Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tabmo C'zwar
Kapitan Republiki
Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 120
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Corellia
|
Wysłany: Nie 19:11, 16 Kwi 2006 Temat postu: Powrót zza grobu |
|
|
*jako, że bras pozwolił to zakładam temat *
GRACZE: Tabmo C'zwar, Paul Serpenth
GM: Brasidas , Żbik
Do pomieszczenia wszedł niewysoki szatyn, niczym nie wyróżniający się spośród wielu innych mieszkańców jego planety. Pokój w którym się znajdował był niewielki, pomalowany na ciemno zielony kolor, a dwie świetlówki wbudowane w sufit zapewniały niewielkie oświetlenie. Większość miejsca zajmowało 6 lóżek i podłączona do nich prymitywna aparatura medyczna. Jednak tylko na jednym z nich ktoś się znajdował. Człowiek ten miał dokładnie zabandażowaną twarz od nosa w wzwyż, z otworem na oko, aby coś widział gdy w końcu odzyska przytomność, a oprócz tego umieszczoną prawą nogę, również zabandażowaną, na temblaku. Szatyn podszedł do droida medycznego stojącego obok lóżka i monitorującego pacjenta.
-„Jakieś zmiany?”
-„Stan pacjenta jest stabilny, proszę pana. W każdej chwili może odzyskać przytomność. Wysoce prawdopodobny jest szok w przypadku gdy obiekt uświadomi sobie swój stan, dlatego przygotowany mam zastrzyk z podwójną dawką środka uspokajającego.” – odpowiedział mechanicznym głosem droid.
-„Bardzo dobrze, powiadom mnie gdy odzyska świadomość i będzie w stanie do rozmowy” – Mężczyzna spojrzał jeszcze raz na zabandażowanego człowieka i ruszył w stronę drzwi. Znajdując się dwa kroki od głos robota spowodował, że najpierw zatrzymał się w miejscu, a później odwrócił się i zawrócił.
-„Proszę pana, pacjent właśnie odzyskał przytomność”
…
****
-„Tutaj kontrola przestrzeni Fondoru do republikańskiego promu. Odmawiam pozwolenia na dokowanie. Macie 30 sekund na zatrzymanie statku i poddanie się, w przeciwnym wypadku zostaniecie zniszczeni.”
-„Ile razy jeszcze mam powtarzać neimoidiańskie półgłówki, tutaj Kapitan Tabmo C’zwar z sił Konfederacji. Wracam z tajnej misji wyznaczonej przez Hrabiego Dooku, i jeżeli do tej pory nie zauważyliście, nawiązałem połączenie używając prawidłowego kodu autoryzacyjnego! Czy mogli byście wreszcie łaskawie wysilić wasze zdegenerowane mózgownice i otworzyć wrota hangaru? Leci za mną cała grupa pościgowa Republiki i nie chciałbym być w tym gracie kiedy zrobi się tu nieciekawie.” – Tabmo nawet nie próbował opanować głosu, sytuacja nie prezentowała się ciekawie, ponieważ wydawało się, że separatyści nie uwierzyli w jego bajeczkę. Ktoś gdzieś popełnił fatalną pomyłkę, a on teraz miał ponieść jej skutki. Wyłączył fonie i odwrócił się do klona siedzącego w fotelu drugiego pilota – „Mówią, że do trzech razy sztuka, miejmy nadzieje, że w końcu nam uwierzą.”
-„Nie kupią tego, sir. Na pańskim miejscu już bym się zastanawiał co teraz zrobić”
W tym momencie otrzymali odpowiedź, tą której obaj obawiali się najbardziej. W kierunku ich frachtowca z stacji pomknęły zielone laserowe błyskawice.
-„Dobra, pełna moc na osłony dziobowe i spróbujmy dostać się do stacji. Zaraz pojawi się tu Taan i może odciągnie ich uwagę od naszego statku” – C’zwar otworzył maksymalnie przepustnicę statku i spróbował wykonać jakieś manewry. O żadnych ewolucjach w takim gracie nie mogło być mowy, ale zawsze zmniejszały szanse na trafienie.
…
****
…
Człowiek stał przed oknem i wpatrywał się w szary krajobraz Fondoru. Wciąż nie do końca docierało do niego to co się stało, tam w kosmosie przed dwoma dniami. Ktoś zawinił, ktoś musiał poinformować separatystów o tym, że już nie jest godny zaufania. Ten ktoś poniesie za to przynajmniej taką samą, jeśli nie większą, cenę jaką on poniósł. Oderwał swój wzrok od budynków przemysłowych i opuścił głowę.
Z bandażów został jedynie fragment opasający prawe oko i kilkadziesiąt szwów obok. Paskudne rozcięcie, ale nawet te niewielkie ilości Bacty jakimi dysponowali tubylcy, wystarczyły aby szrama i inne mniejsze ranki choć częściowo się zagoiły, choć blizna przebiegająca przez oko pozostanie pewnie na całe życie. Ból w prawej nodze już prawie przeszedł, zostało tylko subtelne kłucie w momencie gdy wchodził po schodach lub kucał. Kilka siniaków na klatce piersiowej i rękach znaczyło w porównaniu z tym co spotkało resztę klonów wysłanych z nim na misję znaczyło tyle co nic. Musiał przyznać, że jednak miał szczęście w nieszczęściu. Mężczyzna ponownie podniósł wzrok i ponownie wpatrując się w Fondor zatopił się w swych myślach.
…
****
…
Coś w kokpicie eksplodowało, a z pulpitu wystrzeliła fontanna iskier. Klon siedzący obok C’zwara wrzasnął krótko i natychmiast złapał się za twarz. Kolejne dwa trafienia, statkiem kolejny raz rzuciło. Sytuacja przedstawiała się tragicznie, z myśliwców Taan’a połowa już zmieniła się w gwiezdny pył, wliczając w to samego Aidena, a druga miała się nim stać w przeciągu paru minut. Kolejne trzy wstrząsy. Rozległo się wycie syreny alarmowej ogłaszającej przebicie kadłuba w dwóch miejscach.
-„Cholera, zaraz rozniosą nas na strzępy, nie damy rady dolecieć” – C’zwar otworzył wewnętrzny komlink –„Wszyscy natychmiast mają udać się do kapsuł ratunkowych, ten statek dłużej już nie wytrzyma. Do zobaczenia na Fondorze”
Sam ustawił tarczę na maksymalną moc, a potem wypiął się z pasów, i pomógł zrobić to samo klonowi. Razem z rannym żołnierzem ruszyli w kierunku najbliższej kapsuły ratunkowej. W momencie gdy na końcu korytarza zobaczyli oferujący wybawienie właz, wydawało im się że już po wszystkim. Wtedy momencie ściana obok nich eksplodowała rozrzucając w około milion szczątków. C’zwar wylądował plecami na przeciwległej ścianie, a sekundę później upadł na podłogę. Przed oczami zrobiło mu się na chwilę ciemno, a w ustach poczuł smak krwi ściekającej ze zmiażdżonego nosa. Podniósł się chwiejnie na nogach i rozejrzał się za klonem. Jedyne co znalazł to oderwane od reszty ciała prawe ramię, wciąż zakute w zbroję. Ten widok spowodował, że wstrząsnął nim dreszcz, jednak nie zwymiotował, na to jeszcze miał czas. Biegiem rzucił się w kierunku kapsuły i gdy tylko do niej wbiegł na ślepo uderzył pięścią w przycisk startu. Komputer natychmiast uszczelnił właz i wystrzelił kapsułę w kierunku planety. W tym momencie frachtowiec eksplodował, a gwałtowny wstrząs rzucił kapsuła i zmienił trajektorię jej lotu. Dopiero wtedy kolana ugięły się pod C’zwarem i wstrząsnęły nim konwulsje.
…
****
…
W odbiciu okna zobaczył jak drzwi za nim otwierają się i staje w nich mężczyzna o włosach koloru ciemny blond. Gość wahał się przez sekundę a później wszedł do pomieszczenia. Drzwi za nim zamknęły się prawie bezgłośnie.
-„Jak tam zdrowie?” – zapytał się przybysz.
Tabmo nie odpowiedział, nie wiedział ku temu potrzeby. Od obudzenia się i opuszczenia sali gdzie leżał nie zamienił z nikim więcej niż 10 zdań. Gość wzruszył ramionami i odsunął od stołu krzesło dla siebie. Trwali tak w milczeniu przez kolejną minutę lub dwie, Tabmo wpatrzony w coś co znajdowało się za oknem, a Fondorianin zastanawiający się co to za dziwny gość mu się trafił. W końcu pilot jako pierwszy przerwał milczenie.
-„Na pewno nikogo oprócz mnie nie uratowaliście?” – zaskoczenie spowodowane tym, że C’zwar się odezwał w spowodowało pewne opóźnienia w dotarciu samych słów od głowy człowieka. Jednak gdy już to się stało, pokręcił tylko głową.
-„Nikogo. Przykro mi. Oprócz pańskiej kapsuły znaleziono tylko jeszcze jedną, ale na samo wspomnienie tego co tam widziałem robi mi się niedobrze.”
Tabmo uśmiechnął się gorzko. Przykro mu. Co dawało temu człowiekowi prawo i powód do odczuwania współczucia dla tego, o czego istnieniu nie wiedział przed jeszcze pięcioma dniami? Co dawało mu umiejetność doświadczenia tego co on doświadczył? Jednak skoro już się odezwał, wypadało mu kontynuować rozmowę.
-„Chciałbym porozmawiać z człowiekiem, który mnie wyciągnął z po uderzeniu w planetę”
-„To byłbym właśnie ja i mój znajomy”
…
****
…
-„Kiepsko to wyglądało z daleka”
-„No, widziałeś jak zaryła w ziemię? Normalnie chyba jeszcze jechała przez 300 metrów po uderzeniu”
-„Lepiej się pośpiesz bo zaraz zaroi się tam od patroli droidów”
Kierowca speeder’a skinął głową i w odpowiedzi dodał gazu. Miejsce gdzie znajdowała się kapsuła ratunkowa, której upadek obserwowali, znaczyły opadające powoli tumany kurzu. Musieli się spieszyć jeśli chcieli zobaczyć czy ktoś jeszcze żyje w tej i drugiej kapsule zanim zjawią się patrole Konfederacji z podobnymi zamiarami.
Po paru minutach dotarli do celu. Ujrzeli niewielki pojazd, mocno poobijany i wkopany w ziemię. Natychmiast wyskoczyli z swojego speeder’a i ruszyli w kierunku włazu, który na szczęście był na powierzchni i ku ich zaskoczeniu zadziałał za pierwszą próbą otworzenia.
-„Sithowe nasienie Then, ten tutaj nie wygląda ciekawie.” – odezwał się starzy i niższy z nich, o siwych włosach.
-„Ale chyba żyje, Starry, spójrz, wyraźnie widać, że klatka piersiowa podnosi się i opuszcza.” – odpowiedział mu Then poczym wszedł do kapsuły –„Dobra, pomóż mi, bo trzeba go dźwignąć i zabrać do szpitala.”
-„Nie możemy go tak po prostu przewieźć do szpitala, tam droidy na pewno go znajdą.” – Starry podniósł wraz z kompanem rozbitka i powiesili sobie jego ramiona na plecach.
-„Nie myślałem o zwykłym szpitalu, tylko ostrożnie, nie wiemy czy nic nie ma złamanego, tylko o czymś bardziej nisko-budżetowym.”
-„Aha.”
Następnie powoli i ostrożnie dwaj Fondornianie przenieśli nieprzytomnego żołnierza do swojego speeder’a i położyli na tylnej kanapie. Wrócili jeszcze na chwile do kapsuła aby zobaczyć czy jest tam coś wartego ich uwagi, ale jedyną rzeczą jaką znaleźli było wojskowe wibroostrze i godłem republiki na rękojeści. Zabrali je i wrócili do pojazdu. Starry, znał się trochę na pierwszej pomocy więc usiadł z tyłu próbując powierzchownie opatrzyć rany rozbitka. Then natomiast zajął miejsce w fotelu kierowcy, odpalił silniki i ruszył w kierunku zabudowań stolicy. Po chwili odezwał się do drugiego pasażera.
-„Ale faktycznie paskudna sprawa z tym iluminatorem, pozostanie mu pamiątka do końca życia jeśli z tego wyjdzie.”
-„Owszem.” – odpowiedział Starry po czym na chwilę zapanowała cisza, przerywana jedynie przez jazgot silników śmigacza. Nagle staruszek wypalił –„Co miałeś na myśli mówiąc o czymś bardziej nisko-budżetowym?”
-„Zobaczysz.”
****
…
Republikanin odwrócił się od okna i wyciągnął otwartą dłoń do swego rozmówcy.
-„Tabmo C’zwar. Dziękuje za uratowanie życia.”
-„Cała przyjemność po mojej stronie panie C’zwar. Możesz mi mówić Then.” – mężczyzna wstał z krzesła i uścisnął wyciągniętą dłoń. – „A więc co pan planuje teraz zrobić skoro odzyskał pan przytomność i wygląda na to, że zdolność do działania?”
Tabmo odwrócił się w kierunku okna i przez chwilę znowu nad czymś myślał. Przybył tu w pewnym określonym celu, jednak wtedy miał do dyspozycji cała kompanię, a teraz był samemu. Wiedział, też, że nie będzie mu łatwo opuścić okupowanej planety, szczególnie, że był bez statku, a z jego rzeczy pozostał mu tylko podziurawiony kombinezon pilota i wibroostrze, które leżało teraz przy stole. Jednak w pamięci wciąż tkwił mu obraz centrum medycznego i cel jego misji.
-„Przybyłem tu w określonym celu i wciąż chce wypełnić tą misje. Jeśli jednak okaże się to niemożliwe, będę poprostu chciał opuścić tą planetę w inny sposób i wrócić do sił WARu, załatwić sobie sztuczne oko, a później dalej walczyć w tej wojnie i być może dorwać tego który mnie tak urządził. Niestety obawiam się, że samemu żadna z tych opcji nie wchodzi w grę.” – C’zwar zrobił pauzę oczekując jakiejkolwiek reakcji ze strony Thena, lecz gdy się jej nie doczekał postanowił kontynuować –„Dobrze pamiętam to centrum medyczne w którym się obudziłem i z którego mnie zabraliście kiedy spałem. Wiem również, że tak nie wyglądają cywilne szpitale. A to może oznaczać jedno. Chciałbym abyś skontaktował mnie z ruchem oporu”
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
|
|
Brasidas
Jaszczur
Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Galaktyki
|
Wysłany: Sob 16:56, 22 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Then nie odpowiedział od razu na prośbę Tabma. Usiadł sobie na fotelu który znajdował się w pokoju i nalał szklankę wody. Po chwili zakładając noge na nogę i wypijając duży łyk czystej H2O, Fondoryjczyk powiedział do byłego Separatysty.
- Hmm, Ruch Oporu? Cóż, powiedzmy hipotetycznie, że może znam kogoś kto zna kogoś, kto zna kogoś, kto może, ale tylko może mógłby pomóc. Jednak hipotetycznie ta osoba musiała by wiedzieć z kim ma dokładnie do czynienia. Rozumie Pan, znamy tylko imię i nazwisko i poza mundurem republikańskim w jaki był pan ubrany, nie ma żadnych dowodów, że Tabmo C’zwar w ogóle istnieje i nie jest Separatystą. Rozumie Pan nei chciałbym robi komukolwiek kłopotów, zwłaszcza w sytuacji czysto hipotetycznej. Separatyści są zdecydowanie zbyt przewrażliwieni.
Then przerwał. Do pomieszczenia wszedł szybko inny człowiek. Wysoki, acz lekko przygarbiony i grubawy brunet. Nie zważając na Tabma powiedział głośno, dość przestraszony:
- Droidy bojowe, około dziesięciu droidów zmierza w tym kierunku. Będą za dwie minuty. Then co chcesz z nim zrobić?
- Co?! Niemożliwe, to przecież… Nieważne zabierz naszego gościa do podziemi. To jedyne miejsce gdzie można się schować!
- Ale stamtąd nie ma wyjścia, jeżeli użyją skanerów to już po nas.
- Wykonać! Ja się nimi zajmę by nie było skanu. Cóż Panie C’zwar chyba musimy przerwać na chwilę naszą konwersację. Uda się pan z Torikiem do przejścia do podziemi, tam nie powinni was znaleźć, gdy tylko będzie bezpiecznie, to przyjdę po was.
Zza okna dało się słyszeć ludzki dość wysoki głos.
- Tu Konfederackie Siły Ochronne Fondoru. Wszyscy wewnątrz budynku mają wyjść natychmiast z podniesionymi rękoma. Za 20 sekund otwieramy ogień, kto nie nie zastosuje się do rozkazu – zginie!
- To chyba na tyle co do podziemi, oni tak czy siak zrównają to miejsce z powierzchni. Już po na Then… Zginiemy!
- Zamknij się Torik. Bierz broń i daj jedna naszemu gościowi. Chyba mamy małą zmianę planów. Na zewnątrz jest speeder, sądzisz że uda ci się do niego przebić i pokierować?
Przestraszony Torik wybiegł z pomieszczenia i wrócił z bronią. Miał ze sobą dwa dziwne prawdopodobnie Fondoryjskiej roboty karabiny i pistolet jonowy, który wręczył Tabmo.
[off]Ok możesz se pogodmodować do dojścia do speedera [/off]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Tabmo C'zwar
Kapitan Republiki
Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 120
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Corellia
|
Wysłany: Sob 23:23, 22 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Tabmo delikatnie zważył w dłoni swój blaster. Broń dobrze leżała w dłoni i była idealnie wyważona, pewnie kiedyś stanowiła standardowe wyposażenie sił porządkowych Fondoru. Bateria była naładowana tylko w połowie, lecz nawet to powinno wystarczyć na dziesięć robotów jeśli będzie dokładnie celować. Republikanin odbezpieczył broń i przylegając do ściany wychylił głowę przez okno. Chwilę później był już z powrotem przy kompanach.
-„Nie wiem jak chcą zrównać ten budynek z ziemią za pomocą dziesięciu robotów i jednego człowieka, ale lepiej nie ryzykować.” – mruknął – „Gdzie dokładnie jest ten speeder?”
-„Stoi gdzieś tak dwadzieścia metrów w lewo od wejścia.” – odpowiedział, Torik
Były Separatysta pokręcił z niesmakiem głową. Zupełna amatorszczyzna. W czasie swojej służby w CorSecu spotkał wielu przestępców, których cechowało podobne niedbalstwo, ale nie spodziewał się tego po ruchu oporu. Jeszcze raz wyjrzał przez okno. Na zewnątrz stały tylko 4 droidy bojowe i porucznik Konfederacji, pozostałe 6 maszyn zniknęło. Nagle droidy równocześnie pociągnęły za spust i wystrzeliły pierwszą salwę w drzwi budynku. Trzeba było szybko działać. Tabmo gestem ręki przywołał do siebie Torika.
-„Dobra, Torik, stań tu przy oknie. Na mój sygnał…” – C’zwar spojrzał na Then’a – „Macie tu gdzieś zapasowe komlinki, prawda?”
-„Jasne.” – Fondorianin przytaknął i wyjął z kieszeni małe czarne urządzenie, które wręczył Republikaninowi. – „Drugi mam przy sobie.”
-„Daj go Torikowi. Torik, na sygnał wybijesz szybę i będziesz nas osłaniać ze swojego karabinu. Then i ja w tym czasie spróbujemy się przedostać do speeder’a. Gdy już tam będziemy to damy ci znać i będziemy ciebie osłaniać dopóki do nas nie dołączysz.”
Pilot, czy też może teraz komandos, ruszył do drzwi prowadzących do klatki schodowej. Zanim, pewnie trzymając karabin, kroczył Then. W ruchach mężczyzny można było odczytać, że w przeciwieństwie do swojego rodaka, przeszedł przeszkolenie wojskowe i obecna sytuacja wcale go nie krępowała. Tabmo trochę obawiał się czy Torik nie zawiedzie, jednak nie miał dużego wyboru. Tam na dole, człowiek bez doświadczenia byłby tylko dodatkowym sprzymierzeńcem Separatystów. Poruszając się truchtem zbiegli do głównego holu domu. Przestronny i ładnie urządzony, choć nie grzeszył przepychem. Brakowało w nim również dobrych miejsc do ukrycia się przed ostrzałem. W momencie gdy C’zwar zdał sobie sprawę z wagi tego problemu, ostrzał ustał. Wytłumaczenie było proste i były Separatysta od razu wiedział co się stało – drzwi puściły.
-„Gdzie dokładnie jest wejście do tego budynku?” – zapytał się Then’a, jednocześnie celując z pistoletu to w jedne, to w drugie drzwi prowadzące do innych części domu.
Then zrobił ruch lufą blastera w kierunku jednego z pomieszczeń i otworzył usta żeby coś powiedzieć. Jednak w tym samym momencie rozległ się syk któremu towarzyszyło rozsuwanie niezabezpieczonych drzwi. Ktoś coś krzyknął, lecz Tabmo nie tracił czasu na zrozumienie przekazu. Wyćwiczone reakcje sprawiły, że natychmiast uniósł pistolet na wysokość oczu i pociągnął dwa razy za spust. Nie czekając na efekt swoich działań rzucił się w lewo i przeturlał po podłodze. Leżąc na podłodze przez chwilę trwał w zadziwieniu, że mimo niedawnego wypadku jest w tak dobrej formie, lecz gdy tylko spróbował się podnieść, poczuł kłocie w prawej nodze. Z jego prawej strony Then, schowany za jakaś starą drewnianą szafą, strzelając na oślep starał się chyba przyciągnąć uwagę czterech droidów. Tabmo pozostając w klęczkach, ponownie przymierzył i wystrzelił. Tym razem błękitne wyładowanie trafiło w środek głowy i błękitne wyładowania rozeszły się po całym metalowym szkielecie. Z pozoru niedbały ostrzał Thena również odnalazł swój cel, przebijając na wylot korpus drugiego z droidów. Padający robot odsłonił obu żołnierzom sylwetkę oficera wrzeszczącego coś w komlinki, jednak zanim który którykolwiek z nich zdążył strzelić w jego kierunku, ten znikł na zewnątrz razem z dwoma pozostałymi droidami.
Fondorianin wraz z utykającym Republikaninem przywarli plecami do ściany przy obu stronach drzwi frontowych. Tabmo wyciągał z kieszeni spodni komlinki i włączył go na nadawanie.
-„Torik, wychodzimy, możesz zacząć robić zamieszanie.” – szybko rzucił do mikrofonu.
W odpowiedzi usłyszeli trzask tłuczonego szkła i odgłosy jakie można było przypisać tylko broni blasterowej. C’zwar jako pierwszy wyskoczył na zewnątrz, nie zważając na fakt, że koszula bez rękawów oferowała mu zerową ochronę, i natychmiast przeturlał się w prawo, dając tym samym pole do ostrzału dla Then’a. Oficer, teraz z sześcioma droidami rozpierzchli się tak, aby uniknąć ostrzału z góry, który nawet jak na ogień zaporowy był dość…chaotyczny, jednak nie przewidzieli, że mogą zostać zaatakowani z dwóch stron. Dwie celne salwy od strony drzwi i kolejne dwa droidy zostały wyłączone z walki. Republikanin również nie zamierzał próżnować, i ignorując irytujący ból w prawej nodze, wycelował i wystrzelił dwukrotnie w kierunku kolejnej maszyny, która natychmiast pokryła się siatką błękitnych wyładowań i bezwładnie upadła na ziemię. Szanse wciąż były przeciwko nim, ale który Corellianin przejmował się czymś takim jak szanse? Przesuwając się powoli, ale systematycznie w stronę speeder’a, pod osłoną z okna, udało im się wyeliminować pozostałe trzy droidy. Jednak oficer dowodzący całym oddziałem znowu gdzieś zniknął. Tabmo rozejrzał się dookoła, lecz nie zauważył niczego podejrzanego. Podszedł do Thena który wyraźnie się niecierpliwił.
-„Cholera, ten pomiot Huttów jakby zapadł się pod ziemię. Musimy się śpieszyć bo w każdej chwili może się tu zaroić od posiłków, które pewnie w tej chwili wzywa.” – powiedział Fondorianin i, wskazując Republikaninowi drogę, pobiegł pierwszy.
Tabmo natychmiast ruszył za nim utykając na prawą nogę. Widać nie doszedł jeszcze całkowicie do siebie po twardym lądowaniu, ale na to jeszcze będzie miał czas. Zimny wiatr podrywał z ziemi piasek, który co chwila wpadał mu do oczu i drażnił uderzając w ręce i twarz. Ból w nodze z każdym krokiem stawał się coraz bardziej natarczywy, jednak były Separatysta nie zwolnił dopóki nie dobiegł do speeder’a. Wraz z Then’em zajęli pozycje po obu stronach pojazdu, tak aby zapewnić ewentualną osłonę dla Torika. Tabmo ponownie wyjął komunikator.
-„Torik, tu C’zwar. Jesteśmy przy speederze. Ruszaj się i zabieraj się stamtąd, musimy się śpieszyć.”
-„Rozumiem, już do was idę.” – odpowiedział mu zniekształcony przez głośnik głos. Tabmo, włożył komunikator z powrotem do kieszeni spodni. Nagle poczuł że ktoś przyłożył jakiś zimny, metalowy przedmiot do tyłu jego głowy. Zaginiony oficer właśnie się odnalazł.
-„Nie ruszać się ścierwa.” – szybki rzut kątem oka pozwolił stwierdzić fakt, że Then również znalazł się w podobnej sytuacji, z blasterem wycelowanym w plecy Fondorianina, stał droid bojowy Federacji Handlowej – „Obaj macie robić to co wam każe albo inaczej pożegnacie się z życiem.”
Sytuacja nie wyglądała dobrze, a na domiar złego, ciszę jaka zapanowała po ostatnim słowie oficera, przerwała seria z blastera. „Cholera, no to po Toriku”, pomyślał pilot.
-„Rzućcie broń, jeśli nie chcecie podzielić losu swojego towarzysza” – nie widząc innej alternatywy, Tabmo wysunął z dłoni swój pistolet, który z stukotem upadł na kamienistą ziemię. Usłyszał, że Then zrobił to samo. Republikanin bynajmniej nie zamierzał się tak po prostu poddać, potrzebował tylko czegoś co na moment odwróci uwagę porucznika od więźniów. Niespodziewanie jego potrzeby zostały spełnione. Zza rogu domu w pełnym biegu wypadł Torik, który momentalnie zamarł w bezruchu gdy zobaczył, że sytuacja trochę się zmieniła.
-„Co do…” – Porucznik Konfederacji musiał być tak samo zaskoczony jak gruby Fondorianin, ponieważ jak amator oderwał lufę od głowy C’zwara z zamiarem przeniesienia jej na Torika.
Tabmo natychmiast skorzystał z prezentu zgotowanego przez los. Oderwał lewą nogę od ziemi i wciąż stojąc plecami do celu natychmiast uderzył tam gdzie powinna znajdować się stopa porucznika. Cios osiągnął cel, wywracając go tym samym na ziemię. W tym samym momencie z plecami C’zwara rozległa się kolejna blasterowa seria. Były oficer CorSecu, natychmiast odwrócił się do Porucznika i tym razem prawą nogą wybił mu z dłoni karabin blasterowy. Szybko jednak pożałował tej decyzji, ponieważ ból w nodze ponowni przybrał na sile, kolana ugięły się pod Republikaninem, co wykorzystał Separatysta. Przeciwnik błyskawicznie zerwał się na nogi i uderzył pięścią w brzuch, następnie poprawił kopniakiem w żebra. Niestety dla niego, C’zwar w czasie służby w CorSecu wielokrotnie musiał walczyć wręcz, dlatego zdołał się uchylić przed następnym ciosem i wyjść z własną kontrą, niespodziewanie się prostując i uderzając sierpowym w nos. Kolejne dwa ciosy odnalazły swój cel, który w akcie desperacji spróbował jeszcze sięgnąć po swój karabin. Jednak Corellianin i tym razem go ubiegł, rzucając się na tak zwanego „kalamariańskiego szczupaka” i łapiąc blaster padając na ziemię. Pilot przeturlał się na plecy i podniósł broń na wysokość ramienia, jednocześnie naciskając spust. Szereg czerwonych promieni zatopił się w ciele Separatysty, rozniosła się nieprzyjemna woń smażonego mięsa.
Pamiętając o ostatnim droidzie Tabmo szybko obrócił się w stronę, gdzie powinien znajdować się Then. Ku swemu zaskoczeniu ujrzał przykucniętego Fondorianina, trzymającego swój karabin gotowy do strzału.
-„Chciałem miałem go na muszce przez pewien czas, ale obawiałem się, że przez przypadek trafię w pana, panie C’zwar. Dlatego się wstrzymałem.” – uśmiechnął się tamten przepraszająco –„Torik, dzięki za załatwienie tego droida”
-„Nie ma sprawy.” – powiedziały równocześnie dwa głosy. C’zwar odwrócił głowę w stronę domu, gdzie w pozie bohatera stał brunet, i również lekko się uśmiechnął –„No, całkiem nieźle jak na nowicjusza, samemu załatwiłeś dwa roboty bojowe Federacji. A teraz przestań sterczeć jak ten Wookiee na imprezie u Jawa’sów i ładuj się do speeder’a, trzeba się stąd zbierać.”
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Brasidas
Jaszczur
Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Galaktyki
|
Wysłany: Śro 0:02, 26 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Speeder ruszył z kopyta, prowadzony przez Thena, był kierowany sprawnie i pewnie. Lawirując miedzy olbrzymim połciom brzydkich, brunatnych budynków, zamieszkałych przez pracowników stoczni i górników na planecie, speeder kierował się w nieznanym dla tabma kierunku. Szybko okazało się, ze jednak cała okolica była pełna patroli Separatystów. Then nei chcą zwracac na siebie uwagi szybko zwolnił i prowadził spokojnie, chcą wylecieć z zagrozonej strefy.
- Czego oni tak szukają Then?!
- Nie wiem, ale chyba… jednak nie nas. Chyba tamto było przypadkiem, przeklętym zbiegiem okoliczności! Szlag. Ciekawe czego szukają?
- Sądzisz ze to zasadzka na jakiś z ruchu oporu?
- Nie mam pojęcia, naraz….
Speeder już powoli opuścił teren mieszkalny dla pracowników i wjechał bezkresne, pełne porzuconych tuneli, pustynie pyłów. Tutaj już poza głównym miastem było względnie bezpieczniej. Jednak wywód Thena przerwał nagły pisk i rycie… maszyny… myśliwca. Dla wprawionego ucha Tabma, było jasne od początku czym ten dźwięk był… V-19 Torrrent i kila Sępów. Patrząc w górę widać było jak zza jakiś wydm, daleko na południu wyłania się spadający coraz szybciej myśliwiec republikański. Dolne skrzydło było już w połowie zniszczone i silniki stały w płomieniach. Na ogonie nadal wisiały 3 Vulture strzelając coraz to nowymi wiązkami laserów. Nagły wstrząs, huk i wielka kula pyłu oświadczyła że maszyna zaryła w ziemię. Kilkakrotnie koziołkując miała szczęście że trafiła w wielki pagórek pełnego pyłów od odpadów kopalnianych. Skrzydła jednak momentalnie odleciały i ogień szybko się rozprzestrzenił. Katastrofa znajdowała się raptem kilkaset metrów dalej. Sępy przerwały loty koszące i zaczęły krążyć nad „padliną”. Then nie czkał na zaproszenie, błyskawicznie ruszył speederem w kierunku katastrofy. Po kilkudziesięciu sekundach maszyna zatrzymała się obok potrzaskanego, zarytego w ziemi myśliwca. Cały kadłub płoną, lada chwila mogły wybuchnąć zbiorniki z paliwem ale… kabina pilota nadal była cała i … ktoś się tam ruszał. Ryk Sępów i dźwięk działek oznajmił że Separatyści znowu nie dają za wygraną.
- Musimy uciekać! Wystrzelają nas jak kaczki a ten w środku już i tak nie żyje. Then ruszcie się obaj!
- Ale on żyje… ale… nie damy rady!
Przez osmaloną szybę kokpitu, już niemal spowitą ogniem, błysnęła twarz pilota, pilota którego Tabmo znał jeszcze z lotu na „Another Chanse” skrzydłowy dawnego rywala… Rhycen.
[off]OK. kolejny godmoding, tobie mogę zaufać co do niego Na bank masz ucieczkę speederm przed Sępami. Wiec to możesz opisać, jak chcesz się bawić w strażaka to masz wolna rękę [/off]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Tabmo C'zwar
Kapitan Republiki
Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 120
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Corellia
|
Wysłany: Śro 21:55, 03 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
C’zwar zmiął w ustach przekleństwo. Natychmiast podjął decyzję.
-"Zatrzymaj się przy tej wydmie. Nie zostawimy nikogo."
Jeśli teraz po prostu zawrócili by i odjechali w swoją stronę, droidy myśliwce sterowane przez prymitywne algorytmy zapewne nie uznałyby ich za potencjalne zagrożenie, byliby bezpieczni. Jednak następnego dnia, Tabmo nie potrafiłby spojrzeć we własne odbicie w lustrze.
-"Co teraz?"
-"Ustawcie speeder tak aby wydmy zapewniały wam częściowo ochronę przed myśliwcami, będę potrzebował osłony. Gaśnica jest w luku bagażowym?" – Pojazd zatrzymał się i Tabmo, nie czekając na odpowiedź, wyskoczył i podbiegł bagażnika. Republikanin wziął ze sobą karabin, który wcześniej zabrał separatyście.
-"Mhm".
Then skinął głową i również wyskoczył z speeder’a. Ostatni wygramolił się Torik. Dwaj mieszkańcy planety pobiegli w kierunku wydmy. Brunet krzyknął coś, może do Tabma, a może do swojego pobratymcy, jednak C’zwar biegł już, najszybciej jak pozwalała mu na to boląca noga, w stronę Torrenta. W rękach trzymał podręczny zestaw gaśniczy, a karabin powiesił na plecach. Za swoimi plecami usłyszał rosnący ryk powracających Vultur’ów. Musiał się śpieszyć.
Po paru sekundach Porucznik dopadł do myśliwca. Zrzucony na ziemię, aby nie krępował ruchów, karabin upadł bezgłośnie na piasek. Rzut okiem na myśliwiec polepszył trochę jego humor, paliwo jeszcze się nie zapaliło, to zdecydowanie upraszczało sprawę do gaszenia samego poszycia. Nagle do ryku silników dołączył charakterystyczny dźwięk blasterów montowanych na myśliwcach Federacji. Pierwsze strzały były niecelne, ktokolwiek był ich celem, uderzyły około 200 metrów przed V-19. Then i Torik natychmiast zareagowali i otworzyli ogień w stronę myśliwców. Kilka strzałów nawet okazało się celnych, lecz ich moc była za słaba, aby jeden lub dwa zniszczyły statek. Sztuczna Inteligencja wykrywając nowe zagrożenie, poderwała statki do góry, wykonując tym samym unik. W międzyczasie C’zwar, z duszą na ramieniu, uruchomił gaśnicę i zaczął gaszenie od przygaszenia płomieni zbliżających się do zbiorników paliwa. Gdy tylko uporał się z tym, ruszył w kierunku owiewki kokpitu.
Fondornianie natomiast mieli równie wiele emocji co walczący z ogniem Tabmo. SI sterująca myśliwcami najwyraźniej określiła ich jako priorytetowe zagrożenie, co wiązało się z natychmiastową terminacją. Vulture’y wykonywały właśnie czwarty nawrót na pozycję rebeliantów, którzy przywarli brzuchami do ziemi. Za każdym razem ich strzały były niecelne, lecz wstrzelanie było tylko kwestią czasu.
-"Wracają." – rzucił nie odrywając oka od celownika optycznego, jakby od niechcenia, Then – "Tym razem wstrzymaj się ze strzelaniem do póki nie wydam polecenia."
-"Rozumiem".
Młodszy buntownik skoncentrował się na obrazie prowadzącego myśliwca. Z każda chwilą jego wizerunek stawał się coraz większy, łatwiejszy w trafieniu. Przeciwnik ponownie otworzył ogień. Coraz to kolejne zielone promienie topiły piasek w pobliżu Thena i Torika. W końcu ten drugi nie wytrzymał.
-"Jasna cholera Then, oszalałeś?! Zaraz będzie po nas! Nie mam zamiaru tak czekać, aż mnie zabiją!"
-"Spokojnie…spokojnie…jeszcze parę sekund…"
Brunet ponownie zamilkł i skoncentrował się na celu. W końcu precyzyjnie pociągnął za spust. Czerwony promień błyskawicznie pomknął w stronę myśliwca. Rozległ się huk eksplozji i prowadzący myśliwiec odpadł ociężale w lewo, zostawiając za sobą smugę dymu.
-"Teraz!"
Torik, kurczowo trzymający karabin, nie potrzebował ponownego zaproszenia. Natychmiast pokrył niebo siecią blasterowych błyskawic, nie zwracając zbytniej uwagi na to, gdzie celuje. Dwa Vulture’y przemknęły z hukiem nad ich głowami.
Ogień wokół owiewki udało mu się już stłumić. C’zwar zastukał w szybę, zastanawiając się czemu Rhycen jeszcze do tej pory nie spróbował się wydostać. Pilot zaskoczony widokiem Corellianina pokręcił tylko głową wskazując na strzaskane przyciski i przyrządy. Tabmo długo nie zastanawiał się natychmiast podniósł z ziemi swój karabin i pokazał broń kompanowi. Rhycen skinął głową, rozumiejąc zamiary pilota. Huk eksplozji na chwilę odwrócił uwagę Porucznika, odwrócił głowę w stronę myśliwców. Jednak jedyne co zobaczył to czarny dym. Zwrócił się z powrotem w kierunku Torrenta unosząc karabin na wysokość ramienia. Przymierzył i trzy razy pociągnął za spust. Skrzydłowy Aidena przemieścił się, na tyle na ile pozwalała ciasna kabina, i mocno uderzył nogami w szybę. Bez skutku. Powtórzył drugi i trzeci raz. Chwilę później Tabmo pomagał mu wydostać się z myśliwca.
-"Ale skąd tu…" - nad głową ponownie przemknęły myśliwce Separatystów, tym razem atakując wrak Torrenta. V-19 ponownie stanął w ogniu.
-"Wszystko w swoim czasie" – Corellianin nie dał mu dokończyć zdania – "Dasz radę biec?"
-"Jasne".
-"To bierz tą gaśnice i za mną".
Torik odwrócił na chwilę wzrok od myśliwców i spojrzał tam gdzie powinien być Torrent, klnąc na Republikanina. Co za zadufany w sobie idiota, narażał życie trzech ludzi, aby uratować jakiegoś pojedynczego pilota. Zobaczył dwie sylwetki szybko zbliżające się do nich.
"-Jest! Wracają! Oboje!"
Then podniósł się z ziemi i cały czas odstrzeliwując się, ruszył do speeder’a. Torik poszedł w jego ślady. Tabmo również co parę kroków posyłał serię w stronę myśliwców. W końcu cała czwórka spotkała się przy speederze. Then szybko zajął miejsce za kierownicą, Torik, który oddał swój karabin drugiemu oficerowi Republiki, obok niego, a Tabmo z Rhycenem na tylnej kanapie starali się odstraszać SI kontrolujące dwa ostanie myśliwce. Pojazd był bardzo szybki, dużo szybszy od przestarzałych konstrukcji Federacji Handlowej, więc szybko zostawili pogoń w tyle, a po chwili zupełnie im zniknęli. Then pokluczył jeszcze trochę po pustkowiu, a potem prosta drogą ruszył do celu podróży.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Brasidas
Jaszczur
Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Galaktyki
|
Wysłany: Czw 14:57, 25 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Speeder pruł całą szybkością, jaką mógł osiągnąć. Then prowadził sprawnie choć nerwowo. Mimo wszytko na dzisiejszy dzień było już dość atrakcji zapewne i dla niego. Torik natomiast był całkowicie zestresowany i chyba do tej pory nie doszedł do siebie. Ciagłe stzrelaniny, zagrozenie życia, jak na osobę, która prawdopodobnie poraz pierwszy jest w podobnej sytuacji, to nieźle i tak sie trzymał. Tymczasem maszyna coraz bardziej zapuszczała się w pustynne okolice planety. Szybko stały grunt zajął istny gąsz olbrzymich szybów kopalnianych, niektórych czynnych innych nie. Wydawało się, że na powierzchni jest wiecej dziur niż samego pisku. Then lecial jednak dalej, kiedy speeder zaczął bładzić już dobre kilkdziesiąt minut w śród tego labiryntu, kierowca wleciał w jednen z tysięcy podobnych szybów.
Tymczasem Rhacen dochodził do siebie. Miał lekko poparzoną prawą rękę i ranną od przebicia nogę, ale były to bardziej powierzchowne obrażenia, niż coć co mogło bardziej unieruchomić. Przez pierwsze chwile pilot milczał, chyba sam nie wierząc co się przed momentami wydarzyło. Możliwe, że nawet przez chwilę przyszła mu niejedna myśl o ewentualnej zdradzie Tabma.
- Jak ty u licha się tu znalazłeś? Przecież byłeś w promie, został zniszczony na orbicie, nie było jak zwiać! Zrestą chyba nie ważne, my mieliśmy podobna przeprawę i... chyba me ocalenie jest równie niewiarygodne. Cholerna wojna, całe TrueSilver, cała eskadra. Aiden i reszta. Nie było szans, jakby na nas czekali. Ehh. Miałem szczęście, olbrzymie szczęcie. Udało mi się uszkodzoną maszyną wlecieć w atmosferę i jakoś wyladować w jakimś opuszczonym szybie. Dzieki Mocy uszkodzenia nie były tragiczne i po kilku dniach napraw udało mi się sklecić myśliwiec do kupy, an tyle na ile potrzebne było do opuszczenia atmosfery i skokoku w hiperprzestrzeń. Ale tu me szczęście już się skończyło. Wychodząc z atmosfery wykrył mnie patrol tych przeklętych blaszaków. Uszkodzonym V-19 nie miałem jak uciec. Mimo ciagłego nurkowania do ziemi miałem takie ubytki w mocy, że byłem powolny jak przeklęta Bantha! Szlag by to trafił! Przeklęta wojna! Ehh... Oto skończyłem bez statku, bez... mych przyjacół, na jakiejś zawszonej planecie. Bez szans. Ale... cóż powinienem być wdzięczny za ratunek. Wiele ryzykowałeś, wy wszyscy. Dziekuję. Tak poza tym panowie jestem Rhycen, jedyny ocalały z eskadry TrueSilver, dumy floty Republiki. Ehh... najwidoczniej do czasu. Jeszcze raz dzięki za ratunek, a tak pozatym to gdzie lecimy?
Than i Torik tylko wyszeptali swe imiona i proste: nie ma za co. Na pytanie obaj nie odpowiedzieli. Tymczasem tunele zmieniały się w dziesiątki kolejnych, był to istny labirynt, który sięgał coraz głębiej pod powierzchnię planety. Powietrze rzedło. Coraz bardziej i bardziej było ciemno, ze wsząd słychać było odległe dudnienie maszyn wiertniczych. Wokół były pozostałości stelarzy i sprzetu używanego do wydobycia, kiedyś, kiedy jeszcze były tu rudy. Po kolejnych minutach Then, drastycznie zwolnił, wyłączył wszelkie światła i nakazał milczenie. Lecąc niemal po omacku, Tabmo mógł zauważyć, że kierowca właczył niewielki radar, dzięki któremu mógł odpowiednio kierować speederem, nie kończąc na pierwszej leprzej ścianie. Kiedy w końcu przed podróżnikami pojawiło się światło tak i... cięzki do pmylenia, zwłaszcza dla zawodowych żołnierzy: dzwięk kilkunastu broni szybko wycelowywanych w speeder. Blask oślepiał, ale dało się zauważyć po obustronach, na półkach, kilkunastu odzianych w mundury Fondoryjskiej Armii żołnierzy, z gotową do strzału bronią. Maszyna stanęła.
- Nie ruszać się!
- Spokojnie to ja Then. Mam naszego gościa i spotkałem po drodze kolejnengo.
- Opuścić broń. Then czyż ty oszalał idioto! przyprowadzasz mi możliwych szpiegów do szpitala! Powinienem powieścić cię za zdradę! I głupotę!
Dopiero teraz można było dostrzec olbrzymią jaskinię znajdujacą się przed spederem. Była pełna dziesiątków, oliwnych lamp, które oświetlały pomieszczenie. Wokół widać było dziesiątki namiotów, rannych, żołnierzy, sprzęt, droidy, speedry, nawet kilka myśliwców. Tysięce ludzi, cywili, obszarpańców i żołnierzy z zaciekawieniem patrzyło na przybyłych. A z pośród nich wyszedł na przód wysoki barczysty człowiek, o metalowych-sztucznych rękach. Głowę miał pełną siwych ługich włosów, zwinietych w kitę.Jego twarz była skamieniała, pomarszczona przez wiek i bardzo wciekła.
- Generale Jorsik, to jest Tabmo C'zwar. I pilot jak rozumiem z Esadry TrueSilver, znaleźliśmy go jak sie rozbił, a Tambo go wyciągnął z płonącej maszyny pod ostrzałem. Nie mielismy wyboru generale, miasto było całe przeszukiwane. Mieliśmu starcie z Separatystami. Nikt nas nie gonił, ale poprostu nei miałem wyboru. Ponadto pan C'war chciałsie skontaktować z ruchem oporu.
- I oczywiście od razu pomyślałeś by spełniać każdą zachciankę gości? Jestem Generał Vodo Jorsik. Witam w naszej małej bazie. Chyba nie muszę wspominać, że jakikolwiek przejaw zdrady, będzie karany natychmiastową śmiercią. Masz szczęście Than, że mam dobry humor. Dostaliśmy wiadomosć, że Republika, w końcu odpłaca Konfederatom tym samym, co zgotowali nam. WFR zbombardowała Neimoidię, zmasakrowali tych skurczybyjków, az miło popatrzeć. Przeklęci kupcy i zdrajcy, dostali to na co zasłużyli. No nie stójcie tam jak kołki trzeba się napić za wspaniałe zwyciestwo Republiki. Chyba jako żołnierze WAR nie odmówicie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Tabmo C'zwar
Kapitan Republiki
Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 120
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Corellia
|
Wysłany: Czw 21:47, 25 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Tabmo skinął głową i, trzymając swoje ręce na widoku, ostrożnie wyszedł ze speeder’a. Jeszcze raz powoli rozejrzał się po jaskini. Już na pierwszy rzut oka było widać, że warunki panujące tutaj są dość prymitywne. Setki, jeśli nie tysiące, ludzi poupychane w małych namiotach lub prowizorycznych budynkach, których twarze wyraźnie dawały do zrozumienia, że od ich ostatniego pobytu na powierzchni upłynęło trochę czasu. Starcy, dzieci, mężczyźni, kobiety, ludzie i nie-ludzie. Niektórzy z nich na pewno wymagali dłuższego pobytu w szpitalu. Corellianin mógł się tylko zastanawiać ilu z tych ludzi rozszarpało by go tu na miejscu, gdyby tylko wiedziało, że to on zaproponował Fondor jako cel dla sił Konfederacji, a potem poważnie przyczynił się do jego upadku. Lepiej na razie nie wspominać o tej części jego życiorysu.
-„Oficerowie WFR, tak dla ścisłości. Porucznik Tabmo C’zwar, a to Rhycen Kraerre, piloci RSF Truesilver” – C’zwar sprężyście zasalutował, a potem uśmiechnął się gorzko – „A raczej tego co z niej zostało. Miło mi pana poznać Generale, rozumiem że jestem panu coś winny za uratowanie mojego życia po tej katastrofie.”
-„Nawzajem Poruczniku. Uznam pański dług za częściowo spłacony jeśli wzniesie pan zemną toast za ostatnie wiadomości z Neimoidii. A o pozostałej części porozmawiamy później. Jesteśmy tu odcięci od reszty galaktyki, a nasze jedyne źródło wiadomości to przechwycony sygnał HoloNet’u, więc każdą informacje o porażce separatystów czcimy tak jak tylko się da.”
-„W takim razie nie śmiałbym nawet odmówić. Jest jeszcze tylko jedna sprawa, mój towarzysz jest trochę poobijany po swoim ostatnim lądowaniu, czy nie dało by rady zor…”
-„Than, odprowadź pana Kraerre do bloku medycznego, a potem przyjdź do mojego gabinetu.” – Jorsik przerwał porucznikowi –„Zapraszam za mną poruczniku.”
-„Mam tylko nadzieje, że mają Corelliańską Whiskey” – mruknął mijając Rhycena.
Do Jorsika i Tabma dołączyło trzech żołnierzy w mundurach sił zbrojnych Fondoru. Rozpoczęli wędrówkę pośród labiryntu jakim był obóz. W trakcie tego krótkie spaceru C’zwar miał tylko okazje dokładniej przyjrzeć się w jakich warunkach żyją ci ludzie. Wnioski tylko pogłębiły jego wcześniejsze postanowienie, żeby się przez przypadek nie wygadać. W końcu stanęli przed ciężkimi, żelaznymi drzwiami pilnowanymi przez pojedynczego wartownika. Generał zbliżył się do otworu w ścianie obok, a chwilę później drzwi zaczęły się powoli rozsuwać.
Wkroczyli w zbudowany z durasatali korytarz lekko oświetlony przez nielicznie porozmieszczane żółte lampy. Sam korytarz zdawał się mieć 15 metrów długości, a kończył się następnymi drzwiami pilnowanymi przez kolejnego żołnierza. Tym razem, aby je otworzyć Jorsik musiał skorzystać z karty magnetycznej. Znaleźli się w przestronnym holu od którego odchodziły 3 różne korytarze. Wszystko, podobnie jak wcześniej, zbudowane z durastali i lekko oświetlone. Fondorniani wybrał lewy korytarz oznaczony jako B-1 i ruszył przed siebie. Minęli kolejnych 3 żołnierzy, z których każdy z nich był podobnie wyposażony i ubrany – mundur sił zbrojnych Fondoru, karabin blasterowy zawieszony na plecach, a przy pasie menażka, i kilka ogniw energetycznych.
-„Gdzie my jesteśmy?” – Tabmo bacznie rozglądał się po tej „bazie”. W swojej przeszłości miał okazje tylko raz znaleźć się w podobnym miejscu, w trakcie infiltracji siedziby Czarnego Słońca na Corelli. Niestety sama misja okazała się totalnym niewypałem i w jej wyniku władze Corellia wydały na niego nakaz aresztowania. Od tej pory, mimo, że później wycofany zarzuty, nie przekroczył granic swojego systemu.
-„Znajdujemy się na terenie jednego z wojskowych garnizonów zbudowanych pod powierzchnią planety. Wykorzystujemy go jako nasze bezpieczne schronienie, ponieważ Separatyści systematycznie przeczesują górę. Tutaj chwilowo jesteśmy bezpieczni, choć dla mnie jest to oczywiste że to tylko kwestia czasu zanim zaczną nas szukać w podziemiach.”
W między czasie zdążyli minąć kolejne skrzyżowania tuneli, prowadzące do innych części podziemnego kompleksu. Nie spotkali już więcej ludzi na swojej drodze. W końcu dotarli do bardziej żywej sekcji, jeśli tak można określić dwie sale odpraw wypełnione kilkoma ludźmi, jakieś pomieszczenie z skomplikowaną aparaturą i człowiekiem pracującym przy terminalu, oraz pomieszczenie w którym urzędował Jorsik. Dwaj strażnicy pozostali na zewnątrz. Wnętrze gabinetu było mile wykończone, w niczym nie przypominało surowych i zimnych tuneli bazy. Ściany zostały pomalowane na ciemno-brązowy kolor, a podłoga była wyścielona zieloną wykładziną tłumiącą stukot butów. W centrum pokoju znajdowało się zgrabne, niewielkie drewniane biurko, na którym piętrzył się stos datakart. Nad fotelem, za biurkiem, został umieszczony holograficzny obraz, prezentujący coś, co zapewne było symbolem Sił Zbrojnych Fondoru Pozostała część wyposażenia pomieszczenia stanowiły dwa krzesła i niewielki drewniany kredens.
–„Niestety, jak zapewne pan już to zauważył, C’zwar, nie zostało nas już zbyt wielu w tej bazie, zawodowych żołnierzy. Cześć znajduje się na terenie obozu i pilnuje tam porządku, cześć, tak jak Than kiedy pana znalazł, patroluje powierzchnie i stara się rekrutować chętnych do naszej sprawy. To dlatego byliśmy w stanie założyć tylu cywili…po prostu dysponowaliśmy nadwyżką miejsca. Ale, ale” – Generał podszedł do małej szafeczki i wyjął z niej dwie szklanki. Jedną z nich postawił przed Corellianinem. –„W końcu mieliśmy wznieść toast za sukces Republiki na Neimoidi. Czego się pan napije? Mam tu Abrax i trochę Alderiaańskiego likieru.”
-„Może być ten Abrax” – No i to by podsumowywało nadzieje na dobrą Whiskey z Corelli, pomyślał. Tabmo nie bardzo wiedział co powiedzieć. Wydawało się oczywiste, że jego gospodarz ma jakieś własne plany dotyczące jego osoby i wkrótce pewnie skieruje rozmowę na właściwe strony. Generał uniósł swoją szklankę.
-„Za śmierć tych przeklętych Neimoidiańskich bestii i sukces Republiki. Oby jak najwięcej separatystów padło z rąk WAR i WFR.” – w oczach Jorsika płonął w tej chwili żywy ogień nienawiści.
-„Za zwycięstwo Republiki…i za wszystkich poległych żołnierzy Republiki…niech Moc będzie z nimi, gdziekolwiek teraz są.”
C’zwar duszkiem opróżnił zawartość swojej szklanki. Generał ponownie je uzupełnił i zasiadł w swoim fotelu, wskazując równocześnie ręką na jedno z krzeseł. Oficer Republiki również spoczął.
-„Zaiste, szlachetna to intencja. Ja jednak nie zaznam takich uczuć dopóki nie wyprzemy okupanta z planety. Więc przejdźmy do rzeczy. Mówiłem, że kolejną część długu będzie pan mógł spłacić później. To później jest teraz. Mówiłem już, że otrzymujemy mało informacji, ale coś takiego jak bitwa na orbicie naszej planety trudno przeoczyć. Chciałbym wiedzieć co tam robiliście i co tam do licha się stało.” – Jorsik cały czas zachowywał spokój, ani przez chwilę nie uniósł swego monotonnego głosu. Jednak coś w jego tonie, należącym do człowieka, który nie często słyszał sprzeciw, wskazywało, że to nie była prośba, lecz rozkaz.
-„Dobrze się składa, i tak chciałem o tym porozmawiać. Postaram się przedstawić w najprostszy możliwy sposób. Parę dni temu, z systemu G4 w kierunku Fondoru wyruszyła specjalna grupa uderzeniowa. W jej skład wchodziła kompania klonów, elitarna eskadra TrueSilver, oraz jedna Alderaańska Fregata Wojenna. Naszym zadaniem była infiltracja stacji Golan oraz umożliwienie Fregacie, z klonami, przedostania się przez perymetr obronny Konfederacji. Następnie, po wyładowaniu klonów, mieli oni przejąć kontrolę nad okrętem o nazwie „S’jet” oraz ekstrakcja wszystkich techników i projektantów znajdujących się na terenie stoczni „S’Jet’a”. Następnie wraz z „S’Jet’em” mieliśmy wrócić na Coruscant. Plan infiltracji Golan’a polegał na tym, że…” – Tabmo nagle zdał sobie sprawę, że jeszcze trochę, a wygadałby się na temat pewnych szczegółów swojej tożsamości. Natychmiast sklecił zastępczą historyjkę. – „… udając pojmanego oficera Konfederacji, miałem przetransportować na pokład stacji oddział klonów i wraz z nimi dokonać dywersji. Jednak coś nie wypaliło, i w efekcie cała mistyfikacji była na darmo. Stacja otworzyła ogień do mojego statku, jak i reszty TrueSilvers, którzy wtedy wyszli z nadprzestrzeni. Z mojego miejsca w kokpicie, to była masakra, a przeżyłem zapewne tylko dzięki wam. To wszystko co wiem. Mogę się tylko domyślać, że „Another Chance” wycofała się z systemu. Ja jednak przybyłem tu z określonym zadaniem, dlatego chciałem się skontaktować z ruchem oporu. Wierze. że z waszą pomocą będe w stanie wydostać się stąd, wraz z tym „S’jet’em”.”
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Brasidas
Jaszczur
Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Galaktyki
|
Wysłany: Czw 15:43, 15 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Generał Jorsik dokładnie słuchał słów Tabma, tym niemniej nie widać było na jego twarzy spodziewanego zainteresowania, wynikające z nowości informacji. Albo Fondoryjczyk był starym wygą, umiejącym się doskonale maskować, albo… część informacji była już mu znana zza wczasu. Oby tylko Republikanie podczas przygotowań nie nakłamali samemu Tabmo, inaczej ta rozmowa mogłaby się potoczyć.
- Tak, znam co nieco informacji o tej misji. Podczas końcowej fazy ataku na naszą planetę, senator Paul Serpenth, wysłał ambasadora do Republiki z prośbą o pomoc, S’jet to miała być broń zachęcająca, do pomocy nam w walce z Separatystami. Nie do mnie należy decyzja czy ci pomóc czy nie, jestem żołnierzem i mimo iż dowodzę tą zgrają rebeliantów, to jednak decyzje podejmuje najwyższy rangą przedstawiciel byłych władz, którym obecnie jest właśnie senator Paul Serpenth. Spotkasz się z nim. Już po niego posłałem. On zdecyduje czy ci wierzyć, czy rozstrzelać na miejscu. Hehehehe, nie bój się przyjacielu, jak na razie robisz dobre wrażenie, jesteś otwarty i nie bawisz się w kotka i myszkę ze mną, do tego wszystko, co do tej pory powiedziałeś było prawdą. Swoja drogą przykro mi z powodu ludzi, jakich straciliście, zwłaszcza tej elitarnej eskadry. Zapewne byli znakomitymi wojownikami. Ale tak to jest z Separatystami, nie można się po nich niczego spodziewać. Tym bardziej po tym jak zbombardowali nasze miasta, cieszy nas wszystkich odwet Republiki na miastach Neimoidii. Zdecydowanie najlepsza wiadomość od wielu dni.
Generał nalał kolejne szklanki, po czym wziął kilka większych łyków. Spojrzał się jeszcze raz uważniej na Tabma, dokładnie go mierząc wzrokiem, dopiero po chwili wypowiedział słowa.
- Powiedział pan poruczniku, że miał się pan podać za Separatystę, oficera, ciekawi mnie jak?
******
Wiele poziomów niżej w najbardziej strzeżonych zakamarkach bazy rebeliantów, było miejsce, gdzie najważniejsi ludzie planety, którzy uniknęli schwytania przez Separatystów, kierowali dalszymi posunięciami wojskowymi. Walka wydawała się skazana na porażkę. Na powierzchni można było się poruszać tylko pod przykrywką, coraz trudniej było się pokazywać, bez potrzebnych kodów i danych, które wydawano nawet już zwykłym robotnikom kopalni. Tutaj jednak sytuacja była odmienna. Nikt tu nie mógł się poruszać bez kodów również, ale to była domena wolna od władzy Separatystów i każda próba wtargnięcia kończyła się rozlewem krwi. Do tej pory Konfederaci przeprowadzili kilka prób infiltracji nieużywanych tuneli kopalnianych. Szukając zbiegów i pozostałości armii. Ale albo wchodzili w pułapki bez powrotu, albo znajdowali same zawalone tunele, prowadzące do nikąd.
Rebelianci byli bezpieczni, na razie. Jednak siły, z jakimi wracali Separatyści z każdym tygodniem były coraz większe i niestety szybko się uczyli jak działać i reagować w podziemiach. Jeżeli los rebelii nie miał się skończyć szybko i brutalnie, dowództwo musiało działać sprawnie i perfekcyjnie.
Paul Serpenth siedział przy swoim biurku w środku i sercu olbrzymiej bazy rebeliantów, zwalanej Baza Zero. Olbrzymiej wielkości stary schron, otoczony przerobionymi na potrzeby tunelami kopalnianym,i był jedną z kilku ostoi Fondoryjczyków. Tym niemniej był największym i najlepiej zaopatrzonym ośrodkiem, ale wciąż pozbawiony bardzo wielu potrzebnych rzeczy. Kolo senatora, który był najwyżej postawionym urzędnikiem, jeszcze spokojnie chodzącym po planecie i obecnie przywódcy ruchu oporu, stał młody mężczyzną ok. 23 lat. Syn jednego z głównych właścicieli Stoczni: Wavil Karthed.
- Mamy kolejnych ochotników. Umieściliśmy ich w korytarzach, trzymając jak najdalej od samej bazy. Nadal staramy się tworzyć przykrywkę, iż baza-szpital nad nami jest główną naszą siedzibą, by nasz kompleks był bezpieczny. Tym niemniej zapasy są już na wyczerpaniu. Przy takiej ilości ochotników za ok. sześć i pół tygodnia skończy nam się żywność. Już brakuje rzeczy jak koce, lampy, ubrania, źródła wody są również niewystarczające. Do tego najgorsze to broń i szkolenie. Mamy do dyspozycji w podziemiach kilka tysięcy ludzi, z czego tylko 20% to zawodowi żołnierze, a łącznie tylko 30% jest uzbrojonych. Do tego wielu zaczęło brać ze sobą żony, dzieci, wielu rannych i chorych a zapasy w szpitalu również się kończą. Nic nie wygląda za dobrze. Ponadto jeden z naszych wywiadowców na górze poinformował nas o kolejnym problemie. Nasz znajomy Generał Torgast, z Uni Technokratycznej, zaczął tworzyć nową jednostkę do tropienia nas w podziemiach. Podobno unia zabawia się genetyką i modyfikują zwierzęta zwane vonskrami, by mogły tropić nas w podziemiach. Już pierwsza jednostka Death Squad przyleciała wczoraj na planetę. Nie mamy pojęcia gdzie są i ilu ich jest, ale… to może być wielce niebezpieczne. W skład jednostki wchodzą tylko istoty żywe, bez droidów, więc koniec z łatwymi zasadzkami i pułapkami złożonymi z samych emp, by mieć potem części zapasowe.
Tym niemniej mam i dobrą wiadomość, kapitan Fisk, zakomunikował, że mamy gotową eskadrę. Niestety tylko dwanaście Cloakckshapów i to po przejściach, ale naszym mechanikom udało się je jakoś poskładać do kupy. Gorzej z pilotami, im podczas ataku dostało się najlepiej. Sam Fisk ma połowę ciała już metalową od walki w podziemiach z jakimś Separatystą. Ma tylko połowę ludzi, którzy wiedzą co nieco o lataniu, reszta to żółtodzioby, ponadto…
Do pomieszczenia wszedł kolejny oficer, zasalutował obecnym i powiedział:
- Senatorze, kapitanie, przepraszam, że przeszkadzam, ale Generał Jorisk kazał przekazać, że mamy… gości. Podobno dwóch pilotów, eskadry o nazwie „True Silver”, którzy brali udział w ostatniej akcji nad naszą orbitą. Generał zaprasza do siebie, do szpitala.
Szpital był realną przykrywką Bazy Zero. Również głęboko pod powierzchnią, była zlepkiem przerobionych jaskiń i korytarzy kopalnianych, na bazę dla większości rekrutów i personelu medycznego. Pod tą placówką znajdowała się Baza Zero znakomicie zamaskowana i ukryta, dostępna tylko dla najbardziej zaufanych. Generał Jorisk był głównodowodzącym wosk Fondoryjskich, ale nigdy nie kwestionował władzy senatora, mimo iż czasem nie podobały mu się jego decyzje. Ale co by nie mówić o jego szorstkim często charakterze, był patriotą i wierzył w rząd, którego przysięgał bronić.
Wchodząc do pomieszczenia – biura generała, senator mógł dostrzec siedzącego człowieka, jeszcze z pozostałościami ran. Była to ta sama osoba, o której poinformowano wcześniej senatora. Rozbitek z kapsuły ratunkowej. Jedyny kontakt z republiką lub znakomita mistyfikacja Separatystów. Które było które zależało od senatora.
- A senatorze witam, proszę się rozgościć, mam nadzieję, że podróż nie była uciążliwa. Oto nasz gość porucznik Tabmo C’zwar.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Tabmo C'zwar
Kapitan Republiki
Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 120
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Corellia
|
Wysłany: Wto 14:38, 20 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Tabmo pociągnął łyk trunku. Pytanie generała lekko zbiło go z tropu lecz, ale tylko uśmiechnął się z gracją wytrawnego hazardzisty nie dając niczego po sobie poznać. Umiejętności nabyte w trakcie pracy jako tajniak CecSec’u poraz kolejny okazały się pożyteczne. Ponownie napił się trochę Abrax’u, a potem odstawił szklankę na stół, aby dłużej nie trzymać generała w niepewności i nie wzbudzać zbędnych podejrzeń.
-„Jak już mówiłem, w ten czy inny sposób, republika pojmała kapitana konfederatów. Niewiele mi wiadomo na temat całej sprawy, wie pan, nawet członek elitarnej eskadry nie ma dostępu do wszystkich danych wywiadowczych, ale z tego co wspomniano na odprawie przed misją, Wywiadowi udało się zdobyć wszystkie kody, które w teorii miały być aktualnie używane przez cała Konfederacje.” – C’zwar nie zamierzał teraz tworzyć na poczekaniu jakiejś historyjki, choć doświadczenie z CorSec’u i teraz zapewne pomogło by mu wymyślić szybko coś przekonywującego. Zamiast tego postanowił powiedzieć prawdę…z pominięciem pewnych „mniej istotnych” szczegółów i drobnymi korektami –„Sama tożsamość oficera była mi nieznana, dowództwo chciało, abyśmy wszyscy wiedzieli jak najmniej się da w przypadku wpadki, jedyne co oni wiem, to że był dość podobny do mnie, czyli zapewne również pochodził z Corelli. Wywiad tak bardzo starał się o bezpieczeństwo tego oficera, że nawet uznali, że mam się przedstawiać prawdziwym imieniem i nazwiskiem gdyby Separatyści tego wymagali. Według nich nikt w galaktyce nie mógł znać personaliów każdego oficera Dooku, tym bardziej jeśli został pojmany bez żadnych postronnych świadków. Ale trochę zbaczam z kursu…cały plan był prosty jak konstrukcja wibroostrza. Ja, na frachtowcu z oddziałem klonów, wychodzimy z nadprzestrzeni w pobliżu Golana. Nawiązuje połączenie z stacją, używam kodów autoryzacyjnych, informuje o mojej ucieczce z więzienia Republiki i pościgu, który jest za mną, a następnie proszę o pozwolenie na lądowanie. W między czasie pojawia się „TrueSilver” i pozoruje atak na wahadłowiec w którym się znajdowałem. W teorii wszystko wyglądało na przekonywujące, a atak miał tylko dodać więcej wiarygodności mojej historyjce. Jak w praktyce to wyglądało, wszyscy dobrze wiemy.”
Porucznik podniósł szklankę i ponownie skosztował jego zawartości. Nie śpieszył się, wpatrując się przez szkło w oblicze generała i zastanawiając się, czy uzna ją za prawdę, którą notabene była, czy też za pospolite kłamstwo. Wydawało mu się, że przez wcześniejszą rozmowę, zdążył uzyskać trochę zaufania i szacunku i Jorsika. Pozostał mu jeszcze jeden problem do rozwiązania, którym mógł zniweczyć jego wszelkie wysiłki w celu zachowania pozytywnego wizerunku. Rhycen Kraerre. Ten człowiek wiedział za dużo o przeszłości Tabma, niż ten by sobie życzył. Republikanin miał nadzieje, że skrzydłowy Taan’a jest na tyle inteligentny, aby przez przypadek się nie wygadać, ale każdy może w pewnym momencie palnąć jakieś głupstwo. Odłożył szklankę i wstał splatając ręce za plecami.
-„Sir, za pańskim pozwoleniem, zanim przybędzie senator Serpenth, chciałbym zobaczyć jak się miewa mój towarzysz.” – Krótka rozmowa na osobności, powinna wystarczyć, aby szybko przekazać instrukcje Rhcenowi. Niestety, w momencie gdy usłyszał dźwięk rozsuwanych drzwi, wiedział, że utknął w tym gabinecie na dłuższy czas. I tym razem odwracając się w stronę drzwi starał się uprzejmie uśmiechnąć lecz nie mógł nic poradzić na kropelki potu, które pojawiły się na jego czole.
-„A senatorze witam, proszę się rozgościć, mam nadzieję, że podróż nie była uciążliwa. Oto nasz gość porucznik Tabmo C’zwar.”
-„Ah, a więc to musi być słynny senator Paul Serpenth, o którym pan mi opowiadał Generale.” – Tabmo zmierzył senatora wzrokiem, lecz najpierw skłonił lekko –„To zaszczyt pana poznać, senatorze Serpenth. Mam nadzieje, że pomoże mi się pan uporać z moim maleńkim problemem dotyczącym pewnego statku, lub przynajmniej wydostaniu się z tej planety.”
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Paul Serpenth
Gość
|
Wysłany: Pią 0:50, 23 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Senator Serpenth podziękował oficerom za dostarczone wieści, choć nie były one dobre, to jednak wiedział jak ważna jest dla nich świadomość, iż ciągle walczą, ciągle jest nadzieja. Żółnierz musi miec nadzieje na zwycięstwo by stanąć do boju, i choć robił wszystko by żołnierze mieli ciągle ją mieli, sam coraz mniej wierzył w możliwość zwycięstwa.
Bo czy garstka rebeliantów mogła miec szanse z armią bezdusznych wojowników wyposażonych we najnowocześniejsza technologie? Najbardziej niepokoiło go pojawienie się Voronsków, z tego co słyszał były to istoty stworzone do zabijania, a ich zdolności do tropienia i instynkt walki był zdumiewający.
Wiedział, że prędzej czy później przyjdzie im opuścić ten schron, będą musieli założyć nową baze, gdzieś w niedostępnych górach, tropikalnej dźungli lub pod powierzchnią oceanu, jednak do znalezienie odpowiedniego miejsca potrwa. Ale co innego im pozostało jak nie trwanie i nękanie wroga choćby samym swym istnieniem?
Zaciśnięte usta wykrzywiły się w uśmiechu - Nawet jeśli mamy tylko uwierać swoją obecnością, możemy to robić niczym wibroostrze w sercu konfederatów - pomyślał, a głośno zwrócił się do ledwo co przybyłego oficera.
- Dziękuje...Sierżancie - napływ ochotników utrudniał zapamiętanie imion, jednak zawsze można było skorzystać z wygodnej hierarchi wojskowej, tylko fakt iż Paul nie był zawodowym oficerem, stanowił pewną niedogodność, jednak w obecnej sytuacji nieistotną - Przekaż Generałowi, iż wkrótce się pojawie
***
- Równie wielkim zaszczytem dla mnie jest spotkać Tego Który Walczył w Obronie Pokoju i Wartości Republiki - arystokrator wpatrywał się przenikliwie w wojskowego jadowicie zielonymi oczami - Ciesze sie, że w czasach smutku i klęski Moc nie skąpi nam chwil nadziei do jakich z pewnością można zaliczyć pańskie ocalenie. - zdawało się że baron planuje w nieskończoność zapewniać o swojej osobistej radości wynikającej z pojawienia sie Tabmo, jednak widać życie w podziemiu nawet z niepoprawnych dyplomatów jest w stanie zrobić "ludzi" - Z pewnością martwi się Pan o zdrowie swego towarzysza, jednak moge zapewnić, iż znajduje się obecnie w pod najlepsza opieką jaka jesteśmy w stanie zapewnić. I z pewnością wkrótce będzie gotowy nie tylko na rozmowe, ale i do dalszej służby swoim przełożonym, tymczasem pozostaje nam czekać - ubrana na biało postać zbliżyła się do Generała i Porucznika - Lecz nie czekajmy z założonymi rękami, tylko pomścijmy ofiary naszymi czynami. Zanim jednak przejdziemy od słów od czynów musimy mieć pewność, że nie jest Pan POruczniku c'Zwar wysłannikiem naszych wrogów. Czy jest Pan naszym przyjacielem, czy też podstępem Separatystów. - choć w ostatnich zdaniach czaił się świst strzałów sztrzelb, to senator nawet na chwile nie zmieniał tonu, jakby rozmawiał o pogodzie na powierzchni - Mam nadzieje że już wkrótce będe mógł zapoznac się z pańskimi losami i okolicznościami przybycia do naszej bazy - co mówiąc spojrzał na generała, jakby chciał powiedzieć "stosowny raport powinnien się pojawić na wczoraj" albo "Tyle razy ci mówiłem abyś nie sprowadzał wszystkich rozbitków do naszej super tajnej bazy" - Jednak teraz chciałbym się dowiedzieć co Pan zamierza, sir c'Zwar - człowiek o błękitnej krwi, składając ręce na piersi na niesamowicie jak na te warunki białym brakującym ogniwem ewolucji między togą a mundurem oczekiwał odpowiedzi...
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Tabmo C'zwar
Kapitan Republiki
Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 120
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Corellia
|
Wysłany: Pon 21:05, 26 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Tabmo obdarzył zaciekawionym spojrzeniem senatora. Tak naprawdę poza kanclerzem był to pierwszy polityk którego spotkał. Nigdy niemiał pochlebnej opinii na ich temat, jednak ten tutaj wydawał się być całkiem w porządku. Oczywiście to mogły być tylko pozory, czas pokaże.
-„O tym, że moja lojalność leży przy Republice, będzie zapewne miał pan okazje przekonać się w ciągu kilku najbliższych dni.” – Republikanin pozwolił sobie na krzywy uśmiech. Wraz z upływem czasu odzyskiwał samokontrole i pewność siebie. –„Taki to już jestem, tam gdzie ja, tam zawsze coś się dzieje. Natomiast co do tego co chciałbym robić, zapewne pan się domyśla w jakim celu nad Fondorem pojawiła się grupa uderzeniowa Republiki. S’jet.” – C’zwar zrobił lekką pauzę aby senator rzeczywiście wszystko sobie przypomniał na temat tego statku, lub przynajmniej aby uruchomił swoją wyobraźnię –„Otrzymałem wyraźny rozkaz, i jeśli to możliwe wciąż chciałbym wydostać stąd ten okręt. Oczywiście w mojej obecnej sytuacji, priorytetem jest powrót do Republiki i poinformowanie ich o wszystkich wydarzeniach oraz waszej sytuacji na planecie. I tutaj wydaje mi się, iż bez pańskiej pomocy się nie obejdzie. Jeśli jednak byłby pan skłonny zapewnić pomoc w wydostaniu S’jeta, jestem pewien, że Senat dużo przychylniej spojrzałby na kwestie interwencji zbrojnej na Fondorze.” – Republikanin skrzyżował ręce na piersi i dał senatorowi chwilę do namysłu. Natomiast samemu zaczął się zastanawiać cóż takiego porabia Rhycen i czemuż to Generał i jego nie zaprosił na to spotkanie.
[off]wiecej o samym s'jetcie zdies: http://www.riseoftheempirerpg.fora.pl/viewtopic.php?p=8133#8133 [/off]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Brasidas
Jaszczur
Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Galaktyki
|
Wysłany: Pią 2:24, 14 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Generał wychwycił spojrzenie Serpentha i przyjął je spokojnie, nie pozwalając by na twarzy pojawił się jakikolwiek grymas. Fondoryjczyk był doświadczonym żołnierzem i wiedział doskonale, że nawet jak mu się nie podoba zachowanie jego przełożonego, to nie mu kwestionować jego osądy, a nawet gdyby do tego doszło, to na pewno tłumaczenia nie mogą mieć miejsca przed przybyszami. Okazywanie słabości nie jest zbyt rozsądnym posunięciem w tej sytuacji.
- Kapitan C’zwar, właśnie opowiadał mi o tym jak się tutaj dostał. Został wysłany razem z jednostką „True Silver” by... – Generał szybko streścił najbardziej ważne szczegóły, jakie wyjawił mu Tabmo. Nie przekręcił nic, starając się być jak najbardziej wierny oryginałowi. Mimo dość sporej ilości informacji jakie podał mu C’zwar, stary żołnierz nie pomylił się, ani z zamysłem nie zmienił prawdy, w choćby jednym miejscu.
- Kapitana i jego towarzysza przyprowadził Then, Byli ścigani na powierzchni ich kryjówka została zdemaskowana i musieli uciekać. Los chciał, że wybrało miejsce. – Wzrok generała i ton dobitnie świadczył, ze jeszcze nie skończył reprymendy dla swego podwładnego i że jego zaskoczyła i zdenerwowało ryzykowne przyprowadzenie przybyszów wprost do bazy Rebeliantów. Wiadomość, którą miał nadzieje, że senator dostanie, a Republikanin przeoczy. Mimo iż Then, był jednym z najlepszych zwiadowców w ruchu oporu i mężem jego córki, to Jorisk nigdy mu nie popuszczał i zdecydowanie nie zrobi tego teraz.
- Cóż kapitanie, z mojej strony uważam, że Pańska historia trzyma się kupy, choć decyzja należy do senatora. Ponadto chyba powinniśmy porozmawiać również z Pańskim towarzyszem. Już powinni go połatać, na tyle, ze będzie mógł nam potowarzyszyć i napić się w spokoju trochę czegoś mocniejszego. Po tym, co przeżyliście i mu na pewno się przyda.
Ciężko powiedzieć, czy to czysty przypadek, kurtuazja, czy strasznie sprytne zagranie, ale decyzja generała mogła kompletnie zniszczyć przykrywkę Tabma. Ha przykrywkę! Cóż, na pewno gdyby Fondoryjczycy się dowiedzieli kim, jest C’zwar i co uczynił podczas ataku na tą planetę, nie przyjęliby tego za dobrze. Mimo iż powinni zrozumieć, że kapitan był po przeciwnej stronie i wykonywał rozkazy do momentu, w którym nie stały się one obrzydliwe i ludobójcze, to jednak złość i nienawiść jaką ci ludzie darzyli Separatystów, mogła doprowadzić, do nieprzyjemnego końca Republikanina.
- Kapitanie, co Pan wie o „S’jet”, jak wiele informacji Pan posiada. Lubię wiedzieć, na czym stoję. I chciałbym wiedzieć, co, gdybyśmy hipotetycznie Pana wspomogli, potrzebowałby Pan do osiągnięcia celu, jaki mięliście, nim przypadek doprowadził do katastrofy?
Może generał trochę wyprzedzał swoje kompetencje, ale nadal był żołnierzem i lubił działać szybko, nie marnując niepotrzebnie czasu. Czas, który dla byłego Separatysty może być witalny, zważywszy na to iż Rhycen już był w drodze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Tabmo C'zwar
Kapitan Republiki
Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 120
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Corellia
|
Wysłany: Wto 23:26, 18 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Trudno, stało się. Jedyne co teraz pozostało republikaninowi to nadzieja, że Rhycen jest nie w ciemię bity i będzie wiedział o czym mówić, a co lepiej…przemilczeć. Tabmo uznał, że w zaistniałej sytuacji najlepiej będzie się trzymać sprawdzonego sposobu, odpowiadać szczerze na pytania swoich gospodarzy, starając się wywrzeć pozytywne wrażenie, co do tej pory udawało się. W zamyśleniu podrapał się po głowie.
-„Cóż, moje informacje na temat S’jet’a nie są pełne, ponieważ dołączyłem zespołu już w trakcie opracowywania planu ataku. Wszystko co wiem to te kilka informacji które dostałem na datapadzie oraz to co usłyszałem w trakcie odpraw. Wiem, że jak na jednostkę swoich rozmiarów, dysponował bardzo potężnym uzbrojeniem, 12 wyrzutniami torped do zwalczania okrętów, oraz dużą liczbą działek p. lot." – Tabmo zastanowił się przez chwilę za nim wznowił swój „wykład”, aby nic nie przekręcić. –„Wyposażony w potężne silniki, kształt kadłuba dostosowany specjalnie aby uzyskać lepszy efekt użycia osłon rufowych. Posiadał hangar na 2 eskadry myśliwskie. Sama jednostka znajduje się na obszarze jednej ze Fondoriańskich stoczni. Niestety, dane na temat pilnujących go wojsk nie są mi znane, tak samo jak wymagana minimalna załoga. Być może te informacje znajdowały się na datapadzie, lecz obawiam się, że przepadł wraz z eksplozją frachtowca.”
Tabmo ponownie zastanowił się. Jeśli separatyści zdążyli odkryć ten okręt, na pewno będzie dobrze pilnowany. Z drugiej strony, siły separatystów składały się głownie z przygłupich droidów, a jakby tego mało, na pewno zostały uszczuplone w wyniku wojny i tego co zaszło na Neimoidi. Oddział Cody’ego liczył ponad 2000 klonów, jednak część z nich miała się zając Golan’em, kolejna uwolnieniem naukowców, a trzecia przejąć kontrolę nad S’jet’em. Gdyby udało się dostać do stoczni w sposób nie zauważony, zostawić naukowców samych sobie i skupić się tylko na fregacie czy tam korwecie, wystarczyła by dobrze dobrana grupa komandosów plus ewentualna załoga…w końcu korytarze wewnątrz stoczni i statku nie są na tyle szerokie, żeby stanąć twarzą w twarz z szeregiem 200 robotów. Mimo to musiał wszystko porządnie przemyśleć, w końcu naukowcy Ci być może znają się na obsłudze S’jet’a, bądź w przyszłości okażą się użyteczni dla Republiki. Dawny C’zwar, oficer CorSec’u, nie byłby w stanie zostawić zakładników w rekach porywaczy, natomiast dzisiejszy uważał to za jedną z opcji do wyboru, szybkiego wyboru ponieważ czas nieustannie gonił.
-"Podejrzewam, że do samej operacji starczyło by 50 do 75 dobrze wyszkolonych ludzi, wliczając w to tych potrzebnych do obsługi okrętu. W końcu jeśli dojdzie do walki, będzie się ona toczyć raczej w wąskiej sieci korytarzy a naszymi przeciwnikami będą głownie roboty, których rzeczywistą wartość bojową znają wszyscy tu obecni. Oczywiście zakładam, że uda się panu nas przemycić na teren stoczni w sposób…nie wzbudzający zbędnego zainteresowania służb porządkowych. Jest jeszcze tylko jedna kwestia. Razem z S’jet’em, mieliśmy za zadanie odbić grupę naukowców. Jeśli to możliwe, wolałbym również i ich wydostać. Jeśli jednak okaże się to tylko dodatkowym utrudnieniem, mówi się trudno."
Republikanin zmierzył wzrokiem generała zastanawiając się, jak ten zareaguje, a następnie przeniósł swoje spojrzenie na dziwnie milczącego senatora. Ciekawe co też sobie myśleli ci dwaj. Zresztą nieważne co myśleli jeśli mieli zamiar mu pomóc. Ważne natomiast było to, żeby Rhycen przez przypadek nie zrujnował całego misternego wysiłku byłego separatysty. Dopiero teraz, myśląc o zostawieniu naukowców, zdał sobie sprawę, jak prostsze by wszystko było gdyby zostawił skrzydłowego Taan’a na pastwę Separatystów…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Brasidas
Jaszczur
Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Galaktyki
|
Wysłany: Pią 8:05, 21 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Senator milczał, Generał słuchał uważnie słów Tabma, samemu nic nie mówiąc. Zerkając kilka razy na samego senatora, Jorisk przejął całkowitą inicjatywę, wiedział, że jego przełożony odezwie się jak będzie chciał. A póki, co samemu miał przyzwolenie na działanie.
- Cóz, to co Pan powiedział to prawda. S’jet to znakomita maszyna uderzeniowa, są nawet pomysły przerobienia go na jednostkę stealth. Nieregularny kształt, duża ilość krzywizn, pozwala na to, tym niemniej nie było jak się tym zająć, wszelkie prace od okupacji są wstrzymane. Problem z S’jet jest kilka. Jeżeli chcecie produkować te maszyny, szybko, potrzebni są wam naukowcy i technicy, inaczej cała wieczność potrwa badanie okrętu i wydobycie wszystkich szczegółów konstrukcyjnych. i są jeszcze gorsze kłopoty…
Zerkając na senatora i widząc jego przyzwolenie na dalszą rozmowę generał kontynuował.
- Jeżeli chcecie nadal odzyskać S’jet możemy wam pomóc. Okręt jest ukryty w jednym z wielu stoczni na powierzchni. Niestety nie zbliżamy się do niej, za blisko jednej z nowo powstałych baz Separatystów. Nie sądzimy by znaleźli okręt, na razie poszukują nas, a ponieważ ograniczyliśmy operacje w tamtym sektorze do niezbędnego minimum, nei mają potrzeby marnować tam czas na poszukiwania. Ośrodek jest głęboko pod ziemią, jest całkowicie wyłączony, poza niezbędnymi systemami obronnymi. Problem będzie taki, że S’jet nie ma załogi, i nie ma kropli paliwa. Nie zdarzyliśmy uzupełnić. Reaktor po porostu nie zadziała. Posiadamy, raczej posiadaliśmy niezbędną amunicje i paliwo, ale zostało to przechwycone kilka dni temu przez Separatystów i obecnie jest w jednej z ich baz.
Generał przerwał i nalał znowu do kieliszków zebranych nową porcję ostrego whisky. whisky tym momencie do pomieszczenia wszedł Rhycen, był już ogolony i czysty, rany były opatrzone i porucznik sprawiał wrażenie nowonarodzonego, choć na pewno marzył o krótkiej chwili snu.
- Witam Generale, jestem porucznik Rhycen, z eskadry „True Silver”.
- Aaaa tak, właśnie rozmawiałem z pańskim, kolegą z eskadry, o waszej przygodzie i sposobie, w jaki Separatyści udaremnili cała akcję.
Rhycen spojrzał na Tabma, na dłuższą chwilę, to było zadziwiające, tylko ten nieznany były Separatysta przeżył i on… Były wróg, to dawało do myślenia, wszyscy bliscy towarzysze, Aiden, nawet klony, byli… martwi. Moc, a może coś innego… Rhycen wiedział, że może teraz w tej chwili sprawić, że Tabmo nigdy nei opuści już tej planety, biorąc pod uwagę, w jaki sposób Fondoryjski ruch oporu mówił o Separatystach. Jednak… nie miał żadnych dowodów, na to iż Tabmo zdradził wyprawę i to przez niego wszyscy nie żyją. Co by nie mówić o Rhycenie nie był wężem i nie oskarżał nie mając dowodów. Będę cię miał na oku C’zwar, dasz mi dowód i cię załatwię, a póki co, zachowam twoja tajemnicę.
- Tak, dość, brak szczęścia, złe kody, po prostu… nie udało się, w zasadzie nie ma już „True Silver”. Ale misja, jaką mięliśmy nadal jest w mocy i chcemy ją wykonać generale, z waszą pomocą, możemy pomóc Republice Republice walce z konfederacją.
- Taak. Właśnie rozmawiamy o tym z Panem C’warem – generała spojrzał się na obu gładząc bródkę, i nalał kolejną kolejkę wszystkim. Rhycen chwycił za trunek nad wyraz łapczywie.
- Wracając do sprawy. S’jet. Pierwsze zadanie to dostanie się do okrętu. Ośrodek jest ukryty potrzeba kodów, ale na szczęście je mamy. Dwa to amunicja i paliwo. Mamy lokalizacje bazy separatystów gdzie to może się znajdować. Trzy to ratunek naukowców. Tu jest najgorzej. Wiemy ze są w ośrodku na jednym z księżyców Fondoru. Przesłuchiwani. Konfederaci wzięli wszystkich techników, jakich mogli i zmusili do pracy nad nowymi okrętami. Część z nich jest obecnie w stoczniach orbitalnych. Z naukowców najważniejsze są trzy osoby. Główny projektant i jego dwaj asystenci. Asystenci są na księżycu, projektant w stoczni. Dlatego będzie wam potrzebna pomoc i dobry plan.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Tabmo C'zwar
Kapitan Republiki
Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 120
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Corellia
|
Wysłany: Wto 23:06, 01 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Przynajmniej jedna sprawa się wyjaśniła. Tabmo mógł już odetchnąć z ulgą. Ten Rhycen okazał się wystarczająco przytomny, żeby zachować się właściwie w stosunku do sytuacji. Jednak warto było mu uratować to życie, być może drzemie w nim większy potencjał i okaże się przydatny w tym co szykował dla nich los. O ile nie ma żadnych problemów z alkoholem, na co aktualnie mogło wskazywać jego zachowanie.
Porucznik ruchem ręki odmówił kolejnej kolejki, na dziś wystarczająco mu wypił, a chciał zachować trzeźwość umysłu, aby dalej prowadzić swoją pogawędkę z generałem i senatorem. W chwili obecnej o układaniu planu akcji nie mogło być mowy z jednej prostej przyczyny: dysponował zbyt mała ilością informacji i teraz ten stan rzeczy należało zmienić.
-„Cóż zgodzę się z panem, faktycznie nie obejdzie się tu bez pomocy i dobrego, czy też może, genialnego planu. Wierze, że wraz z panem będziemy w stanie ów genialny plan wymyślić i wprowadzić w życie.” – Tabmo ponownie spojrzał na twarz generała badając jego reakcje na ten komplement. I tym razem oblicze rozmówcy pozostało niewzruszone, mimo tego, że również już troszkę dzisiaj wypił. Skubaniec ma predyspozycje na dobrego hazardzistę lub szulera, pomyślał republikanin, a potem już na głos dodał –„Jednak na to jeszcze za wcześnie. Na początek musimy zidentyfikować nasze priorytety, a także ustalić silę przeciwnika i dokładnie określić pomoc jaką będziecie w stanie udzielić.”
Pilot uniósł do góry pięść i pokazał jako pierwszy palec wskazujący, a poźniej zaczął pokolei wyliczać na palcach punkty o których mówił.
-„Po pierwsze, cel numer jeden to wydostanie S’jeta, a jak rozumiem nie da się tego zrobić bez pozyskania tych zasobów paliwa i przy okazji amunicji. Z tego co rozumiem sam S’jet nie powinien być strzeżony, natomiast zasoby są w magazynie konfederacji. A to generuje dodatkowy problem, dostarczenie ich do okrętu. Z naukowcami ma pan racje, teraz stali się równorzędnym celem jak sam S’jet, ponieważ co z tego, że go będziemy, skoro następny rok spędzi w suchym doku nad Kuat rozbierany na czynniki pierwsze a potem ponownie składany. Niewątpliwie trzeba będzie działać szybko i precyzyjnie, aby dać separatystom jak najmniej czasu do zareagowania. Ale przedewszystkim, zanim przejdziemy do planowania operacji, przydała by się większa wiedza na temat przeciwnika i miejsc na które wykonamy uderzenia. No i ostatecznie miło by było wiedzieć, jaką pomoc miał pan wcześniej na myśli…”
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Paul Serpenth
Gość
|
Wysłany: Śro 11:59, 02 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Senator obserwował rozmowe generała i przybysza, jednocześnie uswiadamiał sobie jak minimalne są szanse na to by ich ruch oporu przetrwał w ukryciu dłużej niż miesiąc. Oto znaleziony "przypadkiem" były pilot myśliwca po zaledwie kilku godzinach zna sposób ukrycia S'Jeta, jak również wie czego brakuje Rebeliantom. Nawet jeśli maszyna nie była kluczowa dla istnienia buntu to drenaż informacji należało dość szybko przerwać.
- Bez wątpienia wysłanie S'Jet Republice jest bardzo ważne. Niemniej żadnych decyzji nie należy podejmować pochopnie - Paul znowu zaczął patrzeć na generałą z wyrzutem - ani tym bardziej bez pytania towarzyszy o zdanie - ostatnie zdanie wypowiedział bardzo niepewnie, jakby miał świadomość, że mechanizmy demokratyczne nie są dobrze znane w wojsku. - W każdym razie najlepsze co możemy teraz zrobić to przedstawić informacje i propozycje naszego "gościa" innym oficerom. A samemu "porucznikowi" dać chwile wytchnienia w czasie której będzie mógł jeszcze raz opowiedzieć swoją historie naszym archiwistom - co mówiąc wcisnął coś przy pasie i już po chwli do pokoju weszło dwóch mundurowych i zasalutowali, na tyle ile było to możliwe przy braku wprawy i ciasnym korytarzu oraz niezbyt dobrze dopasowanym rękawie.
- Odprowadźcie Porucznika Tabmo do jego osobistej kajuty, powiadomcie 2WiPM* o konieczności dodatkowych postępowań poznawczych - Paul uwielbiał eufemizmy.
Gdy pilot Republiki został odprowadzony w miejsce gdy rebelianccy specjaliści mieli go starannie wybadać, szlachcic zwrócił się do Generałą
- Godzina powinna wystarczyć naszym oficerom na zebranie się w sali obrad, nieprawdaż? - mimo wszystko Senator był tylko przedstawicielem władz cywilnych, a wszelkie decyzje wojskowe pozostawały w gestii oficerów. A przynajmniej tej wersji się wszyscy trzymali.
***
Sala obrad była w rzeczywistości mało przestronną komorą, kiedyś zapewne pełniącą funkcje magazynu, teraz dzięki jakimś cudem umieszczonej w środku holomapie i przekaźniku stanowiłą miejsce narad, gdzie najwyższi rangą decydowali o kierunku działań całej organizacji. Przez kilka minut różni oficerowie zdawali raport z postepów ich prac....
Wśród nich i Senator przestawił swoje zdanie:
- Z opowieści przez nas przedstawionych wyłania się obraz niebezpieczny i smutny, wróg nasz przewyższa nasz zarówno w ilości dostepnych środków jak i bewzględności i okrucieństwie. Przeciwko jego niesprawiedliwej sile możemy przecistawić jedynie nasza pomysłowość, odwage i poświęcenia w imię naszej planety. To nie mało. Jednak o wiele większe szanse będziemy miec na sukces jeśli uzyskamy sojuszników, a raczej gdy sprzymierzeniec nasz - Republika - zdecyduje się podjęcie stosownych działań. Oczywiście możemy jej pomóc, zarówno dostarczając odpowiednich argumentów, jak i informacji przydatnych w czasie ataku. Dlatego wydaje mi się, że priorytetem naszym winno być zebranie jak najliczniejszych informacji o siłach wroga na Fondorze stacjonujących, a także o jego ewentualnych planach jeśli takie zdobędziemy, dalszą częścią naszego daru winny być dane o zakładach przydatnych przemysłowi zbrojeniowemu. Wreszcie w przyszłej wiadomości powinniśmy ogłosić gotowość ruchu oporu do ataku w plecy okupanta, jednak wstrzymując się od podawania zbyt licznych informacji o naszych siłach, bowiem zawsze istnieje ryzyko że wiadomość ta dostanie się w niepowołane ręce.
- Wiąże się z tym druga sprawa, mianowicie nasze procedury konspiracyjne, ze smutkiem obserwuje, że zbyt czesto nowi rekruci trafiają bezpośrednio do kwatery główne, gdzie od razu sa stawiani przed obliczem wyższych oficerów. Jeśli chcemy pozostać w ukryciu musimy kontynuować nabór nowych żołnierzy, a jednocześnie zachowac ostrożność. Umieszczać ich na początku w pomniejszych bazach, też dezinformować o naszej rzeczywistej sile.
- Z czym wiąże się konieczność szukania coraz to nowych miejsc, gdzie będziemy mogli przechowywać ludzi i sprzęt. Mam na myśli zarówno wielkie ośrodki, których umieszczenie w niedostępnych górach lub na dnach oceanu powinno gwarantowć odrobine dyskrecji. Jak mi mniejsze punkty w tkance miast, doskonałe by przechowywać w nich pojedynczych ludzi czy brpń przed akcjami.
- Nasze działania winny iść w kilu kierunkach: pozyskiwania nowych rebeliantów, zbieraniu informacji o siłach, położeniu oraz słabościach wroga, kontakcie ze społeczeństwem poprzez Holonet i agentów, wreszcie gdy zdobędziemy odpowiednie informacje akcje sabotażowe wymierzone w kluczowe dla wroga elementy. W miare możliwości powinniśmy też zbierać środki finansowe i materialne do przyszłego powstania.
- Ostatnią sprawą którą chciałbym poruszyć jest pomysł wykorzystania S'Jetu przedstawiony przez tajemniczego Porucznika. Po raz kolejny przypominam o koniecznej w naszych działaniach ostrożności, nasz gość ie powinnien pod żadnym pozorem dowiedziec sie zbyt wiele, a to czego się dowie nie musi być prawdziwe. Przedstawiona przez niego propozycja wysłania statku Republice może być dla nas wielką szansą. Pokaże sojusznikowi nasze możliwości stoczniowe, będzie dobrym nośnikiem dla naszych posłańców, wreszcie przy okazji możemy wyrzadzić Separatystom pewne straty. Ograniczyłbym się jednak do wysłania tylko statku bez naukowców, gdyż w ten sposób Republika nie utraci swej motywacji by nas wspomóc. W tym celu nalezy pozyskac paliwo i broń z magazynów wroga. Myśle, że możemy do tego wykorzystać naszego gościa, utrzymując go w przeświadczeniu, że będzie to jedyna akcja jaką planujemy...
- W rzeczywistości, powinniśmy uderzyć w kilku miejscach, aby wróg nie mógł zareagować na wszystkie, a dodatkowo pokazać Republice jakie siły w nas drzemią. Kluczowe będzie oczywiście wybranie stosownych celów. Ktoś ma jakieś propozycje? - Senator zawiesił głos spoglądając na zebranych
[off] W razie czego Tabmo może wziąć udział w dyskusji poprzez jednostronny holoprzekaźnik (on nie widzi oficerów)[off]
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Brasidas
Jaszczur
Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Galaktyki
|
Wysłany: Pią 3:51, 11 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Generał zauważył dosyć subtelna reprymendę ze strony swojego przełożonego. I również szybko samemu sobie zafundował kolejną. W pewnym sensie miał żal do senatora, że siedział cicho, kiedy on zaczynał mówić o S’jet, z drugiej doskonale wiedział, że powiedział za dużo. Ale nie umiał na to poradzić, nie wiedząc czemu chciał wierzyć Tabmo. Możliwe, że dlatego iż po prostu chciał wierzyć, iż Republika nie zostawiła Fondoru na pastwę losu i któregoś dnia, będzie mógł znów wolny, wywiesić flagę, nie bojąc się, iż zostanie zabity, a może po prostu czuł dziwną więź z tym nieznanym człowiekiem, widząc w nim siebie samego zza młodu?
Tym niemniej generał szybko odzyskał rezonans i po krótkim milczeniu zastosował się do zaleceń senatora.
- Tak chyba już tu skończyliśmy. Proszę odpocząć panie C’zwar, potrzebuje pan tego. – Kiedy Tabmo już opuścił pokój, generał się zwrócił w kierunku senatora – Oczywiście w ciągu godziny wszystko przygotuję. Tym razem zgodnie z… regulaminem.
Jorisk był człowiekiem dumnym i rzadko mu się zdarzało przyznawać do swoich błędów, a pewno nigdy dosłownie mówiąc proste przepraszam. Końcowe sformułowanie, było jedynym sposobem przyznania się do błędu, jaki znał ten zawodowy żołnierz.
******
Tymczasem Tabma i Rhycena zabrano do kwater, podobnie jak wszystkie znajdujące się tutaj pomieszczenia były one wykute w skale i prowizorycznie ukształtowane w coś, co można było nazwać pokojem. Spartańskie warunki, które pozwalały tylko na łóżka, niewielki stolik i zasłonę spełniającej rolę drzwi, ale to i tak dużo jak na sytuacje, w jakiej zapewne znajdowali się Rebelianci.
- Ja się z chęcią prześpię. Padam z nóg. Z resztą pewnie im trochę zejdzie zastanawianie się, czy nam w ogóle ufać. Ehh nieważne, na razie wszystko Idzi dobrze, jak ja bym chciał być już na Coruscant.
Rhycen zapadał w sen równie szybko, co się położył. Tabmo został sam z rozmyślaniami i przymusowym odpoczynkiem. Dopiero po ponad godzinie ktoś w końcu zawitało pomieszczenia. Była nią młoda kobieta o kruczoczarnych włosach spiętych w kilkanaście niewielkich warkoczy, z dużą ilością równego rodzaju spinek wplecionych we włosy. Ubrana byłą w biały kitel, cały poplamiony krwią. Mimo mocno podkrążonych oczu, od zapewne wielu godzin bez snu i odpoczynku oraz dużej ilości, nadal była zadziwiająco piękna. Młoda, gdzieś zapewne przed trzydziestką. Wchodząc i pukając do pomieszczenia uśmiechnęła się ciepło i powiedziała.
- Witam, jestem doktor Jors… doktor Kari, wolę by mówiono mi po imieniu. Przyszłam sprawdzić jak się czujcie, ale jak widzę twój przyjaciel śpi. No cóż przyjdę do niego później, ale ciebie chyba mogę zbadać, jeżeli oczywiście mi na to pozwolisz.
Uśmiech na twarzy pani doktor się powiększył. Usiadła na kanapie i otworzyła torbę lekarską wyjmując kilka przyrządów do badań.
- Mogę zaczynać? Jak się w ogóle czujesz? Jeżeli mogę ci mówić na ty.
**********
Tymczasem na zebraniu oficerowie Rebelianccy uważnie słuchali słów senatora. Pierwszy po przemówieniu zabrał głos generał Jorsik:
- Tak, osobiście zadbam o zwiększenie bezpieczeństwa i rygor ich przestrzegania. Każę opracować dokładne wytyczne rekrutacji nowych, tak by posiadali dane do jak najmniejszej ilości osób, w zasadzie by nowi wiedzieli o osobie rekrutuj alej i oczywiście jak najmniej. Sądzę i proponuję, by wprowadzić system sprawdzania ochotników. Fondor posiadał dosyć spore bazy danych, o każdym mieszkańcu, gdybyśmy dostali te dane, ułatwiłoby to nam sprawdzanie każdego z rekrutów.
- Tak, ale Separatyści spokojnie mogliby dodać dane o ich agentach tak, że nie dowiemy się nigdy prawdy. - Wavil Karthed od razu zabrał głos.
- Jeżeli będziemy się tylko opierać na istnieniu informacji. Bardziej i tu chodzi o system sprawdzania u innych. Czyli każdy z nas posiada znajomych, kogoś, kto może potwierdzić informacje o naszym istnieniu i naszej tożsamości. Dzięki dokładnej bazie danych, mogłoby nam to ułatwić zadanie, właśnie przez próbę identyfikacji, przez osoby, które powinny znać naszych rekrutów.
- Jest problem nie posiadamy tych danych. I trzeba by posiadać sposób ich zdobycia. Tymczasem zajmując się sprawami, o jakich wspomniał senator. To całkowicie się zgadzam o zwiększeniu rygoru. A nawet więcej, wprowadziłbym prawo wojenne i karał śmiercią każdego, kto przyczyniłby się do nawet małego wycieku informacji. W ten sposób szybko będziemy mogli zatkać większość dziur, jakie istnieją w naszych szeregach. Ponadto pomyślałbym o założeniu dwóch typów baz pod ziemia. Te dla uchodźców i te dla sprawdzonych ludzi. Niestety obecnie tutaj w szpitalu posiadamy tylu, że w zasadzie możemy mieć kilkuset szpiegów. Co na pewno wszyscy się zgodzą jest nieakceptowane.
- Natomiast, co do zbierania informacji to udaje się nam osiągnąć coraz więcej. Nadal raczkujemy, jednak udało się umieścić kilku agentów w urzędach państwowych na stanowiskach sekretarek, sprzątaczy, czy mechaników. Udało nam się zidentyfikować kilka stałych szlaków zaopatrzeniowych separatystów. Ale największym sukcesem tego dnia była wiadomość o dokładnym przylocie statku zaopatrzeniowego z vonskrami na pokładzie. Na pewno Death squad będzie i tam obecny.
- Co do S’jet się całkowicie zgadzam. Damy Republice okręt, a naukowców i plany, gdy będzie realna pomoc. Kiedy Republikanie przekonają się o potędze okrętu, będą bardzo skorzy do działania. Dlatego im szybciej uda nam się im go dostarczyć tym szybciej uzyskamy pomoc. Co do celów to połączyłbym przyjemne z pożytecznym i uderzenie w miejsca, gdzie moglibyśmy dużo zyskać zwłaszcza na sprzęcie. Kilka z konwojów, o których wiemy, jak również bym za wszelką cenę starał się zniszczyć Death squad. Do tego można się pokusić o kilka sabotaży, mamy mechaników po ich stronie, wiec możemy doprowadzić do kilku awarii.
[off] Ok. macie trochę swobody. Na razie dałem, że Tab nie bierze udziału w konferencji, trochę mówiłeś o rzeczach, chyba, o których nie powinien wiedzieć. Teraz spokojnie sobie piszcie. Możecie troszeczkę pogodmodować. Jak chcesz senatorku by Tab brał udział to po prostu napisz i będzie. To w końcu twoja baza Pogadajcie trochę obmyślcie plan, jak chcecie. [/off]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Paul Serpenth
Gość
|
Wysłany: Nie 7:10, 20 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Senator co chwilę musiał się zmuszać by słuchac tego co mówią oficerowie, zbyt wiele myśli się kłębiło w jego głowie. Po raz kolejny odczuwał, jak niewiele o życiu wiedzą arystokraci zamknięci pod kloszem tradycji i etykiety. Znał co prawda podstawy taktyki, ale cóż po wiedzy z pola bitwy, gdy terenem działania są ludzkie umysły? Zresztą nawet największe umysły przeszłości nie wiele poradziłyby przy tak olbrzymiej dysproporcji sił. Jedyne co im pozostawało to miec nadzieje i wierzyć, że Republika okaże się dość silna i chętna do odbicia Fondoru. A jeśli nie?
Były takie chwile gdy Serpenth rozważał co by było gdyby obrął drugą strone, gdyby w zamian za nietykalność i pozostawienie majątku wydał Rebeliantów Separatystom. Jednak jakaś część jego charakteru odradzała takie posunięcie. Senator chciał wierzyć, że to rycerski honor wytycza jego strone, jednak nie miał złudzeń, że jedyne co go powstrzymuje to tajemniczy, nieznany i zapewne przykry los tych możnych, którzy próbowali, a o których wiedział. Był więc skazany, pozbawiony wyboru by toczyć walke z najeźdźcą. Była to też walka o własne życie. Najbardziej chyba niedogodna była świadomość, że jeśli zapewne nie polegnie w wielkiej bitwie, a wieść o tym przez wieki zalegnie w holonecie, lecz raczej w ciemnch piwnicach gmachu więzienia, uprzednio zapewne obdarty z resztek godności. Musiał walczyć, ale tymczasem musiał słuchac co też mają do powiedzenia oficerowie:
- Panowie, zanim cokolwiek postanowimy odrzućmy wszelką wiedze z wykładów akademii wojskowych, chyba że ktoś uczęszczał na zajęcie z organizacji ruchu oporu - jakiś młodszy oficer się zaśmiał, jednak reszta zebranych z senatorem a czele zachowała pełną powage, gdy chichot ustał przypadkowy przywóda kontynuował - Podejrzewam, że nikt nie miał tego szczęścia. Oczywiście, w przypadku regularnej wojny obowiązkiem Sztabu jest prowadzić ewidencje swych ludzi, jednak to nie jest zwykła wojna, im mniej wróg jest w stanie się o nas dowiedziec tym lepiej dla nas. Dlatego, chciałbym aby to było jasne, że nie życze sobie by jakiekolwiek bazy danych o naszych agentach istniały. Poszedł bym nawet dalej, już zakazałbym w ramach działań konspiracyjnych posługiwaniem się nazwiskami, zamiast nich wprowadziłbym kryptonimy. Dzięki temu, nawet gdy dojdzie do złapania naszych agentów, z czym musimy się liczyć, wróg nie wiele się dowie o naszych tożsamościach.
- Istnienie bazy danych jest dla nas zarówno szansą jak i niebezpieczeństwem, nie możemy dopuścić by dane te trafiły w ręce separatystów, dla nas może być to także pomocą, bym może uda nam sie opracowac algorytmy oceniające potencjalną skłonność jednostki do współpracy z nami. Mam zatem prośbe do generała Jorsik, aby zebrał sztab i dał im za zadanie opracowanie niezbędnego planu, oczywiście zgodnie z przyjetym przez nas schematem, jedynym kontaktem ma być pańska osoba.
- Ochotnicy powinni być sprawdzani, oczywiście od prostych zadań, aż po trudniejsze, nawet jednak agenci o długim stażu, nie powinni wiedzieć nic o strukturze organizacji, a jedynie znac pseudonimy swoich współpracowników.
- Sam nie posuwąłbym się do tak rygorystycznych posunięć, oczywiście zdrajcy powinni zostać ukarani, jeśli tylko będzie to w naszej mocy. Jednak nigdy nie uda nam się wyeliminować wycieku całkowicie, separatyści zawsze będą dominować, zarówno w środkach nacisku jak i zachęcie.
- Jak juz wspominałem, baz powinno być kilkadziesiąt, każda o ściśle sprecyzowanym zadaniu, ograniczonej liczbie osób które maja do niej dostęp jak tych w ogóle wiedzących o jej istnieniu. Nawet centralny sztab nie powinnien wiedziec o umiejscowieniu wszystkich baz.
- Przykro to stwierdzić, ale nie nasze działania nie sprzyjają opiece nad uchodźcami, dlatego powinniśmy ich sukcesywnie rozmieszczać na całym globie, pod innymi nazwiskami, być może innym wyglądem.
- Dochodzimy tutaj do ważnej kwestii dowodów tożsamości, mam nadzieje że już wszyscy zniszczyli swoje dokumenty? Jakiś czas temu zleciłem zaufanemu człowiekowi znaleźc źródło fałszywych ID, wkrótce technologia będzie opracowana. Potem możemy opracować sposób na zmiane wyglądu, niekiedy może okazać się to konieczne.
- Aby zamknąć sprawe ogólne pozostaje nam wyznaczyć główne typy komórek, a winny to być : rekrutacja, zaopatrzenie, zbieranie informacji, dystrybucja informacji, oddziały uderzeniowe oraz sekcja cybernetyczna. W przyszłości będziemy tworzyć kolejne sekcje i komórki, jednak te powinny na razie wystarczyć...
- Rzeczywiście warto czym prędzej powziąć akcje dywersyjne, jednak ograniczyłbym sabotaż, mechanicy mogą się przydać później by zdobywac do pozyskiwania informacji o planach produkcyjnych Konfederatów. Priorytetem wydaje się więc być ograniczenie dostaw Vonskrów. Nawet jeśli opóźnimy je zaledwie o kilka tygodni, będzie to wystarczajacy czas by ewakuowac duża liczbe osób do nowych baz.
- Myśle, że czas podzielić się zadaniami...
[off] Na razie tyle, jak Tabmo skończy z żoną generała i dojda do interesującego momentu to przyjdą po niego:-) Albo nie przez kilka dni będzie przebywał w semi zamknięciu, jak zdobędziemy dla tabma ID zostanie wysłany na powierzchnie gdzie będzie kontynuował prace[/off]
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Żbik
Wredny kocur
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Twojego najgorszego koszmaru
|
Wysłany: Śro 16:48, 25 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Fondor 0412:1151 - podziemna baza
Kilka kolejnych dni Tabmo spędził w bazie rebeliantów, niestety bardzo szybko okazało się, że przestrzeń po jakiej mógł się poruszać była ograniczona jedynie do skrzydła szpitalnego. Z drugiej strony trudno było się dziwić buntownikom, że strzegą swych tajemnic przed mimo wszystko obcym i podejrzanym indywiduum. Aż wreszcie nadszedł dzień wyzwolenia.
Tabmo, nie mając akurat nic innego do roboty przebywał u Rhycena, stan poszkodowanego był stabilny, choć bez wątpienia musiało minąć jeszcze wiele tygodni nim miał powrócić do pełni sił. W pomieszczeniu była też piękna pani doktor, która najwyraźniej w chwilach wolnych pożądała towarzystwa Porucznika. Nagle do pokoju wkroczyło dwóch cywili.
- Porucznik Tabmo jak sądzę? - zaczął bez ogródek jeden z przybyszów - Udało nam sie wyrobić karty tożsamości dla Pana i rannego towarzysza, oto one - wręczył dwie plastikowe karty, noszące symbole władz Fondoru, na jednej z nich było jego zdjęcie oraz fałszywe nazwisko. - Karty są nie do odróżnienia, ale w pewnych sytuacjach możliwe jest wykrycie fałszerstwa. Najlepiej abyś będąc na powierzchni starał się nie rzucać w oczy. - widząc zaskoczenie na twarzy pilota wyjaśnił -
Tak idziesz na powierzchnie farbiarzu. Taki rozkaz, zresztą nie ty jeden, już wkrótce cały obiekt ma być zamknięty... auu - rozmówca zaliczył kuksańca od swego towarzysza - Eee zapomnij o tym co ci mówiłem, w każdym razie uznano, że jesteś odpowiednią osobą by brać udział w akcjach bojowych. Niestety twój towarzysz będzie musiał jeszcze trochę z nami zostać. W obecnym stanie byłby zbyt łatwym celem. - zamyślił się, najwyraźniej chciał cos powiedzieć, ale nie wiedział jak - Nie bierz tego do siebie, takie rozkazy - wyjął blaster i strzelił, Tabmo poczuł mrowienie i padł jak kłoda.
***
Gdy się obudził, czuł że jest poobijany i najwyraźniej nie dbano o wygodę transportu, miejsce gdzie trafił promień blastera ciągle swędziało, jednak wiedział, że po kilku dniach mu przejdzie, zastanawiał się gdzie jest, jednak z pomocą przyszła mu Kari, która natychmiast znalazła się przy jego łóżku. Teraz zauważył, że znajdował sie w tradycyjnie urządzonym pokoju, przez okna wpadało światło słoneczne. Był na powierzchni.
- No już wstawaj, niedługo przyjdą. Na stole maż szczegóły swojej tożsamości, oraz informacje o zadaniu. - spojrzeła na zegarek - Masz pół godziny nim przyjdzie reszta
____________________________________________________________________
Jak zawsze masz duże pole do manewru, możesz pisać o poszczególnych scenach itp.
Twoje zadanie to: wykraść paliwo atomowe ze stacji paliw. Stacja jest oczywiście dobrze chroniona, w pobliżu jest mały garnizon z eskadrą sępów. Paliwo ma postać 4 cylindrycznych kontenerów o wymiarach 2 na 0,5 metra. Macie dojścia wśrod pracowników stacji. Masz dostęp do różnych bajerków (eskadra CS, statki, małe frachtowce, balstery prawie dowolna liczba ludzi etc) Możesz odegrać całą scenę, tak aby pojawił się plan, wszelkie informacje bede wysylal PM
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Tabmo C'zwar
Kapitan Republiki
Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 120
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Corellia
|
Wysłany: Pią 17:40, 27 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Tabmo spojrzał na twarz dziewczyny i potrząsnął głową. Za dużo informacji jak na minutę po przebudzeniu. Podniósł się ostrożnie na łokciach, nie zważając na protestujący po ostatniej podróży organizm i przetarł oczy.
-"Jeszcze raz, ale powoli."– spojrzał na twarz kobiety – "Gdzie my w ogóle jesteśmy?"
-"Na powierzchni, w jednej z naszych kryjówek, w dużej odległości od najbliższego większego garnizonu separatystów. Więcej nie mogę powiedzieć"– Karin zdecydowała skłamać ponieważ po prostu więcej sama nie wiedziała ,a w ten sposób przynajmniej stwarzała wrażenie osoby wtajemniczonej w szczegóły struktury rebeliantów. –"Wszystko ci wyjaśnię dokładniej, ale później. Zaraz wszyscy tu się zejdą."
-"Jasne. Stop. Jacy wszyscy?"
-"Ludzie wyznaczeni do tej misji przez mojego o…,znaczy się naszego, dowódcę. Teraz nie masz czasu na rozmowę."
Doktor chwyciła go za rękę i pociągnęła do stołu na którym leżał plik datakart oraz jeden czytnik. Republikanin wzruszył ramionami i usiadł na jednym z krzeseł. W czasie tych kilku dni które spędził w podziemnej bazie kilkukrotnie miał do czynienia z doktor Karin i zdążył ją polubić, ba uważał ja nawet za atrakcyjną, jak i również zauważyć, że czasami zbytnio się przejmuje pewnymi sprawami. No i, że coś ukrywa, ale akurat to bardzo rzucało się w oczy, skoro nawet Rhycen o tym kiedyś wspomniał. Trudno, czas się brać do roboty. Tabmo wziął pierwszy przedmiot ze stosu, była to karta identyfikacyjna. Według niej miał dwadzieścia osiem lat i pracował w jednym z magazynów paliwa. Chyba. A imię…no cóż, zdarzało mu się operować pod urokliwszymi. „Lenzar Entar” schował identyfikator do jednej z kieszeni kombinezonu i wziął następną kartę. Były to informacje na temat tej całej misji, o której mówiła Karin. Zapoznał się z nimi szybko, i miał mieszane uczucia na ten temat. Następne dwie datakarty zawierały plany obiektu i informacje pobliskiej bazie separatystów. Brak dokładnych danych na temat ochrony magazynu z paliwami stanowił duży mankament, ale na korzyść partyzantów działał fakt, że mieli w środku kilku sojuszników. W jego głowie zaczęły się pojawiać poszczególne warianty działania, a wraz z ich stopniową eliminacją cały plan zaczynał się zazębiać.
-"Mamy coś do picia?"
*****
Tabmo rozejrzał się po pomieszczeniu. To już chyba wszyscy. W sumie nie spodziewał się aż tylu ludzi na zwykłej odprawie. Obok niego stał jeden z żołnierzy, który przedstawił mu się jako Porucznik Korte i wydawał się być najważniejszym wśród wszystkich zgromadzonych partyzantów.
-"Zaczynajmy."
Republikanin skinął głową i zrobił krok do przodu.
-"Witam wszystkich zebranych. Na początek pozwólcie że się przedstawię tym, którzy mnie jeszcze nie znają. Nazywam się Tabmo C’zwar i…"– nie wypadało mu mówić, że znalazł się na tej planecie tylko dlatego, że zestrzelono jego statek -"…jestem tu z ramienia Republiki. To tyle tytułem wstępu, a teraz przejdźmy do rzeczy. Naszym zadaniem jest przeniknięcie na obszar stacji paliw i wykradzenie paliwa atomowego. Jako, że obrona obiektu została scharakteryzowana jako dobra, nie będziemy mogli tak po prostu wylądować frachtowcami, załadować kontenery i odlecieć."
-"Po pierwsze, postaramy się umieścić kilku ludzi na terenie stacji przed rozpoczęciem operacji. Przynajmniej dwóch znajdować się będzie w pomieszczeniu gdzie jest składowane paliwo, kolejnych kilku w hangarze. Naszym celem jest także umieszczenie w pomieszczeniu kontroli lotów sprzyjającego nam pracownika stacji, który zaaranżuje lądowanie frachtowców tak jakby po prostu dostarczały jakieś zapasy. Rozważana jest także kwestia umieszczenia osoby odpowiedzialnej za zorganizowanie jakiejś dywersji w celu odwrócenia uwagi od magazynów z paliwem."
-"Na pokładach obu frachtowców będzie po dwunastu ludzi odpowiedzialnych za ochronę ładunku w trakcie transportu do statków i samych frachtowców w trakcie ich pobytu w hangarze. Operacje rozpoczynamy o 20:00 czasu lokalnego, wtedy na teren bazy mają dostać się frachtowce. Na dwie minuty przed ich przybyciem, czyli o 19:58, ludzie znajdujący się w magazynie mają załadować kontenery z paliwem na wózki repulsorowe i przygotować je do transportu na transportowce. O 19:58 wystartują również nasze myśliwce, które mają operować na niskim pułapie, aby uniknąć wykrycia przez radary zainstalowane w pobliskim garnizonie konfederacji. Na mój sygnał, lub gdyby zauważyli startujące Vultury piloci zbombardują torpedami hangar. Gdy tylko paliwo znajdzie się na pokładzie wszyscy uczestniczący w walkach wrócą na frachtowce i pod eskortą Cloakshapów ewakuują się w bezpieczne miejsce gdzie ewentualnie przeładujemy nasz łup."
Na poparcie słów Tabma, niewielki rzutnik holograficzny rzucał na ścianę obrazy i plany taktyczne ilustrujące poszczególne fragmenty planu. Gdy Republikanin skończył mówić rozejrzał się ponownie po twarzach zebranych ludzi.
-"To wszystko. W skrócie infiltrujemy bazę, przejmujemy błyskawicznie kontrolę nad hangarem i magazynem, zabieramy to po co przyszliśmy i uciekamy. Wszystko powinno zając góra dziesięć minut, nie dając neimoidianom dużo czasu na reakcję. Jakieś pytania, bądź uwagi?"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
|
|