|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Vissan
Baron // Komandor WFR
Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Rahab, miejsce o 100% stężeniu niekanoniczności (teraz już tylko 50%)
|
Wysłany: Śro 17:37, 27 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
- Słuszne podejście... RC-1138. - Odparł Vissan. - Przedstawiając pozostałych członków oddziału użył pan imion, czy też callsignów, jeśli pan również posiada podobne miano to dobrze będzie je poznać, nie przywykłem zwracać się do ludzi numerami. - Stwierdził.
Tymczasem kapitan Egret od momentu kiedy komandosi zdjęli hełmy wydawał się nieco zdezorientowany, choć klony stacjonowały na Rahabie już od jakiegoś czasu to widok czterech komandosów o identycznych, jeśli nie liczyć nabytych blizn, obliczach sprawił, że Arkanianin nie był do końca pewien jak zareagować. Baron odchrząknął znacząco i jego współpracownik podzielił się w końcu z pozostałymi swoimi wątpliwościami.
- Zastanawiałem się właśnie w jaki sposób rozróżniacie się panowie między sobą. Ale to można chyba zostawić na później. Ba... Komandor Vissan zebrał nas tutaj aby omówić czekające na nas zadanie.
- Dziękuję, Dingo - Zabrał głos Rahabianin. - Kanclerz wybrał nas do zadania, którego znaczenie strategiczne może być nieocenione. Bota - tak nazywa się substancja, na której pozyskaniu zależy dowództwu WAR i WFR. - Baron wykonał jakąś operację na wbudowanej w stół klawiaturze i przed oczyma sześciu zgromadzonych w pomieszczeniu mężczyzn wyświetlił się hologram z zebranymi naprędce danymi dotyczącymi specyfiku. Tymczasem komandor odchylił się w fotelu i westchnął krótko.
- Ale zapomniałem o podstawowych potrzebach. Proszę o cztery zestawy obiadowe do centrum planowania. - Polecił, zwracając się do komunikatora który w międzyczasie skądś wyciągnął. Przez kilka chwil Vissan przekazywał zebranym podstawowe informacje, a już po paru minutach do pomieszczenia wkroczyła para droidów B-1 niosących posiłki.
Konfederackich droidów.
Zanim komandosi poderwali się z miejsc i chwycili za broń baron uprzedził ich.
- Nie musicie się panowie niepokoić, jakiś czas temu udało się nam przechwycić spory ładunek tych jednostek od separatystów. Po przeprogramowaniu służą w naszych stoczniach, nie stanowią najmniejszego zagrożenia. A teraz - smacznego, nie krępujcie się panowie, nie traćmy czasu - Rzekł i powrócił do szczegółów zadania.
- Według kanclerza nasza misja jest stricte dyplomatyczna - gangster Jabba Hutt z Tatooine zmonopolizował rynek Boty. Nie wiemy w jaki sposób udało mu się zdobyć tak pokaźne ilości tego specyfiku. Nasze zadanie polega na nawiązaniu kontaktów z owym osobnikiem i wynegocjowanie transakcji zakupu możliwie dużej ilości Boty. Tak uważa kanclerz. - Skonstatował Rahabianin. Wstukał kolejne komendy na klawiaturze i holoprojektor wyświetlił trójwymiarowy obraz kuli Tatooine wraz z wybranymi zdjęciami satelitarnymi powierzchni. - W praktyce może się okazać, że nie wszystko pójdzie zgodnie z planem. Tatooine to pustynna planeta, kontrolowana przez Huttów i lokalne gangi. Sama jej sytuacja geopolityczna wystarczy, aby mogło się okazać, że misja dyplomatyczna zamieni się w operację militarną. Co więcej, planeta położona jest na granicy sektora konfederatów, a kanclerz ma przesłanki, iż mogą się tam znajdować wysłannicy KNS zainteresowani przejęciem cennego specyfiku. Waszym zadaniem na tę chwilę jest opracowanie planu awaryjnego. Moi ludzie może nie są najlepiej wyszkoleni ale lojalni, możecie z nich wybrać ewentualny oddział, gdyby przyszło nam walczyć na powierzchni. Osobnym problemem jest dyskrecja działania - nie bierzcie tego do siebie panowie, ale wasz wygląd może zwracać uwagę, jakoś będziemy musieli sobie z tym poradzić. Jakieś sugestie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
|
|
RC-1138 Boss
Klon. Delta Lead
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5
|
Wysłany: Śro 19:40, 27 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
[off] VIVA LA BARCA[/off]
Delta-38 rozparł się wygodnie w fotelu, założył nogę na nogę i odrzekł:
wołają na mnie Boss, ale dlaczego? Nie wiem. Spytajcie tych trzech gagatków.
Lider Delty musiał przyznać, że jego pierwsze wrażenie na temat barona było mylne, lecz wciąż podchodził do niego z lekkim sceptyzmem.
A co do pana pytania panie eeee Egret - dodał po chwili,
to mimo, że wyglądamy identycznie, no może po za tymi szramami i fryzurami ,to w rzeczywistości jesteśmy całkowicie inni – Scorch i Sev to kawalarze. Cały czas się przekomarzają i kłócą, Fixer jest zaś opanowany i zimny jak lód, a tak po za tym jesteśmy szkoleni w tym samym składzie od dziecka, więc nie jest to takie trudne jak się wam, zwykłym istotom wydaje.
Wkrótce na salę wkroczyła para droidów niosąca tace z ciepłą , wciąż parującą strawą.. „Boss” musiał przyznać, że jadło które im przyniesiono było wyśmienite a ponadto inne niż to , jakie przyzwyczaili się jeść do tej pory. Po takim zastrzyku endorfin , na twarzy dowódcy komandosów po raz pierwszy od dłuższego czasu można było zobaczyć lekki ,ledwo widoczny uśmiech.
W czasie gdy zmęczeni podróżą komandosi jedli swoje specjały Rahabiańskiej kuchni, baron szybko lecz niezwykle dokładnie nakreślił im ze szczegółami przebieg całej operacji na Tattooine, dał także komandosom wolną rękę w doborze ludzi i zrobieniu rzeczy w której „Boss” był naprawdę świetny – zaplanowaniu planu awaryjnego. Poprosił go także o sugestie.
RC-1138 oparł rękę o głowę i przez pięć minut nie odzywał się do nikogo. Całkowicie się odciął od otaczającego go świata. W jego głowie zaczynał się zarysowywać się plan, wciąż jednak myślał nad doborem ludzi. Gdy skończył, odparł zdecydowanym aczkolwiek spokojnym tonem :
Powinniśmy nawiązać kontakt z ludźmi pustyni – Tuskenami. Wydaje mi się, że ich doświadczenie i znajomość wszystkich zakamarków planety może okazać się nieodzowna. Warto by było zabrać także tą samicę wookie , bo w niektórych przypadkach jej agresja a co za tym idzie siła może się okazać jednym z naszych atutów…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Vissan
Baron // Komandor WFR
Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Rahab, miejsce o 100% stężeniu niekanoniczności (teraz już tylko 50%)
|
Wysłany: Czw 9:30, 28 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Egret i Vissan spojrzeli po sobie znacząco.
- Widzę, że zdążyliście już poznać Obr'Roharr, naszą szefową hangaru - Powiedział baron. - Z pewnością chętnie dołączy do kompletowanego przez panów oddziału, zdaje się, że dawno nie miała okazji postrzelać z bowcastera. Boss, wspomniał pan o Tuskenach. Nie miałem wcześniej styczności z tą kulturą i nie mam pojęcia jak zamierza pan z nimi nawiązać kontakt - pozostawiam to w waszej gestii kiedy dotrzemy na miejsce. Zaczyna nam się rysować wstępny plan całej operacji - jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem kiedy wylądujemy, osobiście zajmę się kwestią nawiązania kontaktu z Jabbą Huttem. Oczywiście, nie mam zamiaru wchodzić bez ubezpieczenia do gniazda smoka Krayt, więc pana zadaniem będzie przydzielenie eskorty naszej "delegacji dyplomatycznej. Musimy pamiętać o sytuacji na planecie i zadbać o to, by nie budzić nadmiernych podejrzeń wśród rządzących nią gangsterów - Podkreślił Rahabianin.
Kapitan Egret oparł łokcie na stole i uniósł dłoń, sygnalizując zabranie głosu.
- Myślę, że konieczne będzie odpowiednie ucharakteryzowanie waszego oddziału, sądzę, że korzystniej będzie nie dawać wszystkim do zrozumienia że działamy na polecenie WAR-u. Nie chcę pozbawiać was ochrony na powierzchni, ale obawiam się, że wasze pancerze zbyt rzucają się w oczy, spróbujcie coś z tym zrobić. - Arkanianin oddał głos swojemu przełożonemu.
- Zamierzam wyruszyć w ciągu najbliższych kilkunastu godzin. Zaraz po tej odprawie zostaniecie panowie ulokowani w kwaterach - Powiedział Vissan. - Sporządźcie listę niezbędnego wyposażenia - po ataku na stację centralną udało się nam na szczęście ocalić część wyposażenia zbrojowni, może uda nam się skompletować przynajmniej część nietypowych zamówień. Na tę misję zabieram wyłącznie fregatę, na której pokładzie właśnie się znajdujemy. Nie chcę żebyśmy za bardzo rzucali się w oczy. Na powierzchnię Tatooine dostaniemy się za pomocą promu, i od tego czasu dobrze będzie wykonać misję jak najszybciej. Macie panowie jeszcze jakieś sugestie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
RC-1138 Boss
Klon. Delta Lead
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5
|
Wysłany: Czw 16:09, 28 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Taaak, poznaliśmy ją i to chyba aż zbyt dobrze jak na pierwszy raz – powiedział „Boss”
A co do sprawy Turkmenów, to muszę powiedzieć,że wiele razy miałem do czynienia z ludźmi i rasami tego pokroju .Wydaje mi się, że ich „lojalność” i „przyjaźń” można sobie kupić ale za znaczną ilość kredytów, nie za jakieś paciorki.Nie powinniśmy się także bać o nawiązanie kontaktu z nimi. Możemy być pewni, że to prędzej oni znajdą nas, niż my ich.
A na sugestię pana Egreta lepiej niech odpowie Fixer. W tej sprawie powinniśmy się zdać całkowicie na niego.
W tym momencie z fotela wstał Delta-40 i zaczął swój wykład :
Uważam,że w kwestii pancerzy nie powinniśmy iść na żadne kompromisy. Nasze pancerze katarn,chodź ciężkie stanowią doskonałą osłonę przed blasterami, chemikaliami i innymi zagrożeniami które mogą nas spotkać na polu bitwy. Twierdzę jednak, że moglibyśmy przy odpowiednich warunkach, przystosować barwy naszych pancerzy do środowiska które będzie nas otaczało, ba! Uważam to za rzecz niezbędną. Wydaje mi się, że nas pan nie docenia panie Egret.
Teraz zajmijmy się kwestią broni. Wszelki sprzęt jaki uznaliśmy za potrzebny mamy ze sobą, chodź przydałoby się kilka granatów elektromagnetycznych i oślepiających. Moglibyśmy także skorzystać z urządzenia maskującego „Predictor” do ukrycia statku …
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Vissan
Baron // Komandor WFR
Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Rahab, miejsce o 100% stężeniu niekanoniczności (teraz już tylko 50%)
|
Wysłany: Sob 21:17, 30 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Vissan roześmiał się, podobnie zresztą zareagował Arkanianin. Obaj mężczyźni spojrzeli po sobie ze zrozumieniem i roześmiali się raz jeszcze. Kapitan Egret otarł łzę, która z rozbawienia napłynęła mu do oczu tymczasem baron, wciąż uśmiechnięty odpowiedział klonom:
- Granaty EMP i flashbangi powinny się znaleźć w tym co pozostało z naszej zbrojowni. Jeśli chodzi o inne wynalazki to niestety musimy myśleć realnie.
- Wracając do tematu pancerzy - Wtrącił Dingo. - Miałem raczej na myśli fakt, że mogą rzucać się w oczy miejscowej ludności. Celowe byłoby zamaskowanie ich na przykład jakąś tkaniną czy czymś podobnym, wszystko co potrzebne znajdziecie panowie w magazynie.
Tymczasem baron odchrząknął i wyprostował się w fotelu.
- Cóż, jeśli macie panowie jeszcze jakieś pytania, to proszę je teraz zadać. Kapitanie Egret, wezwijcie kogoś z ochrony, kto będzie mógł wskazać komandosom kwatery.
Arkanianin zrobił użytek ze swojego komunikatora, tymczasem baron czekał na ewentualne pytania klonów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
RC-1138 Boss
Klon. Delta Lead
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5
|
Wysłany: Pon 20:05, 01 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
RC-1138 zachował kamienną twarz, podszedł do czerwonego ze wstydu Fixera i rzekł mu na ucho - Nie przejmuj się chłopie. Pokaż im swoją wartość na placu boju, po czym odparł do Vissana : Proszę wybaczyc mojemu przyjacielowi ale mamy za sobą ciężką podróż i miał prawo powiedzieć coś niemądrego chodź skąd miał wiedzieć,że takowego sprzętu nie posiadacie? Przecież na Kamino jesteśmy przyzwyczajeni do wszelkich rodzajów broni, "niewidek" itp. No ale już zamknijmy ten temat. Uważam,że wszystko jest już dopracowane dostatecznie i powinniśmy się udać swoich kwater...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Vissan
Baron // Komandor WFR
Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Rahab, miejsce o 100% stężeniu niekanoniczności (teraz już tylko 50%)
|
Wysłany: Śro 22:41, 03 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Zatem - Baron powstał z fotela. - Możemy zająć się przygotowaniami do lotu na Tatooine.
Wraz z Rahabianinem podniósł się kapitan Egret.
- Jeśli będziecie mieli jakiekolwiek pytania, sugestie, potrzeby, proszę kierować je do mnie, jeśli nie zastaniecie mnie, ani baro... Komandora Vissana na mostku, przekażcie wszystko pierwszemu oficerowi.
Kiedy Arkanianin mówił, zdobione fakturowaną durastalą drzwi do sali rozsunęły się i stanął w nich nieco otyły mężczyzna w średnim wieku. Przestąpiwszy próg niedbale zasalutował.
- Wskaże pan naszym gościom kwatery - Polecił Vissan załogantowi. - Wyruszamy za jakieś dziesięć godzin, do tego czasu mogę być nieosiągalny, trzeba jeszcze przygotować kilka istotnych spraw. Dziękuję za udział w naradzie, zobaczymy się przed odlotem - Rzekł, i lekko skinąwszy głową wyszedł z pomieszczenia. Kapitan Egret wskazał komandosom drogę, a załogant "Ouroborosa" poprowadził ich korytarzami okrętu do jednej czteroosobowej kajuty z dwiema piętrowymi pryczami. Żadnych luksusów, ale schludnie i praktycznie.
Tymczasem baron udał się wprost do własnej kajuty. Jeszcze zanim minął mesę natknął się na Xai'teka - Verpin najwyraźniej spieszył do maszynowni.
- Wszystko w porządku? - Zagadnął głównego mechanika.
- Stan ogólnej sprawności okrętu oceniam na 94%, sir. Silniki wciąż nie osiągnęły jeszcze optymalnej konfiguracji po ostatnim remoncie, pracujemy nad tym.
- Hipernapęd w pełni sprawny?
- Zarówno podstawowy napęd nadprzestrzenny jak i jednostka rezerwowa wykazują minimalne odchylenia mieszczące się w normie, klasyfikuję je jako w pełni sprawne - Odpowiedział Verpin w typowym dla siebie stylu.
- Świetnie, zadbaj o to, żeby okręt był gotów do dłuższej podróży - Polecił Vissan. Xai'tek odmeldował się, baron odpowiedział mu salutem i ruszył w dalszą drogę. Przechodząc przez mesę oficerską - o tej porze doby siedziało w niej zaledwie kilka istot konsumujących posiłki o nietypowych godzinach, baron przypomniał sobie o nieprzyjemnym ssaniu w żołądku. Podczas narady nie marnował czasu na jedzenie, a widok posilających się klonów spotęgował głód.
- Rapaport! - Wywołał Bitha zajmującego się obsługą. - Jakie dzisiaj danie dnia dla ssaków humanoidalnych?
- Siekany kotlet z nerfa z jakąś zieleniną, sam nie wiem skąd ją dowieźli. Jest jeszcze zupa, ale tej bym nie polecał - Stwierdził bez żenady Bith.
-Wedle twojego uznania. Przyślij mi to droidem to kajuty.
-Aye, sir.
-Aha, i przekaż Zer'emu żeby uzupełnił zapasy w ciągu najbliższych sześciu godzin.
- Ta jes.
W końcu Rahabianin dotarł do swojej kwatery. Nie tracąc czasu zasiadł przy konsolecie wywołując połączenie z jednym z doków w którym urzędował obecnie główny technik stoczni Ouroboros. Po raz drugi w ciągu kilku minut przed baronem ukazała się postać Verpina, tym razem wyświetlona przez holoprojektor.
- Tru'key, sir!
- Mam dla ciebie ważne zadanie. Powiedz mi najpierw, czy zostały wam w magazynach jakieś droideki?
- Proszę poczekać 40 sekund, sir. - Dokładność owadopodobnych humanoidów była zabawna, lecz czasami także irytująca. Vissan odczekał, wyglądając przez iluminator przed którym przesuwał się właśnie jakiś poobijany frachtowiec, i gdy zegar odmierzył dokładnie 40 sekund Tru'key zgłosił się ponownie.
- W magazynie numer 2 mamy wciąż cztery egzemplarze, z dostępem do pozostałych mogą być problemy.
- To są te nie ruszane od kiedy Rhade nam je przywiózł?
- Tak, sir, nie zostały jeszcze przeprogramowane.
- Weź prom i poleć po nie do tego magazynu. Masz 8 godzin na przeprogramowanie dwóch droidek, jak skończysz przylecę po nie.
- Będą gotowe za... 6 godzin i 49 minut, sir, pięć minut szybciej jeśli przewiozę je do doku.
- Szkoda paliwa. Upewnij się, że będą miały założoną blokadę ataku na mnie i dowolne wprowadzone przeze mnie do ich pamięci osoby. Postaraj sie jakoś to zamaskować w interfejsie.
- Zgodnie z poleceniem.
- W porządku, Vissan out.
Rahabianin oparł się w fotelu i spojrzał na swoje odbicie w iluminatorze. Widoczne nawet na tle upstrzonej gwiazdami i asteroidami przestrzeni cienie pod oczami sprawiły, że szybko odwrócił wzrok. Droideki powinny spodobać się Jabbie. Choć baron wymyślił to na poczekaniu, pomysł wydawał się nie najgorszy, a w kręgach w których obracał się monopolista boty takie podarunki były w dobrym tonie. Zasadniczo wszystkie istotne polecenia były już wydane więc Vissan miał kilka godzin dla siebie. Czekając na posiłek pomyślał o kapitan Marinaris z którą rozmawiał kilkadziesiąt minut temu. Co prawda miał się z nią zobaczyć dopiero po powrocie, ale teraz jakaś natrętna myśl kazała mu złożyć jej niezapowiedzianą wizytę. Cóż, baron Rahabu był takim samym mężczyzna jak wszyscy inni i miał takie same potrzeby. Droid B-1 pełniący rolę kelnera zastał Vissana dziwnie zamyślonego. Gdyby oprogramowanie pozwalało mu na to, zapewne w głębi robociej duszy utyskiwałby na dziwnie zachowania człowieka. Programiści Tru'keya pozbawili go jednak wyższych uczuć, wiec droid wykonał zadanie i powrócił na stanowisko. Rahabianin szybko skonsumował posiłek i odświeżył się. Zmienił republikański mundur na coś bardziej swobodnego i ruszył do hangaru. W drodze polecił przez komunikator, by Obr'roharr grzała silniki jego białego "Vampire'a". Baron nie miał okazji używać tego myśliwca od dłuższego czasu, a każdy doświadczony pilot wiedział, że zbyt długi postój na lądowisku nie robi dobrze żadnej maszynie. Być może był to tylko przesąd, w każdym razie prototypowa maszyna - a od kiedy Vissan rozbił pierwszy egzemplarz, jedyna w galaktyce była najszybszym środkiem transportu w hangarze FAV-a. Kiedy baron dotarł na miejsce, pojazd był już przygotowany do lotu. Szefowa hangaru zawarczała coś, pozdrawiając salutem pracodawcę. Vissan zaś nie tracąc czasu na kombinezon czy hełm - które od czasu gdy zestrzelono go niespełna rok temu zawsze wkładał przed lotem myśliwcem, wskoczył do kabiny wystartował.
Vampire prowadził się jak zawsze doskonale. Bądź co bądź była to popisówka konstruktorów Ouroboros, o koszcie jednostkowym uniemożliwiającym seryjną produkcję. Teraz jednak wszystkie zalety myśliwca odchodziły na drugi plan, władca Rahabu myślami był już na "Nightmare's Hammer". Doleciał do niego chwilę później, manewrując by ominąć dokujący do jednej ze stacji kontenerowiec.
- Baron Vissan do "Nightmare's Hammer", proszę o pozwolenie na lądowanie. - Rzucił, wybrawszy odpowiednią częstotliwość, kiedy świeżo wyremontowany kadłub Sephirotha wypełnił iluminator jego myśliwca.
- Aye, aye, sir, podchodzi pan jak zawsze na ręcznym?
- Tak, mam nadzieje że na mojego Vampire'a znajdzie się jakieś miejsce w hangarze.
- Oczywiście Sir.
Biały myśliwiec gładko osiadł w hangarze wypełnionym przez eskadrę Z-95 mkII. Gdy tylko Rahabianin wyskoczył z kabiny zauważył idącego ku niemu pierwszego oficera okrętu. Wydał parę poleceń mechanikom i ruszył ku niemu.
- Witamy na Nightmare's Hammer sir. Kapitan Marinaris będzie zaskoczona wizytą.
- Cóż... Przed odlotem muszę z nią przedyskutować pewne...
- Kwestie dotyczące bezpieczeństwa? - Dokończył oficer, jak widać obdarzony sporym tupetem.
- Dokładnie tak.
Załoga Sephirotha była o wiele lepiej zorientowana w sytuacji pomiędzy swoim kapitanem a baronem Rahabu, niż przypuszczali sami zainteresowani. Domysły pierwszego oficera były słuszne. Vissan skierował go na mostek, dowiedziawszy się, że dowódca okrętu znajduje się z swojej kajucie, a sam popędził do jej kwatery. Kiedy Ken Marinaris otwarła drzwi do kajuty i ujrzała stojącego w nich Vissana nie siliła się nawet by udawać zaskoczoną. Milczała, obdarzając barona nieco złośliwym uśmieszkiem. Rahabianin otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak zanim zdążył, ruda oficerka wciągnęła go do kajuty zamykając za sobą drzwi.
***
Kilka godzin później Ken była już sama w swojej kwaterze. Dopięła właśnie ostatni guzik munduru i stanęła przed iluminatorem, spoglądając na myśliwiec barona sunący w kierunku FAV-a. Okręt zmienił się w od ostatnich kilku miesięcy - kiedy ustanowiono go flagową jednostką Rahabu, po zniszczeniu "Time of Trial" został przemalowany w rahabiańskie barwy - rzadko spotykany na kadłubach okrętów ciemny fiolet. Myśli młodej pani kapitan zajmowało w tej chwili coś znacznie odległego od koloru "Ouroborosa". Ken zdawała sobie sprawę, jakiego rodzaju zależność łączy ją z Vissanem. Żadne z nich nie powinno czuć się zobowiązane, dziewczyna niepokoiła się jednak o Rahabianina. Podkrążone oczy barona widzieli wszyscy, o przyprawowym nałogu wiedziała chyba tylko ona. Błysk silnika Vampire'a znikł za którąś z asteroid i Ken odwróciła się od okna.
***
Po dziesięciu godzinach od narady w której brali udział baron, kapitan FAV-a i oddział klonów wszystko było przygotowane do drogi. Na okręt załadowano odpowiednie zaopatrzenie i dwie droideki, które miały być podarunkiem dla huttyjskiego gangstera. "Ouroboros" samotnie sunął poprzez wytyczone w okalającym stocznie pasie asteroidów przejście. Baron nie zjawił się na mostku na tę okoliczność. Od kilkudziesięciu minut spędzał czas w pokładowej siłowni, beznamiętnie tłukąc treningowy worek, z nadzieją że dzięki temu uda mu się zasnąć i spokojnie przespać kolejne osiem godzin.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
RC-1138 Boss
Klon. Delta Lead
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5
|
Wysłany: Śro 7:21, 10 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
W czasie gdy baron Vissan beznamiętnie walczył o sen z treningowym workiem, klony nie próżnowały i przygotowywały swój sprzęt do idealnej sprawności. Boss zdrapywał łuszczącą się na jego pancerzu farbę, Fixer natarczywie czyścił osmalone płytki a Scorch i Sev z zamiłowaniem rozkładali i czyścili swoje dece siedemnastki. Sierżant klonów odczuwał w żołądku lekkie ssanie, nie było one jednak wynikiem głodu,ale strachu i stresu które towarzyszyły nowej wyprawie. Czuł się identycznie jak wtedy, gdy po raz pierwszy wziął udział w treningu z ostrą amunicją czy podczas walki ze szkolącym go Mandalorianinem Walonem Vau. Wiedział,że nic na to nie poradzi ale jednocześnie uświadamiał sobie,że jest on jego sprzymierzeńcem,że to on potrafi wykrzesać z niego wszystkie siły w walce o przetrwanie.Taak, trzeba przyznać,że tego szkolący ich najemnik nauczył ich doskonale.Teraz czas wdrożyć jego brutalne lekcje po raz kolejny w życie...
******
Sierżant drużyny delta zostawił swoich towarzyszy ze swoimi sprawami,sam zaś udał się na spacer po statku. Spokojnym krokiem przemierzał obszerne i puste korytarze, ubrany w jedynie czarny kombinezon zakładany pod pancerz. Towarzyszyła mu cisza i spokój a także popiskiwanie droidów astromechanicznych,które przemieszczały się przez korytarz. Po kilkunastu minutach wędrówki po ogromnym wnętrzu "Ouroboros" dotarł do obszernej i niezwykle czystej mesy. Boss podszedł do droida wydającego posiłki,zamówił kubek kafeiny, po czym usiadł przy jednym z długich stołów i w oczekiwaniu na ciepły,aromatyczny napar zagłębił się w swym umyśle. Przed oczami ni stąd ni zowąd pojawił mu się Walon Vau ze swym nieodłącznym towarzyszem - strillem Lordem Mirdalanem. Komandos przypomniał sobie szkolenie,podczas którego został zmuszony do walki ze swym sierżantem... złamał mu wtedy rękę, jako pierwszy i jako ostatni ze wszystkich komandosów mu podległych. Pamiętał jak pod grymasem bólu mandalorianina pojawił się błysk w oku,będący dowodem najwyższego uznania i dumy...taak dumy. Z zamyślenia wyrwał Delte droid który z cichym pacnięciem postawił przed nim kubek z czarną,oleistą cieczą. Klon wypił kilka łyków gorącego naparu i na jego twarzy pojawił się uśmiech a sercu zagościł spokój którego tak dawno nie doświadczył. czuł się naprawdę dobrze,ale wiedział,że za kilka godzin będzie musiał przyodziać ciężki pancerz i po raz kolejny wziąć udział w bezsensownej misji
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez RC-1138 Boss dnia Śro 15:39, 14 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Ragnus
Rebel Scum
Dołączył: 24 Gru 2005
Posty: 1339
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Śro 20:39, 09 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Cała podróż minęła bez żadnych problemów. Oba skoki jakie musiała wykonać fregata na swojej drodze do systemu Tatooine były wykonane z iście wojskową precyzją. Podczas krótkiego przestoju gdzieś w pustce kosmosu pasażerowie baron Vissan oraz komandosi zostali wezwani na mostek by móc obserwować niedaleką mgławicę o pomarańczowo-fioletowej barwie.
Niestety jako, że wyprawa nie była zorientowana na turystykę szybko wykonano drugi skok do docelowego miejsca. Ouroboros jak zwykle spisał się znakomicie i dowiózł swojego właściciela tam, gdzie miała rozpocząć się jego kolejna misja w służbie Republiki.
Żółta, pustynna planeta nie wyglądała zachęcająco. Cały glob był jeszcze większym pustkowiem niż zlokalizowany pomiędzy asteroidami Rahab. Pod pewnym względem oba te światy były do siebie podobne. Pozornie nic nie znaczyły, ale jednak miały ukrytą wartość. Tatooine był domem potężnego Jabby, który aktualnie trzymał swoją tłustą dłoń na całym galaktycznym handlu Botą.
Republika nie kupowała jednak substancji od niego, ale od wielu pośredników. Ten sposób nie pozwalał jednak uzyskać odpowiedniej ilości by produkować wystarczającą dawkę leku dla zagrożonych przez śmiercionośnego wirusa klonów.
Przeglądając mapy planety Vissan musiał zdecydować jak wybrać miejsce do lądowania dla swojego promu. Odległość dwóch największych kosmoportów od prawdopodobnej lokacji pałacu Jabby była przeogromna. Bez środka transportu albo przewodnika nie było możliwości dostać się do niego. Z kolei lądowanie przy samym władcy pustynnej planety mogło ściągnąć inne przykre niespodzianki.
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Vissan
Baron // Komandor WFR
Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Rahab, miejsce o 100% stężeniu niekanoniczności (teraz już tylko 50%)
|
Wysłany: Pią 1:07, 11 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Widok brudnożółtej kuli jarzącej się w promieniach podwójnego słońca niemal hipnotyzował Vissana. Rahabianin nigdy nie widział równie pustynnej planety. Któż wie, być może patrzy właśnie na największą łachę piasku w galaktyce? Od mroźnej Arkanii, gdzie się wychował, poprzez ciszę kosmicznej pustki Rahabu, a teraz w końcu Tatooine - być może skrajności przyciągały barona. Albo on je.
Vissan po raz kolejny omiótł wzrokiem holograficzny wizerunek topografii zamieszkanej części planety. Wybór miejsca lądowania był w istocie niełatwy - jednak baron przychylał się raczej do podjęcia ryzyka i wylądowania w pobliżu domniemanego pałacu Jabby Hutta. Z dwojga złego wolał narazić się na podejrzliwość gangstera niż niebezpieczną podróż przez pustynię - zwłaszcza, że niemal nikt z załogi "Ouroboros" nie był przygotowany na takie wojaże. W ładowni nie było nawet dostatecznej ilości śmigaczy, koniecznych by pokonać tak olbrzymie dystanse na lądzie - w końcu w próżni Rahabu były one bezużyteczne. Barona bardziej martwił fakt, iż z powodu ograniczonej pojemności hangarów FAV-a nie może liczyć na myśliwską eskortę - cóż, w razie kłopotów będzie musiał zdać się na uzbrojenie jednego z promów klasy Raya.
Vissan potarł podbródek. Krótkie włoski zarostu golonego jakiś czas temu zakłuły go w opuszki palców. Odchrząknął i odwrócił się od stanowiska. Wolnym krokiem obszedł kapitański fotel i zatrzymując się za nim i opierając łokcie na zagłówku. Pierwszy oficer Dingo Egret spojrzał z wyczekiwaniem na barona.
- Przelecimy nad Zachodnim Morzem Wydm. - Odezwał się w końcu Rahabianin. - Jeśli warunki atmosferyczne będą sprzyjać, przelot na dużej wysokości pozwoli nam dokładnie określić położenie pałacu Jabby, wówczas wylądujemy w bezpiecznej odległości i dotrzemy lądem. Dingo, przejmujesz mostek. Przekaż oddziałowi Delta by stawili się w hangarze w ciągu piętnastu minut. Niech zabiorą swój ekwipunek, ale pod warunkiem, że w jakiś sposób sprawią by był niewidoczny. Czwórka pancerzy katarn rzuca się w oczy bardziej niż półnaga Zeltronka na Alderańskim przyjęciu dyplomatycznym.
- Kogo jeszcze zabierasz na powierzchnię?
- Wanamingo i czterech najlepszych ludzi ochrony. Wsadźcie też na pokład Rayi te droideki od Xai'teka.
- W razie czego, kiedy mamy zacząć was ratować?
- Ja bardziej bym się obawiał, żeby w razie czego było co zbierać. Klony komandosy i pałac pełen najgorszych szumowin to mieszanka wybuchowa.
- Cóż, sam wziąłeś ich na pokład.
- Powiedzmy. Komu w drogę temu kopa, utrzymujcie wysoką orbitę.
Dwadzieścia minut później prom klasy Raya wdzierał się w atmosferę planety. Pole siłowe rozjarzyło się oślepiającym blaskiem w starciu z cząstkami powietrza, kompensatory inercyjne zapewniały jednak załodze całkiem komfortową podróż przez mezosferę. Kiedy po chwili prom z hukiem wpadł w stratosferę Tatooine sensory poczęły dostarczać załodze informacji o powierzchni planety. Pałac kryminalnego lorda jarzył się na ekranie, odcinając od otoczenia na wizualizacji analizy spektrometrycznej.
- Ba... Komandorze Vissan, jesteśmy 30 kilometrów nad celem. Czujniki przebiły się przez warstwę chmur - Zameldował pilot.
- Utrzymać kąt opadania, wylądujemy dwa kilometry od pałacu, postarajcie się posadzić statek na stabilnym podłożu.
- Aye, sir!
Baron wstał z fotela, by narzucić na siebie długi, płowy płaszcz z kapturem. Pustynnego ekwipunku dopełniały gogle przeciwpyłowe które przewiesił na szyi wraz z filtropochłaniaczem, które wygrzebano gdzieś w magazynach. Vissan spiął narzutę i sięgnął po wiszący na oparciu siedziska pas z wibromieczem i kaburą. Nim ponownie usiadł na fotel, by zabezpieczyć się przed lądowaniem zerknął jeszcze do przedziału pasażerskiego, gdzie siedziały klony i Rahabiańska załoga...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Ragnus
Rebel Scum
Dołączył: 24 Gru 2005
Posty: 1339
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Czw 22:24, 17 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Cała czwórka klonów wyglądała dość dziwnie bez swoich zbroi. Same katarny były zdjęte i zabezpieczone w niewielkiej ładowni promu oraz gotowe do użycia jeśli by zaszła taka potrzeba. Wszyscy założyli jakieś proste tuniki z lekkimi pancerzami ukrytymi pod spodem. Niegolone przez kilka dni twarze pozwoliły nadać każdemu zarostu pewne unikatowe cechy. O ile jeszcze Boss zostawił sobie gładką skórę to jego bracia pozwolili sobie na odrobinę ekstrawagancji. Sev posunął się nawet do tego by całą przefarbować na ognisty, rudy kolor.
Patrząc na nich teraz tylko szybkim spojrzeniem można było nie zauważyć, że są identyczni. Dopiero dłuższe przyglądanie uwarunkowywało zdemaskowanie mistyfikacji:
- Baronie widzę, że już zbliżamy się do lądowania. Chyba nie ma potrzeby by cała nasza czwórka od razu pokazywała się. Scorch pójdzie sam, a my zostaniemy tutaj, tak na wszelki wypadek. Z tą przystrzyżoną bródką wygląda na dobrego ochroniarza.
- Odczep się od mojej brody, Sev.
- Jasne, jasne..bródka.
Fixer pozostawał obojętny na rozmowy braci, ale Sev zaśmiał się na sam koniec rubasznie. Boss pokręcił tylko głową, ale wziął stronę Seva tym razem:
- On ma rację, ja za bardzo przypominam resztę klonów, a Ciebie może nie rozpoznają od razu dzięki tej bródce.
- Ech, dobra pójdę. Chociaż bez katarna czuję sie jakiś nagi.
- Nie ty jeden, ale nie założysz go idąc do Jabby. Tak przynajmniej możesz robić za ochroniarza pana Barona.
- No cóż, przynajmniej nie będę się nudził. Jakbyście nie mieli co robić to i tak trzymajcie się z dala od mojego sprzętu.
- Hehe, jasne braciszku.
- Baronie trafiliśmy na idealne warunki pogodowe. Znalazłem też odpowiednio utwardzony grunt na którym możemy lądować. Co prawda to będą jakieś 4 kilometry od prawdopodobnej lokacji wrót pałacu, ale będziemy mogli zaczerpnąć języka od miejscowych. Do tego samego miejsca zmierza jakiś olbrzymi pojazd. Jeśli dane w banku pamięci to piaskoczołg używanych przez prymitywnych tubylców zajmujących się wszelakim handlem.
Pilot nie wziął niestety pod uwagę fali ciepła bijącej od powierzchni planety. Nagrzany piasek sprawiał, że powietrze zdawało się falować, a prom wpadł przez to w niewielkie turbulencje. Vissan usłyszał jak głośno hałasują nie dość zabezpieczone zbroje i pełen gniewu okrzyk któregoś z komandosów. Musiał raczej uważać by samemu nie wylądować na ścianie promu. Dopiero 5 metrów nad powierzchnią pustyni wszystko ucichło, po czym pilot posadził pięknie swój pojazd na twardej powierzchni.
- Witamy na Tatooine. Linie lotnicze Rahab lines, zapraszają do zwiedzania urokliwych plaż, plaż oraz plaż tego zakątka planety.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ragnus dnia Nie 0:51, 20 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Vissan
Baron // Komandor WFR
Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Rahab, miejsce o 100% stężeniu niekanoniczności (teraz już tylko 50%)
|
Wysłany: Nie 0:07, 20 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Silnik maszyny stopniowo wytracał moc, a chmura piasku uniesiona podczas lądowania wciąż jeszcze otaczała statek. Choć zza opadającego pyłu można było mimo wszystko dojrzeć otoczenie, obserwator nie miał większych szans na zorientowanie się w swoim położeniu - wydmy, skały, żwir. Na szczęście Vissan, który zdążył się przyzwyczaić raczej do przebywania na pokładach okrętów czy stacji w przestrzeni miał do dyspozycji nowoczesną technikę.
- Wrzuć do komputera dane z telemetrii. Po przeliczeniu dystansu i kierunku na podstawie widoku pałacu na spektrometrze będziemy mieli w miarę dokładnie wyznaczoną marszrutę. - Powiedział baron do pilota promu.
- Tak jest, to zajmie tylko chwilę.
- Cóż, w razie czego mamy ze sobą oddział Delta - jak podejrzewam jesteście panowie przygotowani na każdą okazję. - Klony odpowiedziały Vissanowi nieco lekceważącym uśmiechem. Z zarostami i obciętymi na różne sposoby kolorowymi czuprynami w dalszym ciągu wyglądali jak bracia, choć już nie przypominali bliźniaków. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
- Przekażemy sygnał, kiedy dotrzemy do pałacu. Wówczas wrócicie na Ouroborosa. Co dwie godziny będziemy nadawać sygnał, jeśli w którymś momencie nie wyślemy go, cóż, próbujcie nas wyciągnąć. Wanamingo, zajmiesz się nadawaniem sygnału w wyznaczonych odstępach?
- Żaden problem, baronie. - Zameldował Yakański cyborg obojętnym tonem.
- Wygląda na to, że marszruta już wyliczona. Cóż, panowie, czas na nas.
Scorch pierwszy zszedł na powierzchnie. Za nim z luku wyskoczyła para ochroniarzy barona i Wanamingo. Vissan zsunął na oczy gogle przeciwpyłowe i uszczelnił pochłaniacz - taki sam ekwipunek mieli na sobie wszyscy uczestnicy wyprawy. Zeskoczył z pokładu i wylądował na w miarę stabilnym gruncie kilkanaście centymetrów niżej, wzbijając wokół swoich butów mały kłąb pyłu. Już pierwsze uderzenie pustynnego samumu przyniosło istotne doświadczenie - piach był wszędzie. Drobny, zmielony niemal tak drobno jak mąka tysiącami lat przemieszczania się potężnych wydm. Mimo gogli i maski pochłaniacza wciskał się z każdym powiewem w każdą najdrobniejszą szczelinę. W tej sytuacji palące słońca planety były najmniejszym problemem. Na szczęście ochroniarze barona byli mieli w plecakach odpowiedni ekwipaż dostosowany do warunków pustynnych jeszcze na Rahabie.
Mężczyźni zebrali się przed promem, Wanamingo sprawdził na datapadzie kierunek marszu i piechurzy ruszyli przez pustynię, ciągnąc za sobą sanie repulsorowe z opakowanymi droidekami, przeznaczonymi na podarunki dla Jabby.
Piasek irytująco chrzęścił pod podeszwami butów, i obcierał stopy, gdyż już dawno wdarł się za cholewy. Jednak wedle wskazań datapadu byli już niedaleko celu. Jak mogli się przekonać na własnej skórze, na Tatooine nawet krótkie dystanse na piechotę urastały do poważnych wypraw.
- Baronie, mam kontakt wzrokowy z dużym, metalowym pojazdem. Ten sam, który wskazywały czujniki. - Zameldował ni stąd ni z owąd Wanamingo opuszczając wizjer makrolornetki.
- Cóż, może zasięgniemy języka. Ile nadłożymy drogi, jeśli chcielibyśmy do nich podejść?- Zapytał Vissan.
- Najprawdopodobniej nic, zmierzają w podobnym kierunku jak my.
- Zatem podejdziemy do nich spokojnie. Broń w gotowości, ale pod żadnym pozorem nie otwierajcie ognia pierwsi. Może to jacyś współpracownicy Hutta.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vissan dnia Nie 0:08, 20 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Vissan
Baron // Komandor WFR
Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Rahab, miejsce o 100% stężeniu niekanoniczności (teraz już tylko 50%)
|
Wysłany: Pią 23:02, 09 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Na osobiste polecenie kanclerza Palpatine'a baron Vissan, teraz komandor w szeregach WFR przybywa na Tatooine by negocjować z gangsterem Jabbą Huttem dostawy boty - substancji która leczy rany i schorzenia skuteczniej nawet niż bacta. Nawet teraz, gdy Thyffera została odbita z rąk konfederatów, każdy środek umożliwiający zmniejszenie śmiertelności w szeregach klonów jest na wagę złota.
Wraz z przydzielonymi mu na tę niebezpieczną wyprawę komandosami z oddziału Delta baron wyrusza okrętem Ouroboros, by, kiedy dotrze na orbitę pustynnego świata, wylądować tam promem, z niewielkim, nie budzącym podejrzeń oddziałem najlepszych funkcjonariuszy rahabiańskich służb ochrony.
Aby nie narazić się lordowi przestępczego półświatka, prom ląduje w bezpiecznej odległości od pałacu i oddział Vissana podejmuje marszrutę.
Wkrótce mężczyźni napotykają piaskoczołg Jawów, którzy zainteresowani droidekami - zabranymi przez barona jako prezent dla Jabby - oferują wymianę handlową. Komandor z Rahabu oferuje im trochę niepotrzebnego wyposażenia w zamian za wskazanie bezpiecznej drogi do pałacu Hutta.
W rezydencji "dyplomatyczną" wyprawę czeka niemiła niespodzianka. Konfederacki dygnitarz San Hill przybył do Jabby przed nimi, celem pozyskania wyłączności na dostawy boty dla separatystów. Co gorsza, jego podarunek w postaci czterech MagnaGuardów okazał się znacznie bardziej imponujący niż droideki Vissan zdobyte na konfederatach. Jabba the Hutt wydaje się jednak być rozbawiony sytuacją i organizuje "zawody". Zarówno San Hill jak i komandor Vissan otrzymują to samo zadanie - "przekonać" lokalnego gangstera - konkurenta Jabby, by zrezygnował z walki o władzę nad planetą. Jednocześnie zakazuje obu "zawodnikom" nastawania na życie rywali.
Baron uzyskuje pozwolenie na rozbicie obozu i lądowiska opodal pałacu. Niezwłocznie informuje kanclerza na Coruscant o zaistniałej sytuacji, Palpatine odmawia jednak wysłania w przestrzeń Huttów sił, które miałyby ująć Sana Hilla. Priorytetem jest bota.
Oddział Delta robi to co potrafi najlepiej - podkrada się do rodiańskiego gangstera, jednocześnie wysyłając jednego z komandosów by śledził poczynania konfederatów. W trakcie gdy klony przygotowują próbę dyskretnego "uciszenia" rywala Jabby, separatyści dokonują zamachu, wysadzając cały kwartał Mos Espy w powietrze. Jeszcze zanim pustynny kurz opada na miasto, jest jasne, że Rodianin przeżył - chłopakom z Delty udaje się zabić gangstera, lecz komandos Sev zostaje raniony i wyłączony z akcji.
Hutt okazuje się być zadowolony zarówno z ludzi Vissana którzy dorwali sam cel, jak i separatystów, będąc pod wrażeniem dokonanej demolki.
Kolejnym zadaniem okazuje się być odnalezienie Twi'lekańskiej tancerki z pałacu, porwanej przez Tuskenów. Korzystając z promu, oraz zakupionych na miejscu środków transportu ludzie barona ruszają do najbliższych obozowisk jeźdźców pustyni, podzieliwszy się na mniejsze grupy. Vissan wraz z Fixerem i Scorchem oraz jednym z ochroniarzy ruszają na swoopach do jednego obozowiska, Boss i ochrona z Rahabu podążają do następnego, tymczasem Sev zostaje w pobliżu pałacu Jabby wraz z załogą promu.
Niespodziewanie grupa komandora republiki napotyka zdążających w tym samym kierunku konfederatów. Oba oddziały, Vissana i niezidentyfikowanego separatysty poruszając się z zawrotną prędkością na swoopach...
... Choć prędkościomierz w zdezelowanym pojeździe Vissana nie działał, obwieszczając to rozbitym szkłem tarczy i brakiem wskazówek, to rozmywający się krajobraz po bokach, zlewający w żółtobrązowy kalejdoskop pozwalał stwierdzić że republikanin grubo przekroczył trzy setki kilometrów na godzinę. Mężczyzna poprawił gogle chroniące oczy. Przy tej prędkości ziarenko pustynnego piasku wystarczało, by nieostrożny swooper stracił wzrok. Z trudem pokonując pęd powietrza baron odwrócił głowę w prawo i w lewo, upewniając się, że trzech pozostałych członków oddziału wciąż mknie obok niego na równie zdezelowanych, choć nadal szybkich maszynach.
Pędzący przed nimi separatyści na szczęście nie spostrzegli jeszcze oddziału Vissana. Komandor zaś postanowił pozbyć się rywali zanim dotrą do tuskeńskiego obozu. Kilka słów przez radio wystarczyło, by komandosi wiedzieli co robić. Scorch i Fixer odbili w przeciwne strony i przyspieszyli, flankując konfederatów. Vissan i drugi z Rahabian zaś, przekręcili manetki do oporu i walcząc z pędem wiatru o utrzymanie się na swoopie pomknęli do przodu, zmniejszając odległość.
- Ognia! - Zakomenderował przez komlink Vissan.
Na ten umówiony znak wszyscy czterej wyjęli blastery i w pełnym pędzie otworzyli ogień do zaskoczonych przeciwników. Wyszkoleni komandosi z miejsca zdjęli skrzydłowych lidera, niestety, dla barona i jego ochroniarza samo otwarcie ognia ze swoopa było wystarczającym wyzwaniem i obaj haniebnie spudłowali. Dopiero po otwarciu ognia można było wstępnie zidentyfikować oddział KNS. Liderem okazał się potężnej budowy humanoid, odziany w skomplikowany pancerz. Skrzydłowymi - dwa androidy lancer serii IG. Na szczęście, szczątki obu durastalowych lansjerów wbijały się właśnie w piach pustyni. Sam lider grupy miał się jednak okazać najgroźniejszym przeciwnikiem.
Ofiara stała się napastnikiem, gdy grawicykl separatysty zawrócił, obierając na cel barona. Rahabianin raz za razem strzelał, mierząc do wielkiej góry mięśni odzianej w gruby pancerz, i choć raz trafił w przeciwnika, ten nie wydawał się nawet draśnięty. Jeden przelot wystarczał by szarżujący z piką mocy napastnik pozbawił barona środka transportu. Zręczny Rahabianin zdołał bez poważnych obrażeń zeskoczyć i wylądować w pustynnym pyle, zanim speeder bike eksplodował w efektownym wybuchu.
Potężnemu agresorowi wystarczyła chwila, by jednym blasterowym strzałem pozbawić życia ochroniarza Vissana. Ten zaś dostrzegł, że swoop zabitego zatrzymał się nieuszkodzony na nieodległej wydmie. Baronowi nie dane było tam jednak dotrzeć. Przeciwnik zawrócił przez chmurę pyłu i zaszarżował na Rahabianina, a komandosi republiki nie mogli go powstrzymać. Vissan nie stracił jednak całej zimnej krwi. Z przytroczonej do pleców pochwy wyciągnął wibromiecz z mandaloriańskiej stali, by po raz pierwszy użyć go w prawdziwym boju. Cudem chyba udało mu się uskoczyć przed ostrzem piki napastnika. Co więcej, jedno cięcie mandaloriańskiego ostrza pozbawiło swoopa lotek. Ku zaskoczenia barona agresor wpadł w niekontrolowany korkociąg, i eksplodując wraz z pojazdem zarył w piach pustyni. W kilka chwil Vissan dotarł do maszyny pozostawionej przez zabitego towarzysza.
Ku zaskoczeniu Rahabianina jak i klonów, separatysta upiornym krokiem wyszedł z tumanu dymu i kurzu. Nie próbując nawet uwierzyć w to co zobaczył Vissan wydał klonom rozkaz ataku i wszyscy trzej ostrzelali potężnego przeciwnika. Ponownie, blastery okazały się nie imać pancerza i tarcz siłowych wielkiego humanoida. Ten zaś nie tracąc ani chwili strącił Fixera z pojazdu, samemu zdobywając środek transportu. Baron zrozumiał, że cała trójka znajduje się w o wiele gorszym położeniu, niż mogło się to wydawać. W desperackim kroku wezwał pomoc z orbity, gdzie załoganci Ouroborosa w pośpiechu wsiedli na pokład drugiego promu klasy Raya i ruszyli ku atmosferze planety. Jednak miała minąć niespełna godzina, nim mogli dotrzeć do barona.
Konfederata skupił uwagę na strąconym z pojazdu Fixerze. Ze złowrogim śmiechem skierował swoopa na pozbawionego możliwości obrony komandosa.
- Scorch! - Desperacko wezwał brata komandos.
Ale drugi z klonów i komandor republiki widzieli już, że jeśli czegoś nie zrobią, stracą kolejnego towarzysza. Nacierając na niezidentyfikowanego wroga w ostatniej chwili odwrócili jego uwagę i zmusili do przerwania ataku.
- Wsiadaj, Fixer - Krzyknął klon, a jego brat z Kamino pospiesznie zajął drugie miejsce na swoopie.
Tymczasem jednak, potężny napastnik zdążył już zaszarżować po raz kolejny. Fixer, mając wolne ręce, otworzył ogień, chyba po raz pierwszy w potyczce robiąc wrażenie na agresorze. Ten jednak znowu zaskoczył republikan. Potężny humanoid zeskoczył ze swoopa, który pomknął między pojazdy klonów i barona. Ci nie mieli szans, by zauważyć granat który wróg nastawił i przymocował do grawicykla. Potężny wybuch wstrząsnął rozgrzanym pustynnym powietrzem, wzbijając wielki tuman piasku i pyłu.
Vissan nie stracił przytomności. Podnosząc się ujrzał, że klony również przeżyły choć na pancerzu Fixera wyraźnie widać było uszkodzenia.
Tymczasem niedaleko z przodu nieustępliwy przeciwnik także podniósł się piasku wydm. Zrzucił uszkodzoną ogniem klonów maskę, odsłaniając przerażające oblicze drapieżnika.
- Ten skurwiel nigdy nie padnie! - Rzucił zrezygnowany baron do komandosów. Gdzieś w głębi umysłu zdał sobie sprawę z bliskości śmierci. Mimo że mieli przewagę liczebną trzech do jednego, wydawało się że nic nie zatrzyma potężnego konfederaty.
- Komandor Vissan wzywa załogę promu, gdzie jesteście do cholery? - Warknął Rahabianin do komunikatora, ale odpowiedział mu tylko statyczny szum.
Pozostało mu tylko unieść miecz, i przygotować się na ostatecznie starcie.
Potworny separatysta ryknął:
- Zabiję was, mandaloriańskie ścierwa!
Szczęk przeładowywanych dece przerwał ciszę która na moment zapadła. Komandosi zaczęli ostrzeliwać rozbrojonego wroga, ponownie jednak wydawało się to bardziej go rozjuszać niż zranić. Vissan ujrzał swoją szansę.
Zerwał się biegiem, i natarł na napastnika, tnąc mieczem w poprzek. Potężne uderzenie wydarło całe powietrze z jego płuc, i na chwilę pozbawiło przytomności, którą odzyskał po ułamku sekundy, leżąc na piasku. Przeciwnik po prostu odrzucił komandora kilka metrów, łamiąc mu rękę uderzeniem. Wydając ryk zwycięstwa odsłonił się jednak na strzały Fixera, który załadował do swojego modułowego dece pociski przeciwpancerne. Straszliwy konfederata zaryczał po raz kolejny, tym razem był to ryk gniewu. I jak się okazało, ostatni.
Scorch wykorzystał sytuację. Przyklęknął, dokładnie wymierzył i odpalił granatnik. Głowa opancerzonego humanoida eksplodowała w chmurę strzępków mięsa, a zdekapitowane ciało padło z hukiem na piach pustyni.
-Wayii! Ładny strzał brachu! - Stwierdził Fixer.
-Lepiej sprawdź co z komandorem - Odpowiedział Scorch, ruszając ku truchłu wroga. Coś przykuło jego uwagę.
Pochylając się nad ciałem klon wyraźnie dojrzał przedmioty przytroczone do pasa konfederata - relikwie mandalora!
Tymczasem Fixer podbiegł do barona wciąż leżącego w miejscu gdzie upadł po ciosie separatystycznego monstra.
- Panie komandorze, jest pan cały? - Spytał klon.
Rahabianin zaklął coś pod nosem i podał zdrową rękę komandosowi, by ten postawił go do pionu. Drżącą ręką wyjął z kieszeni fiolkę z przyprawą i zażył, oddychając z ulgą.
- Prom będzie tu za kilkadziesiąt minut. Będziemy mieli wsparcie. Co to do cholery było? - Spytał retorycznie. Odpowiedź miał poznać dopiero po opuszczeniu planety...
...Wzmocnieni kolejnymi członkami ochrony przybyłymi na promie oddział barona leci do obozu Tuskenów. Brak meldunku od grupy Bossa niepokoi Vissana, w tej sytuacji decyduje się on nie zwlekać i spenetrować obóz. Komandosi wraz z ochroną wkradają się do obozowiska po zmroku, cichcem likwidując wartowników. Bez podnoszenia alarmu udaje się wyprowadzić z obozowiska dwie porwane przez jeźdźców pustyni osoby, niestety, nie ma wśród nich Twi'lekańskiej tancerki.
Zmęczeni potyczką z niezidentyfikowanym napastnikiem i całonocną akcją ludzie barona wracają na lądowisko, gdzie pośród obozu stoją teraz dwa promy klasy Raya. Postanawiają rankiem zacząć poszukiwania Bossa i porwanej tancerki. Zaginiony komandos wraca jednak, brak łączności okazuje się być wynikiem burzy piaskowej. Przynosi meldunek o obozie który wcześniej poleciał sprawdzić - nie było w nim Twi'lekanki.
Baron zbiera doborową grupę i jednym z promów wyrusza za dnia do trzeciego obozu. Przyczajeni komandosi skanują namioty w podczerwieni, upewniając się o obecności porwanej. Vissan podejmuje decyzję by wziąć obóz szturmem.
Atak przeradza się w masakrę Tuskenów, którzy ani myślą się poddać. Gdy rzeź się kończy, baron odnajduję Twi'lekankę w jednym z namiotów. Bestialscy tubylcy odcieli jej obie piersi, a ona sama jest na skraju wyczerpania. Uszczupleni o trzech zabitych ochroniarzy z Rahabu, republikanie ewakuują się do promu.
Przemoc i krew tego dnia nie dają Vissanowi spokoju, zażywa on coraz większe dawki przyprawy.
Po przybyciu do pałacu Jabba wydaję się być wielce zadowolony z poczynań barona. Stwierdza także, że tancerka nie jest mu już potrzebna postanawia zrzucić ją w paszczę Sarlacca. Komandor próbuje ocalić życie nieszczęsnej istoty, wykupując ją od Hutta. To jednak rozjusza gangstera, domaga się on by sam Vissan zrzucił ją do jamy Carkoon, inaczej dostawy boty trafią do KNS. Baron dostrzega rezygnację w oczach tancerki - oszpecona i zdruzgotana torturami Tuskenów straciła chęć życia. Vissan podejmuje straszliwą decyzję by poświęcić życie dziewczyny dla tysięcy klonów, którym pomoże bota. Podczas ceremonii dyskretnie podaje jej śmiertelną dawkę przyprawy, by skrócić męki w żołądkach potwora i zrzuca w objęcia Sarlacca. Choć Twi'lekanka w ostatnich chwilach życia mówi mu, by nie żył w żalu po tym co zrobi, coś w sercu Vissana umiera.
Baron jest bliski załamania, jednak przyprawa pozwala mu uciszyć sumienie. Jabba jest zachwycony i przystępuje do negocjacji. Republika otrzymuje strumień dostaw boty, a baron zyski z prowizji. Niestety, San Hill znika gdzieś w międzyczasie i nie udaje się go pochwycić.
Pokonanym na pustyni napastnikiem okazuje się Durge, ten sam łowca który dokonał zamachu na Rahabiańskie stocznie. Baron i komandosi nie są jednak świadomi, że dla niesamowitych zdolności regeneracji Gen'Daia utrata głowy to drobna niedogodność i tak naprawdę nie zabili wroga.
Niemniej, kanclerz Palpatine jest wielce rad, gdy okręt barona przybywa po misji na Coruscant. Postanawia udekorować komandora Vissana medalem. Ten jednak wciąż jest psychicznie zdruzgotany wydarzeniami z Tatooine i coraz bardziej pogrąża się w przyprawowym nałogu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vissan dnia Pią 23:06, 09 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
|
|