Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Brasidas
Jaszczur
Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Galaktyki
|
Wysłany: Śro 18:01, 15 Kwi 2009 Temat postu: Dolce Farniente |
|
|
GRACZE: San Hill
GM: Brasidas
Lot trwał już dobre kilka dni. Przebiegał spokojnie i dosyć monotonie. Na szczęście kalamariańskie liniowce były bardzo ekskluzywnymi statkami, nastawionymi na luksusowy przewóz elit. Przed wojną dotyczyło to całej Republiki. Teraz, po zdobyciu Dac przez Hrabiego Dooku, w bardzo zdolnej i udanej misji negocjacyjnej, kalamarianie transportowali elity separatystów. Handlowcy, arystokracja, członkowie olbrzymich konsorcjów. Cała śmietanka Konfederacji. Ale nawet w takim miejscu, rzadkością było, aby spotkać tych najważniejszych, jak San Hill. Członkowie Rady separatystycznej z oczywistych przyczyn byli bardzo chronieni, często mając do swojej dyspozycji kilka statków wojennych, które miały ich bronić przed jakimkolwiek zagrożeniem. Jednak San Hill był obecnie w wyjątkowej sytuacji. Misja, jaka została mu przydzielona przez samego Hrabiego Dooku, wymagała działań bardziej incognito.
Dwa miesiące temu, Jabba wprowadził na rynek nowy specyfik o nazwie: bota. Szybko okazało się, że substancja jest cudownym lekiem, o wiele potężniejszym i skuteczniejszym niż bacta, kolto, syntciała z Hoeth, czy jakikolwiek inny środek używany obecnie na polu walki i w lecznictwie. Ponadto szybko okazało się, że można ją wykorzystywać, jako narkotyk poszerzający percepcję. Normalnie dla Separatystów, wykorzystujących w bitwach głównie droidy, nowy środek medyczny nie miałby znaczenia. Ale bota była specjalnym przypadkiem. Była nowością, choć szybko zrobiła istną furorę swoimi właściwościami zarówno na terytoriach Republiki, jak i Konfederacji, a do tego było jej bardzo mało. Najmniejsze ilości boty były warte tysiące kredytów. A większe zaplecza całą górę pieniędzy. A to, było już czymś, obok czego San Hill i wielu członków Rady, nie mogli przejść bez reakcji. Dochodził również aspekt, jaki poruszył wywiad. Republika z pewnością będzie starała się położyć ręce na bocie. Dla armii klonów jej medyczne właściwości miały znaczenie strategiczne. W sytuacji kiedy KNS miał olbrzymią przewagę liczebną nad WARem, a sama Republika musiała rozproszyć swoje armie do granic możliwości, każdy uratowany klon, zaprawiony w boju weteran, którego dało sie uratować, był na wagę złota.
Jabba wraz ze swoimi poplecznikami trzymali łapy na bocie od miesięcy, ale wprowadzili ją na rynek niecałe dwa miesiące temu. Obślizły robal skrupulatnie zabezpieczał informację o źródle, wyglądzie, sposobach przetwarzania boty tak, aby zmonopolizować rynek i uczynić z siebie jeszcze bardziej bogatym. San Hill wiedział, że szanse na uzyskanie tych informacji są bliskie zera, ale spore ilości specyfiku były magazynowane przez Hutta, w wielu ukrytych miejscach. Ten, kto pierwszy położy ręce na całym zapasie, będzie wstanie jeszcze bardziej zwiększyć jej cenę, przez co szybko uzyskać spłatę inwestycji, jak również zablokować do niej dostęp stronie przeciwnej.
Dlatego San Hill był na liniowcu. Podróżując niczym zwykły robak w służbie KNSu. Kalamarianie po podbiciu planety uzyskali pozwolenie na kontynuowanie rejsów swymi organicznymi statkami, jak to czynili przed wojną. Ku zaskoczeniu niektórych, nawet Senat Republiki wydał niepisane dyrektywy, aby nie atakować tych statków. Mimo, iż były one oficjalnie cywilnymi okrętami Konfederacji, Bail Organa uważał, że kalamarianie nadal są w sercach wierni Republice i nie zasługują na więcej cierpienia. Mimo, iż loty rejsowe z Dac na Bothawui, jeden z najsłynniejszych rejsów dla elit w galaktyce, przebiegały przez terytoria Republiki, liniowce podróżowały niezakłócane niczyją obecnością. A Konfederaci bez skrupułów korzystali z wrażliwości i głupoty senatorów republikańskich.
Tym razem jednak, miało być zgoła inaczej. „Gwiazda Dac”, bo tak nazywał się liniowiec, na którym przebywał San Hill, był obecnie na terytorium Republiki, w pasie asteroid niedaleko Rahabu. Liniowiec musiał opuścić hiperprzestrzeń, aby wyminąć ciała niebieskie na swojej drodze, nim mógł ponownie wejść w prędkość nadświetlną. To właśnie miejsce nieznani sprawcy wybrali, aby dokonać rajdu na okręt. Z początku wstrząsy na liniowcu nie wskazywały na to, że stał się celem jakiegoś ataku. Sama załoga zapewniała, że to fluktuacje energii i podróż przez pas asteroid. Jednak pojawienie się za oknem z durastali niewielkiego frachtowca, który rozpoczął ostrzał kalamariańskiego statku, zaprzeczyły owym zapewnieniom. Nie minęło kilka chwil, kiedy na okręcie odezwały się charakterystyczne odgłosy strzałów z blasterów. San Hill przebywał obecnie w korytarzu wraz z dwom swoimi strażnikami, droidami z serii IG-72. W swojej kabinie miał kolejne cztery droidy tego samego typu. Strzały dobiegały ze wszystkich stron, choć głównie koncentrowały się na okolicach za przewodniczącym, co wskazywało na drogę na mostek, i przed nim, czyli sala balowa.
Chwilę potem na zewnątrz pojawiły się myśliwce typu Headhunter, które zaczęły ostrzeliwać liniowiec. Na szczęście San Hill przebywał na „Gwieździe Dac” pod sfałszowanymi danymi, jako jeden z właścicieli fabryk na Muunilist, który udawał się na Bothawui w sprawach biznesowych. Nasilające się odgłosy walki szybko przekonały Muuna, aby udać się do swojej kajuty, gdzie miałby trochę większą ochronę, niż przebywając na korytarzu.
Droidy zareagowały szybko. Wyjmując karabiny blasterowe, ubezpieczały Hilla, sprawdzając każdy korytarz na ich drodze. Mijając jedno skrzyżowanie, jedne z droidów zatrzymał się i wymierzył jedna odnogę swoją broń. Po chwili ewaluacji zagrożenia, odpowiedział metalicznym głosem:
- Brak zagrożenia. Można kontynuować przewodniczący.
Kiedy San Hill mijał skrzyżowanie, dostrzegł kilkadziesiąt metrów dalej za droidem, jakieś dwie postacie. Młodą kobietę i starszego mężczyznę ubranych w bogate stroje. Nie zatrzymując się i nie przejmując nieznajomymi, droidy prowadziły przewodniczącego dalej. Kiedy doszli w końcu niemal do kajuty, zza jednego winkla przed nimi, wybiegło czterech ludzi. Ubrani w różne, bogate stroje trzymali w dłoniach karabiny blasterowe.
- Czekaliśmy na ciebie przewodniczący. Co ty na to, aby nie robić scenki? Poddaj się a nie udekorujemy tego korytarza twoja krwią. – Powiedział najwyższy.
Droidy wymierzyły swoje karabiny w przeciwników. Ale czekały na rozkazy Sana Hill. Do tej pory nie dał im autoryzacji użycia broni, wedle ich oceny. Nadal w końcu, znajdowali się na okręcie cywilnym, a IG-72 po prostu… kochały zabijać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
|
|
San Hill
Radny
Dołączył: 09 Kwi 2009
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 15:07, 24 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Cały pomysł operacji nie podobał się Hillowi od chwili w której dowiedział się, że będzie lecieć liniowcem, w eskorcie jedynie kilku swoich droidów, przez przestrzeń kontrolowaną przez Republikę. Nie znaczyło to iż San Hill był tchórzem, czy paranoikiem. Wręcz przeciwnie, potrafił się zmusić do robienia rzeczy, o których Viceroy Gunray mógłby tylko pomarzyć. Tamten tchórz nie wszedłby nigdy na pokład statku na którym znajdował się Hill o ile przy burcie nie leciałoby kilka krążowników liniowych KNS. San Hill wiedział jednak, że musi wybrać się na tą misję, mimo iż skalkulował ryzyko jako dość wysokie nie miał wyjścia. Możliwe straty przy niewykonaniu tej misji były znacznie większe niż można było sobie wyobrazić. Co prawda natychmiastowym skutkiem niepowodzenia jego misji mogło zostać schwytanie, ale bankier oceniał, że szansa na śmierć nie jest duża, a to by go spotkało po przegraniu wojny. Samo nie przejęcie boty nie było równoznaczne z przegraną wojny, ale WAR nabrałby wtedy wiatru w skrzydła, co mogłoby się źle skończyć. Należało więc odbierać przeciwnikowi wszystko co mogło doprowadzić do polepszenia jego sytuacji. To był główny powód dla którego San Hill zgodził się na tą misję. Pomijając oczywiście niezaprzeczalne korzyści finansowe po zakupieniu i sprzedaniu z narzuceniem odpowiedniej marży całych zapasów boty.
Każdy plan ma jednak to do siebie, że coś się musi w nim nie udać. Fizyczną niemożliwością było dokładne wykonanie planu i zabezpieczenie się przed wszystkimi możliwościami. Wszechświat był bowiem na tyle przekorny iż zawsze musiały zaistnieć okoliczności, których nie dało się przewidzieć i zepsuć wszystko. Tak również stało się i tym razem kiedy okręt zaczął być ostrzeliwany przez nieznanych sprawców. Przewodniczący postanowił, jakby to ujął jakiś wojskowy, dokonać taktycznego odwrotu do własnej kajuty w celu połączenia ze stacjonującymi tam siłami, czy coś w tym stylu.
Nawet tego jednak nie udało się dokonać. San Hill był blisko swojej kajuty i kolejnych droidów, które pomogły by mu uporać się z tym zagrożeniem. Jednakże czwórka „gości” liniowca postanowiła mu to uniemożliwić. Pierwsze wrażenie było oczywiste jako, że go rozpoznali. Ktoś zdradził informacje na temat jego podróży a Ci szubrawcy je wykorzystali. Po chwili jednak bankiera naszła pewna refleksja. Skoro oni wiedzieli, to musieli mieć spore środki i kontakty. W tym wypadku zaplanowaliby coś lepszego, aniżeli całe to przedstawienie. Po pierwsze powinni w jakiś sposób sabotować statek, aby ich frachtowiec mógł się połączyć z większą jednostką wziąć go na pokład i odlecieć. Tak się jednak nie stało, co wzbudziło pewne podejrzenia mężczyzny. Gdy bowiem zysk oczekiwany nie zgadza się z zyskiem uzyskanym oznacza to iż nie wzięło się pod uwagę jakiegoś czynnika ekonomicznego.
- Panowie macie nade mną przewagę. Wiecie o mnie więcej niż ja o was. W czyje ręce chcecie abym się oddał? – Przewodniczący postanowił grać na zwłokę i spróbować się czegoś dowiedzieć o swoich przeciwnikach.
- Wygadany co? Pewien bojownik o wolność z chęcią zamieniłby z tobą kilka słów. Nazywa się Rhade i od teraz będziesz jego... gościem honorowym
- Wystarczyło wysłać zaproszenie. Z pewnością doszlibyśmy jakoś do porozumienia w sprawie miejsca i czasu spotkania. Obecna sytuacja narzuca bowiem pewne niemiłe skojarzenia na temat charakteru tego spotkania. Wiecie może panowie o czym chciałby ze mną porozmawiać? – Mimo iż pierwsze wrażenie mówiło, że człowiek będzie niechętny do rozmowy, to mimo wszystko zdradził swojego zleceniodawcę. Rokowało to ciekawe efekty w dalszej rozmowie, więc Hill kontynuował kulturalną rozmowę w międzyczasie powolnym i ostrożnym krokiem zbliżając się do rozmówcy.
-Panie przewodniczący, czy ja wyglądam na mózg tej operacji? Jestem tylko skromnym żołnierzem, wykonuję rozkazy od człowieka, który mimo zdrady z rąk tak zwanych przywódców, nadal walczy o Republikę. O cel... naszego zaproszenia musisz spytać Rhada osobiście. Ale zapewniam, jeżeli chcielibyśmy Cię widzieć martwego, to nie prowadzilibyśmy tej konwersacji.
- Widzę drogi panie iż jesteś inteligentnym człowiekiem, więc rozumiesz na pewno w jakiej sytuacji mnie postawiłeś. Oddawałbym się w wasze ręce bez żadnego zapewnienia odnośnie waszych zamiarów. Mimo iż jestem jedynie skromnym bankierem, to Republika na moją głowę wyznaczyła cenę. Ryzyko iż pan Rhade zechce wykorzystać mnie jako kartę przetargową do odkupienia przychylności Republiki jest zbyt duże. Proponuję więc ustalić jakieś neutralne miejsce spotkania. Czy jest pan uprawniony do dokonywania takiego rodzaju ustaleń? – Słowa człowieka były zaiste uspokajające. Mimo jego pierwotnych gróźb jasno powiedział Hillowi iż mają rozkazy dostarczyć go żywym. Oczywiście w rozkazach zapewne był dopisek „o ile to możliwe”, ale pozostawało mieć nadzieję, że było to napisane małym druczkiem i ta zgraja tego nie doczytała .
- Ha! Biurokraci jak Ty, nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. Nie panie przewodniczący, dla nas nie ma powrotu do Republiki, przeklęci Jedi już o to zadbali. Ale to nie oznacza, że będziemy patrzeć, jak nasze domy płoną od waszych bombardowań, jak nasze dzieci umierają od waszego wirusa. Nie wydamy Cię w ręce WARu, czy skorumpowanego senatu. Wydaje mi się, że wiedza jaką posiadasz o poczynaniach KNSu, będzie wystarczająca nagrodą. A teraz koniec tej zabawy. Nie będzie innego spotkania w innym miejscu. Albo się poddajesz po dobroci, albo będzie bardzo bolało. Tak czy siak, nasza flota zaraz pojawi się w systemie i rozprawi z nikczemnikami, którzy popsuli nasz perfekcyjny plan. Nieważne kto atakuje nas z zewnątrz, dla Ciebie ten pas asteroid to port docelowy. – To już było wszystko czego mógł się dowiedzieć i niosło ze sobą ciekawe wnioski. Mężczyzna może nie zauważył, a może nie zwrócił uwagi iż Hill podchodząc do niego zmienił pozycję względem drzwi do swojej kajuty. Te bowiem były w chwili obecnej nie między rozmawiającymi, a tuż za plecami przewodniczącego. Zaś karta je otwierająca znalazła się w dłoni mężczyzny. Teraz należało tylko rozgniewać tych ludzi, aby zwiększyć element zaskoczenia. Następnie zaś wypowiedzieć magiczne słowo „szumowina”, aby droidy otrzymały autoryzację użycia broni.
- Dziwne. Chyba pomyliliście strony. Biorąc pod uwagę mnie i pana Rhade, to nie ja jestem tym kto bombarduje cywilów Republiki. Wygląda więc, iż źle pana oceniłem i pan to jedynie najemna szumowina.
Wraz z ostatnim słowem Hill odskoczył lekko na bok i do tyłu. W tej samej chwili droidy IG wypaliły zdejmując dwóch przeciwników na których miały cały czas założony namiar. Pozostawało pytanie, czy zdążą uporać się z pozostałymi wykorzystując ich chwilę gniewu i zaskoczenia, czy nie. Hill mógł przez ułamek sekundy czuć się bezpieczny, gdyż po uniku, który wykonał znalazł się za jednym ze swoich obrońców i tuż przed terminalem otwierającym drzwi. Ręka z kartą magnetyczną znalazła się przy czytniku i cichy syk oznaczał otwarcie się drzwi. Zanim jeszcze bankier obróci się i zdążył wskoczyć do pomieszczenia na wpół krzykną polecenie.
- Beta 5 – Kod dla pozostałych oznaczający zagrożenie dla San Hilla powinien zaskutkować ich uruchomieniem i przybyciem na pomoc. Jeżeli bankier przeżyje to całe zamieszanie, to będzie dopiero początek. Dzięki niewyparzonej gębie swojego rozmówcy wiedział, że atakujące liniowiec okręty nie stanowiły największego zagrożenia. Musiał więc czym prędzej skontaktować się z kapitanem okrętu i wprowadzić parę poprawek do jego planu obronnego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Brasidas
Jaszczur
Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Galaktyki
|
Wysłany: Wto 15:29, 28 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Mimo wszystko najemnicy byli profesjonalistami. Dwóch pierwszych padło martwych z dymiącymi dziurami w ciele, ale pozostali rzucili się za winkiel. Kiedy znaleźli się za zasłoną, odpowiedzieli ogniem w kierunku droidów Hill’a. Tymczasem sam przewodniczący wskoczył do swojej kajuty’ aktywując hasłem pozostałych metalowych strażników. Droidy przyjęły rozkaz i dołączyły do pozostałych na korytarzu, który zamienił się w istne piekło. Szybko okazało się, że do pozostałych napastników dołączyło kilu kolejnych, którzy zaatakowali maszyny od drugiej strony korytarza. Mimo swej sporej wytrzymałości, nawet IG nie mogły wytrzymać kanonady, jaka leciała w ich kierunku. Pierwszy padł po kilkunastu trafieniach, kolejne nie miały dużo szans, zwłaszcza, że na korytarzu nie miały żadnej osłony.
Jednak po chwili z korytarza dobiegł szybko powtarzający się odgłos blasterów i jęki ludzkie. Nie minęła chwila, a strzały ucichły. W drzwiach pojawiła się wysoka postać, ubrana w pancerz, trzymająca w dłoniach dwa blastery. San Hill doskonale znał tą istotę. Najemnik na usługach Konfederacji: Durge.
- Radzę odwołać swoje psy przewodniczący. Nie chcę niepotrzebnie niszczyć dobrego sprzętu. – warknął na początku.
Na zewnątrz jedynie trzy droidy nadal stały i trzymały teraz wymierzoną w Durg’a broń. Czekając na potwierdzenie od Hilla rozkazu eksterminacji kolejnego zagrożenia. Choć Muun wiedział doskonale, że to raczej one zostaną zniszczone, niż przerażający najemnik. Obok leżały ciała niemal tuzina napastników, poprzebieranych w dostojne szaty gości. Całe miejsce wyglądało jak po bitwie. Osmalone ściany, dymiące droidy i smród spalonych ciał
- Przysłał mnie Hrabia, abym upewnił się, że bota trafi w nasze ręce i że przeżyjesz tą podróż. Nie chcielibyśmy stracić Muunilist w wyniku przypadkowej śmierci ich przywódcy. – San mógł być pewien, że pod hełmem Durge szyderczo się uśmiechał, wypowiadając ostatnie słowa.
- Na razie oddaję się pod twoją komendę, ale pamiętaj moim priorytetem jest bota, bez znaczenia na koszty i co stanie mi na drodze. Za nią mi zapłacono.
San nie czekał długo. Kiedy sytuacja była już bezpieczna, szybko zaczął szperać przy połączeniu. Oczywiście Muun leciał statkiem incognito, ale kapitan wiedział kim jest. Twarz Sana Hilla była bardzo popularna w Galaktyce w owych czasach. Jednak dzięki temu, kapitan liniowca stawał na łowi, aby zapewnić przewodniczącemu wszelkie wygody. Również dzięki temu, San miał dane bezpośredniej częstotliwości do kapitana Calicar’a. Nadszedł czas, aby wykorzystać ten przywilej i uzyskać trochę światła na całą sytuację.
- Tu Kapitan Calicar… przewod…- Nie wiadomo czemu łączność była bardzo słaba, połączenie pełne było trzasków. Głos kalamarianina zdradzał zdenerwowanie, w eterze słychać było częste wystrzały blasterowe, jakby był w solidnej bitwie – Mam nadzieję, że jesteś bezpieczny panie. Niestety jesteśmy atakowani przez piratów. Proszę trzymać się swojej kajuty i zabarykadować się wewnątrz. Jeżeli masz życzenia postaram się w miarę możliwości wypełnić, ale nasza sytuacja jest ciężka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
|
|