FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Laboratorium
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Misje Republiki » Laboratorium
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rahm Kota
Mistrz Jedi



Dołączył: 25 Mar 2009
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Pon 11:50, 04 Maj 2009    Temat postu:

Kota wszedł na pokład schwytanego transportowca przez śluzę desantową i poprawiając kieszenie na pasie, udał się w kierunku swoich ludzi. Przeszedłszy przez kolejne oddziały stłoczonych klonów, trafił po chwili do grupki ludzi zajętych gorączkowymi przygotowaniami. Ubrani w ceramiczne pancerze, podobne do tych, używanych przez standardowe oddziały republiki lecz pomalowane w jasno niebieski oddział, pakowali na siebie sprzęt w postaci wiązek granatów, ładunków wybuchowych i kabur z pistoletami najróżniejszych rodzajów. Ich dowódca, wysoki i żylasty rodianin, rozmawiający do tej pory z jednym z klonów stacjonujących nieopodal, na widok Koty wyprostował się i oddając honor ryknął za siebie.

- Baczność! Oficer na pokładzie!- Żołnierze wokół, oddział siedmiu antaryjskich rangerów, stanęli w postawie zasadnicze. Każdy z nich wiedział, że mistrz Jedi nie toleruje luzu i braku dyscypliny.

- Spocznij Fieero.- Kota oddał salut i podał rękę rodianinowi.- Dobrze was znowu widzieć. Jak nastroje wśród ludzi? Wszystko gotowe do desantu.

- Tak, jest generale. Cały sprzęt zapakowany. Ludzie niecierpliwią się, żeby rozwalić parę metalowych puszek. Tylko, że...- Dowódca zawahał się na chwilę, lecz widząc spokojne spojrzenie Koty, po chwili podjął:- Zostaliśmy ściągnięci z frontu bez podania żadnych szczegółów. Żadna nowość, ale chcielibyśmy wiedzieć... to prawda, że polujemy dziś na Jedi?

-Po części.- Kota zmarszczył brwi i gestem przyzwał wszystkich członków oddziału do siebie, po czym przyklęknął i zaczął mówić przyciszonym głosem.- Naszym zadaniem jest schwytanie hrabiego Dooku.- Generał poczekał sekundę, by szepty wśród jego podwładnych uspokoiły się.- Wbrew mniemaniu opinii publicznej przestał on być Jedi juź wiele lat temu. Jest teraz czymś mniej, zdeprawowanym zdrajcą i mordercą. Doprowadzenie go przed sąd zakonu to priorytet. Wylądujemy razem z klonami, ale zaraz po tym działamy na własną rękę. Przebijemy się przez kompleks, kierując się w stronę hangarów dla myśliwców. Znając hrabiego, na wiadomość o ataku jest mała szansa, że będzie chciał dołączyć się do walki. Dooku nie lubi brudzić sobie rąk, dlatego możliwe, że będzie chciał się spokojnie ewakuować. Nie chcę patrzeć na rufę jego odlatującego statku, dlatego opanowanie hangarów powinno nam zapewnić, że nigdzie się nie ruszy. Fieerro, Dooku to twardy przeciwnik, na pewno najtwardszy z tych z jakimi mierzyliśmy się do tej pory. Twoi ludzie zostaną rzuceni na głębokie wody, więc pamiętaj że nie możecie się z nim mierzyć za pomocą blasterów. Waszym zadaniem jest pomoc mistrzowi Tiinowi i mnie z droidami w kompleksie, ale sam zdrajca jest nasz. Wszystko zrozumiano?

- Tak jest. Damy z siebie wszystko.- Odpowiedział rodianin. Kota uśmiechnął się do siebie. Wiedział, że jego podwładny mówi prawdę.

*****

Kota obserwował komandosów Solo, opuszczających statek, stojąc wraz z innymi Jedi. Kiedy padawanka Solaris dostała swojego ataku, zmarszczył brwi. Czy to możliwe, że miało to związek z...?

-Saesee,czy to nie ta dziewczyna była zakładniczką hrabiego jakiś czas temu?- Rahmowi nie podobał się błąd, który popełnił ktoś w dowództwie zakonu, to jest nie przewidzenie czegoś podobnego. Padawanka nie powinna była uczestniczyć w tej misji. Nie z powodu jej osobistego bólu, na tej wojnie każdy zdążył już się dorobić jakiejś traumy, ale dlatego, że jeśli nastąpiła jakaś więź między nią, a hrabią, element zaskoczenia mógł trafić szlag.

- Krein, Silwerwind, uważajcie na nią na dole. Miejmy nadzieję, że zostawiła na hrabim mniejsze wrażenie niż on na niej.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brian Solo
Porucznik Republiki



Dołączył: 26 Sty 2006
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Korelia / Wastelands ;]

 Post Wysłany: Nie 23:39, 10 Maj 2009    Temat postu:

[off] Dodałem do karty postaci powierzchowny opis "Igieł", proszę o confirm. Widzę, że niewiele przybyło podczas mojej długiej nieobecności. :/ To nie fajnie. [/off]
- Co teraz szefie? - pierwszy odezwał się Com. Jego głos nie zdradzał emocji, tylko chęć wykonania rozkazu.
- Zostańcie w ukryciu - Brian miał na głowie swój hełm, podobnie jak pozostali komandosi, nadawał na wewnętrznym łączu hełmów, na tej samej zasadzie jak robiły to specjalne drużyny komandosów klonów. Dla kogoś stojącego obok komandosi milczeli. - Com, przyjrzyj się tym kablom dokładniej, chcę wiedzieć jak możemy je wykorzystać.
Com skorzystał ze swojej makrolornetki i wpatrywał się chwilę w pęk kabli, które dziwnym trafem nie były nawet osłonięte...
- Cień, spróbuj po cichu dostać się na skraj lasu w okolicy tych kabli, daj znać jak będzie czysto, jeżeli moje podejrzenia się potwierdzą, wyślę do ciebie Coma.
Komandos skinął głową.
- Tak jest, mój dowódco.
W bezszelestną chwile później zniknął w zaroślach niczym dziki kocur.
- Sir? - Rozrywacz z nieskrywaną ciekawością w głosie czekał na rozkazy.
- Nie, niech ten bunkier jeszcze trochę postoi, chcę wiedzieć co Com zadeklaruje, póki co zostań ze mną.
- Tak jest, sir - zapewnił z nutką fanatyzmu w głosie Rozrywacz.

[off] Please give me all answers, that I need. Thank You! [/off]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Wto 18:57, 12 Maj 2009    Temat postu:

Mistrz Tiin spojrzał na swojego przyjaciela, wymienił wzrok z Rancisisem, po czym powiedział:

- Tak, to ona, teraz mamy stu procentową pewność, że Dooku tu jest. – zbliżając się do Koty i Kreina, tak aby nikt inny nie słyszał poza mistrzami i rycerzem – Mamy ostatnio za dużo wątpliwości co do wywiadu republiki, w tym od samego kanclerza. Musieliśmy być pewni, że ta akcja nie jest pułapką bracie.
- Ryzykowna jest ta strategia, zgadzam się. Ale Mistrz Tiin ma rację.
– powiedział Rancisis, włączając się do rozmowy – Tracimy przewagę wszędzie. A zwłaszcza przewagę wiedzy. Od czasu przekazania wywiadu WARowi, mieliśmy wiele niefortunnych sytuacji. Zakon nie oskarża nikogo, ale informacje, mamy przed sobą wyłożone. Nie trzeba strategicznego umysłu, aby dostrzec, że ostatnie klęski nie są przypadkowe. Separatyści są ciągle o krok przed nami. Dlatego zaproponowałem taką wielką tajemnicę. Dlatego Rada zaproponowała, tą padawankę jako członka misji. Wiele tajemnicy ją otacza, jej przeszłość, jej spotkanie z hrabią Serenno. Ale musieliśmy zaryzykować, aby nadać światła na jej historię, ale zarówno, aby być pewnym, że tym razem szanse są po naszej stronie. Wiemy teraz. Dooku jest w laboratorium. Mam nadzieję, że Moc będzie z nami.

Minęło dwadzieścia minut. Frachtowce powoli zbliżały się do swojego celu, laboratorium KNSu Mazariyan. Cały budynek, który był wielką budowlą, w kształcie gwiazdy, znajdowała się na szczucie sporej góry, wystając ponad las, który ja otaczał. Wielkością i estetyką przypominał pałac, cały czarny niczym obsydian. We wschodniej części widoczny był hangar zamknięty.
- Wykrywamy wewnątrz zwykłą atmosferę, trzymają to miejsce szczelnie zabezpieczone. Wszędzie wokół jest trochę miejsca na lądowanie, hangar jest za mały, aby te transportowce się tam pomieściły. Wywołują nas – powiedział jeden z pilotów.

Maszyny podchodziły powoli do lądowania, dając Igłom tyle czasu ile mogły. Ale nie mogło to trwać wiecznie. Jedi patrzyli na zabezpieczenia twierdzy. Poza kilkoma wieżyczkami laserowymi, które zapewne działały jako obrona przeciwlotnicza, nie było żadnych śladów potężniejszych zabezpieczeń. Najwidoczniej tylko droidy były przeciwnikiem. Niestety frachtowce nie miały, jak wyładować w jednym miejscu. Musiały się podzielić. Stąd Rancisis wyznaczył dwa główne miejsca lądowania. Frachtowce przyziemiły. A kiedy włazy zostały otwarte na zewnątrz wybiegły klony. Od razu otwierając ogień. Do frachtowców wyszło kilkunastu skakonian, wszyscy uzbrojeni. Padli od pierwszych strzałów.
- Ja zostanę tutaj. Idźcie bracia niech Moc będzie z wami. Postaram się zabezpieczyć to miejsce lądowania i przygotować je do ewakuacji kanonierkami. – powiedział Rancisis.

Klony ruszyły w jednym kierunku. Jedi w pozostałym Mistrz Tiin kazał Jedi trzymać się razem. Choć rycerz Krein i mistrz Kota mieli inne cele, na razie musieli wspólnie dostać się do środka. A wszelkie wrota były szczelnie zamknięte. Z wewnątrz zawył alarm, wróg wiedział, że Republika nadchodzi. Jedi dotarli do ściany jakieś sto metrów od hangaru. Kiedy z jednych grodzi wypadło kilkadziesiąt droidów bojowych. Wszyscy byli na otwartej przestrzeni. Arkaniańscy Rangersi przyparli do ziemi ostrzeliwując się. Ale jasne było, że zaraz będą ranni. Jedi potrzebne było wejście.
xxxxxxxxxxxxxxxxxx

Okręty Republikańskie zaczęły procedurę przygotowującą do skoku. Kiedy wszystkie okręty zgłosiły gotowość. Dalin wydał rozkaz. Jeden po drugim flota Republiki wykonała skok. Lot nie trwał długo. ledwie kilkadziesiąt minut. Jeżeli wszystko uda się zgrać w czasie, okręty wyjdą na orbitę Xagobah, kiedy frachtowce z grupa desantową zaczną swój atak. Perfekcyjne zgranie powinno dać element zaskoczenia obu zespołom. A do tego zminimalizuje czas potrzebny kanonierkom do ewakuacji jednostek lądowych. Nic nie mogło pójść nie tak, oczywiście, kiedy ktoś zaczyna tak myśleć, coś idzie nie tak. To był jeden z przypadków.

Kiedy zegar doszedł do zera „Freedom” wyszedł normalna przestrzeń i wtedy zaczęły się kłopoty. Holoprojektor pokazywał kompletnie pustą przestrzeń. Nie było ani planety, tym bardziej nie było nigdzie separatystycznych okrętów. Co gorsza „Freedom” był samotny, żaden pozostały statek republikański nie pojawił się u jego boku. Coś poszło nie tak i to bardzo.

-Sir! Wykrywamy wybuchy na pokładzie z generatorem! Raporty mówią o droidach! Spadek mocy reaktora spowodował błąd w kalkulacjach. „Freedom” jest jakieś pięć minut hiperprzestrzennego lotu od Xagobah.

Potężny wybuch zatrząsł mostkiem. Grodzie do okrętu wyleciały w powietrze, a zza nich do środka weszły cztery droidy, które zaczęły strzelać.

xxxxxxxxxxxxxxxx

Com, usadowił się niedaleko, a Cień ruszył lasem na pozycję obok kabli. Nie minęło wiele czasu, kiedy Com zgłosił sie do Briana.
- Z tego co widzę, szefie, kable są niestrzeżone. Bez wątpienia są to kable energetyczne. Ale widzę, z jakiś kilometr dalej chyba niewielki generator naziemny, ukryty w lesie. Pewnie chcieli zmniejszyć emisję energii w jednym miejscu, stąd znajduje się on dalej. Kable są dwa. Każdy średnicy przynajmniej dwóch metrów. Hmm, widzę, że sam generator, jest broniony przez kilku złomiarzy, same SBD. Minimum dziesięć. Przewody nikną pod ziemią przed lasem. I dopiero wynurzają się spod niej koło generatora. Chwila… Widzę strażników na górze, droidy zwykłe, snajperzy. Trzech, ale chowają się za wysokim murem, widzę gniazda ogniowe, Może ich tam być nawet kilkadziesiąt. Nie podejdziemy ani do kabli, ani generatora jeżeli jakoś nie odwrócimy ich uwagi.

Cień tymczasem zajął miejsce w lesie trochę dalej niż znajdował się Com. Był dokładnie na drodze, jaką biegły kable energetyczne pod ziemią.
- Potwierdzam słowa Coma. Kilometr dalej jest generator, widzę światła. Na bunkrze zwykłym jest minimum kilkanaście droidów nie trzy. Za często gniazda strzelnicze migają. Przy generatorze nie wiem, Com ma lepszy widok. Rozkazy szefie?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Rahm Kota
Mistrz Jedi



Dołączył: 25 Mar 2009
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Wto 21:18, 12 Maj 2009    Temat postu:

Kota wyskoczył do przodu i lądując przed rangerami zawirował zielonym ostrzem miecza. Kanonada blasterowych smug rozbiła się o klingą rozpierzchając się jak stado wystraszonych nerfów.

-Kryć się. Za osłonę!- Jedi ryknął za siebie i krok po kroku zaczął cofać się wraz ze swoimi żołnierzami. Nie mógł utrzymywać tej zapory długo. Nadludzka szybkość wiedzionych Mocą ramion szybko wyczerpywała się, wychwytując strzały

Antarianie nie byli nowicjuszami. Wiedzieli jak się zachować pod ogniem zaporowym. Poruszając się nisko przy ziemi dopadli po kolei do najbliższej ściany, osłaniając się nastawionymi na ciągły ogień blasterami.

- Zakhas, pomóź generałowi wydostać się z tego poodu!- Dowódca rangerów klepnął w ramię jednego ze swoich ludzi i wymierzył kilka celnych strzałów do najbliższych droidów, kładąc je na ziemię.

Z pomiędzy oddziału wyłonił się ogromny człowiek o niebieskich tatuażach pokrywających całą skórę. W wielkich jak bochny rękach zalśnił metalicznie ciężki miotacz typu EWHB- 12. Monstrualna broń, zazwyczaj rozstawiana na trójnogu, jednak w tym przypadku niesiona siłą mięśni Zakhasa, specjalisty od ciężkiej broni oddziału. Miotacz zawarkotał i rozgrzał się, by po sekundzie wypuścić strumień skondensowanego ognia, który zakrył kurzawą przedpole. Z rykiem na ustach, strzelec wypruł cały generator magazynkowy po czym schował się znów za osłonę.

- Zakhas lubić zapach pieczonego metalu o poranku.- Mruknął do siebie i przeładował swoją ukochaną broń. Choć spośród kurzu wyłaniały się już sylwetki kolejnych droidów, cała akcja dała Kocię dość czasu żeby uskoczyć na metalowy stelaż poplątanych rur ponad głowami rangerów.

Rahm rzucił okiem na swoje otoczenie i zauważył metalową kratkę otworu wentylacyjnego w ścianie na swojej wysokości. Zerkając w stronę Fieero wykonał kilka gestów ręką, każąc im utrzymywać pozycje. Po chwili zebrania siły, naparł obiema nogami na kratkę, chwytając się obrzeża otworu i wskoczył do środka przewodu.

*****

Droid z oznaczeniami sierżanta na pancerzu stojąc w korytarzu przed wyjściem na jeden z pokładów hangarowych, wskazywał reszcie oddziałów kierunek natarcia. Grupa za grupą wydostawały się na zewnątrz, przyłączając się do kanonady.

-Wszystkie dostępne jednostki do grodzi numer cztery. Potrzebujemy więcej posiłków. - Powiedział do oczekującego obok kaprala metalicznym głosem.

- Roger, roger... Sir, tam coś się...- Na głowy obu droidów zwalił się ciemny kształt, który po spadnięciu z sufitu wyprostował się i zapalił miecz świetlny. Kota zmarszczył brwi i ruszył powoli na tyły broniącego wrót oddziału. Ostze miecza zabuczało niecierpliwie.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Stratis Krein
Rycerz Jedi



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Wto 21:47, 12 Maj 2009    Temat postu:

-Jak już wam mówiłem, starajcie się odpowiadać za siebie. Wiem że jesteście młodzi ale te wojny zmienią wasze życie... wszystko zresztą zmienią... a i jeszcze jedno, pewnie czeka nas os - Rycerz jedi nie dokończył bo statek grzmotnął o ziemię i przez chwilę ciężko było złapać równowagę, Stratis machnął tylko ręką i wyskoczył z transportowca omiatając przestrzeń czujnym spojrzeniem. Gdy rozpętało się piekło nie był zaskoczony, zapalił unikalną białą klingę swojego miecza i odbił kilka lecących w jego stronę blasterowych strzałów kontem oka zobaczył że padawani jeszcze żyją co było nie lada sukcesem. Mistrz Kotha wyraźnie zaprawiony w bojach radził sobie dość szybko z droidami bojowymi, dawało to szanse naszej trójce na dostanie się do środka. Potrójne pchniecie mocy wykonane przez Stratisa i dwóch padawanów posłało kilka robotów na posadzkę, rycerz jedi ujrzał na murze laboratorium ślad czegoś co na oko mogło być śladem po niedawnej renowacji tej części albo czegoś w tym stylu. Gdy miecz świetlny nakreślił kwadratowy znak, wierzchnia warstwa cementu odpadła i dało się zobaczyć sporych rozmiarów kratkę wentylacyjną, kopnięciem Stratis usunął ją i kiwnął by padawani szli za nim. Tu rozpoczynała się ich misja.

***

Wspomagając się mocą Krein delikatnie stąpał po metalowych słabych punktach kompleksu, czyli po wentylacji. Droga była w miarę prosta, mniejsi od niego padawani wydawali się nawet nie męczyć. Po chwili niżej dało się słyszeć stłumione głosy charakterystyczne dla droidów.
-Podobno są już w środku, zaskoczyli nas. - powiedział pierwszy.
-Mamy przewagę liczebną, nie ma się co martwić. - w tym momencie kawał metalu opadł a przed droidami stanęły 3 postaci, pierwsza z charakterystyczną dla siebie ironią odezwała się.
-A moc macie? - skwitował i dwoma cięciami rozsypał kawały metalu.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Jace Dallin
Komandor Republiki



Dołączył: 18 Mar 2009
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/5

Skąd: Rendilia

 Post Wysłany: Czw 20:49, 14 Maj 2009    Temat postu:

[off] Może troche za bardzo cukierkowo, ale tam Wink [/off]

Dallin wytrzeszczył oczy na droidy. Otrząsnął się dopiero wtedy, kiedy stojący koło niego klon został zastrzelony – Jace błyskawicznie porwał jego karabin, przetoczył się i ukrył za jedną z konsolet na jakąś sekundę. Potem, na kolanach szybko wychylił się i pociągnął serią z broni w stronę robotów. Reszta oficerów wyciągnęła swoje blastery i ostrzelała przeciwników.
– Połączyć mnie natychmiast z ”Negocjatorem”, Dimondem i „Black Ice’em”! Obliczyć drogę na Xagobath i wskoczyć na mój znak.
Po chwili pojawiły się sylwetki dowódców.
– Mamy droidy na pokładzie! Strzelać w przeciwnika, aż „Negocjator” będzie zagrożony – wtedy on ma uciec na obrzeża systemu, Dimond wtedy ma wlecieć w atmosferę i czekać na kanonierki, Carrack uciec możliwie daleko od Rescutanta i Golana, ale blisko planety, aby pomóc w ewakuacji. Uważajcie na ewentualne posiłki separatystow. Dołączymy do was, jak tylko będziemy mogli. Wyślemy wam sygnał, wyłączycie pole antygrawitacyjne dopóki się nie pojawimy. Wyślijcie nam mapę taktycna, żebyśmy wiedzieli, gdzie wyskoczyć. Teraz wszystko zależy od was. Bez odbioru.
– Do wszystkich sekcji: zostawić nie mniej niż pięć szóstych obsady, która ma się zabarykadować w swoich sekcjach i bronić punktów strategicznych, jak działa czy wyrzutnie. Reszta ma skierować się z bronią w stronę reaktora – trzeba go obronić za wszelką cenę. Zablokować i zabarykadować reaktor. Technicy i wszelka załoga która się tam znajduje, ma się bronić do ostatniego. Wszelcy żołnierze, jacy nam zostali – do reaktora. Niech przyślą tu na mostek mały oddział. Klonów. Wprowadzić koordynaty i wskoczyć na orbitę tego cholernego Xagobath!
– Tak jest sir!
Minęły dwie minuty.
- Sir, zaraz wprowadzę ostatnią współrzarghhh… – zacharczał technik, kiedy blisterowy Bolt oderwał mu czubek głowy.. W zgliszczach grodzi stało pięć superrobotów bojowych i cztery roboty bojowe.
– ROZWALIĆ JE! – wrzasnął Dallin i pociągnął za spust. W ułamku sekundy zmroził go strach. Nie wymienił magazynku. Kiedy rzucił się w tył, zasłaniając się swoją bronią, rozleciała mu się ona w rękach, zniszczona przez ogień droidów. Wychodzę z wprawy, pomyślał. Wyjął blaster i przeszył dwoma strzałami superrobota. Po chwili pozbawił głowy robota bojowego. Resztę dokonali już ludzie na mostku.
– Nic panu nie jest? – spytał Runsworth, podchodząc do swojego dowódcy.
– Runsworth… Padnij. Teraz. Natychmiast. JUŻ!
– Sir, nie roz… –zdążył powiedzieć pierwszy oficer. Resztę załatwiły trzy droideki.
- - Czy ktoś ma granat? – spytał Dallin. Nikt mu nie odpowiedział. Zaklął. Rozejrzał się. Ludzie głównie chowali się za konsoletami. I żaden nie miał granatu. Żyły jeszcze cztery klony – „obstawa” mostka, a oficerów i podoficerów komandor nawet nie próbował liczyć.
– Hej, Fenkins. – powiedział do jednego z techników.
-Sir?
– Masz ochotę się przebiec? Idź i wpisz koordynaty. Gdzie piloci?
– Czają się za stanowiskiem starszego artylerzysty. Tak ,sir, już biegnę.
Technik pomknął i przycupnął przy konsolecie, ale nie mógł się wysilić – droidy nie były takie głupie. Po chwili jeden z nich zwinął się w kulę i pomknął w stronę konsolet. Ogień z karabinów i blasterów go rozniósł, ale pozostałe dwa były ostrożniejsze. Nic im to nie dało, bo zaraz zostały zmiecione granatami.
Grupka dziesięciu klonów nadbiegła i przyczaiła się przy szczątkach grodzia.
– Jesteście na razie czyści, sir. – zameldował jeden z nich.
– Świetnie. Analityczny, raport o stratach. Fenkins, skończyłeś? – spytał komandor. Obaj nie żyli – analityczny był tylko kupą posiekanego mięsa, Fenkins miał dymiącą dziurę w czole.
– Połączcie mnie z klonami. Przygotować się do skoku w nadprzestrzeń, włączcie mapę taktyczną, wyskoczyć tak, żeby Rescutant był w zasięgu naszych torped.. I niech ktoś tu przyprowadzi drugiego z karceru.
Przykucnięty kapitan klonów mówił szybko do Jace’a:
– Komandorze, Już prawie się przebiliśmy do reaktora. To metalowe… To znaczy droidy już tylko próbują panicznie przedostać się do reaktora. To nie potrwa długo.
– Znakomicie. Odeślijcie załogę na stanowiska.
– Nie potrzebnie pan ich wzywał, całkowicie panujemy nad sytuacją. I tak prawie nie walczyli. – w głosie klona słychać było nutę niezadowolenia, że komandor im nie zaufał.
Tahr w towarzystwie klona wkroczył na mostek.
– Gratuluję awansu. – powiedział Dallin i skinął głową. – Jakie straty?
– Nie żyje pierwszy, analityczny, pięciu techników, młodszy artylerzysta i osiem klonów, komandorze.
– Tahr, możesz stanąć przy jednej z konsolet? Przyprowadzić tu jakichś techników zastępczych. Niech ktoś wyśle kapitanowi, aby przysłał raport o stratach.[i/]
[i] – Sir, jesteśmy gotowi do skoku, reaktor nie ucierpiał. Wstępne dane to prawie dwie trzecie klonów martwych.

Dallin westchnął.
– Wyślijcie wiadomość „Negocjatorowi. – usiadł na fotelu kapiańskim. Wokół niego krzątali się ludzie. Zwłoki klony podsunęły pod ściany.
– Sir, „Negocjator” potwierdza.
– Dorwijmy drani!


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brian Solo
Porucznik Republiki



Dołączył: 26 Sty 2006
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Korelia / Wastelands ;]

 Post Wysłany: Czw 21:22, 14 Maj 2009    Temat postu:

Brian zachodził w głowę, co miał na myśli Cień, mówiąc o zbyt częstym migotaniu gniazd strzelniczych... Ale tylko przez chwilę, gdyż prawdziwy komandos nie traci czasu, tylko działa, działa i jeszcze raz działa!
Solo nie był także zadowolony z tego, że będzie musiał rozpętać tu małe piekiełko mając na zawołanie kilkadziesiąt robotów bojowych... Dla czwórki komandosów, chociaż niezwykłych, znaczyło to tyle co wizyta w paszczy sarlacca. Dowódca wzruszył ramionami, w końcu, czy jest coś piękniejszego, niż śmierć w malowniczym boju o pokój, wolność i...
- Dobra! Igły, chwytamy za saperki i idziemy tam, gdzie jest kolega Cień. Będziemy kopać tak długo, aż dokopiemy się do tych kabli albo szturm się nie powiedzie i wtedy już nie będzie trzeba...
Najchłodniejszy umysł od razu wykrył sarkazm.
- Sir, PRAWDZIWE rozkazy? - Com nie krył irytacji w głosie.
Tym razem Brian już nie owijał w banthwełnę.
- Musimy dostać się do tych kabli, prawdopodobnie zasilają one... - Brian przez ułamek sekundy szukał w głowie synonimu "coś ważnego" - ...systemy aktywacyjne robotów albo podzespoły wspomagające placówki. W każdym razie jestem przekonany, że skoro separcy tyle się napracowali, żeby umieścić generator dużo dalej i zakopać te kable, to dla nas jest to warte zniszczenia.
Brian przeklinał się teraz, że nie ma wykształcenia inżynieryjno-architektonicznego, o które wielu z jego rówieśników się ubiegało... Cóż, przynajmniej sesji nie ma... W każdym razie stało przed nim trudne zadanie - mógł zniszczyć kable zarówno przy bunkrze, jak i przy generatorze. Bunkier był gorzej strzeżony, za to jego szturm mógł grozić natychmiastową aktywacją droidów, natomiast atakując generator... nie, to było by samobójstwo, chociaż czym innym można nazwać aktywację tysięcy wrogich robotów?! Zresztą roboty pilnujące generatora mogłyby zawiadomić o szturmie i aktywacja również by nastąpiła... Co robić?
- Ok. Cieniu, odwrócisz uwagę tego złomu.
- Może być pożar lasu albo drobna eksplozja o średnicy małej wioski?
- Oczywiście, ale jak najdalej od nas, najlepiej po zupełnie drugiej stronie, my uderzymy na bunkier, zamontujemy ładunki wybuchowe na kablach i... BUM!

Brian przez moment czuł się jak wojskowy trep i był dumny ze swojej logiki. Ale tylko przez chwilę.
- Cieniu, potrzebujesz kogoś do pomocy?
- Dziękuję, sir. Łatwiej być niewidzialnym w pojedynkę.
- W takim razie wykonać! I nie zapomnij do nas dołączyć, kiedy to będzie możliwe.

- Zrozumiałem, sir.
Brian wierzył, że Cień zrobi należyty użytek ze swojego ekwipunku i skutecznie odwróci uwagę maszyn do czasu, aż zlikwidują strażników i założą ładunki na kablach. Odcięcie energii powinno skutecznie sparaliżować tą placówkę, przynajmniej na czas, aż do włączenia się reaktora awaryjnego... A jeśli mają zapasowy reaktor o takiej samej mocy? Brian pomyślał o Cieniu, ale nic nie powiedział, niech wierzy, że to co robi na coś się zda, wtedy lepiej się pracuje... A może to co właśnie robili było mocno bez najmniejszego sensu? A może separatyści bawili się w kotka i myszkę budując atrapę generatora i kabli? Nie, nie popadajmy w paranoję...
Brian wartko warknął do interkomu.
- W porządku, pozostałe Igły do mnie, zajmiemy pozycję do szturmu na ten mały, śliczny bunkier. Ruszać się!!!
Niech Moc będzie z nami, pomyślał Brian, przyda się, że cholera!

[off] Mam pytanko - czy SBD ubija się tak ciężko jak w Republic Commando? Very Happy Bo jeśli tak, to już zamawiam cztery worki. ;] A tak serio, to jakiej siły potrzebuję do ubicia takiego i czy [w skrajności oczywiście] mogę go zarżnąć wibroostrzem, bo Rozpruwacz się pytał. ;] I czy mogę sobie tak wyciągać z rękawa niektóry sprzęt, jak np. te ładunki co chcę je plantnąć na kable? Very Happy
EDIT
Dallin, e tam cukierkowo, mi się bardzo podobało, właśnie takie imprezy są najlepsze. ^^ [/off]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Brian Solo dnia Czw 21:31, 14 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Pią 17:21, 15 Maj 2009    Temat postu:

Rahm Kota i Stratis Krein

Ram Kota rzucił się na broniące grodzie na zewnątrz droidy. Było ich niewiele i to zwykłe blaszaki. Dla Jedi była to ciekawa rozgrzewka i w zasadzie przyjemność. Kilka obrotów, cieć mieczem świetlnym i na ziemię posypały się poucinane szczątki tego, co przed chwilą było droidami bojowymi. Terminal grodzi był tuż obok. Kilka stuków i otworzył się na tyłach grupki złomiarzy, którzy zasypywali gradem pocisków ludzi Koty. Żaden blacharz nie odwrócił się w kierunku Jedi, nawet nie zarejestrowali, że grodzie się otworzyły. Ram nie czekał na to rzucił się od razu w wir walki. Tu było zdecydowanie więcej droidów ponad dwadzieścia w tym kilka super droidów bojowych. Ale Jedi nie był sam. Znajdujący się za zasłoną rangersi wykrzyknęli radośnie, kiedy zauważyli swojego generała, który wbił się w szyk nieprzyjaciela. Przestawiając ogień, skoncentrowali się na rejonach, gdzie miecz świetlny Jedi nie padał na droidy, osłaniając jego tyły i eliminując każdego blaszaka, który chciałby zaatakować Kotę.
Nie minęła chwila, kiedy było po walce. Wszędzie leżały resztki po droidach. Fieero natychmiast poderwał swoich ludzi i podbiegł do Jedi, po czym wszyscy ruszyli do środka. Grodzie zatrzasnęły się, a filtry powietrza, których było pełno w środku, natychmiast wyeliminowały szkodliwe zarodniki. Żołnierze mogli oddychać normalnie bez masek.

Stratis wraz z padawanami przedostał się w innym miejscu do środka. Grupka złomiarzy, którą napotkali była mieszanką zwykłych i super droidów. Trzy klingi zawirowały w powietrzu, każde opadnięcie mieczy oznaczało zniszczenie kolejnego blaszaka. Z kilkunastu droidów, które tu były, żaden nie przetrwał dziesięciu sekund. Wtedy pojawił się roller, potoczna nazwa dla droideki. Aktywował natychmiast swoje pole siłowe, po czym zasypał Jedi serią z blasterów. Trzy klinki mieczy zawirowały obok siebie. Stratis wraz z padawanami wspólnie odbijali wszystkie wiązki. Jednak taki stan nie mógł trwać wiecznie. Dostrzegając sporej wielkości rury nad droidem, mandaloriańczyk wykorzystał moc i zrzucił je na przeciwnika. Uderzenie oczywiście nie zniszczyło maszyny, ale dało szansę Jedi do ataku. Krein rzucił się wbijając miecz w rollera. Tarcza osłabiona odbitymi strzałami oraz uderzeniem rury nie wytrzymała i padła natychmiast, odsłaniając wroga. Miecz przeciął droidekę na pół.

Korytarze kompleksu były jak na zewnątrz, obsydianowio czarne. Przy bliższym przyjrzeniu się budowla wydawała się dziwna. Zwłaszcza materiał, z jakiego została zrobiona. Jedi wydawało się, że budynek… żyje. Niewielka, ale moc emanowała ze ścian.

Obie grupki Jedi spotkały się kilkadziesiąt metrów dalej, na złączeniu korytarzy, które się kończyły widokiem na olbrzymi hangar. Wewnątrz właśnie startowały eskadry Vulture i Nantexów. Ciężko było policzyć ile dokładnie maszyn, Jedi dostali się na miejsce dokładnie w chwili, kiedy ostatnie myśliwce wylatywały z pomieszczenia. Ale nie to było najciekawsze. W rogu, znajdował się bardzo charakterystyczny i znany w galaktyce sloop. Maszyna, którą hrabia Dooku wykorzystywał do podróży. Obok niej znajdował się niewielki separatystyczny prom i z cztery tuziny super droidów bojowych, które wprowadzały na jego pokład kilkudziesięciu naukowców. Głosy zza winkla zaalarmowały Jedi. Były metaliczne, bardzo charakterystyczne dla Skakonian, którzy wyłonili się przed Jedi, odwróceni do niech tyłem.

- Przekaż Fer’kha, że prom jest gotowy, naukowcy są ładowani na pokład. Droidy odesłać do eliminacji zbędnego personelu. Czy maszyny z południowego bunkra się odezwały?
- Cisza z całego rejonu, nie mamy pojęcia, czemu alarm nie uruchomił ich. Sadzę, że to jakaś akcja Republiki, jesteśmy zdani na te dwadzieścia tysięcy, które jest w Mazaryian.
- Zakończyć załadunek na prom, niech czeka na rozkaz Dooku, chyba, że zostanie zagrożony przechwyceniem przez Jedi. Mam nadzieję, że prom jest zaminowany?
- Jest Fer’kha ma detonator.

Skakonianine uruchomili komunikatory i zaczęli przekazywać informacje dalej.

Brian Solo

Cień natychmiast ruszył wykonać rozkaz, tymczasem pozostałe Igły przekradły się bliżej bunkra i kabli biegnących do niego Czas biegł nieubłaganie zostało osiem minut, zanim frachtowce wylądują z siłami Republiki, a wtedy zostanie wszczęty alarm i zabicie czterech komandosów, nie będzie większym problemem dla kilku tysięcy droidów.

Cień znikł na dłuższą chwilę, podróżując lasem wokół bunkra. Jeżeli dywersja miała zadziałać, jego działania musiały zwrócić sensory snajperów snajperów innym kierunku, niż miały zaatakować Igły. To oczywiście zabrało kolejne minuty. Każda uciekająca sekunda, wydawała się wiecznością. Brian zdenerwowany patrzył na zegarek. Sześć minut, pięć, cztery… pozostali komandosi również zaczęli być niespokojni. Patrząc niepewnymi minami po sobie zastanawiali się, czy Cień nie wpadł w jakieś kłopoty. Problem był, że nawet gdyby tak było, Brian nie miał czasu na ewentualną pomoc. Eter milczał, a Igły zdenerwowane czekały na sygnał do ataku.
- Dobra czas na zabawę. W końcu odezwał się Cień. Chwilę potem solidny wybuch i ogień pojawił się jakiś kilometr dalej, z przeciwnej strony bunkra. Solo obserwując szczyt bunkra widział, przez dziury strzelnicze, jak droidy się przemieszczają. Kiedy migały, oznaczało, że coś zasłaniało światło słoneczne przechodzące przez nie, kiedy było jasno, wiadomo było, ze nie ma tam droidów. Nie czekając Brian wydał rozkaz i komandosi ruszyli biegiem. Teraz wszystko zależało czy snajperzy nie obserwowali tego kawałka, zajęci eksplozją.

Tym razem szczęście było po stronie republikańskich komandosów. Bez trudu dotarli do kabli, jakie nikły w ziemi tuż przy bunkrze. Rozrywacz, zdjął plecak i zaczął zakładać ładunki bez chwili przerwy. Pozostałe Igły strzegły swojego towarzysza. Czas mijał. Zostały niecałe dwie minuty, kiedy spec od wybuchów zakomunikował znakami dłonią, że skończył. Kiedy Igły miały już ruszyć powrotem w las, z góry bunkra odezwał się głos:

- Wróg! Otworzyć ogień! – Strzał trafił w ramię Rozrywacza posyłając na podłogę. Na razie Brian nie widział innego wroga, ale na pewno się zaraz od nich zapełni, do tego jeden z ludzi był ranny i leżał na ziemi. Za chwilę ktoś zaktywuje droidy. Jeżeli Igły miały wyjść cało, musiały działać szybko.

[off] Brian SBD są trochę bardziej wytrzymałe i co ważniejsze lepiej uzbrojone, ale nie są tak ciężkie do ubicia jak w Republic Comando, Normalnie trochę strzałów, w tym celnych i padają. Możesz przyjąć, że ze dwa razy cięższe do ubici niż normalne.

Dallin, na mapkę trzeba poczekać. W pracy nei mam neta i po pracy też nie mam czasu, a muszę pogadać z Ragiem o tym. Jutro psocik dla Ciebie również będzie. Smile [/off]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Brasidas dnia Pią 17:21, 15 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brian Solo
Porucznik Republiki



Dołączył: 26 Sty 2006
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Korelia / Wastelands ;]

 Post Wysłany: Sob 11:45, 16 Maj 2009    Temat postu:

[off] Dobra, dziękuję. [/off]

Blasterowe błyskawice siekały powietrze niczym stado wygłodniałych piraniożuków atakujących swoją ofiarę. Brian chwilę za Comem zareagował na wrogi ogień, śląc śmiercionośny ogień błękitnych pocisków.
- Com, osłaniaj! - warknął Brian, kiedy rzucił się w kierunku Rozrywacza. W biegu złapał komandosa za uchwyt przy kołnierzu i cała trójka znalazła chwilowe schronienie za kablami - Możesz biec?
Rozrywacz wydawał się bardziej oszołomiony niż ranny, jednak kilka szarpnięć i krzyków autorstwa dowódcy Solo natychmiast wyprowadziły Rozrywacza z tego stanu.
- Mocno oberwałeś? - Brian obejrzał ranę, co prawda nie groziła śmiercią, ale ręka też na wiele dobrego się nie przyda, nie w takim stanie.
- Myślałem, że mi ją urwało... Cholera, boli - odpowiedział ranny komandos.
- To dobrze! Czujesz, że żyjesz! Zrobisz użytek z tych kulasów, czy mam ci je wyrwać i zatłuc nimi na krótko przed tym jak zrobią to z nami roboty?
Com nie mógł w nieskończoność pokrywać ogniem strzelców z bunkra. Przy zmianie magazynka, zakomunikował to swoim spokojnym, niemal chłodnym głosem.
- Sir, nie wytrzymamy tu długo, a lądowanie już za chwilę.
Na Moc! Została niecała minuta! Brian spojrzał w wizjer maski swojego towarzysza. Za przyciemnianą szybą hełmu majaczyły niewyraźne zarysy oczu Rozrywacza. Kiwnął głową, wiedział, że mogą nie zdążyć. Brian też był tego świadom, Com wiedział to niemal na pewno. Rozrywacz podał mu rekę.
- Sir, choć to była krótka służba, jestem dumny, z tego, że mogłem panu służyć.
Brian nie spodziewał się tych słów, zwłaszcza, że nie znał Igieł za długo... Może Rozrywacz po prostu potrafił "wyczuć człowieka"?
Kiedy zwolnił uścisk, w dłoni Briana zostało małe urządzenie. Detonator.
- To ja jestem dumny, że służyli mi tacy ludzie - odpowiedział z namysłem Brian. Wiedział co ma robić, jak zawsze potrafił podjąć tą należytą decyzję, najlepszą drogę do celu. Od zawsze kierował się tym, co powinno być słuszne. A może nie zawsze...

Eksplozja granatu wystrzelonego z DC-17stki przetoczyła się po powierzchni bunkra, tworząc kulę ognia.
Rozrywacz ze wzruszeniem założył karabin na plecy i chwycił blaster w zdrową rękę.
- Czekałem na to cały czas, sir.
- Zamknij się i biegnij do cholery! Biec skurczybyki! Biec!

Komandosi biegli ile sił w nogach. Tylko Rozrywacz strzelał w biegu ze swojego blastera gdzieś w fortyfikację i szydził z robotów. Ostatnie sekundy.
- Na ziemię! - ryknął Solo.
I nacisnął duży czerwony guzik zamontowany na detonatorze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Brian Solo dnia Sob 12:07, 16 Maj 2009, w całości zmieniany 2 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Stratis Krein
Rycerz Jedi



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Sob 13:07, 16 Maj 2009    Temat postu:

Roboty padały jeden po drugim a Krein zaczynał się czuć tak jak za starych dobrych lat... żałował że mimo swojej mandaloriańskiej przeszłości nie znał zbyt wielu obyczajów prócz języka, miał nadzieję że kiedy ta wojna już się skończy będzie w stanie wrócić na rodzimą planetę. Tymczasem pojawił się nieco większy problem którym była droideka, cofając się do tyłu wszyscy zaczęliśmy odbijać blasterowe strzały cofając się. Te roboty zawsze były parszywym problemem, wszystko przez ich pola siłowe które były odporne nawet na cięcia miecza świetlnego. Krein skupił się i mocą oderwał kawa metalu z rury, który poszybował w stronę droideki i siłą uderzenia pozbawił ją pola. Następne krótkie cięcie zakończyło problem toczącego się żelastwa i można było podążać dalej.

***

Korytarze były niezwykle dziwne, Stratis nie potrafił zidentyfikować z jakiego materiału były zrobione, ale fakt że emanowały delikatnym impulsem mocy świadczył o tym że...żyły?
-Ciekawe te ściany... nie myślałem że laboratorium może być czymś więcej niż budynkiem... - mruknął do padawanów i ruszył dalej, wyczuwał w mocy kompanów którzy gdzieś w oddali również walczyli, zapewne dane będzie im się spotkać. te ostatnie stwierdzenia Kreina zrealizowały się kilkadziesiąt metrów dalej gdy ten ujrzał grupkę którą dowodził mistrz Rahm Kotha. Stratis wysłał krótki impuls w mocy by ten wiedział ze się zbliżają i wkrótce wszyscy byli już razem. Przed rycerzem jedi rozciągał się widok obszernego hangaru z którego ostatnie myśliwce podrywały się w powietrze, gdzieś dalej trwał załadunek naukowców na jeden z charakterystycznych statków, którym najczęściej podróżował hrabia Dooku. Krein spojrzał na generała Kothe i czekał na jego decyzję, po rozmowie którą usłyszeliśmy Krein stwierdził że decyzję trzeba pozwolić podjąć bardziej doświadczonym do niego.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Stratis Krein dnia Sob 13:08, 16 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Pon 16:29, 18 Maj 2009    Temat postu:

Jace Dallin

Wszędzie leżały ciała zabitych techników. Klony i zwykłe istoty, które stanowiły załogę mostka flagowej jednostki Dallina. Pomieszczenie wyglądało jak ruina. Cześć paneli paliła się, inne iskrzyły od uszkodzeń, jakie zadały im wystrzały z blasterów. Jęki kilku rannych dopełniały obrazu. Wezwani zapasowi technicy, szybko przystąpili do naprawy uszkodzonych terminali i obsadzeniem tych, co funkcjonowały jak należy. Straty zadane okrętowi, były zatrważające. Podczas dwóch desantów, okręt stracił ponad połowę załogi. Obecnie był ledwo zdalny do dalszego lotu, nie wspominając o pełnej walce z Separatystami. Ale komandor nie miał wyjścia. Nawet, jeżeli nad Xagobah był tylko jeden Recusant, był to wróg, który mógł pokonać pozostałe statki grupy uderzeniowej. Zresztą Negocjator nie miał kanonierek, a bez nich nie było jak ewakuować Jedi oraz klonów z 501-wszego z powierzchni planety.

Obraz taktyczny iskrzył, jeden z techników gorączkowo pracował nad nim, po chwili holoprojektor zamigał i wyświetlił aktualną sytuację na orbicie Xagobah. Siły Republiki zgodnie z planem leciały w kierunku nieprzyjaciela. Potrwa jeszcze kilka chwil zanim wejdą w zasięg. Ale na pewno zaczną walkę, zanim „Freedom” przybędzie na pomoc. Wróg zdecydowanie przewyższał liczebnie siły, jakie obecnie były na orbicie. Zwłaszcza w myśliwcach.
Ze stacji Golan wystartowały cztery eskadry Scarabów, które kierowały się na dwie osamotnione grupki V-19 z „Negocjatora”. Z północnej półkuli planety wystartowało kolejnych pięć eskadr: trzy Vulture i dwie bombowców. Do tego na południowej półkuli w miejscu, gdzie była lokalizacja Mazaryian, skanery zanotowały startującą eskadrę Vulture i Nantexów. Na razie nic nie wskazywało, aby kierowały się na orbitę. Najwidoczniej siły na powierzchni, będą miały kilku bandytów na głowie.

[link widoczny dla zalogowanych]

- Komandorze okręt gotowy do skoku. Hiperprzestrzeń za cztery, trzy, dwa, jeden… kok. Przypuszczalny czas lotu to pięć minut. – odpowiedział drugi oficer.

- Sir! Te droidy wypełzły z jednego lądownika, który wbił się na pokładach 10 i 11. Nie zostały one dobrze sprawdzone, ponieważ, są to rejony, gdzie rezydowali Jedi. Kiedy wyruszaliśmy z Kuat, załoga otrzymała zakaz poruszania się po obu pokładach. Dlatego nikt ich nie sprawdził. Sądzę, że lądownik był tam od czasu walki z konwojem. Blaszaki czekały na sposobność do uderzenia. – zrelacjonował chłodnym tonem kapitan klonów.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Jace Dallin
Komandor Republiki



Dołączył: 18 Mar 2009
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/5

Skąd: Rendilia

 Post Wysłany: Pon 19:28, 18 Maj 2009    Temat postu:

Dallin siedział na fotelu kapitańskim. Zastanawiał się – coś mu tu nie pasowało. Dlaczego droidy trafiły na akurat tamten poziom? I dlaczego na Acclamatora? „Negocjator” jest o wiele groźniejszym przeciwnikiem i w dodatku o wiele cenniejszym… Jednak bez ochrony jest bezużyteczny. I skąd taka szybka reakcja ze strony patrolu, zwykłego, nudnego patrolu – żeby robić od razu desant?
– Od razu po wyskoczeniu otworzyć ogień do wrogich jednostek. Podlecieć do Rescutanta na odległość wystarczającą, by odpalić z pełną mocą nasze rakiety [off] tzn. aby nie utraciły prędkości[/off] – Przygotować także kanonierki i eskadry myśliwców do startu.

– Sir, wychodzimy z nadprzestrzeni za pięć… cztery… trzy… dwa… jeden… – wyskoczyli.
– Otworzyć ogień! Połączyć mnie z dowódcami innych okrętów.
Przed komandorem pojawiły się sylwetki kapitanów.
– Skoncentrujcie ogień na Golanie! Myśliwce muszą za wszelką cenę zniszczyć bombowce, ale piloci mają czekać, aż same nadlecą, chyba że inne myśliwce zechcą związać je walką. Wszystkie wieżyczki przeciwlotnicze [off] Niestety nie pamiętam czy Immobilisery takie mają, a w Bibliotece ich nie ma[/off] mają zniszczyć myśliwce. „Black Ice” łap swoimi emiterami myśliwce i w miarę możliwości, niszcz je. „Negocjator, aktywuj pole! – wydał szybko rozkazy Dallin.
- Zbliżcie nas do tego Rescutanta i ognia ze wszystkich baterii. Celować w dziób i złącza modułów.

[off] Dzięki za posta [/off]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Rahm Kota
Mistrz Jedi



Dołączył: 25 Mar 2009
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Nie 1:17, 24 Maj 2009    Temat postu:

Rahm był zwolennikiem działania i dostosowywania swoich akcji do rozwoju sytuacji narastających przed nim. Tym bardziej teraz, w samym sercu terenu wroga, nie mogło być ani chwili wahania. Mistrz Jedi wskazał swoim ludziom znajdujące się po lewej stronie hangaru sterty skrzynek i pakunków, stanowiące dobre miejsce do ostrzeliwania całego pomieszczenia. Następnie spojrzał się na Kreina i pozostałych Jedi i wskazał im prom ze stojącymi obok niego super droidami bojowymi. Wymowność tego gestu nie pozostawiała wiele do przypuszczeń.

Kota rozpoczął atak skokiem wspomaganym Mocą. Wylądował za Skakoaninami, jednym ruchem wbijając miecz pierwszemu w plecy i łapiąc szybko drugiego pod szyją. Jedi zamknął go w uścisku i przydusił, pozwalając by jego wróg mógł dobrze przyjrzeć się bezwładnemu ciału jego towarzysza ześlizgującego się z klingi.

-Nie chcesz, żeby Fer'kha pomyślał sobie, że coś złego dzieje się w hangarze prawda?- Szepnął do odbiornika audio wbudowanego w skroń hełmu Skakoanina.

Jeśli separatyści sądzili, że zdołają uzyskać jakąś przewagę biorąc zakładników i wprawiając Jedi w wahanie, mieli tego dnia pecha. Kota miał trochę inne metody. Za jego plecami rozległ się momentalnie tupot nóg rangerów, którzy w biegu rozpoczęli ostrzał droidów przy promie, kierując się w stronę osłony.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Śro 15:40, 27 Maj 2009    Temat postu:

Brian Solo

Potężna eksplozja zatrzęsła ziemią. W powietrze wyleciały olbrzymie kawałki ziemi oraz bunkra. Trzej komandosi rzucili się na ziemię w momencie, w którym Brian nacisnął guzik detonatora. Fala uderzeniowa od wybuchu wypchnęła ich nawet dalej, niż normalnie byłoby to możliwe. Gorący podmuch od ognia przypalił ich kostiumy. Ostry ból w barku Briana zakomunikował, że porucznik nadal żyje, choć nie bez kontuzji. Deszcz niewielkich szczątków zaczął opadać, a wszędzie wokół widoczność była przysłonięta gęstym dymem. Na szczęście maski nadal działały i Brian nie czuł go w gardle. Oddychając szybko Solo wstał. Bark jeszcze mocniej przypomniał o sobie. Komandos nadal mógł nim ruszać, ale jakiś kawałek ziemi lub muru musiał z dużą siłą uderzyć w to miejsce, uszkadzając lekko. Obok wstawali pozostali żołnierze.
- Czy ty nigdy nie możesz podłożyć wystarczającą ilość ładunków, a nie zawsze za dużo!? – Com wstając zaczął marudzić, Brian widział, że był na pewno obolały, ale chyba nic nie miał uszkodzonego.
- He, he, he – zaczął śmiać się Rozrywasz, strasznie uradowany wybuchem. Podpierając się karabinem i uważając na ranne ramię, wstawał również z ziemi. – Spokojnie Com żyjemy, a ten wybuch, wow, czujesz że żyjesz. – zaśmiał się ponownie.
- Biegnij zanim dym opadnie i staniemy się strzelnicą! – wyszydził Com pomagając swemu przyjacielowi i razem z Braniem wznawiając bieg ku zbawczej osłonie drzew.

Dopadli je tuż zanim dym opadł i oczom komandosów ukazał się ponownie bunkier. Kable zasilające dosłownie wyparowały. Wystające z ziemi resztki, posyłały w powietrze tysiące iskier. Razem z węzłami wyparowała spora cześć ściany bunkra. Kawałki żelbetonu leżały na całej polanie. Przez powstałą dziurę widać było nawet środek kompleksu. W tym momencie zadźwięczał sygnał ostrzegawczy na datapadzie Briana. Czas, jaki mieli waśnie się skończył. Frachtowce już wylądowały i w laboratorium trwało właśnie piekło. Bunkier nadal milczał.
- Pomocy! Jestem pod ostrzałem! – komunikator komandosów odezwały się jednocześnie. Kilkaset metrów dalej w lesie odezwała się kanonada. – Super droidy bojowe. Przydałoby się wsparcie! AGH!
Głos Cienia był zdesperowany. Walka była niedaleko.



Jace Dallin

„Freedom” dzięki informacjom taktycznym od pozostałych okrętów Republiki, mógł wyjść z hiperprzestrzeni znacznie bliżej wroga i tym samym wziąć z zaskoczenia. Okręt był w dosyć bliskiej odległości od Recusanta, lekko za nim. Przez czas, jaki zajął sam mikroskop, okręt KNSu zaczął szarżować na główną grupkę Republiki. Z jednej strony była to zaleta, ponieważ „Freedom” znalazł się na rufie Recusanta w jego najmniej strzeżonej strefie. Ale z drugiej strony Acclamator był niebezpiecznie blisko Golana, na który leciały pozostałe okrętu WFR, ale zajmie im trochę czasu dotarcie i wyeliminowanie stacji, czyniąc osamotnionego Acclamatora głównym celem dla turbolaserów stacji bojowej. Do tego zbliżająca się grupka bombowców i myśliwców z planety znalazły się na dokładnym kursie przechwytującym. Cóż pozostałe dwie eskadry Torrent musiały dać sobie rade.

Jace przyglądał się mapie taktycznej, którą wyświetlał holoprojektor. Recusant oddalał się od Golana, będąc pewnym ze da rade zniszczyć wroga formację. Szarżując dziobem, mógł użyć całej swojej potęgi. Na pierwszy rzut poszedł Diamond. Dla myśliwców separatystycznych był to największy wróg. Oczywiście załoga okrętu KNSu nie mógł zdawać sobie sprawy z tego, czy przeciwnik jest w pełni sprawny i obsadzony. Potężne działa turbolaserowe strzelały salwami. Diamond już uszkodzony w poprzedniej bitwie, z nadal nie pełnymi tarczami, miał dosyć małe szanse powodzenia. Pierwsze wiązki albo nie trafiły albo rozpłynęły się na tarczach, jednak następne zaczęły niszczyć poszycie okrętu. Kolejne wybuchy od trafień mówiły, że statek nie wytrzyma długo kanonady.

- Golana wymierza cześć swoich turbolaserów na nas. Otwiera ogień! Nawrót gotowy, działa są sprawne Ognia! – pociski z Acclamatora poszybowały w Recusanta. Za nim poleciały tez rakiety z wyrzutni. Tył nieprzyjacielskiej maszyny był bardzo słabo broniony, w tym miał bardzo mało laserów przeciwmyśliwskich, które mogłyby doprowadzić do zniszczenia nadlatujących pocisków.

- Trafienie! Większość rakiet osiągnęła cel, okręt wroga traci moc, tylne tarcze oberwały. Ich prędkość wynosi maksimum 50 %.

- Uwaga nadlatuje fala wrogich myśliwców! Kanonierki gotowe, nasze Torrent ruszają na wroga. Główna formacja zbliż się do Golana i zaczyna walkę. Eskadry negocjatora ledwo się trzymają, bez Dimonda nie mamy dużych sił przeciwlotniczych.

[off]Mapka będzie jutro. [/off]

Stratis Krein, Rahm Kota

Skonianin przytaknął, natychmiast wysyłając odpowiedni komunikat do swego przełożonego.
- Załadunek przebywa sprawnie, w ładowni nic złego się nie dzieje. – chwilę potem przeciwnik nieprzytomny padł na podłogę.

Tymczasem Rangersi zajęli pozycje i zaczęli zasypywać wroga pociskami. Droidów bojowych jednak był cały rój. Utworzyły one dwu linię i zaczęły zwolna posuwać się w kierunku przeciwnika, jednocześnie osłaniając wejście do promu, który zaczął natychmiast uruchamiać silniki.
Padawan Silversword i Stratis rzucili się w wir walki. Obok nich była padawanka Solaris. Klinki tuż obok siebie podnosiły się i opadały, wywijały młynki, odbijać nadlatujące pociski z laserów SBD. Nawet taka siła nie ma sporych szans, by przeciwstawić się Jedi, le już po chwili jasne się stało, ze nie to było ich celem. Droidy szczelnie odgrodziły prom, którego działające silniki, zaczęły go poruszać i odrywać od ziemi. Samule wyczuwając, co się świeci, oderwał się od droida, z którym walczył i wykonując skok wylabował za formacj wroga. Natychmiast zaczął biec za promem i sporym wysiłkiem skoczył na ndal otwarty, ale uciekający trap. Krein otoczony sporą grupką droidów, które zamiast strzelać starały się go uderzyć patrzył bezradny. Chwilę potem klinga Koty pojawiła się obok rycerza posyłając na zimię kolejnych wrogów.

W tym momencie Jedi poczuli ponownie obecność mistrza Rancisis, który zaczął ponownie medytację bojową. Mimo iż z każdym razem Kota rezygnował z jego pomocy, to uparty Oppo zawsze próbował. Kilka rakiet poszybowało od BSD w kilku kierunkach. Hangar momentalnie zamieniał siew pole walki z tysiącem latających wiązek laserowych oraz wiszących ze ścian oderwanych sprzętów mechanicznych, uszkodzonych wybuchami, czy zniszczonych trapezów na drugim poziomie. Otoczeni Jedi, wsparci kanonadą Rangersów jednak zaczynali odzyskiwać przewagę. Kiedy Prom, który nabrał już sporej wysokości przelatywał nad Jedi, w głowie Stratisa odezwał się Rancisis. „ Nie możesz zostawić go tam samemu, to nasz cel, to twój cel!”. Prom z coraz większą szybkością zblizał się do pola siłowego hangaru. Był poza zasiegiem skoku, przynajmniej jednego. Krein nie miał dużo czasu, zanim jego nagroda oraz cel uciekną, nie mówiąc o osamotnionym padawanie, który był otoczony, przez nei wiadomo jak dużą liczbę wrogów.

W hangarze została może z połowa droidów. Jeden z rangersów jednak leżał martwy. Inni dalej ostrzeliwali się z wrogiem. Kiedy rycerz Krein musiał obmyślić strategię dotarcia na prom, Mistrz kota zatrzymał się na chwilę. Pewna mroczna obecność szybko zbliżała się do hangaru. Najwidoczniej założenia Rahma były poprawne,


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Rahm Kota
Mistrz Jedi



Dołączył: 25 Mar 2009
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Czw 1:43, 28 Maj 2009    Temat postu:

"Głupi chłopak"- Pomyślał Kota kątem oka obserwując padawana Silverwinda skaczącego ku swojemu przeznaczeniu. Nie, żeby była to jakaś beznadziejna akcja, ale rzucanie się w sam wir walki było czymś ponad siły ucznia, który większość wojny przesiedział na misjach dyplomatycznych. Rahm uważał, że należy mierzyć siły na zamiary. Myśl ta tchnęła go z odrętwienia. Obecność jego celu stawała się coraz bardziej wyraźna. Dooku zbliżał się, tak jak przewidywał to mistrz Jedi

Hrabia był w pewnym sensie obliczalny. Pełen pychy, była mała szansa, że nawet jeśli wyczuwa zagrożenie w hangarze to zrezygnuje z pokazania wrogowi swojej potęgi. Zawsze taki był, nawet za czasów służby w świątyni. W przeciwieństwie do padawana Silverwinda jednak, hrabia posiadał siłę zdolną faktycznie stanowić nieliche zagrożenie dla wszystkich obecnych w hangarze.

- Fieero, do mnie!- Rahm ryknął, kierując się na tyły hangaru. Od niechcenia odbijając kilka strzałów w kierunku przeciwnika, odczekał aż dowódca rangerów podbiegnie przykucnięty do niego.

-Chce żebyście pozbyli się każdego latającego żelastwa w tym hangarze. Chce, żeby Dooku musiał wyhodować sobie skrzydła, żeby stąd odlecieć.

Rodiański ranger przytaknął i odpełzł do reszty swojego oddziału, gdzie ukryty za skrzynkami zaczął przygotowywać ładunki wybuchowe. Kota nie czekał na dalszy rozwój wypadków. Musiał stawić czoło Dooku w tylnej części hangaru i dać reszcie sił Jedi czas na wygranie bitwy. Podszedł do wylotu korytarza prowadzącego do sali w której walczyli , za pomocą Mocy wyrwał ze ścian kilka metalowych paneli, które z trzaskiem posypały się na podłogę. Kilkunastoma ruchami rąk porozrzucał wszędzie wokół skrzynki i sprzęt, a z sufitu nad swoją głową wyciągnął iskrzące się wysokim napięciem przewody, które po chwili zaczęły tańczyć naelektryzowanym pląsem.

Plan był następujący: Dooku był przede wszystkim niezrównanym szermierzem, hołdującym tradycjom eleganckiego i brutalnego pojedynku na miecze świetlne. Kota doskonałe natomiast władał telekinezą. Miejsce, które sobie przygotował pełne było teraz ciężkiego i ostrego śmiecia, którym mógł rzucać. Rahm wykonał proste kata mieczem i odetchnął głęboko. Czekał na hrabiego na swoim terenie z włączoną zieloną klingą.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Rahm Kota dnia Czw 1:44, 28 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Stratis Krein
Rycerz Jedi



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Pon 19:49, 01 Cze 2009    Temat postu:

Biała klinga tak rzadko spotykana u jedi wirowała dziko tnąc raz po raz kolejne kilogramy żelastwa. W ten oto wir walki byli wciągnięci chyba wszyscy i nie było by dziwne gdyby sojusznicy zaczęli sami siebie eliminować. Nie mniej prócz robotów Krein miał jeszcze parę innych problemów. Jednym z nich był padawan Samuel który obecnie idiotycznym posunięciem skrócił swoje szanse na przeżycie do 20%.
-Głupcze! - krzyknął za nim rycerz jedi ale wydawało się że już było a późno, tymczasem wokoło Stratisa zebrała się spora grupa"przyjaciół" którzy wyglądali jak gdyby chcieli się nim zaopiekować.
-Wolnego... - mruknął rycerz gdy zielona klinga uwolniła go od natrętnego koła rozmówców. W jednej chwili wszystko zamieniło się w piekło, wokoło latały szczątki żelastwa i murów a strop zwisał jak gdyby za chwilę miał się zawalić. Stratis leżał nieco ogłuszony na ziemi próbując odnaleźć się w sytuacji gdy nagle usłyszał w swoich myślach głos mistrza jedi.

„ Nie możesz zostawić go tam samemu, to nasz cel, to twój cel!”.

-Wiem do cholery! - krzyknął do siebie Krein i wiedział że jego szare komórki muszą zadziałać. Skupił moc i spontanicznie szarpnął do góry jeden z wielkich gruzowych kamieni, zaraz potem puścił go i poderwał się do góry. W momencie gdy głaz spadał, krein odbił się od niego i wpadł siłą rozpędu do przelatującej nad nim kanonierki. Spektakularny sposób był jednak opłacony cholernym bólem pleców.
-Witajcie blaszaki, niestety rejs zmniejsza liczbę pasażerów - rzucił ironicznie i pchnięciem mocy pozbył się kilku blaszaków z pokłądu.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Jace Dallin
Komandor Republiki



Dołączył: 18 Mar 2009
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/5

Skąd: Rendilia

 Post Wysłany: Wto 19:12, 02 Cze 2009    Temat postu:

Dallin wpatrywał się w holograficzną mapę taktyczną, mrużąc oczy.
– Czy ktoś na tym Dimondzie ma mózg? Niech się wymieni miejscem z Carrackiem, natychmiast. Jeżeli Golan zacznie w niego strzelać, ma się ukryć za „Negocjatorem”.

- Wlatujemy za Rescutanta, ale nie burta w burtę. Dziobowe działa otworzyć mają ogień w dziób i uzbrojoną burtę okrętu. Działa burtowe ognia w złącza modułów i silniki. Kanonierki czekać, piloci niech się szykują. „Black Ice”, „Negocjator”, ognia w turbolasery Golana. – Dallin rzucił szybko wzrokiem na rufę Rescutanta. – Odpalić rakiety, nie przerywać ostrzału. Wlatujemy za Rescutanta kiedy Golan zacznie w nas strzelać.

[off] Mała mapka (po wleceniu za Recka)
____<UBER>






_____=i== (to jest Rescutant)
____>> (a to Accl)[/off]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Stratis Krein
Rycerz Jedi



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Śro 23:09, 01 Lip 2009    Temat postu:

wtf... miałem niesamowicie fajne przeczucie że jak wrócę z tych wakacji to odpis będzie O_o

Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Jace Dallin
Komandor Republiki



Dołączył: 18 Mar 2009
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/5

Skąd: Rendilia

 Post Wysłany: Czw 8:42, 02 Lip 2009    Temat postu:

[off]Ja miałem nadzieję.. ale pewna myśl mi się wkradła do głowy i wiedziałem co będzie Mr. Green [/off]

Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Czw 18:08, 02 Lip 2009    Temat postu:

[off]A może by tak troszeczkę zrozumienia i cierpliwości? Wybaczcie ale pisanie mojej pracy magisterskiej i zaliczenie sesji było dla mnie priorytetem. A praca 7 dni w tygodniu, dwa kierunki studiów oraz praca dyplomowa nie zostawia wiele sił na pisanie na pbfie o czym były informacje w nieobecnościach.

Wybaczcie, ale na serio po takim maratonie jakim miałem nie pomagacie mi z powrotem do pisania, z lekko no w mojej ocenie nieprzyjemnymi postami. Troszeczkę zrozumienia proszę to wszystko. Smile

Tak czy siak post będzie jutro. Idę oblewać obrony znajomych i zapijać wkurwienie, że promotor mnie wycyckał i wrobił we wrzesień. Mi nie pozwolił złożyć dziś pracy mimo iż za tydzień ma jeszcze obrony a kumplowi nie robił kłopotów. ;/ [/off]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Brasidas dnia Czw 18:10, 02 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Misje Republiki » Laboratorium
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group