nim pęka. Lęk i bezsilny gniew ustały, zostając zastąpione czymś innym. Totalną pustką. Obraz chłopczyka zawirował aby przekształcić się w coś innego. Mroczną, postawną sylwetkę. Jej twarzy nie było widać, jednak dzierżyła coś w ręce. Przedmiot rozbłysnął światłem kiedy postać poczęła stąpać w kierunku szarych sylwetek. Widm z jego przeszłości.
Z dziwnego transu wyrwał go irytujący, buczący odgłos komunikatora. Ciemny jedi złapał mocarnymi rękami za oparcie fotela wykonane ze sztucznego materiału. Po raz pierwszy od dłuższego czasu można w nim było zobaczyć coś co nie było objawem stoicyzmu. Wychylił się gwałtownie do przodu, trzymając swój ciężar na nogach, jednak pozostając w fotelu. Ciężko dyszał. Było to doskonale słyszalne nawet pod jego metalową maską. Oczy szeroko otwarte wyrażały mieszankę niepewności i gniewu. Nienawidził tych przeklętych wizji. One jednak pojawiały się ostatnio wyjątkowo często. Maltretowały go. Nie chciały dać spokoju. Natychmiast jednak ogarnął się. Powstał energicznym, prostym ruchem na równe nogi i głęboko odetchnął. Nikt nie potrafił by stwierdzić, że jeszcze kilka sekund temu był kłębkiem nerwów. Bo nie był. To było jedynie marne złudzenie, iluzja, nędzna fantazja. Ujął prawicą swój komunikator, który znajdował się przy pasie i połączył się z Sorą. Nie zamierzał korzystać z pokładowego. Nie widział ku temu potrzeby.
- Cierpliwości. Zaraz tam będę.
Wiadomość nie była ubrana w kwieciste słowa. Stanowiła jedynie potwierdzenie i akceptację słów osobnika po drugiej stronie. Męzczyzna zamocował komunikator na powrót przy pasie. Wyszedł z pomieszczenia spokojnym, zrównoważonym krokiem, przechodząc do drugiego…
Więźniowie wydawali być się pogodzeni ze swoją rolą. Nie zdawali sobie oczywiście sprawy, że trójkę z nich spotka dzisiejszego dnia wybitne „szczęście”. Oczy mężczyzny ponownie objęły spojrzeniem całe pomieszczenie. Nie wiedział co miał w planach dla nich Sora Bulq, jednak szybko kojarzył fakty. Nie zostały mu podane określone nazwiska. Miał wybrać losowe osoby. Mogło chodzić o przesłuchanie, jednak Venger szybko odrzucił tą opcję. Nie. Chodziło o coś innego. Lub kogoś. Miał dziwne wrażenie, że szanse tych person na powrót do celi są nikłe. Przynajmniej w jednym kawałku. Nic to jednak dla niego nie znaczyło. Byli żołnierzami. Walczyli. Musieli się więc liczyć ze śmiercią. Bynajmniej nie tak łatwą i łaskawą jak zabłąkany strzał z blastera. Uniósł swą dłoń powoli, niczym siekierę kata. Wskazał po kolei trzy cele i wydał polecenie stróżującym tego miejsca droidom:
- Wyprowadzić więźniów z komór 24 po 26. Doprowadzić ich do sali kontrolnej. Wykonać.
- Tak jest sir.
Odpowiedziały mu chórem trzy metaliczne głosy. Ciała robotów wykonały salut i rozpoczęły powierzoną im operację. Więźniowie nie bronili się. Ich walka została już dawno przegrana. Obecna sytuacja była jedynie jej apogeum. Mężczyzna postąpił z wolna za szóstką wychodząc ze statku w którym do tej pory przebywał. Przez chwilę zastanawiał się jakie zadanie miał dla niego Weequay. Skoro wiązało się z mieczem nie było zbyt wielu opcji. Jedynym pytaniem jakie kołatało się w głowie ciemnego jedi było z kim przyjdzie mu się zmierzyć w tym starciu. Swoją odpowiedź otrzymał kiedy tylko z ciężkim chrobotem rozchyliły się drzwi. Anakin Skywalker. Słyszał o nim kilka ciekawych rzeczy. A także o jego potencjale. Choć musiał przyznać, że postać którą ujrzał, nijak miała się do jego wyobrażeń. To miał być wielki jedi? Padawan, który zasłynął swym powiązaniem z mocą? Ray nie mógł zrobić nic innego jak jedynie ironicznie uśmiechnąć się pod maską. Potępił się jednak w myślach. Jeżeli to on miał być przeciwnikiem, to lekceważenie go, było by pierwszym, a zarazem ostatnim krokiem ku porażce. Choć jego oczy wciąż pozostawały puste, zdawały się ogniskować na postaci Anakina, drążyć ją. Pozostawił więźniów w prostej, droidy zaś znajdowały się za nimi. Stanął z boku, opierając ciężar ciała o jedną ze skrzyń, jego ręce zaczepione przy pasie, a konkretniej na rękojeściach świetlnych ostrzy. Wątpił aby Skywalker ryzykował podjęcie się jakiejś samobójczej akcji w tym momencie. Nie bał się. Był odważny. A może po prostu strach umarł w nim dawno temu. Jednak w ciągu swojego życia nauczył się, jednego. Że należy spodziewać się tego co niespodziewane. Jakkolwiek irracjonalnie by to nie brzmiało.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Anakin Skywalker
Padawan
Dołączył: 12 Lis 2005
Posty: 795
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 2/5
|
Wysłany: Nie 23:51, 12 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Irytacja Skywalkera sięgnęła zenitu. Nie dość, że jego akcja samotnego odbicia Dooku i dokonania abordażu niszczeciela spaliła na panewce, przez dłuższy czas był torturowany i głodzony, a teraz kiedy chce pertraktować swoje przyłączenie do sojuszu kilku podrzędnych ciemnych Jedi, którzy nie mogli się nawet równać z Anakinem, to na dodatek został poddany śmiesznej próbie. Poza tym Jedi nawet nie zamierzał zabijać bezbronnych jeńców. Oczywiście zrobiłby to z zamkniętymi oczami. Ale to byłoby niehonorowe i conajwyzej śmiesznie żałosne. W Padawanie zaczęło się coś gotować. Czujniejszy obserwator zauważyłby widoczne wibracje na pomniejszych przedmiotach znajdujących się w pomieszczeniu. Fała nienawiści przeszła przez ciało Anakina tak szybko jak się pojawiła. Nie było już jej. Pozostawiła jednak determinację. Skywalker odwrócil się do trzech Sithów.
Trzy droidy stały nieruchomo z wyciągniętą bronią koło nowoprzybyłego Sitha.
Skywalker szybkim i prawie niewidocznym ruchem pochnął owe droidy w ciemnego Jedi, który dotąd milczał. W dosłownie sekunde później przeturlał sie po ziemi i przyzwał Moc by przyciągnąć miecz świetlny Sitha, w którego stronę posłał stertą żelastwa.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Ray Venger
Ciemny Jedi
Dołączył: 04 Lis 2006
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 5/5
Skąd: Tatooine
|
Wysłany: Pon 15:36, 13 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Zmysł wyczucia mocy Ray’a od zawsze był najbardziej zaniedbaną częścią jego treningu. Jednak kiedy w Skywalkerze gotowały się wściekłość, irytacja, oraz nienawiść, Venger nie mógł nie poczuć choć małego ukłucia tych negatywnych emocji przelewających się na jego osobę. Nie lubił ich. Nie cierpiał. W przeciwieństwie do innych ciemnych jedi, nie czerpał z nich żadnego, nawet najmniejszego skrawka siły. Napawały go obrzydzeniem i przypominały wszystko co było złe i mroczne w jego dzieciństwie. Darzył je taką samą sympatią jak stojącego obecnie przed nim Anakina. Czyli żadną.
Przekręcił zamaskowaną głowę na bok, unosząc lewą brew ku górze i siląc się na gest nieistniejącego w nim zdziwienia. To co kiedyś było tlenem uwolniło się z jego płuc w postaci ciężkiego, dość szybkiego wydechu. Czuł co zaraz nastąpi. Bynajmniej owe przeczucie nie miało nic wspólnego z jego znajomością mocy i jej ścieżek. Stanowiło raczej podświadomy zmysł zagrożenia, jaki Venger wykształcił sobie przez te wszystkie lata swojej pracy w trudnym i nieprzystępnym fachu jakim było polowanie na galaktycznych zbiegów. Wiedział, że za kilka chwil, w taki czy inny sposób, rozpętają się tu chaos i zniszczenie. To było nieuniknione. Jego lewa dłoń zacisnęła się i rozluźniła, bez jego jakiejkolwiek woli, czy udziału w owej czynności. Płuca ponownie napełniły się tlenem, aby zasilić komórki, którym ten niewątpliwie okaże się potrzebny. Miał jeszcze kilka chwil…
Bezwładne droidy pomknęły w jego stronę z wielką siłą i szybkością. Może mógł by wytrzymać pojedynek mocy. Na równych warunkach. Jednak nawet jeśli jedi nie przewyższał go umiejętnościami w tej dziedzinie, to ogromny pęd i energia kinetyczna zlepku ciał działały na jego niekorzyść. O zatrzymaniu tej głupiej parodii „pocisku” nie było nawet mowy. Jednak kto właściwie mówił o jej zatrzymaniu?
***
Gdzieś indziej. Kiedy indziej. Jaskinia. Ciemnia i cichy plusk wody. Chudy młodzieniec o przygarbionej postawie i półdługich, czarnych włosach trzymał się kurczowo za brzuch. Jego twarz była stoicka, jednak oczy zdradzały co innego. Gniew i bezsilność. U jego stóp leżał kamień. Tajemnicza, kobieca postać odziana w czarny strój trzymała uniesioną do góry dłoń. Obok niej lewitowało jeszcze kilka kamieni o mniejszych, lub większych rozmiarach. Pokręciła głową objawiając swoje niezadowolenie. Następnie przemówiła:
- Źle Ray. Twoja siła nie może obecnie równać się z moją. Nie jesteś w stanie zatrzymać tego pocisku potęgą swej woli. To tak jakby mały owad próbował wpłynąć na pędzącą Banthę. Nie powiem ci co masz zrobić. Sam musisz to wymyślić. Odpowiedź jest tutaj. Otacza cię. Musisz jedynie ją dostrzec.
Kolejne kilka kamieni. Równie nieudolne próby. Jeszcze bardziej bolące od poprzednich. Czuł tylko nieopisany ból i słyszał…ciche kapanie wody. Oczywiście. Podniósł się chwiejnie i zakaszlał. Moc powołała do ruchu następny kamienny pocisk. Ray wyciągnął rękę, do przodu. Jednak nie walczył z nadmiarem siły. Nie musiał. Pokierował bryłę w zupełnie inną stronę. Ta minęła go o dobre kilkanaście centymetrów, jednak dla pewności wykonał odskok. Jego nauczycielka uśmiechnęła się. Zawsze tak było kiedy czynił postępy…
***
„Bądź jak woda. Nie walcz z przeszkodą. Spraw by cię ominęła.”. Słowa mentorki rozbłysły w jego umyśle wyłaniając się z pustki i musiał przyznać, że doskonale pasowały do obecnej sytuacji. Jego prawica gwałtownie uniosła się ku górze i do przodu, okryte czarną rękawicą palce zaś rozprostowały. Z jego wnętrza gwałtownie popłynęła moc. Tak wiele jak tylko mógł wyzwolić w tym momencie. W błędzie jest jednak ten kto sądzi, że utworzyła ona zaporę, czy też drugą siłę, która miała się mierzyć z pociskiem. Nie. Miała wykorzystać moc przeszkody przeciw niej samej. Najzwyczajniej tworzyła nową ścieżkę. Zmieniony tor po którym miał podążyć bezwzględnie nadciągający, wrogi obiekt. Chciał posłać droidy po kącie rozwartym w prawo. Obecnie wydawało mu się to jedyną, słuszną możliwością. Następnie gwałtownie odskoczył w lewo, przetoczywszy się po ziemi i zatrzymawszy w pozycji kucającej. Jednak wiedział doskonale, że owy atak był jedynie dywersją. Lewica cały czas spoczywała na mieczu świetlnym, który dziwnym trafem zaczął w tym momencie szamotać się w jego dłoni. Venger stoicko powstał. Musiał przyznać, że poczuł się…oszukany? A może niedoceniony? Najwyraźniej adept mocy uznał go za najsłabsze i najłatwiejsze do wyeliminowania ogniwo. Lekceważenie wroga było głównym powodem śmierci na polu bitwy. Ray dostrzegł, że młody Skywalker unosi się arogancją. Sądził zapewne, że jest potężniejszy od nich wszystkich razem wziętych i każdego z osobna. Ta pompatyczność drażniła go. Jednak przywołał się do porządku. Nie zamierzał popełnić tego samego błędu co oponent. Nie miał zamiaru go lekceważyć. Dłoń oddzieliła oręż od pasa. Kciuk nacisnął przycisk. Skrawek podłogi został zalany jaśniejącym blaskiem błękitu skierowanym ku dołowi, jaki dochodził od miecza świetlnego. Głowa Ray’a pozostawała lekko spuszczona ku dołowi. Oczy były całkowicie spokojne. Nie władały nim żadne emocje. Ni to strach ni agresja. Z pod maski, wydobył się nieco głębszy niż zazwyczaj głos:
- Nie doceniasz mnie „przyjacielu”… zaś jeśli chcesz ze mną walki, proszę…wykaż się choć odrobiną uczciwości. I dobrze radzę, nie lekceważ mnie.
I wtedy Venger zrobił coś, czego młody Skywalker raczej by się nie spodziewał. Prawica powędrowała szybko za plecy i rzuciła w kierunku młodego jedi pewien obiekt. Ten okazał się być dezaktywowanym mieczem świetlnym. Kiedy Anakin ujął go w dłoń, Ray przybrał postawę bojową. Był gotów do konfrontacji.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Anakin Skywalker
Padawan
Dołączył: 12 Lis 2005
Posty: 795
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 2/5
|
Wysłany: Pon 18:16, 13 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Anakin Skywalker złapał rękojeść miecza świętlnego rzuconego w jego stronę. Cały manewr został przeprowadzony trochę bezmyślnie i pechowo, bowiem droidy miały uderzyć w innego Sitha. "No cóż, trudno" - pomyśał Skywalker. Efekt i tak został osiągnięty. Jedi spojrzał na rękojeść i obejżał sposób jej wykonania. Pamiętał słowa mistrza Yody wypowiedziane kiedyś w jego kierunku: "Na szczegóły większą uwagę powininieś zwracać. O twoim przeciwniku jego miecz świetlny świadczy." Dlatego Padawan przyjrzał się klindze. Każdy w Akademii wiedział, że młody Anakin jak nikt zna się na majsterkowaniu. Gdy, któremuś z młodych kandydatów psuł się miecz, pierwszą osobą, do której ów uczeń się zwracał był z reguły Skywalker. Mimo to nie wiele można było wyczytać z kilku kawałków stali przez tak krótki czas. Anakin zauważył tylko sumienność i staranność w wykonaniu rękojeści. Być może były to cenne wskazówki.
Padawan teraz skupił się na sytuacji w jakiej się znajdował. Znajdował się w średniej wielkości pomieszczeniu. Przed nim stało trzech Sithów, a za nim trójka więźniów. Wniosek nasuwał się sam, że walczący nie bedą mieć zbyt wiele miejsca.
Kolejną rzeczą były słowa wypowiedziane przez Sitha w masce. Utkwiły one Anakinowi głęboko w pamięci i sprawiły, że prawie co nie wybuchnął śmiechem. Powstrzymał się jednak i z lekkim uśmiechem cisnął sarkastyczną odzywką:
- Na szczęście, "przyjacielu", nie będziesz musiał długo chodzić zlekceważony.
Skywalker włączył klingę. Prawdę mówiąc, Anakin nie mógł uwierzeć w swoje szczęście. Nie dość, że ma sposobność się bronić, to jeszcze Sithowie pozwalają walczyć ze sobą w pojedynkę. Komandor sił powietrznych Republiki spojrzał w stronę wystraszonych więźniów:
- Zmiatajcie stąd.
Teraz mogli zacząć pojedynek. Jedi zdjął z siebie jeszcze płaszcz, rozluźnił mięśnie i przystąpił do pierwszego natarcia. Padawan chciał jak najszybciej zakończyć pojedynek, by mieć siły na walkę z Sore Bulq'ą. Padawan używając całej dostępnej siły i precyzji rozpoczął od mocnego nataracia w kierunku tułowia przeciwnika. Anakin chciał jak najwcześniej zmęczyć przeciwnika w masce i z czasem zaczął narzucać coraz szybsze tempo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Ray Venger
Ciemny Jedi
Dołączył: 04 Lis 2006
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 5/5
Skąd: Tatooine
|
Wysłany: Pon 22:36, 13 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Ray widział jak młodzian przygląda się jego broni. Dokładnie ją analizuje, tak jakby jego oczy poznawały każdy, nawet najbardziej podstawowy poziom strukturalny. Jednak nie wiedział co Skywalker chciał w ten sposób osiągnąć. Być może, najzwyczajniej w świecie sprawdzał funkcjonalność i poprawność wykonania oręża, którym przyszło mu władać. Może jednak było w tym coś więcej i poprzez analizę narzędzia starał się poznać osobę która dzierżyła saber do tej pory. To wiedział jedynie sam Anakin, choć Ray musiał przyznać, że przez chwilę sądził jakoby nastawienie młodziana zmieniło się. Stało się dojrzalsze, mądrzejsze. Ale trwało to nieznaczny moment, do kiedy chłopak nie zdecydował się odezwać. Zaś Venger potępił się w duchu, że kiedykolwiek wierzył w jakąkolwiek powagę i racjonalność tego osobnika. Tych cech w nim nie było. Arogancja i zbyt wysokie mniemanie o sobie pożarły je dawno temu nie zostawiając żadnego śladu ich egzystencji. Męzczyzna odziany w czarny kostium z żelazną maską jedynie lekko pokręcił głową z przymkniętymi oczyma. Nie silił się na żaden komentarz. Stojący przed nim oponent nie był warty tego aby marnować na niego oddech i strzępić język. To co przejawiał Venger w tym momencie nie było lekceważeniem, czy ignorowaniem. To była pogarda dla wszystkiego co uosabiał ten oto jedi. Rodzaj zimnej, całkowicie stoickiej nienawiści. Wojownik ciemnej strony trzymał jednak swoją wewnętrzną bestię na krótkiej smyczy, nawet na chwilę nie pozwalając jej się wyrwać, czy choćby wykonać niepożądanego ruchu. Znał bowiem koszt takich poczynań aż za dobrze. To dzięki takiemu zachowaniu był dzisiaj tutaj, stał się tym kim jest. I nie zamierzał pogrążyć się bardziej w bagnie zepsucia. Przywołał swoje myśli do porządku, następnie bezwzględnie wszystkie je uciszył, tak szybko i zwinnie niczym siekiera opadająca na szyję skazanego. Zarówno te złe jak i inne odeszły w nicość na kilka następnych chwil. Ostrze świetlne uniosło się wraz z jego dłonią ku górze, rysując świetlisty pół okrąg w powietrzu. Choć na sarkastyczną ripostę Skywalkera nie odpowiedział nic, kiedy ten przepędził więźniów i uczynił ich pole walki czystym, rzekł jedynie:
- Ty zacznij. Ja skończę.
Ktoś mógł by pomyśleć, że Venger, jako osoba, która wybitnie poczuła arogancję Anakina, nie powinien wypowiedzieć tych słów. On jednak nie kierował się pychą i pewnością siebie. Zdania stanowiły jedynie zapewnienie przeciwnika o jego gotowości, zaś sztuczna kalka arogancji jaką wytworzył miała za zadanie wyprowadzić wroga z równowagi. Kiedy jedi ruszył, Ray postąpił natychmiast podobnie…
***
Dwie sylwetki poruszały się niczym w dzikim, morderczym tańcu, dzierżąc broń w postaci dwóch, standartowych mieczy wykonanych z metalu. Kobieta odziana w czerń była cały czas w ofensywie, natomiast młody chłopak bronił się wyjątkowo nieudolnie. Nie mniej jednak, był to trening. Mógł więc pozwolić sobie chociaż na szczątkowe fragmenty rozmowy:
- Nie rozumiem dlaczego nie walczymy prawdziwym orężem.
Miecz niewiasty uderzał po raz kolejny. Nacierał tak nieustępliwie i skutecznie, że chłopak w przedostatnim ciosie stracił swój oręż, natomiast jego dłoń soczyście krwawiła karmazynowym płynem. Ostatnie cięcie posłało go na ziemię w tumanach kurzu i poczuł jak na jego karku została powołana do życia kolejna, podłużna i głęboka blizna. Na szczęście nie uszkodziła żadnej, ważnej żyły. Kobieta upuściła swe ostrze na ziemię, rzekłszy:
- Dlatego.
- Co to za dziwny styl? Nigdy wcześniej mi go nie pokazałaś, a z tego co widzę, jest wyjątkowo ofensywny i skuteczny do eliminacji wroga.
- Nazywa się Makashi. Forma II. Najbardziej morderczy styl jaki powołali do życia Jedi. Zaś odpowiedź na to czemu dotąd ci go nie pokazałam masz na swoim ciele.
- Rozumiem. Kontynuujmy.
Mimo, że zmęczony i poraniony, młody osobnik energicznie podniósł się z ziemi. Jego ciało krwawiło, bolało i paliło. Jednak duch okazywał zachwyt i zainteresowanie sztuką którą przyszło mu poznawać. Nie zamierzał rezygnować w takiej chwili. Podniósł broń. Kobieta jedynie się uśmiechnęła.
***
„Myślałeś. Zastanawiałeś się. To twój błąd. Nie myśl. Uderzaj! To prawo Makashi!” Ray nie mógł się powstrzymać od lekkiego uśmiechu pod swoją maską. Doprawdy nie rozumiał co się z nim działo ostatnimi czasy. Sny z jego przeszłości nie dawały mu spokoju, a walka z tym tutaj, mimo, że dopiero rozgorzała, przypominała mu tak wiele o swej starej nauczycielce, że widział wydarzenia tak jakby tam się znajdował. To nie był jednak czas na takie rzeczy. Venger jedynie przytaknął widmowemu głosowi swej mentorki nim odesłał go w niebyt. Rzucił się gwałtownie do przodu, kontrując pierwsze uderzenie. Taktykę Skywalkera nie trudno było przewidzieć. Ciekawiło go jedynie co ten zrobi, kiedy zostanie ona odwrócona przeciwko niemu. Po pierwszej wymianie ciosów, zamierzał natychmiast odwrócić szalę natarcia na swoją stronę. Jego ciosy były szybkie, zwinne i zabójcze. Nie dążył do wymiany. Jego celem była dewastacja przeciwnika. Każdy ruch cechowała precyzja, styl i niezaprzeczalne, mordercze zamiary odnośnie młodego Skywalkera. Dobrze wykorzystywał zalety jakie oferował mu styl Makashi. Dzięki niemu mógł się zarówno bronić, jak i atakować łatwiej, co sprawiało, że technika Anakina mogła okazać się nieskuteczna. Jednak to nie styl i umiejętność powinny były zadziwić oponenta najbardziej. A postać i zachowanie dzierżącego miecz. Poruszał się jak dzika bestia, ciało było niczym owładnięte furią. Jednak duch pozostawał całkowicie stoicki. Karmazynowe oczy były zimne, wyrachowane i skupione na przeciwniku. Venger panował nad swoimi emocjami. Nigdy więcej nie zamierzał utracić owej kontroli. Przede wszystkim jednak, miał na uwadze umiejętności wroga, niezależnie od tego jaką dezaprobatą darzył jego osobę. Oczy otworzyły się szerzej. Wewnątrz Ciemnego Jedi nastąpił znaczny wybuch mocy. Ciało przyspieszyło na poziomy nie osiągalne dla szarego człowieka. O ile wcześniej jego ruchy były zadziwiająco zręczne, teraz stały się niczym rozmazane fale, połączone ze sobą jedynie krótkimi przerywnikami w postaci wymiany ciosów ostrzy. Kilka następnych sekund miało dowieść tego kto okaże się zwycięzcą w tym pojedynku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Anakin Skywalker
Padawan
Dołączył: 12 Lis 2005
Posty: 795
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 2/5
|
Wysłany: Wto 18:37, 14 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
{ Żbik pozowlił na kolejną runde - żeby nie było }
Skywalker był pod wrażeniem techniki i celności uderzeń miecza świetlnego zamaskowanego przeciwnika. Anakinowi przypomniała się potyczka z Księciem Dooku, jaką odbył pół roku temu na pustynnej planecie Genosis. Przebieg bitwy był podobny. Jedi wtedy próbował zepchnąć do defensywy doświadczonego szermierza, lecz ten kilkom sprawnymi ruchami odepchnął ataki młodego Padawana i cała walka skończyła się tragicznie. Na pamiątkę tej trudnej lekcji Skywalker został obdarzony stalową protezą zajmującą mu prawice. Jednak to wszystko działało się pół roku temu. Przez ten niby krótki okres czasu Anakin wykonał kilka misji i zdobył dużo doświadczenia. Wysnuł też wnioski z walki z czarnym Sithem.
"Tym razem nie popełni tych samych błędów". Mimo wielu podobnieństw do Dooku, mroczny przeciwnik różnił się kilkoma większymi szczegółami. Po pierwsze Sithowie czerpali swoją siłę z gniewu (Darth Maul) lub dumy (właśnie Dooku). Lecz u tegoż przeciwnika Anakin nie wyczuwał tych uczuć. Wojownik przypominał raczej wyrachowanego mordercę Jango Fetta, z którym Padawan miał już doczynienia, a której żywot zakończył Mace Windo. Nie było w nim złości i agresji, co więcej, wróg nie czerpał siły z potęgi ciemnej strony Mocy! Druga rzecz to Forma Makashi, którą posługiwał się Ciemny Jedi. Skywalker miał jak dziś wspomnienia z pojedynku z hrabią. Pamiętam, że staruszek pomimo swego wieku poruszał się z gracją, a jego ruchy mieczem świetlnym były czysty artyzmem, poezją dla szermierza. Natomiast to co wyczynał wojownik było jedynie pewną, całkiem groźną imitacją stylu Księcia. Oczywiście Ray Venger nie mógł się równać z uczniem Dartha Sidiousa.
Trzecia rzecz, to zła taktyka jaką obrał jego przeciwnik. Dooku w przeciwieństwie do niego pozwolił wyszaleć się młokosowi, lecz tak naprawdę cały czas kontrolował przebieg bitwy. Wyczekiwał błędu Padawana. Zachęcony wówczas sukcesami Anakin zaczął coraz bardziej się rozluźniać, osłabiając swoją obronę. Wystarczył ułamek sekundy dekoncentracji, myślenia o prawdopodobnie nieżyjącej Padme, by Sith odciął mu rękę. Tym razem było inaczej. Padme była bezpieczna. A Anakin wpełni skoncentrowany.
I po czwarte wreszcie, ostatnie. Skywalker był trenowany przez największych mistrzów w Akademii. Fechtunku nauczali go tacy Mistrzowie, jak Yoda, Mace Windu, czy stojący nieopodal Sora Bulq. Poza tym był Wybrańcem. Pojętnym i zdolnym uczniem. A wojownik stojący na przeciwko? Wątpliwe byłoby, żeby pobierał nauki w Akademii, bowiem Skywalker zupełnie go nie pamiętał. Najprawdopodobniej to jednej z wielu kandydatów na Sitha, samouk, obdarzony pewnym talentem. Był tylko pionkiem w całej tej wojnie. A jego wyszkolenie było pełne 'szkolnych' błędów i uchybień. Anakin podziwiał sposób w jaki wroga postać rozumiała i odczuwała Moc, lecz nie był to wojownik, który mógłby zdominować Jedi.
Skywalker musiał jednak przyznać, że jego technika silnych uderzeń była zupełnie nieskuteczna wobec Formy II. Mimo to ataki wroga, choć doskonałe technicznie i bardzo celne, były zwyczajnie zbyt słabe by cokolwiek zrobić Anakinowi. Choć Padawan wyczuł, że wojownik chce szybko zakończyć pojedynek, był pewien, że potrwa on o wiele dłużej niż tenże sądził. Błąd w strategii popełniony na początku, głód oraz wiele dni niewoli sprawiły, że młodzieniec musiał chwilę odpocząć. Dlatego starał się zwolnić zabójcze tempo walki. Oczywiście była też druga opcja podkręcenia tempa i przetestowania umiejętności fechtunku przeciwnika. Jednak ona mogła się zakończyć niepowodzeniem zarówno dla jednej, jak i dla drugiej strony.
Skywalker postanowił zagadnąć do Ciemnego Jedi:
- Jak się nazywasz? Nie słyszałem nigdy o tobie. Czemu nie czerpiesz swej energii, tak jak każdy Sith, z pasji i strachu? Tylko twoja nienawiść może mnie pokonać! Użyj swoich agresywnych uczuć. To jedyna droga. Przecież nie jesteś Jedi?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Ray Venger
Ciemny Jedi
Dołączył: 04 Lis 2006
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 5/5
Skąd: Tatooine
|
Wysłany: Śro 0:17, 15 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Kolejne błyski morderczego światła. Następne, nieokiełznane zderzenia broni w kolorze przywodzącym na myśl ocean. Parowanie, szybkie cięcie, gwałtowny odskok. Mroczny jedi musiał przyznać przed samym sobą, że czuł lekkie pokrzepienie faktem, że początkowa, jakże nieudolna ofensywa wybrańca mocy zakończyła się fiaskiem. Zapewne młodzian sądził, że uda mu się szybko i bezproblemowo zwyciężyć. Ray jednak sprostał oczekiwaniom jakie sam sobie wyznaczył jeszcze przed rozpoczęciem boju. Nie wynikały one z wewnętrznej dumy. Lecz z czegoś innego, z czego sam Venger nie zdawał sobie do końca sprawy. Dawno zapomnianego dążenia do doskonałości, które niczym ziarno rzucone kiedyś na nieurodzajną ziemię, jakimś cudem zdołało w niej zapuścić malutkie korzenie. I choć ta była nieprzystępna, jakby w odpowiedzi owa, podświadoma chęć perfekcji okazała się nieustępliwa.
Ray dokładnie analizował ruchy swojego przeciwnika. Każdy gest, każde drgnienie, zarówno ciała Anakina, jak i skrzącego jaśniejącym błękitem oręża były przez niego bezwzględnie wyłapywane i przetwarzane na subtelne informacje, które zdradzały znacznie więcej aniżeli mogło się wydawać szaremu, nie przystosowanemu do świetlnej potyczki obserwatorowi.
Venger nie mógł oprzeć się odczuciu, że Skywalkera wciąż cechuje lekceważąca postawa wobec jego osoby. Jedi sądził zapewne, że jego oponent nie jest go godzien. I mimo, że Ray ostrzegł go już wcześniej, odnośnie zgubności tej drogi, Anakin najwyraźniej był zbyt pogrążony w swej pyszałkowatości i arogancji aby zrozumieć treść, a co dopiero znaczenie przekazanych mu słów. Choć ciemny jedi niegdyś rozumował podobnie, nigdy nie cechował się tak wielką ignorancją…
***
Dzień ustępował nocy. Ray wraz ze swoją mentorką wpatrywali się w nizinne kamienie, które z wolna oplatała bezwzględna ciemność. Siedzieli w milczeniu, nie odzywając się nawet pojedynczym słowem i tworząc rodzaj znanej, nie lubianej i niezdrowej ciszy. Kobieta w końcu zdecydowała się ją przełamać. Poprawiła swój kaptur, mówiąc:
- Ray, jeśli kiedykolwiek przyszło by ci się mierzyć z wrogiem teoretycznie słabszym od ciebie, czy lekceważył byś swego przeciwnika?
- Nigdy o tym nie…
- Nie kłam.
- Ehh. Skoro był by słabszy ode mnie, jaki byłby cel tej konfrontacji? Przecież był bym silniejszy, szybszy i wytrzymalszy…
- A jednocześnie skazany na nieuniknioną porażkę. Twoja duma i pewność siebie odnośnie własnych umiejętności, obdarłyby cię ze wszystkiego na co tak ciężko pracowałeś, pozostawiając gołego, bezbronnego i otwartego na ostateczny cios wroga, niezależnie od tego jak słaby by nie był.
-…Rozumiem.
Siedzieli tak jeszcze przez chwilę. On rozważał jej słowa. Zarówno w nich, jak i we wszystkim innym co robiła, zawierała się głęboka, nieprzenikniona mądrość. On zaś nie mógł zrobić nic więcej jak tylko jej usłuchać i zaakceptować to co przekazywała. Dzieciak podniósł się z ziemi, otrzepał zakurzone spodnie i przetarł bolące mięśnie. Ukłonił się swojej mentorce i wyruszył do domu. Jego trening tamtego dnia dobiegł końca. Wiedział jednak, że prawdziwy skończy się dopiero kiedy umrze. W połowie drogi odwrócił się, by rzucić ostatnie spojrzenie. Jednak tam, gdzie jeszcze chwilę temu siedziała niewiasta, nie było już nikogo. Pozostał jedynie szum wiatru i odgłos małych, strącanych kamieni.
***
Skywalker odezwał się. I choć Venger zrobił wiele złego i popełnił kilka wielkich pomyłek w swej przeszłości, nie mógł powstrzymać grymasu dezaprobaty i zniesmacznienia jaki wykrzywił jego twarz skrytą za metalowym obiektem. Podobno Anakina tytułowano wybrańcem mocy, osobą, która miała przywrócić równowagę, zaprowadzić porządek. Jednak słowa które padły z jego ust zniszczyły całkowicie jakąkolwiek wiarę jaką Ray mógł posiadać w ową przepowiednię. Czuł się oszukany. Potępił za głupotę, że kiedykolwiek wierzył w prawdziwość słów Sory odnośnie chłopaka. Nie potrafił okłamać sam siebie. Poczuł gniew. Pogardę. Jednak natychmiast uciszył je swoją stanowczością. Zdawał sobie także sprawę, że owe słowa mogą być jedynie prowokacją, mieć na celu złapanie oddechu, zyskanie czasu. Mimo, że ciemny jedi pokusił się na odpowiedź, uczynił to podczas kolejnej, brutalnej ofensywy. Zdania były szorstkie i niosły negatywne zabarwienie. Brak było w nich jednak widocznej agresji. Nie kierował się pychą czy dumą. Miast tego ujawnił wszystko to, czym rozczarował się w rywalu. Wyrzucił negatywne odczucia, uniemożliwiając im drogę powrotu.
- Jeśli podał bym ci swoje imię, ubrudziłbyś je. To, że nie słyszałeś o twym przeciwniku, nie znaczy, że nie jest on ciebie godzien, sława bowiem, nie zawsze idzie w parze z umiejętnościami. Uważasz, że tylko poprzez nienawiść, pasje i strach jestem w stanie zwyciężyć, pokonać cię... jednak twoje metody nie będą moimi. Zniżasz się do zachowań niegodnych jedi. Mówisz o mocy jakbyś znał ją od podszewki. Jednak jesteś jedynie rozpieszczonym dzieckiem, które napawa mnie obrzydzeniem. Teraz zaś skończmy tę farsę.
Zakończył konwersację. Mimo, że Skywalker najwyraźniej starał się zwolnić tempo toczącej się walki, to osobnik odziany w czarny niczym bezkres kosmosu kostium, nie zamierzał ustępować ani na moment. Jego natarcie było nieprzerwane i nieugięte, ciosy szybkie i wykorzystujące dość dużą dawkę siły którą wypracował przez kolejne, ciężkie lata swego życia. Te wszystkie czynniki miały za zadanie wprawić Anakina w bezkres defensywy i utrzymać go tam do momentu, który ukaże się odpowiedni. Kolejna, równie błyskawiczna jak dokładna analiza obrony młodego jedi zakończyła się. Venger dostrzegł z pozoru nieistniejącą w rzeczywistości lukę. Mięśnie napięły się po raz kolejny w ułamku sekundy. Lewa dłoń gwałtownie odchyliła się do tyłu i rozprostowała, prawa zaś, dzierżąca świetlny oręż, wykonała błyskawiczny, tnący ruch z dołu, ku górze. Miecz delikatnie zarysował podłogę, powołując do życia kilka pomniejszych iskier, potem zaś zmienił położenie na ukośne. Jego cel był jasny i nieunikniony- dłonie Skywalkera, które dzierżyły broń.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Anakin Skywalker
Padawan
Dołączył: 12 Lis 2005
Posty: 795
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 2/5
|
Wysłany: Czw 14:09, 16 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Prowokacje Anakina odniosły oczekiwany skutek. Sith nie podejrzewający podstępu dał się wciagnąć w pułapkę. Padawan został poddany ciężkiej próbie, bowiem kolejne natarcia wroga były coraz szybsze i coraz celniejsze. Skywalker z trudem je parował, a każdy w Zakonie wiedział, że raczej był mistrzem ataku niż obrony. Mimo to, młody organizm ryczerza Jedi coraz szybciej regenerował siły po szaleńczej szarży na początku. Moc przemawiała do Anakina. Wręcz śpiewała. Jedi wychwytywał najmniejszy ruch przeciwnika, ale wysoki stopień koncentracji pozwała mu odczuć coś dużo ważniejszego. Padawan wyczuwał wszystko co znajdowało się w pomieszczeniu, fotele, resztki aparatury, nawet kusz. Ale najważniejszy teraz dla niego były lampy w pomieszczeniu, która nadawały niewielki promień światła w sali.
Skywalker zobaczył trik wykonany przez przeciwnika, który chciał odciąć mu oba nadgarstki. Padawan zdumiał się, ale teraz zrozumiał, jak Obi-Wan mógł pokonać Dartha Maula. Spryt i zaskoczenie, nie rzadko były ważniejsze niż najlepszy fechtunek. A poza tym wszystko zależało od woli Mocy. "Teraz, albo nigdy" - pomyślał. Anakin zaryzykował niebezpieczny manewr i w ostatniej sekundzie wykonał salto nad przeciwnikiem lądując 3 metry za nim. W tym samym momencie, kiedy Padawan padał na ziemię, wysadził lampy Mocą. Nastąpił krótki wybuch żarówek, a później nastała ciemność. Oczy zwykłego śmiertelnika nie mogły tu pomóc. Trzeba było zdać się na Moc. Skywalker przypomniał sobie pomieszczenie, które dokładnie oglądał przed walką. Nieopodal znajdowały się fotele, a raczej ich resztki. Jedi użył Mocy, by cisnąć je w kierunku Raya. A później czym prędzej biegł wzdłuż korytarzy, szukając drogi ucieczki.
{Żbik kazał przekazać, że teraz czekamy na jego post}
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Żbik
Wredny kocur
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Twojego najgorszego koszmaru
|
Wysłany: Czw 18:32, 16 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Miecz błękitu przeciął nieubłaganie powietrze i skrawki podłogi, kierując się niczym drapieżne zwierzę w stronę żywej tkanki. Jedyną rzeczą jaka mogła zachować śmiertelną powłokę Anakina w jednym kawałku, było natychmiastowe, desperackie posunięcie. Które ten oczywiście powołał do egzystencji. Młody jedi gwałtownie wzbił się ku górze, jego skóra o kilka milimetrów minęła się z morderczym światłem ostrza dzierżonego przez Ray’a. Owinięty czernią osobnik, nie spodziewał się tego manewru, jednak nie opuścił swej gardy, czy też pozycji bojowej stylu Makashi. Jego refleks zadziałał błyskawicznie i niezawodnie. Natychmiast obrócił się za siebie, mając za cel odbicie potencjalnego ciosu, lub serii takowych ze strony swego oponenta. Te jednak nigdy nie nastąpiły. Lampy nad głowami zebranych w sali osób eksplodowały tak gwałtownie niczym małe słońca, powołując do życia imitującą nicość kosmosu pustkę. Otulił ich nieprzenikniony mrok, a zmysł wzroku na chwilę całkowicie stracił swe znaczenie. Płuca Ray’a gwałtownie napełniły się tlenem, zaś jego karmazynowe oczy…zamknęły. Wiedział doskonale co się teraz stanie. To co przeznaczenie przewidziało dla młodego Skywalkera. Dywersja. Ucieczka. Porażka. Śmierć. Jednak nie współczuł mu. Ten kto ucieka z pola bitwy nie zasługiwał na inny los. I usłyszał jak pierwsza faza misternego planu wszechświata właśnie się rozpoczęła. Z drażniącym świstem powietrza, w jego stronę pomknęły dwa, niezbyt aerodynamiczne obiekty…
***
Młodzian miał przewiązane opaską oczy. Z trudem stłumił krzyk wewnątrz siebie, kiedy dwa, ciężkie obiekty uderzyły w jego ciało. Jeden trafił w nogę na wysokości kolana, długi w klatkę piersiową. Venger stał tak jeszcze przez chwilę, potem jednak bolące ciało przezwyciężyło nieugiętego ducha i osunął się na ziemię, w towarzystwie własnego, szybko dyszącego głosu. Pięść uderzyła w skałę pod nim, okazując bezsilność i zdzierając naskórek. Zaciskając zęby chłopiec mruczał coś cicho pod nosem. Kobieta wyłoniła się z ciemności i pokiwała głową z dezaprobatą. Podeszła powoli i stanęła nad nim z wymownym wyrazem widocznej części twarzy. Rzekła:
- Użyj mocy żeby je wyczuć. Każdy obiekt który cię otacza rezonuje tą mistyczną siłą.
- Kiedy nie czuję nic! Absolutnie nic! Pustka!- wybuchł bardziej niż odpowiedział
- W takim razie musisz znaleźć inną drogą do zwycięstwa. Nie ma sytuacji bez wyjścia.
Po pewnym czasie przestał nawet liczyć ile razy mu się nie powiodło. Jedynym przypomnieniem tych wydarzeń była gama różnobarwnych siniaków zdobiących jego ciało. Kiedy spojrzeć na to z perspektywy czasu, stracił kilka dni swej egzystencji na ćwiczenie, którego rozwiązanie było zbyt banalne by na nie wpaść. Skoro jego zmysł mocy nie mógł mu pomóc, musiał polegać na tych, którymi obdarzyła go natura. Mimo, że jego wzrok został ograniczony, inne były w pełni sprawne. Klucz do sukcesu stanowił słuch. Dźwięk przecinanego powietrza był subtelny, jednak możliwy do wychwycenia. W końcu, po wielu trudach, udało mu się.
***
Fotele pomknęły w stronę Ray’a z niemałą siłą i szybkością. Ten był już jednak gotowy. Ręce zacisnęły się na mieczu świetlnym, owy przedmiot natomiast rozpoczął w jego dłoniach taniec zniszczenia. Pierwszy fotel został cięty poprzecznie, większa część przeleciała nad głową Vengera nie powodując żadnych szkód i kończąc lot między skrzyniami. Oparcie na ręce, odbiło się od jego torsu, sprawiając, że zaparł się lewą nogą kiedy wykonał kolejne cięcie. Drugi fotel został podzielony na pomniejsze części podobnie jak jego poprzednik, te natomiast upadły na ziemię za ciemnym jedi. Ten nie tracił jednak czasu. Słyszał kroki, które jeszcze nie opuściły pomieszczenia. Były głośne, rytmiczne, mimo, że zabarwione lekkim echem, stanowiły idealne źródło dźwięku. A co za tym idzie, perfekcyjny cel. Prawica dzierżącego świetlne ostrze zacisnęła się na rękojeści broni, wykonując pełen energii kinetycznej ruch. Następnie, równie gwałtownie otworzyła się, uwalniając narzędzie destrukcji. Miecz opuścił swego władcę poruszając się ruchem kolistym tak szybkim, że przypominał raczej dysk migotającego błękitu, niż cokolwiek innego. Zmierzał zaś w stronę ofiary, której już raz udało się wymknąć. Zaś ta sytuacja nie mogła zaistnieć ponownie. W ułamku sekundy, nastąpiło uderzenie. Światło przeniknęło przez tkanki torsu młodego jedi. Ten zaś, postawił jeszcze krok nim zorientował się co się stało, tylko po to, by chwilę później lec na ziemi, wzbudzając pomniejszy obłok kurzu. Wraz z umarciem tej pięknej, a jednocześnie okrutnej chwili, walka dobiegła końca.
***
Młody Padawan w ostatnich chwilach swego życia patrzył jak zbliżaja się do niego odziane w czerń postacie, słyszał ich złowrogi głos:
- Doskonale, jesteś wielkim szermierzem Venger - jak dotąd milczący Sora odezwał się - Myśle, że nie pożałujesz swego wyboru, tego że sprzymierzyłeś się z Hrabią Dooku, już wkrótce Jedi zajmą należne im miejsce i przywrócą prawdziwy porządek. - spojrzał po raz ostatni raz na Anakina - Niestety nie wszyscy okazali się być tak rozsądni, zaskakujące jak mogą skończyć się nasze decyzję to co wydawało się odruchem honoru, okazało sie być tylko wstępem do ucieczki. A kto wie, może śmierć z twojej ręki Padawanie była by dla więźniów ukojeniem. Może oszczędziłbyś im cierpien na torturach, albo powolnej śmierci głodowej na tej zapomnianej planecie. - upadły Jedi chciał pogrążyć jeszcze bardziej Skywalkera przed śmiercią. - Jednak teraz już nie ma to znaczenia. Ten miecz należy teraz do ciebie Venger - Sora odpiął od pasa broń Anakina i wręczył najemnikowi - W pełni zasłużyłeś, aby nosic miecz "wybrańca". Chodźmy czeka nas jeszcze wiele spraw. Czeka na nas Kamino... - po czym otworzył pobliskie dzwi i razem z dwójką mrocznych Jedi ruszył rozświetlonym słabym światłem korytarzem, pozostawiając Anakina Skywalkera w całkowitym mroku...
***
Ray - nastepny post na Kamino (sabotaż...)
Anakin - twoja postać ginie, o ile nie wymyślisz czegoś naprawdę niezwyklego to umiera, możesz napisać ostatniego posta, zgłoś się do KPiP po nową postać. Jako że jesteś graczem weteranem to nie musisz pisać historyjek, ale dobra karta postaci by się przydała. Jeśli bedziesz brał Jedi to maksymalnie Rycerza.
Ten post współtworzył Ray Venger
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
|
|