|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Chudeusz
Ja tu tylko sprzątam
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z domu wariatów
|
Wysłany: Sob 21:03, 21 Mar 2009 Temat postu: Wyzwoliciel |
|
|
Misja: Wyzwoliciel
Gracze: Watt Tambor, Godot
Rescusant Tabmora wyszedł z nadprzestrzeni nieopodal Taris. Jego dowódca utrzymał bezpieczny dystans poza zasięgiem skanerów planety, stosując tą samą co dziesiątki razy wcześniej rutynową procedurę. Szybkie rozpoznanie wykazało dwa Maraudery i stację Golan I. Jednostki strzegły olbrzymiej stacji orbitalnej. To na niej skupiło się życie elity na czas odbudowy. To na jej pokładzie Radny miał spotkać się z przywódcą buntowników. Przechwycone przez delikatne czujniki okrętu informacje potwierdzały doniesienia o niepokojach. Radny Tambor przygotowywał się do spotkania z przywódcą rebeliantów. Bothańscy agenci zabezpieczyli miejsce spotkania. Miał to być jeden z licznych hoteli dla bogatych gości. Babylon. Obcy często się w nim zatrzymywali głównie ze względu na renomę i reklamy obiecujące każde z możliwych środowisk. Od wielkich wodnych zbiorników po oblodzone pustkowie z temperaturami grubo poniżej zera. Do wylotu pozostało niespełna 15 minut.
Stacja Orbitalna
Godot niecierpliwił się. Radny jeszcze się nie pojawił. Żaden z jego ludzi obstawiających wszystkie doki na stacji nie zameldował niczego podejrzanego. Czyżby obecny rząd planety naprawdę niczego nie podejrzewał? Mężczyzna rozejrzał się po kawiarence. Najbliższe stoliki zajmowała jego wierna ochrona zajęta sączeniem różnych podejrzanie wyglądających płynów. Sytuacja na planecie była już zupełnie jasna. Setki żołnierzy czekały na sygnał do ataku. Tym razem widmo głodu zjednoczyło wszystkich. Biedota i nawet niektóre gangi z dolnych poziomów zawiesiły wzajemne wojny. Te negocjacje to być albo nie być dla planety i jej biednych mieszkańców. Elita i bogacze nie przejmowali się ich losem. Armia najemników i siły obronne Taris utrzymywały jeszcze porządek. Nikt jednak nie wiedział jak długo może potrwać taki stan rzeczy. Do baru podszedł kolejny dziwnie wyglądający mężczyzna i zamówił stek z nerfa po czym usiadł z boku z zapałem zjadając posiłek. Młoda piękna kobieta dosiadła się do niego ze swoim daniem. Kolejna zakochana para podróżnych. Godot nie miał jednak czasu na drobiazgi. Komlink odezwał się cicho.
Wszystko gotowe, przekupiliśmy strażników, nikt nie powinien wam przeszkadzać. Czekamy na Obiekt T.
Oczekiwanie przeciągało się gdzy nagle jak grom z nieba spadł na Godota kolejny meldunek przez komlink.
Jedi dowiedzieli się o naszych planach są na stacji, wiemy już że obecność okrętu Republiki nie jest przypadkowa. Mają Cię porwać. Na pewno wysłali komandosów klonów Uciekaj jak najszybciej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
|
|
Wat Tambor
Radny
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 214
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skako
|
Wysłany: Nie 17:48, 22 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Tambor spędził podróż do systemu Taris w swoim gabinecie przeglądając dane, zdobyte przez Bothan. Wielogodzinna trasa w nadprzestrzeni, przerywana przystankami, które miały za zadania zmylić ewentualny pościg, upłynęła radnemu w ciszy i spokoju. Enklawa gabinetu zakłócana była jedynie przez droida sekretarza sporadycznymi wizytami. Czasem Tambor pozwolił sobie na chwile relaksu przeglądając kolejną listę rzeźb jaką postanowił zorganizować z nowo przyłączonych światów. Rodia, Druckenwell to tylko kilka najznamienitszych osiągnięć Tambora. Z przemysłowego świata zabrał również wyśmienitą kawalkańską kawę, którą pił kilkakrotnie podczas podróży.
Tuż przed wyskoczeniem do systemu Taris, zgodnie z doskonale znanym i już zaakceptowanym zwyczajem, Tambor pojawił się na mostku i stanął koło wysokiego twi’lekańskiego kapitana. Kapitan przywitał Tambora skinieniem głowy. Obaj pracowali ze sobą już od około roku i doskonale znali swoje możliwości jak i także drobne braki w wiedzy. Dlatego też twi’lek nigdy nie wtrącał się w dyplomatyczne poczynania Tambora. Za to Tambor zawsze pozostawiał kapitanowi wszelkie decyzje militarne. Czasem tylko podpowiadał lecz przede wszystkim starał się uczyć. Nauka nigdy nie idzie w las, pomyślał skakoanin. W końcu nie wiadomo jak się mogą potoczyć z pozoru tylko dyplomatyczne misje.
Gdy wyskoczyli z nadprzestrzeni ujrzeli planetę i obronne okręty unoszące się niedaleko stacji na której Tambor miał się spotkać z Godotem.
- Proszę przygotować okręt do starcia z tymi statkami. - Polecił Tambor.
Skakoanin nie miał pewności do kogo należą te okręty, wolał jednak nie ryzykować. Spojrzał na kapitana i ponownie się do niego odezwał.
- Proszę być czujnym i niczego nie robić bez mojego wyraźnego rozkazu. - Spojrzał na chronometr, który wskazywał piętnaście standardowych minut do startu i odlotu na powierzchnię stacji.
Nikomu nic nie tłumacząc skierował się do wyjścia z mostka i podążył do małego pokoju usytuowanego na zapleczu mostka. Czasem z niego korzystał, gdy nie miał już czasu wrócić do swojego gabinetu a potrzebował ciszy, aby uspokoić myśli. Na szczęście jako istota zaradna i posiadająca wiele przepastnych kieszeni w swoim skafandrze zabrał ze sobą najważniejsze dane z gabinetu. Choćby dokładny plan wizyty na Taris. Tuż przed wyjściem Tambor spytał jeszcze kapitana jakie są szansę na wygranie pojedynku z obecnymi siłami wroga.
Gdy tylko przekroczył drzwi małego pomieszczenia, kierując się do biurka, już trzymał w dłoni, odzianej w czarną skórę, kartę detapadu z której miał zamiar przypomnieć sobie wszystkie szczegółowe dane. Usiadł wygodnie i pchnął kartę do czytnika. Przed jego oczami ukazała się niebieska, holograficzna tablica, na której przemykało mnóstwo informacji. Teraz Tambor musiał wyłowić te najważniejsze. Poszukiwał wszelkich informacji jakie tylko mogłyby mu podpowiedzieć do kogo należały okręty. Tambor nigdy nie lubił narażać się na niepotrzebne niebezpieczeństwo, jednak gdy już to robił, chciał być jak najlepiej przygotowany. Ręką dotknął holograficznej tablicy i wpisał kilka zapytań na które miał nadzieję uzyskać odpowiedź. Pytania jakie nasunęły się najszybciej były oczywiste.
[off] Sorki, Chudy, że wykorzystuję Ciebie jak Wookiepedie, ale chciałbym więcej informacji na temat mojego spotkania
Oto wklepane pytania przez Tambora
- Do kogo należą okręty?
- W jaki sposób, bezpieczny sposób, Bothanie zaplanowali przedostanie się na stację.
- Tambor miał podlecieć recusantem czy na jakimś małym stateczku?
Wcześniej spytałem jeszcze kapitana czy przetrwamy spotkanie z siłami obronnymi.
To chyba wszystko
[/off]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Wat Tambor dnia Nie 17:50, 22 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Godot
Vista Lover
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 4:05, 23 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Nie była taka zła, nie była najgorsza. Chociaż pijał lepsze, nie żałował wydanych kredytów. Bardziej go irytował fakt, że powoli lista kaw którą sobie przygotował do wypróbowania z tutejszego repertuaru nieubłaganie zbliżała się do końca. Definitywnie mógł czekać na pana Tambora mając przed sobą kolejnych tysiąc kubków do starannego przetestowania, ale teraz...heh. Zerknął dyskretnie w kierunku swojego osobistego ochroniarza, aktualnie żłopiącego jakiś tani alkohol. Ten to miał dobrze, tak niewiele brakowało mu do szczęścia! Szczęścia, o którym nie mogli mówić mieszkańcy dolnych warstw tej planety. Szczęścia, którego absencja drażniła go i usprawiedliwiała działania, które podejmował. Gnuśna elita była już tak spasiona, że ich wielkie, obleśne brzuszyska przysłaniały im całe pole widzenia, przez co on i Ci biedniejsi mogli spokojnie zrzucić rządzących z hamaka. I chociaż pilnował ich pies na łańcuchu przybitym do drzewa, sam również był ślepy i leniwy. Tak właśnie wyglądała armia i rząd Taris...
Chociaż doskonale wiedział, że jeśli obudzi psa i da szansę spasionym oddać, to może zginąć więcej osób niż potrzeba. W końcu ludzie którzy raz wleźli na tron, dobrowolnie z niego nie zejdą. Będą gryźć, kopać i pluć, rozpaczliwie trzymając się oparcia, płacząc i krzycząc. Godot nie mógł dać im na to szansy. Musiał poczekać aż zapadną w drzemkę i wtedy, jednym, sprawnym ruchem, wysłać ich na dywan pełen okruszków i plam które pozostały po jedzeniu które wypadło im z tłustych, trzęsących się łap, podczas gdy biedniejsi umierali z głodu.
A że władcy do najlżejszych nie należeli, by ich dźwignąć potrzebował drugiej pary rąk. Z jej posiadaczem miał się dzisiaj tutaj spotkać. Oczywiście, zawsze coś musi skomplikować całą sytuacje. W tym wypadku, zaczynało się na J, a kończyło na I. Uśmiechnął się i sam wysłał wiadomość
-Ha! Pora zacząć maskaradę. Powiadomcie T o przyjęciu. Informujcie o gościach na bieżąco.
Doskonale wiedział, że jego znakiem charakterystycznym, jego symbolem, stała się maska, wizjer który nosił na górnej połowie twarzy. Zapewne to właśnie nią kierują się poszukujący. A że nie była jakimś specjalnym artefaktem artefaktycznej artefaktyczności, a jego pani doktor i tak konstruowała kilka zapasowych, zawczasu przygotował kilka osób, które będą mogły grać jego rolę i zmylić poszukujących.
Dopił ostatnie krople czarnego, gorącego płynu. Postawił kubek, uderzając nim nieco mocniej niż zazwyczaj. Dwie osoby, niski mężczyzna i młoda kobieta, natychmiast to podchwyciły i wstały. Nie było czasu do stracenia.
-...jesteśmy jak ryba w rzece, na którą zaczaił się wędkarz, chcący pochwycić ją gołymi rękoma. Wbrew pozorom, nie jest to trudna sztuka-jeśli ta nie pływa, jest banalna. Jeśli jej ruch jest przewidywalny, też jest to proste. Dlatego my skomplikujemy naszym przyjaciołom sprawę i wpuścimy do wody inne, identyczne rybki...
[off]
Wybaczcie że post krótki, ale chciałem się upewnić co do kilku rzeczy, ale że już Chudego nie dorwałem, to musiałem z nich zrezygnować.
Mam nadzieje, że w pamięci mojego wyświetlacza od dawna tkwi mapa stacji, dzięki której będę mógł radośnie wybierać najmniej oczywiste drogi ku zbawieniu? Godot dąży nadal do spotkania z Watem, więc kieruje się do doków, jednocześnie korzystając z raportów i znajomości terenu do unikania porywaczy. A jeśli Wat zrezygnuje ze spotkania, to nadal idziem do doków, bo trzeba uciekać.[/off]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Godot dnia Pon 13:42, 23 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Chudeusz
Ja tu tylko sprzątam
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z domu wariatów
|
Wysłany: Pon 23:14, 23 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Pokład "Talyc Gra'tua" kajuta Watta Tambora
Radny pochylił się nad Datapadem, po raz kolejny analizując dane które skłoniły go do podjęcia niebezpiecznej misji. Godot był stosunkowo świeżym nabytkiem konfederacji a jego lojalność nie została jeszcze sprawdzona. Nie ulegało jednak wątpliwości, że z racji zależności od medyków KNSu zdrada jest mało prawdopodobna. Przelatujące dane wywiadu również wyglądały zachęcająco. Wiek, wzrost, waga, kolor wizjera. Motywy przyłączenia się do KNS. wszystko układało się w sensowną całość. Teraz kiedy jego działania były bliskie kulminacji, potrzebował kogoś, kto może mu obiecać góry kawy za oddanie planety w ręce Konfederacji. Brzęczący dźwięk interkomu przerwał radnemu czytanie danych. Lekko zirytowany włączył holoprzekaźnik. Projektor wyświetlił znajome oblicze kapitana.
- Ekhem , Melduje, że dokonaliśmy rozpoznania, Oba Maraudery I Golan należą do obrony planetarnej Taris i nie stanowią większego zagrożenia chyba że zażyczy pan sobie zaatakować Golana co stanowczo odradzam. Nasi agenci donieśli, że na stacji zadokował okręt republiki. To niewielki krążownik klasy Thranta i również nie powinien stanowić zagrożenia. W razie komplikacji na Pokładzie mamy całą brygadę droidów.
Kapitan wydawał się być zrelaksowanym obcym. Może nawet nieco zbyt zrelaksowanym.
Panie Radny przypominam, że prom którym ma pan polecieć na stację czeka w hangarze dobrze byłoby gdyby... Mężczyzna najwidoczniej przypomniał sobie do kogo mówi, i skończył już znacznie grzeczniejszym tonem. ... gdyby odlot się nie opóźnił. Prom ma przylecieć na stacje zgodnie z rozkładem w ciągu najbliższych 10 minut.
- Zrozumiałem Kapitanie - Ton Radnego nie zdradzał żadnych wątpliwości co do tego kto tutaj rządzi.
Tambor spokojnie doczytał szczegóły spotkania. Przyleci cywilnym promem jako przedstawiciel jednej z Kompanii górniczych, Uda się do pokoju hotelowego gdzie spotka się z Godotem, szybko, czysto i bez komplikacji. A przynajmniej tak zakładał Bothański wywiad.
Watt udał się powoli w kierunku hangaru w którym czekał na niego cywilny prom pasażerski. Niewielki statek był częstym środkiem transportu, przewożącym przedstawicieli korporacji i co bogatszych mieszkańców Republiki. Radny spojrzał na oczekujących przed pojazdem ochroniarzy. Zdecydowanie czterej Magna Guardzi odstawali wyglądem od pozostałej ósemki. Zabranie ich utrudni wtopienie się w tłum. Z drugiej jednak strony, nikt nie zapewnia takiej ochrony jak cztery śmiercionośne maszyny...
- jesteśmy gotowi do odlotu, wystarczy pański rozkaz - Pilot promu zameldował krótko i zwięźle.
================
Korytarze stacji orbitalnej
Kiedy tylko opuścili kawiarnię Godot poczuł dziwne ukucie w karku, coś jakby dawno zapomniany zapach, odczucie, moc. Ktoś we wnętrzu kawiarni musiał posłużyć się mocą. Niepokój w sercu Godota wzrósł znacząco. Jeżeli tam był jedi mogło to oznaczać tylko kłopoty. Szybko zmienił kierunek marszu kierując się licznymi skrótami, klucząc i oglądając się przez ramie, zdawało mu się kilkakrotnie, że widział mężczyznę z kawiarni. Raz mignęła mu uśmiechnięta twarz dziewczyny. Do spotkania z radnym pozostało coraz mniej czasu a on zamiast zbliżać się do celu oddalał się od niego czując na plecach oddech swoich prześladowców, a może to było tylko złudzenie?
Yamm klepnął w ramię swojego wódodawcę,
Od dwóch skrzyżowań idzie za nami ten młody gnojek z baru, zaczekać na niego?
Mimo że wyglądał na lekko zawianego nadal szedł ramię w ramie z Godotem i z pełnym profesjonalizmem rozglądał się dookoła.
Godot znowu doświadczył owego dziwnego uczucia, kimkolwiek był ten dzieciak korzystał z mocy jednak czynił to nieudolnie. Były jedi musiał szybko podjąć decyzję co dalej, zwłaszcza że czas działał na jego niekorzyść. Do spotkania z radnym pozostało zaledwie kilka minut.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Wat Tambor
Radny
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 214
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skako
|
Wysłany: Czw 20:32, 26 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Tambor stał przed swoimi ochroniarzami i rozważał wszystkie za i przeciw zabranie ze sobą droidów. Odchylając lekko głowę na bok zajrzał za stojących w pierwszym rzędzie MagnaGuardów. Tuż za nimi stało osiem droidów B-1, którzy sprawiali wrażenie znacznie mniej bojowe. Szybko zdecydował, iż nie zabierze ze sobą tych ośmiu droidów, które w gruncie rzeczy uważał jedynie za mięso armatnie.
Stworzone droidy przez Unie Technokratyczną powinny napawać dumą ich twórcę i prezesa. Jednak Tambor nigdy nie odczuwał takiego uczucia patrząc na podstawową wersje droidów jaka służyła w wielkiej armii separatystów. Droidy typu B1 produkowane były od bardzo dawno a przez ten czas wprowadzono tylko kilka ulepszeń. Najlepszą cechą tych droidów była cena. Najtańsze z najtańszych. Tambor nigdy nie powierzyłby ochrony swojej osoby najtańszemu produktowi. Bo tym były roboty - produktem. Na szczęście seria B ewoluowała i powstały znacznie lepsze SBD oznaczane również B2. Jednak te droidy mimo, że znacznie lepsze niż B1, nadal nie były wystarczające dla wymagającego przewodniczącego, więc postanowił nawet ich nie wzywać.
Tambor gestem odegnał wszystkie droidy B1, które wykonały jego polecenie i opuściły hangar. Teraz na placu pozostał już tylko Tambor i czterej MagnaGuardzi. Pilot siedział już za sterami i przed chwilą oznajmił gotowość do startu.
Skakoanin wpatrywał się w wysokich, odzianych jedynie w lekko zwisającą pelerynę, droidów i podziwiał dzieło swojej firmy. Tym razem czuł dumę i satysfakcję. Każda z maszyn trzymała w dłoni dwustronną pikę mocy która pozwalała nawet na obronę przed Jedi i ich świetlnymi mieczami. Beznamiętne twarze emanowały spokojem i pewnością siebie. Tambor podzielał to uczucie. W otoczeniu tych maszyn czuł się bezpiecznie i nie zamierzał rezygnować z tego komfortu. Przechodząc koło droidów gestem ręki nakazał im podążać za sobą. Tambor jako istota dość specyficznej i rzadko spotykanej rasy w galaktyce i tak miałby problemy z wtopieniem się w tłum.
Gdy stopy obcego spotkały się z rampą statku kolejna myśl zawitała w umyśle Tambora. Zatrzymał się a podążające za nim maszyny zrobiły to samo. Tambor podniósł komlink do ust. Postanowił wymienić wcześniej zaplanowaną obstawę droidów B1 na BX. Była to seria droidów komandosów, kolejne wspaniałe dziecko Baktoid Combat Automata.
Tambor stał oczekując na przybycie kolejnych ochroniarzy. W momencie gdy kolejne cztery roboty komandosi dołączyli do obstawy, Tambor pewnym krokiem wszedł na pokład promu. Udał się do miejsca specjalnie przygotowanego dla niego i rozkazał pilotowi startować.
W głowie cały czas krążyły mu słowa kapitana związane z republikańskim promem Thranta. Prom bez wątpienia nie był zagrożeniem dla "Talyc Gra'tua" jednak dla drobnego okrętu, w którym znajdował się teraz Tambor, stanowił niebezpieczeństwo. Choćby przez roztrzaskanie się o kadłub promu separatystów. Tambor odepchnął od siebie katastrofalne myśli potrząśnięciem głowy. Pewnie złapał za komunikator i rzekł:
- Kapitanie, proszę cały czas pilnie obserwować okolicę. Jeśli pojawi się jakieś większe niebezpieczeństwo... - Urwał na chwilę. - Jakiekolwiek niebezpieczeństwo - poprawił się skrzętnie a potem kontynuował - proszę natychmiast mnie informować. Ufam w pańskie talenty. - Rzucił ostatnią uwagę i się rozłączył.
Wyjrzał przez okno i spoglądał na wielką stację na którą się kierował. Miał nadzieję dotrzeć tam bezpiecznie. Teraz był najniebezpieczniejszy moment, myślał Tambor, gdy dolecę droidy powinny mnie ochronić.
[off] Jeśli BX Comando nie zostało jeszcze wprowadzone to wtedy niech zostaną same 4 MagnaGuardy [/off]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Godot
Vista Lover
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:06, 03 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Znak od Mocy w takim momencie był ostatnią rzeczą, której spodziewałby się w obecnej sytuacji. Głównie dlatego, że jego kondycja nie była najlepsza-chociaż odzyskiwał wprawę w kierowaniu jej przepływem, miał czasem wrażenie, że oślepły nie tylko jego oczy, ale też ta część jaźni Jedi, która odpowiadała za deszyfracje sygnałów od Mocy. Gdyby było inaczej, nie musiałby polegać na kawałku technologii tkwiącym na jego twarzy! Było to jednak bardzo niepokojące. Nie wiedział, czy do Zakonu dotarły jakieś plotki o fakcie, że jest Mocowładnym. Przyjęcie nowej tożsamości wiązało się również z tym, że chciał ten fakt ukryć jak najdłużej, by uzyskać w ten sposób chociaż minimalną przewagę.
Pytanie. Czy jeśli Jedi rzeczywiście daliby się zwieść, użyliby swoich zdolności tam, w kawiarni, w taki łatwy do zauważenia sposób? Jeśli on, przygłuchy na pieśni Mocy, był w stanie to zauważyć, dla każdego innego byłby to huk eksplozji bomby.
Więc, czy było to niedopatrzenie, czy może celowa zagrywka, mająca wpędzić go w pułapkę? Osłabić jego czujność, nakazać mu myśleć, że jest to robota amatora, który nie potrafił zamaskować swojej aktywności...tak. Jeśli jego przeciwnicy wiedzieli, że potrafiłby wychwycić taki sygnał, byłaby to idealna metoda sprawdzenia, który z Godotów jest prawdziwy. Z pewnością przybyli tutaj wiedząc, że będą naśladowcy. A tylko ten właściwy byłby w stanie wyłapać...
Na szczęście, miał Yamma. Problem polegał na tym, że jeśli tenże "gnojek z kawiarni" tylko udawał fajtłapę, Kornagg mógłby mieć problem. A dawno nie miał okazji na pobawienie się swoim ukochanym wibrotoporem...
Pani Doktor nie odzywała się, gryząc nerwowo dolną wargę. Jej ręka też kierowała się ku broni, chociaż sama blondynka pewnie nie miała o tym o pojęcia. Zdecydowanie, nie był to bezstresowy spacer pod światłem księżyca.
Oczywiście, zawsze pozostawała możliwość, że ten mężczyzna działał na własną rękę. Hej, to byłoby nawet ciekawe. Z drugiej strony, nie mógł zapomnieć o dziewczynie. Może to ona była główną sprawczynią tej małej paranoi, w jaką powoli wpadał? Hah! To w końcu część kobiecej natury, doprowadzać mężczyzn do szaleństwa.
Najgorsze jednak było to, że nie widziało mu się zostawienie Yamma samego tutaj, a oddzielenie się od Verzy było absolutnie niedopuszczalne-w każdej chwili mógł potrzebować jej fachowej pomocy.
-Zajmiemy się nim razem. W jakimś sprzyjającym nam pomieszczeniu ja i Celesa skryjemy się, a Ty przywitasz gości. Jeśli okażą się być kłopotliwi, nasza pani szalona naukowiec spróbuje ostudzić ich zapał jedną ze swoich strzałek-kołysanek.
Hej, może spóźni się na kawę z radnym, w dodatku mógł trafić na w pełni sprawnego Jedi, ale w tym wszystkim było coś pociągającego. Jeśli to naprawdę ktoś działający niezależnie od Zakonu, mogliby zyskać potencjalną Mocowładną osobę do obrobienia...
Chociaż nie był pewien, czy tego właśnie by chciał. Wciąż miał pewne wątpliwości, które musiałby najpierw rozwiązać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Chudeusz
Ja tu tylko sprzątam
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z domu wariatów
|
Wysłany: Sob 16:26, 04 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Prom radnego zadokował z 20 minutowym opóźnieniem. Watt czekał na otwarcie śluzy i już wkrótce wymaszerował razem z eskortą. O ile seria BX była mało znana i nikt nie zwrócił na nietypowe droidy uwagi to obecność czterech przeszło dwumetrowych magna guardów zdawała się wręcz wołać "Tu jest ktoś bardzo ważny" Celnikom nawet nie drgnęła powieka kiedy przyjmowali gościa z sektora korporacyjnego, nikt nie odważył się też zapytać o droidy. Z pewnością jednak odpowiednie władze zostaną poinformowane o przybyciu kogoś ważnego jak tylko orszak zniknie za zakrętem korytarza.
Tambor przez nikogo nie niepokojony dotarł do wybranego pokoju hotelowego, jednak mimo dokładnego sprawdzenia pomieszczenia nikogo tam nie było. Nieco zaskoczony radny zamierzał Chwilę poczekać gdy przed drzwiami pokoju zjawił się sam Gubernator Taris w asyście dwóch ochroniarzy. Drzwi otworzyły się z cichym sykiem okazując Tamborowi grubego mężczyznę w sile wieku. Ubrany był gustownie i naprawdę bogato, drobne detale wskazywały jednoznacznie na wysoki status majątkowy i społeczny przybysza. Nawet gdyby radny nie widział hologramu Gubernatora domyśliłby się że rozmawia z kimś ważnym.
wybaczy pan owo niezapowiedziane najście, ale nie często na naszej skromnej stacji pojawiają się goście takiego formatu. Mężczyzna bardzo grzecznym i równie niebezpiecznym tonem zwrócił się do radnego
Pan Watt Tabmor jak się nie mylę? Czy może mi pan poświęcić nieco ze swojego niezwykle cennego czasu?
Komunikator w hełmie radnego rozbrzmiał cichym piskiem. Oprócz dwóch strażników przy drzwiach w pobliżu znajdowało się jeszcze 20 uzbrojonych ludzi. Droidy eskorty oceniły zagrożenie życia radnego na 5%.
----------------
Trójka uciekinierów wpadła do jednego z pomieszczeń technicznych łączących sektor 4 z przejściem serwisowym systemu uzdatniania wody. Godot zmęczony po dość dużym wysiłku stał przywarł plecami do ściany podczas gdy jego ochroniarze zajęli się ścigającym ich młodzieńcem.
Młody Padawan którym okazał się mężczyzna z knajpy nie dał się całkowicie zaskoczyć. Co prawda topór Yamma zranił go w ramię ale nie zdołał go unieszkodliwić. Chłopak wyskoczył niemal pod sufit unikając przy okazji trafienia z blastera pani doktor. Kobieta z pewnością była lepszym lekarzem niż strzelcem.
W rękach stojącego naprzeciwko ochroniarza młodzieńca pojawił się fioletowy miecz świetlny, Jego ciche buczenie i poświata nadawały niesamowitego wyglądu całej scenerii.
- Jesteś gejem czy co?
Yamm wyszczerzył zęby w uśmiechu chcąc zdenerwować i zdekoncentrować przeciwnika. Przeciwnik w odpowiedzi zakręcił młynka mieczem a Godot wyczuł jego rozpaczliwe wołanie o pomoc, strach, gniew i niepewność targały emocjami padawana. Zakon musiał być w strasznym stanie skoro puszczali na akcje takich dzieciaków jak ten.
- Aresztuje Cie w imieniu zakonu Jedi. Poddajcie się i... Nie dane było młodemu padawanowi skończyć przemowy. Snop iskier wystrzelił ze skrzyżowanych broni. Yamm zaatakował zdradziecko tnąc od dołu, Padawan zrewanżował się unikiem i zamaszystym bocznym cięciem. Z trudem sparowanym przez najemnika. Chłopak rozkręcał się najwyraźniej zapominając o zasadach zakonu, Zasypał przeciwnika gradem ciosów z których przynajmniej jeden doszedł celu. Swąd palonego ciała zlał się z jękiem bólu młodego jedi. Yamm nie miałby najmniejszych szans gdyby przeciwnik go nie zlekceważył. Miecz musnął bok grubasa przypalając mu boczek, on sam zaś cisnął toporem za znajdującym sie w powietrzu przeciwnikiem. Zarówno topór jak i Jedi upadli w tym samym momencie. Ostrze zagłębione było w klatce piersiowej mężczyzny. Konający dzieciak leżał teraz w kałuży krwi u stóp Godota. Yamm natomiast klął w kilkunastu językach podczas gdy pani doktor go opatrywała.
Nagle przez drzwi wpadł do środka granat soniczy, Godot błyskawicznie odesłał go tam skąd przyszedł przy użyciu telekinezy. Eksplozja zaowocowała serią strzałów z blasterów i pojawieniem się kolejnego Jedi. Tym razem znacznie potężniejszego od zabitego padawana. Żeby przepełnić czarę goryczy odezwał się comlink.
Wszyscy na pozycjach czekamy na rozkaz ataku, jak negocjacje z Tamborem?
ze wszystkich sekcji dobiegały meldunki o gotowości do wybuchu powstania między innymi ten jeden najważniejszy.
Watt Tabmor dotarł na stacje, podobno jest u nie go Gubernator Taris, Jakie rozkazy?
Na biedną głowę Godota spadło wszystko na raz, tym razem nie było miejsca na błędy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Wat Tambor
Radny
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 214
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skako
|
Wysłany: Wto 19:59, 14 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Tambor przyjrzał się uważnie opasłemu mężczyźnie, który wręcz ociekał bogactwem i władzą. Skakoanin w milczeniu obserwował gubernatora, który oznajmił pewnym tonem swoje zamiary. Słowa jedynie musnęły świadomość radnego, ale wszystko zostało skrzętnie zapamiętane przez analityczny umysł Tambora, który ciągle oczekiwał na raport o zagrożeniu ze strony ludzi gubernatora od swojej ochrony. Gdy tylko został poinformowany o procentowym stosunku szans przeżycia do śmierci pozwolił sobie na lekki uśmiech na twarzy. Uśmiech, który i tak nigdy nie zostaje zauważony, chyba, że Tambor wykona jakiś gest, który uwydatni na zewnątrz jego ruch ustami. Tym razem jednak nic nie zrobił. Jedynie wpatrywał się swoimi osłoniętymi oczami w grubego Gubernatora. Skłonił lekko głowę i odezwał się pewnym głosem.
- Nie myli się pan - rzekł Tambor odpowiadając na pierwsze wypowiedziane pytanie przez człowieka. - Oczywiście, że może pan zając mi czas. Jak pan widzi, chwilowo jedyne co robię to wypoczywam, a czas na rozsądną i, mam nadzieję zyskowną, rozmowę zawsze mam czas. - Odparł uprzejmym tonem jednak nie przymilnym.
Tambor postanowił wysłuchać tego co Gubernator ma do powiedzenia. W gruncie rzeczy mógł w ten sposób spędzić czas oczekiwania na Godota. Mimo pojawienia się opasłego mężczyzny nadal zamierzał dobić targu z Godotem.
Z drugiej strony gdyby jednak coś powstrzymał Godota, Tambor mógłby wejść w układ z gubernatorem. Dogadać się z obecną władzą i przyłączyć Taris do Konfederacji. W obu przypadkach Tambor wygrałby. Ponownie uśmiechnął się pod maską. Ale takie rozwiązanie jest dopiero drugie w kolejności.
Podczas przemyśleń Tambora, gubernator chciał już przemówić, jednak wyciągnięta dłoń powstrzymała go.
- Dobieraj rozważnie swe słowa, gubernatorze. - Oznajmił basowym tonem i powstał. Podszedł do jednego IG-100 i cichym tonem powiedział, ale tak aby nikt nie usłyszał. - Jak tylko Godot nawiąże kontakt, natychmiast mnie informować. - Odwrócił się do gubernatora, który oczekiwał na zachętę Tambora. - Mógłby pan zacząć od oficjalnego przedstawienia się.
Tambor wpatrywał się w, miał nadzieje, lekko speszonego gubernatora.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Godot
Vista Lover
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:57, 16 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Widok umierającego padawana nie był pocieszający, czy satysfakcjonujący. Wręcz przeciwnie. Towarzyszył mu gorzki, nieprzyjemny posmak; zupełnie inny niż ten, który czekał na niego w termosie. Nie mógł powstrzymać swojego ochroniarza, gdyż chłopak zdecydowanie był zbyt blisko Ciemnej Strony; minimalne zaburzenie koncentracji miłośnika wibrotoporów, chwilowe wahanie mogło zaważyć o jego śmierci.
Nie był to również czas na kawowe przemyślenia; ba! Jeśli nie wymyśli czegoś błyskotliwego, będzie miał bardzo dużo wolnego czasu, który będzie mógł przeznaczyć na wymyślanie nowych kombinacji smakowych...bez możliwości ich wypróbowania. Zdecydowanie, nie była to pociągająca perspektywa. W dodatku, czas nie działał na jego korzyść. W przeciwieństwie do układu pomieszczeń. Z planów wynikało, że do pomieszczenia tego prowadzą tylko dwie drogi; zablokowanie ich efektywnie uwięzienie Godota wraz z jego prześladowcami w tych okolicach. I mimo wszystko, nie wydawało mu się, by komandosi republiki-niezależnie jak wspaniali-byli w stanie wystrzelać swoją drogę do domu. Chociaż, z drugiej strony, mogli go zaskoczyć. Miał nadzieje, że Jedi okażą się rozsądni i otoczeni, złożą broń. To byłoby najlepsze wyjście. Dlatego korzystając z comlinku i wcześniej ustalonego szyfru, zwięźle nakazał przybycie posiłków i ostrzeżenie Gubernatora przed Jedi. Oby nie okazało się, że partner (Mistrz?) uśmierconego dostrzeże ukryte intencje w jego słowach, byłoby to wysoce niekorzystne. Szczególnie, że musiał grać na czas-mimo, iż niegdyś był dumny ze swojej sprawności, teraz nie ufał swojemu ciału i połączeniu z Mocą na tyle, by ryzykować starcie z innym Mocowładnym.W dodatku, jeśli tamten miał za plecami kilka lub kilkanaście blasterów...
-Wstrzymaj banthy, Jedi. Godot uniósł dłoń, dając swoim towarzyszom znak, by nie podejmowali się żadnych pochopnych działań. -Również nie jestem zadowolony z tego, jak skończył i nie mam ochoty widzieć więcej martwych, zarówno po Twojej, jak i mojej stronie. W końcu... Uśmiechnął się. -Jestem wojownikiem sprawiedliwości. Na pewno uda nam się dojść do jakiegoś cywilizowanego rozwiązania, inna sprawa, że wolałbym porozmawiać bez obecności Twoich przyjaciół, przy dziesiątce wycelowanych we mnie blasterów...czuje się nieswojo. Tobie też przydałaby się chwila na ochłonięcie, prawda? Od tej decyzji może zależeć wiele żyć...kawy?
Miał nadzieje, że uda mu się zdobyć choć kilka minut. Było to...frustrujące. Kiedyś wymusiłby na przeciwniku uległość, teraz musiał o nią zabiegać. Jeśli ten jednak uzna, że najlepszym narzędziem negocjacji jest miecz świetlny, może zrobić się gorąco, zupełnie jak w jego kubku jeszcze nie tak dawno temu. Z jakiegoś powodu, robił się bardzo spragniony. Na wszelki wypadek przypomniał sobie okoliczne korytarze i skróty, gdyby musiał uciekać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Chudeusz
Ja tu tylko sprzątam
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z domu wariatów
|
Wysłany: Nie 19:01, 26 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Godotowi nie dane było skończyć przemowy, do środka wpadł kolejny granat, tym razem oślepiający, Przeciążone filtry maski nie wytrzymały i najzwyczajniej w świecie spaliły się próbując uratować oczy Godota przed nadmiarem światła. Również jego ochroniarze nie zdołali uniknąć skutków wybuchu. Kobieta oddała serię strzałów na oślep, w odpowiedzi do środka wpadła kolejna porcja boltów i jeszcze jeden granat. Yamm próbował go wyrzucić, jednak nie zdążył ogłuszony upadł na plecy i legł obok swojej niedawnej ofiary bez przytomności. Również pani doktor miała dość, widząc upadek swojego towarzysza rzuciła broń i usiadła pod ścianą obejmując kolana rękoma, była medykiem a nie wojownikiem. Godot również nie miał powodów do radości. Nic nie widział a w dodatku coś ciepłego ściekało mu po nodze, postrzelili mnie, pomyślał w panice. Chwile później do jego nozdrzy dotarł zapach kawy. Oberwał w termos...
Jedi po omacku wymacał torbę i właśnie skończył zmieniać sobie wizjer, Uaktywnił go tylko po to by ujrzeć wymierzone w siebie lufy blasterów. Nie wszystko poszło dokładnie po jego myśli.
Stacją wstrząsały eksplozje i zewsząd słychać było odgłosy strzelaniny. Najwyraźniej jego ludzie doskonale sobie radzili, Potwierdziło to nagłe wtargnięcie do pomieszczenia rannego człowieka, zameldował on że są otoczeni przez jakichś nieznanych ludzi i obcych. Godot wyczuwał w pobliżu jedi, jednak gdziekolwiek on był znajdował się poza zasięgiem wzroku Godota.
-------------------------------
Gubernator uśmiechnął się oblizując wargi, ciekawe czemu ludzie zawsze oblizują wargi, czyżby ta odrobina śliny ułatwiała im kłamanie?
- Jak pan słusznie zauważył jestem gubernatorem tej skromnej planety która ma zaszczyt gościć pana i pańskie droidy nazywam się ...
Huk eksplozji przerwał wywód grubasa, droidy natychmiast zajęły pozycje przy drzwiach jednak ich interwencja nie była konieczna. Z oddali dobiegły okrzyki i błagania o litość mordowanej eskorty gubernatora. Gwałtowna wymiana ognia z blasterów ucichła równie szybko jak się zaczęła.
Z głebi korytarza dobiegł donośny głos.
- Przybywam w imieniu Godota, zatrzymały go walki na stacji ale lada moment powinien dotrzeć. Panie radny widzę że schwytał pan Gubernatora. Jego śmierć znacznie ułatwi nam pokonanie reszty obrońców.
Trudno było sobie wyobrazić żałośniejszą minę niż tą którą miał w tym momencie gubernator, zwłaszcza ze członkowie jego eskorty nie zachęcani przez nikogo właśnie kładli broń na podłodze.
- Cokolwiek oni Panu obiecali, jestem w stanie przebić to dwukrotnie. Mam dostęp do bogactw Taris, znam wpływowych ludzi, mam kontakty w Republice. Nie może pan pozwolić im mnie zabić.
Gubernator nie miał zbyt wielu argumentów, w przeciwieństwie do Tambora, któy miał w ręku los całej planety.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Wat Tambor
Radny
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 214
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skako
|
Wysłany: Sob 17:31, 09 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Gdy Tambor usłyszał huk eksplozji odruchowo zasłonił twarz rękoma a przestrzeń miedzy radnym a drzwiami została wypełniona przez jego eskortę. Ręce opadły a uszy nasłuchiwały okrzyków i strzałów dobiegających z korytarza. Po chwili Tambor usłyszał wołanie z holu, po tych słowach na twarzy Tambora pojawił się promienny uśmiech. Ręką nakazał rozstąpić się droidom i patrzył w przerażone oczy gubernatora oczekując na słowa mężczyzny.
W między czasie droidy podeszły do rozbrojonej eskorty gubernatora i zabrały im broń.
Po wysłuchaniu żałosnej próby ratowania skóry przez gubernatora, Tambor pogrążył się w myślach. Dzięki czemu pozwolił sobie na dłuższą niepewność, która z każdą chwilą coraz bardziej wypływała na twarz mężczyzny.
Tambor zastanawiał się, czy przez przypadek cała ta sytuacja nie jest insynuacją przygotowaną przez władze Taris, aby sprawdzić jego prawdziwe intencje. Spojrzał na gubernatora i doszedł do wniosku, że gdyby taka sytuacja miała miejsce gubernator powinien dostać najbardziej prestiżową nagrodę aktorską, gdyż jego postawa była nawet bardziej niż bardzo przekonywująca. Tambor potrząsnął głową odpychając od siebie rozmyślania. Teraz nie czas na zastanawianie się tylko czas na czyny, pomyślał.
Radny wysłał dwa droidy na zwiad do korytarza, aby rozpoznały sytuację i zdały mu relację.
Natura Tambora zwyciężyła jednak i ponownie pogrążył się w przemyśleniach i analizie sytuacji w jakiej się znalazł. Jeśli ludzie Godota faktycznie rozprawili się z ochroną Gubernatora to Tambor mógł zabić mężczyznę, zgodnie z tym co krzyczeli powstańcy, bądź też jedynie wziąć do niewoli mężczyznę.
Szybko analizując wszystkie za i przeciw, uzależniając swoją decyzję od raportu jaki zdadzą mu droidy, postanowił ponownie grać na zwłokę. Gestem zaprosił Gubernatora aby spoczął na fotelu obok niego.
- Obaj jesteśmy politykami. Rozumiem, że czasem się udaje a czasem nie. Jednak dopóki nasze działania nie prowadzą do ciemiężenia istot myślących wszystko jest dobrze. - Rozpoczął moralizatorski wywód. - Jednak gdy jest inaczej mogą pojawić się bunty, niezadowolenie powstania. To także rozumiem, dlatego też nie zabiję pana.
Tambor zdał sobie sprawę jakie prowadzi życie. Opada jedna kurtyna a podnosi się kolejna zasłona. Ciągła gra słów, półsłówek, niedomówień i drobnych oraz większych oszustów.
W tym momencie Tambor też ponownie zastosował zasłonę. Zabezpieczał się przed różnymi rozwiązaniami. Jeśli zajdzie potrzeba zastrzeli Gubernatora, jeśli nie to odda go do nie woli Godotowi, a lud Taris zrobi z nim to co uzna za stosowne. W ten sposób Tambor zaskarbi sobie przychylność tarisczyków.
Siedząc w fotelu Tambor oczekiwał na raport od droidów.
[off] Sorki za długi czas oczekiwania, ale mam mało czasu a gniotów nie chciałbym wypuszczać. Podejrzewam też, że zagmatwałem trochę w poście, ale tak to już jest jak za dużo chce się przekazać [/off]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Godot
Vista Lover
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:58, 09 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Podobno Jedi zawsze mają problem z wyborem właściwej metody dyplomacji-jedni zbyt długo próbują mówić i biadolić, pozwalając by gorący smak akcji ostygł i stracił całą moc. Z drugiej strony, inni byli zbyt prędcy, upuszczając kubek z krzykiem, poparzeni.
Ten tutaj jednak miał zaskakujące wyczucie czasu, niestety. Godot musiał to przyznać.
W dodatku, jego termos został uszkodzony. Inny uznałby to za szczęście, dobry znak; on wolał rozpatrywać to jako ponure ostrzeżenie. Nie był w najlepszej sytuacji, ale mógł zawsze powiedzieć, że bywało gorzej-w końcu, raz już był na randce z Mocą, prawie dając się jej porwać w ramiona. Takie, z których się nie wraca.
Krótko mówiąc, raz już prawie umarł. Chociaż czasem się zastanawiał, czy było to właściwe. Może żył na kredyt? Może te lufy wymierzone teraz w niego miały odebrać dług? A może banthy śniły o piaskowych czerwiach? Definitywnie, mógł się teraz tylko ładnie uśmiechać i czekać na okazje, jeśli jakakolwiek wypłynie. A jeśli nie, to ją stworzyć. Otaczały go klony-nie miał jeszcze okazji walczyć z takim wrogiem, nie miał pojęcia, jak zareagowaliby gdyby ofiara, którą wedle rozkazów mają zapewne pochwycić żywą, zaczęła szaleć-zabiliby, nie wiedzieliby co zrobić? Te tańsze i głupsze droidy zapewne tkwiłyby w paraliżu decyzyjnym, ale tutaj miał urodzonych morderców. Jeśli jego siły wprowadzą odpowiednią porcję chaosu, może udać mu się wyjść z tego cało; gdy był młodszy, lubił wyzwania fizyczne. Gdyby uwaga żołnierzy przekierowana zostałaby z niego na coś innego, mógłby od tyłu powalić jednego z nich, wykorzystując jako tarczę...czy strzeliliby do własnego kompana? Niech to. Będzie musiał zlecić komuś przeanalizowanie kloniej psychiki. Oczywiście, wszystkie te pomysły torpedował fakt, że nie wiedział gdzie jest Jedi. A brak informacji odnośnie położenia psychopaty z bronią zdolną rozczłonkować Cię w trzech ruchach...no, nie psychopaty, ale fanatyka równało się osiągnięciu tego złego zakończenia. Godot w tej chwili mógł jedynie obserwować, analizować otoczenie-chociażby to, jak rozmieszczone są różne przedmioty, które mógłby użyć jako efektywną broń telekinetyczną. Tak samo, ilość przeciwników i reszta taktycznych danych byłyby naprawdę dobrym dodatkiem do aromatu tej paskudnej bitwy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Chudeusz
Ja tu tylko sprzątam
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z domu wariatów
|
Wysłany: Śro 22:22, 13 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Hotelowy pokój Radnego
Z korytarza ponownie dobiegł głos mężczyzny. Tym razem nie był już tak pewny siebie jak poprzednio. Widok Magna guardów i nieznanych droidów robił wrażenie
- Czy możemy wejść, jest nas dwójka, broń zostawimy na zewnątrz.
Droidy potwierdziły oczyszczenie korytarza i złożenie broni przez dwóch ludzi. Radny widział nerwowe ruchy Gubernatora, ze stacji dochodziły jednak dalej odgłosy walki. Co jednoznacznie wskazywało na to że opór nie został zdławiony w pierwszym starciu. Radny odczekał chwile na raport od droidów.
- Zapraszam, panowie - rzekł pewnym tonem Tambor. - Cóż macie do zaproponowania?
Dwie osoby przeszły przez gródź odprowadzane czujnym wzrokiem Droidów. Mężczyzna i kobieta weszli bardzo powoli starając się w żaden sposób nie prowokować otwarcia ognia. Kiedy stanęli przed Tamborem kobieta po raz pierwszy odezwała się.
- Jesteśmy bojownikami o wolność, a on jest mordercą.
- palec dziewczyny wystrzelił oskarżycielsko w kierunku gubernatora. Jeden Z magna guardów błyskawicznie zareagował i ręka dziewczyny opadła porażona lekkim ładunkiem elektrycznym.
- Eee... nie ma powodu do przemocy, Jestem Kratos zastępuje Godota i dowodzę operacją. A to Miv dowodzi naszymi siłami szturmowymi na stacji. Proszę wybaczyć jej zachowanie...
Gubernator na widok dziewczyny i reakcji droida odzyskał część pewności siebie.
- To są przemytnicy i wywrotowcy, złodzieje i mordercy z Takimi ludźmi chce się pan układać? Moje Służby wywiadowcze mają sporą dokumentację na każdego z nich. Jak tylko stąd wyjdę gorzko pożałujecie...
Tambor polecił dwóm droidom, aby wyszły na straż przed drzwi apartamentu. Nakazał, aby między dwoma wartownikami a resztą eskorty przebywającej wewnątrz pomieszczenia ciągle było aktywne połączenie, tak aby w razie jakichkolwiek komplikacji został od razu poinformowany.
Po chwili całą jego uwagę przyciągnęła rozmowa, która z każdą chwilą stawała się coraz gorętsza.
- Panowie i pani - dodał patrząc na kobietę - Jesteście moimi gośćmi, w związku z czym proszę o spokój i trzymanie nerwów na wodze.
- Mówił spokojnym, wręcz melodyjnym głosem. Najpierw postanowił zwrócić się do gubenratora.
- Bez wątpienia wyjdzie pan stąd. - Pozwolił przez chwilę trwać ciszy po czym dodał -
Tylko nie wiadomo w jaki sposób. - Po czym ponownie spojrzał na kobietę i rzekł
- Proszę wybaczyć mojej ochronie, oni wykonują swoje zadania, bardzo sumiennie. - Powiedział akcentując ostatnie słowa.
Tym razem zwrócił się do mężczyzny.
- Pane Kratos cóż może pan mi zaproponować? - Spytał. - Pan gubernatorze także będzie mógł się za chwilę wypowiedzieć. Zrozumcie, jestem biznesmenem, wybiorę najlepszą ofertę.
W głębi duszy Tambor nadal sympatyzował z buntownikami, w końcu darzył ich szacunkiem za to, iż wzięli swój los we własne ręce.
Gubernator wyraźnie się wyluzował, zdawał sobie sprawę z ukrytej groźby Tambora ale dopóki mógł negocjować miał szansę.
- Taris to stosunkowo bogata planeta mamy rozległe kontakty i powiązania biznesowe, także z waszymi firmami. Planeta generuje przeszło 500KC dochodu. Oczywiście znaczną kwotę przeznaczaliśmy na odbudowę. Ale pod skrzydłami Konfederacji ta kwota nie musi być tak wygórowana. Dysponujemy siatką placówek w całej republice, a także niebagatelnymi aktywami planety do których kody i numery kont znam ja. -
Gubernator ponownie oblizał wargi patrząc wyzywająco na dwójkę rebeliantów.
- Żywy jestem wart ponad 1000 KC martwy ani grosza
Dziewczyna cały czas zaciskała pięści powstrzymując się od zaatakowania grubasa. W końcu nie wytrzymała
- Potrafię to z nie go wyciągnąć, w kilka godzin. Tylko mi go oddajcie.
-Jeśli ona mnie zabije, Konfederacja Utraci fortunę. nawet jeśli ulegnę torturom nigdy nie będziecie mieli profitów z kontaktów i handlu.
- Taris jest w stanie zapewnić wielu lojalnych ludzi doświadczonych w sztuce ukrywania i kamuflażu, - Kratos przemówił spokojnie.
-Pod naszymi rządami planeta będzie pracować na rzecz Konfederacji a ludność będzie Cię wielbić panie Tambor. Taris potrzebuje tylko żywności z pobliskiego Agnamaru aby móc poświęcić się całkowicie sprawie konfederacji
Słuchając gubernatora oczy zaświeciły się Tamborowi. Wielkie kwoty jakimi rzucał gubernator nawet na tak zamożnym człowieku jakim był Tambor robiły wrażenie. Z drugiej strony Kratos proponował uwielbienie ludności Taris, co także kusiło Tambora. Dodatkowo Taris i tak przynosiłoby zyski, niezależnie czy gubernator by żył.
Tambor już wiedział co zrobi. Postanowił upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
- Trzeba panu przyznać rację Gubernatorze, martwy nie jest pan wart złamanego grosza. W związku z tym otrzyma pan życie a ja pańskie kody. Dodatkowo wypłacę panu 250KC aby mógł pan spokojnie żyć do końca swego cennego życia niczym nie niepokojony, żadną wojną ani konfliktami galaktycznymi. Jeśli nie przystanie pan na tą ofertę, pozwolę pani Miv rozszarpać pana na strzępy.
Tambor przyjął kamienną twarz i zimnymi oczyma pozbawionymi litości wpatrywał się w gubernatora.
Propozycja Radnego była z tych nie do odrzucenia, I gubernator był gotów na nią przystać. Wydawała się jednak nie do przyjęcia dla Rebeliantów. Świadomość że uosobienie ucisku, krzywd i nieszczęść biednej ludności, Wykupi się zagrabionymi pieniędzmi. Dla Miv było to zanadto. Niewielki Hold Out Blaster ukryty pomiędzy piersiami znalazł się w dłoni dziewczyny a chwile później tuż pod gardłem Gubernatora. Kratos własnym ciałem zatrzymał pikę jednego z Magna Guardów. Umożliwiając Miv osiągniecie celu. Teraz leżał na ziemi zwijając się z bólu.Dziewczyna była zdesperowana i uzbrojona. Tego nikt się nie spodziewał. Jeżeli radny chciał Obaczyć choć kredyt z Obiecanej przez grubasa kasy musiał jakoś przekonać rebeliantów do oszczędzenia grubasa.
Przejście serwisowe.
Złapali go ne ulegało wątpliwości. Jedi która przyszła rozpoznała go jako przywódcę rebeliantów. Miał przerąbane. Chyba że jego ludzie zdążą go odbić. Rozpoczęcie walki zaskoczyło nie tylko Republikan ale i samego Godota. Do środka wpadł nagle jakiś mężczyzna z blasterme w dłoni i zameldował porucznikowi który wydawał się być dowódcą oddziału.
- Jesteśmy oblężeni! - krzyknął - Atakują z obydwóch stron! Zdołali też sprzątnąć nasze klony!
- Do cholery! - zdenerwował się porucznik - Tylko tego nam brakowało! Trudno, będzie trzeba się przebić. Dwójka i Trójka - zostańcie tutaj i popilnujcie naszych "więźniów". Reszta - za mną! I niech ktoś też prześle na jednostkę dowodzenia raport z obecnej sytuacji!
Niemal od razu pobiegł w kierunku wyjścia na korytarz. Zatrzymał się jednak przed nim i poczekał na resztę.
- Dobra, plan jest taki. - zaczął znów Casdin - Wyskakujemy razem na korytarz i próbujemy przełamać impas. Faith, ty weźmiesz na siebie jedną stronę przejścia. Staraj się odbijać wszelkie nadlatujące pociski i przesuwać do przodu, żeby w końcu "naszych" strzelców sprzątnąć. Ja i reszta atakujemy w drugą stronę. Trzeba zrobić wszystko, żeby z powrotem otworzyć sobie drogę na pokład niszczyciela. Zrozumiano?! Na trzy. Raz... Dwa... Trzy!
No cóż nie dość, że dowódca zdradził mu cały plan, to do pilnowania zostawił tylko dwóch ludzi. Strzelanina na zewnątrz przybrała na sile. Godot rozejrzał się ostrożnie. strażnicy nie spuszczali z niego oczu ignorując całkowicie leżącego i pozornie martwego grubasa.
Yamm rozchylił oczy i patrzył znacząco na Godota czekając na sygnał do ataku. Drzwi po drugiej stronie przejścia serwisowego Eksplodowały i pojawiły się w nich uzbrojone sylwetki. mężczyzna nazwany przez porucznika dwójką natychmiast otworzył ogień w ich kierunku, Trójka mimowolnie obejrzał się i spuścił wzrok z Godota.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Wat Tambor
Radny
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 214
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skako
|
Wysłany: Pią 20:20, 22 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Tamborowi nawet nie drgnęła powieka. Na zewnątrz nic się nie zmieniło, metalowa powłoka nadal była w tym samym miejscu a nieliczne mięśnie widoczne gołym okiem na twarzy obcego zostały powstrzymane przed jakimkolwiek ruchem jedynie siłą woli radnego. Obraz zewnętrzny był totalnym przeciwieństwem tego, co działo się wewnątrz Tambora, gdzie szalał wielki huragan gniewu. Jego misterny plan przejęcia kontroli nad Taris przy jednoczesnym zawładnięciu pokaźną fortuną gubernatora zaczynał się walić, tak jak most nad rzeką. Tambor zacisnął pięść i postanowił, że do tego nie dopuści.
Rzucił okiem na leżącego na ziemi Kratosa i wzgardził tym człowiekiem. Jego postawa była być może bohaterska, ale zarazem głupia i nie przemyślana. Jak Tambor zauważył bohaterstwo często, a wręcz zawsze, szło w parze z głupotą, dlatego ochrona radnego zawsze składała się z najlepszych driodów jakimi dysponowała galaktyka. Roboty nie ulegają emocjom, pomyślał.
Ponownie skierował wzrok na kobietę trzymającą grubasa na muszce. Pierwsza myślą jaka nawiedziła umysł Tambora, było siarczyste przekleństwo w jego rodzinnym języku. Odepchnął od siebie wszelkie zbędne uczucia i zbłąkane myśli, jasno stawiając sobie cele do wypełnienia. Postanowił skupić się na nich i wypełnić swoje zobowiązania i zadania jakie przed sobą postawił. Umysł stał się czysty a co za tym idzie jeszcze bardziej analityczny. Tambor coraz szybciej "poruszał" szarymi komórkami starając się znaleźć wyjście z obecnej sytuacji. Przed oczyma skakoanina rysowało się kilka rozwiązań.
Mógł zabić gubernatora. Wtedy przypodobałby się rebeliantom, ale straciłby fortunę do której przez te kilka sekund zdążył się już przywiązać. Z drugiej strony mógł pozwolić aby zrobiła to za niego Miv, skutki byłyby podobne. Z trzeciej strony mógł jeszcze wycofać się ze swojego zobowiązania i zakończyć żywot rebeliantów. Czysty ruch o którym nikt by się nie dowiedział. Gubernator ocaliłby życie a Tambor dostałby jego pieniądze. Dogadać się z innymi rebeliantami też nie stanowiłoby problemu, ale tylko pod warunkiem, że śmierć Miv i Kratosa pozostałaby tajemnicą, która nigdy nie opuściłaby ścian tego apartamentu. Istniała inna możliwość, czyli zabicie wszystkich obecnych w pomieszczeniu. Tambor bardzo miał ochotę skorzystać z tej opcji. Jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że w takiej sytuacji nie zdołałby zapanować nad emocjami. Wszystkie te myśli przemknęły przez umysł Tambora z prędkością światła.
Ponownie rzucił osłoniętym okiem na Miv i gubernatora. Doszedł do wniosku, że kobieta nie do końca chce zabić gubernatora. Gdyby było inaczej mężczyzna już dawno by nie żył. Tambor szybko wywnioskował, że kobieta czegoś chce.
- Panno Miv - rzekł lodowatym a spokojnym tonem - nie chcemy się tutaj pozabijać. A może pani mi wierzyć, że umrzeć w tym pokoju można tylko na moje polecenie. A jeśli zabije pani gubernatora sprawi pani mi wielki zawód. A ja nie znoszę zawodów. - Stwierdził miłym tonem, ale nie pozbawionym nutki grozy - Pan Kratos już cierpi, a przecież nie było to potrzebne. Nasze negocjacje nie dobiegły jeszcze końca a pani skłania się ku przemocy. - Tambor czuł, że z każdym słowem mdli go coraz bardziej. - Proszę powiedzieć czego pani oczekuję a z pewnością dojdziemy do konsensusu zadowalającego wszystkie strony. - Z każdą chwilą Tambor miał coraz większą ochotę zastrzelić wszystkie organiczne istoty znajdujące się w apartamencie. - To jak? Porozmawiamy, czy od razu przejdziemy do zbędnej strzelaniny.
Tambor miał nadzieję, że wyraził się wystarczająco jasno. Śmierć gubernatora oznaczała dla rebeliantów również śmierć. Przynajmniej dopóki dopóty radny nie zdecyduje inaczej. Niewypowiedziana groźba zawisła złowrogo w powietrzu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Wat Tambor dnia Pią 20:21, 22 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Godot
Vista Lover
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:16, 23 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
No cóż. Chociaż maski idealnie sprawiają się jako symbole wyzwolicieli, inspirujące ludzi do walki i tak dalej, nadające całości tajemniczości i superbohaterskości, to gdy stajesz w szeregu z innymi podejrzanymi, a świadek ma Cię rozpoznać, to...bardziej przyjemne i mniej szkodliwe jest wylanie sobie kawy o temperaturze silników myśliwca na spodnie, ujmując to poetycko. Poezja często wiązała się z niemocą i wymuszoną bezczynnością-gdy nie możemy nic zrobić z okupantami, piszmy wiersze! W tym wypadku jednak Godot musiał powstrzymać swój zew kawowej inspiracji, gdyż w końcu w rzece przeznaczenia pojawił się prąd mu przyjazny; silni chwytają go za rogi i kierują się ku lepszej przyszłości, a słabi dają się dalej ponieść, ku mniej przyjemnym wersją nadchodzących wydarzeń.
Bykiem Godota okazał się nagły zwrot akcji, w którym jego przemili strażnicy zostali zajęci kimś zupełnie innym. Bał się, że w razie wizji odbicia go, któryś odwróci się i strzeli mu w czoło, by zapewne po śmierci zostać odznaczonym za bohaterstwo i tak dalej. A kawocholik naprawdę miał jeszcze wiele do zrobienia, wiele smaków do poznania. Skupił się, przyzywając-decydując się na bezpieczny kompromis pomiędzy szybkością a hałaśliwością-do swojej dłoni miecz świetlny, jednocześnie oceniając dystans pomiędzy sobą a Trójką. Zapalający się oręż Jedi mimo wszystko generuje pewien charakterystyczny dźwięk, trudny do pomylenia, jeśli pracuje się z dzielnymi rycerzami, jak chociażby klony. Nie zdziwiłby się, gdyby w sytuacji w której najpierw wziąłby zamach, włączył broń i *dopiero* zaatakował, zginąłby profesjonalnie postrzelony w zęby. Dlatego wolał najpierw przybliżyć miecz do klona na optymalną odległość, taką, by ostrze po aktywacji błyskawicznie przebiło biedaka bez zbędnego marnowania czasu, a potem już bardziej klasycznie przekierować się w stronę Dwójki. Całość w założeniu miała być szybka, sprawna i niezbyt przyjemna (rozczłonkowywanie droidów na tysiąc zabawnych i efekciarskich sposobów to coś zupełnie innego niż mordowanie żywych istot), ale takie już trzeba ponieść konsekwencje, jeśli chce się być przywódcą rebeliantów i takie tam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Chudeusz
Ja tu tylko sprzątam
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z domu wariatów
|
Wysłany: Śro 21:57, 03 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Hotelowy pokój Radnego
Sytuacja wyglądała groźnie, Miv z pewnością była skrajnie zdesperowana. Jej zdolność logicznego myślenia była ograniczona przez olbrzymią żądzę zemsty. Cokolwiek zrobił jej ten człowiek, musiało być to straszną zbrodnią.
Kilka uderzeń serca później do gorącej głowy dziewczyny dotarł sens słów Radnego i ukryta w nich groźba. Dziewczyna spojrzała w twarz Tabmora. Być może szukała, zrozumienia, może śladu blefu. Znalazła jednak tylko zimną sztuczną maskę cicho posykującą w rytm oddechu radnego. Leżący na podłodze Kratos i zgromadzone dookoła droidy stanowiły konkretne argumenty. Odwróciła się i patrząc prosto w oczy gubernatora wysyczała z nienawiścią.
- Będę Cię ścigać do końca swoich dni. Być może teraz zdołasz mi umknąć ale będziesz się bał resztę swojego nędznego życia. A pewnego pięknego dnia przyjdę po ciebie. Śmieciu.
Słowa dziewczyny przepełniała nienawiść i bezsilna wściekłość. Gubernatorowi nie drgnęła nawet powieka, widać nie pierwszy raz słyszał podobne groźby. Stał i zwyczajnie czekał aż dziewczyna się wygada. Było w tej scenie coś upokarzającego, i smutnego zarazem. Miv odwróciła się do Tabmora i odłożyła broń. Radny był panem sytuacji i wszystko ułożyło się znacznie lepiej niż przypuszczał.
Podczas gdy jeden z Magna Guadów odciągnął dziewczynę od gubernatora, comlink radnego zapiszczał. Awaryjna częstotliwość łączności z kapitanem okrętu Tambora. To musiało być coś ważnego.
- Panie Radny dostaliśmy priorytetową wiadomość od Generała Grievousa. Jego flota znajduje się już w sektorze, a sam generał wysłał wsparcie... oficer przełknął ślinę Leci do Pana Aura Sing... ma rozkazy od samego generała Gievousa. A skoro flota jest w pobliżu to ukrywanie się przestaje być konieczne. Jakieś rozkazy? Kapitan należącego do Tabmora Talyc Gra'tua najwyraźniej chciał poczuć się potrzebny.
Przejście serwisowe.
Godot szybko wstał i niczym artysta malujący obraz, szybkim pociągnięciem pędzla nadaje ekspresji dziełu. Tak Godot płynnym ruchem dłoni zgładził jednego ze strażników samą aktywacją miecza. Miał absolutną rację w swych przewidywaniach. Trójka słysząc odgłos aktywacji miecza obrócił się błyskawicznie starając się wycelować w kierunku byłego Jedi. Na nic zdały się jednak lata treningu, zabójczą skutecznością miecz świetlny błysnął po raz kolejny. Zaskwierczało palące się ciało. Dłonie mężczyzny opadły z głuchym stukiem wciąż kurczowo ściskając broń. Człowiek upadł ciężko z szokiem na twarzy wpatrując się w kikuty. Siedząca dotąd w bezruchu Celesa otrząsnęła się i ruszyła z pomocą. Również udający martwego Yamm pozbierał się z podłogi przywołując ręką biegnących w ich kierunku rebeliantów. Godot nie zdążył wyłączyć miecza gdy do pomieszczenia wpadli Republikanie z Porucznikiem i jedi na czele. Nastała krótka chwila obustronnej konsternacji.
Dwójka leżał na podłodze... martwy ze śladami cięć miecza świetlnego. Trójka z odrąbanymi dłońmi siedział bezradnie na ziemi a jego ranami zajmowała się lekarka Godota. Nad świeżym jeszcze trupem dwójki stał sam Godot z aktywnym mieczem świetlnym w dłoni. Za nim stała cała banda uzbrojonych w zbieraninę wszelkiej broni ludności stacji. Sytuacja była patowa. Powstańcy z pewnością mieli przewagę liczebną, ale zza pleców republikan wyszła Jedi z aktywnym mieczem w dłoni. Jej głos był stanowczy i nie znoszący sprzeciwu. Kiedy przemówiła czuć było moc dającą jej siłę.
- Pozwól im odejść, żadne z nas nie zyska na wzajemnym wymordowaniu się.
Jedi miała rację strzelanina w takim wąskim przejściu musiała zakończyć się masą trupów, a ludzie porucznika mieli jeszcze kilka granatów zostawionych "na czarną godzinę" Rebelianci Godota również nie wyglądali na szukających śmierci fanatyków. Być może gdyby przeciwnikiem byli strażnicy gubernatora podjęliby walkę. stojąc jednak naprzeciw świetnie wyszkolonych republikańskich żołnierzy nie przejawiali nadmiernej ochoty do walki.
<Skrr> Comlink zaskrzeczał i rozległ się niespokojny głos należący do oficera łącznościowego okrętu.
- Przerwać misje, natychmiast wracajcie na pokład. Jeżeli powrót jest niemożliwy wdrożyć procedurę SYA!! Powtarzam...
Porucznik szybkim ruchem ściszył Comlink ale niewiele to poprawiło gównianą sytuację oddziału Republiki.
Kawożlop pośpiesznym spojrzeniem ogarnął sytuacje na polu bitwy. Stracili już przewagę zaskoczenia, a zbędne narażanie życia jego podopiecznych mogłoby poważnie zepsuć jego reputacje w oczach ludności planety, czego nie chciał. Plus, najzwyczajniej w świecie nie czuł by się dobrze widząc ich śmierć. Może dla separatystycznych liderów życie jego ludzi było dużo mniej ważne niż osłabienie republiki i pochwycenie Jedi! Godot nikomu nie życzył takiego losu. Zamaskowany uśmiechnął się pewnie w stronę swoich ludzi, jednocześnie wykonując drobny, uspokajający gest ręką. Odwrócił się do reprezentantki ich wroga, opuszczając miecz ku ziemi.
-Nie widzę najmniejszego problemu w pozwoleniu im odejść i nie wydaje mi się, by moi przyjaciele widzieli jakieś.
Zwolnił odrobinę. Przyłożył palec wskazujący do górnego krańca maski. -Nie jesteśmy jak tyrani, których staramy się obalić, chociaż Republika miała swój udział w zbrodniach które tutaj się odbywały. Ale to politycy powinni odpowiedzieć, a nie ich podwładni. Dlatego z przyjemnością pozwolę dzielnym żołnierzom na opuszczenie planety bez obawy o złą wolę czy przemoc, zapewniając poszkodowanym niezbędną pomoc medyczną. Miałbym tylko jedną prośbę...
Uśmiechnął się rekinio i pogładził po zaroście na twarzy
-Chciałbym, by pani Jedi została tutaj trochę dłużej. Chciałbym zapoznać ją z danymi odnośnie tego, na co Republika i Zakon przymykały oczy, pozwalając lojalnym im władzom na robienie tego co żywnie im się podoba, póki oddają swoją część kredytów. Obiecuje odprawienie szlachetnej niewiasty na bezpieczne terytorium neutralne za kilka dni czasu miejscowego.
Jedi stała, przez chwilę tocząc wewnętrzną walkę, po chwili jednak Wyłączyła miecz.
Zgoda.
Dumnie uniesiona głowa kobiety i wojowniczo wysunięty podbródek, zdawały się przeczyć wypowiedzianym właśnie słowom. Również zaskoczenie malujące się na twarzy oficera Republiki było dowodem ze nie spodziewał się takiego rozwiązania.
Godot tryumfował...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Wat Tambor
Radny
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 214
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skako
|
Wysłany: Czw 22:44, 04 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Po krótkiej chwili niepewności sytuacja ponownie wróciła do normy. Normy, czyli pod panowanie Tambora. Obecny stan rzeczy spowodował, iż na twarz skakoanina wypłyną drobny uśmiech. Tambor poczuł się pewniej, dzięki czemu mógł się troszkę rozluźnić. Jednak nie za bardzo, gdyż w dalszym ciągu znajdował się w niebezpiecznym położeniu. Zagrożenie czyhało z każdej strony - rebeliantów, lojalistów - i w każdym zakamarku stacji. Tambor nazwałby obecne rozluźnienie: statecznym lecz czujnym.
W milczeniu obserwował całą sytuację. Gniewne wypowiedzi kobiety nie robiły na nim najmniejszego wrażenia. Po pierwsze i najważniejsze nie były skierowane do niego a nawet gdyby były natychmiast wydałby rozkaz rozstrzelania kobiety. Po kilku sekundach ciszy Tambor postanowił przejąć ponownie inicjatywę. Gdy miał już przemówić odezwał się jego comlink. Odebrał go gdyż uznał, że może sobie na to pozwolić. Zdawał sobie sprawę, że to nie do końca uprzejme w stosunku do reszty istot organicznych znajdujących się w pomieszczeniu. W skupieniu wysłuchał słów kapitana i odparł.
- Kapitanie, rozkaz może być tylko jeden: czekać. - Odparł trochę zdziwiony.
Współpraca z kapitanem zawsze układała się dobrze, gdyż każdy z nich znał swoje kompetencje i nie wchodził drugiemu w paradę. Przez ten czas na pokładzie obaj panowie zdążyli się już poznać. Tambor niejednokrotnie podkreślał jak ważne dla niego jest jego bezpieczeństwo i unikanie wszelkiego ryzyka. Ryzyko to było jedna z wielu rzeczy, które Tambor podejmował po wnikliwej analizie. Aby podjął jakieś ryzykowne kroki nagroda za powodzenie musiała być wystarczająca. Tamborowi zdawało się, że kapitan poznał już jego system wartości.
- Sing proszę zostawić mnie. Jak tylko tu przybędzie to znajdę dla niej... - Zawiesił głos w poszukiwaniu odpowiedniego słowa. - satysfakcjonujące zadanie. - Oczywiście dla Tambora satysfakcjonujące.
Już miał się rozłączać, ale zdecydował się jeszcze przypomnieć o pewnej sprawie twi'lekowi piastującego pozycję kapitana.
- Proszę również pamiętać, iż "Talyc Gra'tua" to okręt oddany pod moją komendę, okręt nie należy do floty generała Grieviousa. O dołączeniu naszego wsparcia flocie będę dyskutował jedynie z generałem. To wszystko. Rozkaz brzmi czekać i nasłuchiwać.
Tambor zakończył rozmowę naciskając guzik. Spojrzał po pomieszczeniu przyglądając się stojącym w nim osobom, rzucił okiem na leżącego Kratosa. Co to ja miałem powiedzieć? - zastanawiał się, gdyż wiadomość od kapitana wytrąciła go z nierozpoczętej rozmowy. Ach, tak - przypomniał sobie.
- Rozumiem gubernatorze, że się dogadaliśmy. Od razu również zapewniam, że nie będę pana chronił przed panną Miv i innymi obywatelami Taris. Po przekazaniu pieniędzy będzie mógł pan opuścić planetę. A co stanie się potem, to już nie mój interes.
Tamborowi wydało się, że otyły mężczyzna wyraził niewypowiedzianą zgodę, więc pozwolił sobie przejść do kolejnego etapu.
- Panno Miv - zwrócił się do jeszcze dygoczącej kobiety. - Proszę nawiązać kontakt z Godotem, zależy mi na jak najszybszym kontakcie z nim. Zakończmy w końcu ten konflikt i zapewnijmy spokój i dobrobyt Taris. - Zakończył pompatycznym tonem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Godot
Vista Lover
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 16:02, 23 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Godot uśmiechnął się nieznacznie.
-Idźcie i bierzcie ich. Nie chce mieć z wami nic wspólnego. Skierował światła wizjerów maski na Jedi. -W przeciwieństwie do tej pani, którą zapraszamy...Yamm, zaopiekuj się nią, zupełnie tak jakbyś miał tutaj księżniczkę. Przebierz ją, zadbaj by nie miała przy sobie nic czym mogłaby się skaleczyć lub przypalić, a następnie przypilnuj w jakieś odosobnionej wieży, by przypadkiem ktoś nie skojarzył jej profesji. Bo wtedy jej następny kubek kawy byłby bardzo, bardzo gorzki...i podany pewnie przez samego Hrabiego.
Kawofil jeszcze raz po wszystkich, po czym rzucił krótkie Idziemy. Operacja start. Powiadomić gościa, że udało mi się wymknąć republikanom i jestem w drodzę. i sam skierował się ku Tamborowi, jedynie z panią medyk za kompana. Ona była mu nieodłączną...
-A z Tobą, przemiła Jedi, porozmawiam gdy zaraz gdy tylko znajdę chwilę. Zdecyduj się tylko, jak bardzo gorzka będzie...Twoja kawa.
[to wszystko wyżej jest z założeniem, że Republikanie grzecznie biorą rannych i biorą pupy w troki. Wybaczcie długi brak posta, przyczyny losowe.]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Chudeusz
Ja tu tylko sprzątam
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z domu wariatów
|
Wysłany: Śro 12:06, 22 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Pokład stacji.
Walki dogasały, kapitulacja sił ochrony zbiegła się z ucieczką republikańskiego okrętu i ostatecznym zwycięstwem buntowników. Watt mógł spokojnie obserwować nierówną walkę republikańskiego krążownika z siłami planetarnymi. Liczne jednostki opuszczały w pośpiechu stację. Zapewne zwiewający dygnitarze i notable obalonego rządu. Jakże przewrotny potrafi być los. Nieliczne jednostki transportowe które dotarły do systemu oczekiwały na zezwolenie na lądowanie bądź ulatniały się chyłkiem woląc poczekać na korzystniejszy moment. W chwilowym chaosie panującym w otoczeniu stacji nikt nie zauważył lądowania niewielkiej jednostki wiozącej Aurrę Sing. Droid zaanonsował przybycie specjalnej wysłanniczki Generała Grievousa. Watt lekko skinął głową i po chwili blada morderczyni weszła do pokoju, w którym przebywał. Po wyprowadzeniu gubernatora i opuszczeniu pokoju przez bojowników zrobiło się w nim dość pusto. Teraz Aurra wypełniła ową pustkę swoją aurą.
- Grievous prosił mnie abym pomogła Ci skończyć negocjacje i zajęła się znajdującymi się na pokładzie jedi. Ludzie szepczą że Godot zabił z tuzin jedi jedną ręką. To znaczy że przynajmniej jeden z nich znajdował się na stacji. Kobieta pogładziła rękojeść miecza ze złym uśmiechem na twarzy jeśli potrzebujesz usunąć kogoś wystarczy że mi go wskażesz. Dawno nie pracowałam dla Generała.
Watt zadumał się na chwile spoglądając na kobietę której metody tak bardzo różniły się od jego własnych…
Kilka minut później rozmowę z Aurra przerwał komunikat ochrony informujący, że Godot wreszcie dotarł i prosi o rozmowę z radnym.
Mężczyzna który wszedł do pokoju od razu przykuł wzrok znajdujących się w pomieszczeniu osób. Nie był to wynik szczególnego wyglądu, jak w przypadku Sing ale raczej specyficznej aury otaczającej człowieka w masce na twarzy. Zaraz za nim wślizgnęła się jakaś kobieta. Droidy nauczone poprzednimi przykrymi doświadczeniami od razu skoncentrowały na niej swoją uwagę. .. Przez chwilę zapadła niezręczna cisza.
Tymczasem Yammn masował obolałą szczękę. Ból twarzy był efektem próby przebrania jedi w zwykłe ubranie. Samo schwytanie i przetrzymywanie kogoś władającego mocą było dostatecznie trudne, co dopiero traktowanie jak księżniczkę… Na szczęście przypomniał sobie jedną z barowych bajd o śpiącej Coreliance, którą może obudzić jedynie pocałunek księcia. Postrzał z pistoletu ogłuszającego nie jest może zbyt kulturalnym rozwiązaniem ale z pewnością zaoszczędzi wiele bólu obu stronom. Mężczyzna skrzyknął kilku powstańców i zaaplikowawszy Faith solidną dawkę środków nasennych umieścił kobietę na noszach i ruszył w głąb stacji..
[off] wreszcie mi się udało. Watt mozesz wydać rozkazy Aurze nie koniecznie w poście <papug> tajne przez poufne w PW
Spam dostałeś raport o opanowaniu stacji, jedynie w przestrzeni jeszcze jakieś repy się leją. [/off]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Wat Tambor
Radny
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 214
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skako
|
Wysłany: Pią 12:39, 25 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Gdy pomieszczenie opuszczali rebelianci i gubernator, Tambor doskonale wiedział już co zrobi z ludzi wychodzącymi. Nie widział jeszcze co zrobi z kobietą wchodzącą do jego tymczasowego biura. Wat przyjrzał się uważnie wchodzącej kobiecie. Z pozoru zwykła kobieta o nieprzyjemnym obliczu, w rzeczywistości była doskonałą morderczynią. Tambor odnotował swym skrupulatnym okiem kilka szczegółów odróżniających rozmówczynię od innych ludzi. Długie, nienaturalne palce oraz dziwna antenka wystająca z czaszki kobiety pozwoliły Tamborowi zaliczyć ją do wąskiej grupy humanoidów. Szczególnie zaciekawiła go antenka.
Gdy Aurra odezwała się w pomieszczeniu rozszedł się dźwięk jej cichego głosu. Sing oznajmiła, iż przysyła ją generał Grievous. Mimo tego i świadomości, że morderczyni jest na usługach KNS, Tambor wcale nie obniżył poziomu ostrożności. Od samego początku nie ufał kobiecie i nic się nie zmieniło. Właściwie w pomieszczeniu nie było nikogo komu by ufał z wyjątkiem swojej blaszanej ochronie. Choć droidy często bywają zawodne, pomyślał. Pierwszą rzeczą jaką postanowił było sprawdzenie Sing i przydzielenie jej prostego zadania.
Wręcz w doskonałym momencie nadeszłą do tego sposobność, gdy ochrona oświadczyła, iż Godot się zbliża. Tambor ponownie spojrzał na Aurrę i uśmiechnął się pod maską. Podszedł do kobiety i cicho wysapał jej w ucho polecenia. Gdy skończył odwrócił się. Kierując się do ku fotelowi, na którym wcześniej przesiadywał, wcisnął trzeci guzik od lewej na opasce znajdującej się na nadgarstku. Był to zaszyfrowany znak dla mechanicznej eskorty,aby ochraniali go przed Aurra jak i Godotem. Ponad wszystko własne życie, takimi zasadami kierował się przewodniczący. No i pieniądze, pomyślał i lekko się uśmiechnął. Rozsiadł się wygodnie i gestem zaprosił Godota.
Do pomieszczenia wszedł stosunkowo młody mężczyzna. Twarz zakrywała mu dziwna maska, ale to akurat wzbudziło sympatię skakoanina, który przecież również nosił maskę. Jednak nawet przez chwilę nie stał się mniej czujny. Tuż za Godotem wślizgnęła się kobieta, której obecność została odnotowana przez Tambora.
-Witam - rozpoczął Tambor. - Proszę siadać panie Godot. Gratuluję zwycięstwa - Lekko ukłonił głowę na znak szacunku. Ile w tym zachowaniu było kurtuazji a ile szczerego podziwu wiedział tylko Tambor. Po chwili jednak jego twarz sposępniała. - Przejdźmy do sedna sprawy. Taris, mam nadzieję, jest teraz szcześliwym członkiem Konfederacji? - Zapytał, ale odpowiedź jakiej spodziewał się usłyszeć mogła być tylko jedna.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
|
|